Eksperymenty
gospodarcze rządu PiS grożą Polsce katastrofą - ostrzega prof. Leszek Balcerowicz. Emocje
dobrze ukrywa, ale jego współpracownicy mówią, że jeszcze nigdy nie był tak
wzburzony cynizmem i podłością polityków
Radosław Omachel
Teraz paraliż Sejmu. Wcześniej obezwładnienie
i przejęcie Trybunału Konstytucyjnego. Fatalne relacje z sojusznikami na
Zachodzie, za to wzmacnianie gospodarczej roli państwa na modłę białoruską.
Polska pod rządami PiS jest na najlepszej drodze do zmarnowania osiągnięć
ostatniego ćwierćwiecza. Były wicepremier i prezes NBP Leszek Balcerowicz
naprawdę niepokoi się o losy kraju. Ale nie zamierza siedzieć z założonymi
rękami. Podtrzymuje to, co napisał w tytule swojej książki: „Trzeba się bić z
PiS o Polskę”.
W OBRONIE DEMOKRACJI
70-letni (urodziny ma
w tym tygodniu) autor największych reform gospodarczych w dziejach Polski
wyraźnie się ostatnio unowocześnił. Jest aktywny na Twitterze, gdzie jego wpisy
obserwuje prawie 200 tys. osób. Jego profil na Facebooku śledzi 64 tys. osób
(dla porównania: profil Grzegorza Kołodki -13 tys., a Marka Belki niewiele
ponad 200 osób).
W sieci twardo
dyskutuje i „bije się o Polskę”, choć nie brak internautów, którzy mają mu za
złe liberalne poglądy i powtarzają dawne hasło Andrzeja Leppera: „Balcerowicz
musi odejść”. „Skąd się pan tego nauczył o wolnym rynku? Z białoruskich
podręczników?” - odpisał niedawno na Twitterze jednemu z krytyków
wolnorynkowego kapitalizmu.
W jednym z najnowszych wpisów profesor cytuje Waltera
Ulbrichta, dyktatora NRD z nadania Związku Radzieckiego, który o
„demokratycznych” porządkach w swoim totalitarnym kraju mówił: „Mają wyglądać
na demokrację, ale wszystko ma być w naszych rękach”. Brzmi znajomo?
- W przypadku PiS
mamy do czynienia ze strategicznym, niedemokratycznym celem, którym jest
opanowanie całego państwa. Rządzący robią to metodami, które po 1989 roku się w
Polsce nie zdarzały - mówi wyraźnie wzburzony prof. Leszek Balcerowicz w
rozmowie z „Newsweekiem”. - Jeżeli rząd PiS w jaskrawy sposób uderza w rdzeń
konstytucji, czyli w Trybunał Konstytucyjny, jeżeli potem bezwstydnie go
przejmuje, to jest to jasny sygnał, że w Polsce nie obowiązują żadne reguły.
To jest także sygnał dla inwestorów - dodaje. - Zarówno polskich, jak i
zagranicznych.
Profesor zapowiada
serię raportów FOR (Fundacji Obywatelskiego Rozwoju) o polityce gospodarczej
rządu: o skutkach dokręcania śruby podatkowej czy wypychaniu z rynku
prywatnego biznesu i zastępowaniu go państwowym monopolem (coś takiego dzieje
się teraz w przypadku części ratownictwa medycznego). - Demaskowania
populistycznej, partyjnej propagandy, która szkodzi Polsce, nigdy nie będzie za
wiele - mówi Balcerowicz.
CZAS POPULISTÓW
Koniec grudnia,
siedziba Fundacji Obywatelskiego Rozwoju - założonego przez Balcerowicza
dekadę temu think tanku. Konferencja poświęcona gospodarczym pomysłom premiera
Węgier Viktora Orbana oraz rządu Prawa i Sprawiedliwości.
Balcerowicz
wylicza: Orban upolitycznia gospodarkę i wzmacnia władzę polityków nad
biznesem, tak jak na Białorusi. A także buduje kastę zaprzyjaźnionych z obozem
władzy oligarchów, którzy przejmują kontrolę nad mediami i wspierają swojego
politycznego protektora - tak jak to się dzieje w Rosji Putina.
- W polityce PiS nie widać na razie dążenia do budowy
oligarchii - przyznaje Balcerowicz - ale wyraźne jest rozszerzanie władzy
polityków nad gospodarką, na przykład przez nacjonalizację banków i wspieranie
państwowych monopoli. W tym sensie kurs na Białoruś jest ewidentny.
Widać to zresztą
gołym okiem. Z wizytami do Mińska pofatygowali się między innymi szef MSZ
Witold Waszczykowski i odpowiedzialny za gospodarkę wicepremier Mateusz
Morawiecki. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski po podobnej wizycie nie
szczędził słów uznania dyktatorowi Łukaszence, „ciepłemu człowiekowi”, jak go
nazwał, który troszczy się o swój kraj. W tym samym czasie resort Waszczykowskiego zapowiedział praktyczną likwidację nadawanej z Polski, ale po
biało rusku, telewizji Biełsat - informacyjnej odtrutki dla zalewanej reżimową
i rosyjską propagandą Białorusi.
Były prezes NBP w
rozmowie z „Newsweekiem” przyznaje, że niepokoi go rosnąca fala populizmu w
zachodnich demokracjach. Antyliberalne, protekcjonistyczne hasła zapewniły
referendalne zwycięstwo zwolennikom Brexitu, wyniosły do władzy PiS,
doprowadziły do prezydentury Donalda Trumpa. Ale w Polsce - mówi - rozmontowywanie
demokratycznych instytucji poszło dużo dalej.
- W USA nadal jest
demokracja, nadal szanuje się tradycje polityczne. Nawet Trump nie ośmielił
się zaatakować Sądu Najwyższego jako instytucji. Tymczasem kaczyzm to
bezprzykładne ataki na instytucje połączone z niemerytorycznymi atakami na
sędziów; na przykład na profesora Rzeplińskiego. I to za pomocą propagandy,
która przypomina propagandę nazizmu i komunizmu. Oczernia się ludzi,
krytykując ich prawdziwych lub rzekomych przodków! Czy autorzy takich oskarżeń
nie zdają sobie sprawy z tych podłości?! Czy są moralnymi daltonistami, czy
też zwykłymi łajdakami!? - grzmi prof. Balcerowicz.
I dodaje: - Polityka PiS głęboko dzieli Polaków, osłabia
armię i kompromituje Polskę w oczach głównych sojuszników. To są czyny
haniebne! I to w czasach, gdy Putin pokazał, co potrafi, w Gruzji, na Ukrainie,
a ostatnio na Zachodzie, gdzie jego służby swoimi materiałami wpływały na wynik
wyborczy.
W zeszłym tygodniu
Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla jednego z węgierskich dzienników cieszył
się, że w Europie Środkowej zaczyna powstawać przeciwwaga dla Brukseli. Chyba
rzeczywiście tak jest. Tylko czy jest się z czego cieszyć? Bo przecież to my
jesteśmy bardziej zależni od sojuszników z Zachodu - gospodarczo, politycznie
i militarnie - niż oni od nas. A teraz ich obrażamy, lekceważymy i krytykujemy,
zamiast zabiegać o dobre relacje z nimi. Andrzej Rzońca, były członek Rady
Polityki Pieniężnej, współpracownik FOR i prawa ręka Balcerowicza, kwituje: -
Wielkim sukcesem ostatnich 25 lat było zbudowanie w Polsce instytucji na wzór
zachodnich demokracji. Obecna władza te osiągnięcia rujnuje, odcina nas od
związków z Zachodem i spycha ku Wschodowi.
Wymierne skutki tej
polityki widać już w gospodarce.
KRAJ BILIONERÓW
W ubiegły wtorek, tuż
przed południem, przy rondzie Dmowskiego w centrum Warszawy zawyły trąbki.
Grupa młodych aktywistów z czarnymi balonikami przywitała w ten sposób
aktualizację zainstalowanego jeszcze jesienią 2010 roku licznika długu
publicznego. Na telebimie pojawiła się jedynka i dwanaście zer. Jawny dług
publiczny przekroczył bilion złotych.
Kiedy Forum
Obywatelskiego Rozwoju uruchamiało licznik, dług publiczny wynosił 724 miliardy
złotych i rósł o 150 milionów złotych na dobę. Politycy Prawa i
Sprawiedliwości krytykowali wtedy rząd Donalda Tuska za zadłużanie przyszłych
pokoleń. Teraz to oni je zadłużają - tyle że w dużo szybszym tempie. Od
przejęcia władzy przez PiS dług publiczny wzrósł o 73 mld zł. Na liczniku
Balcerowicza co dzień przybywa ćwierć miliarda.
Ekipa Jarosława Kaczyńskiego bagatelizuje sprawę. Skoro w
potężnych gospodarczo Niemczech zadłużenie państwa sięga 70 procent, a u nas
dopiero dobija do 54 proc. PKB, to czym tu się martwić?
- Lekceważenie
poważnych problemów to głupota i szkodnictwo - mówi Leszek Balcerowicz. - To,
że Niemcy mają niższą relację długu do PKB niż Polska, nic nie znaczy. Bo
Niemcy, pożyczając pieniądze, płacą 0,27 proc. odsetek, a oprocentowanie
obligacji polskiego państwa wynosi 3,7 proc. i rośnie. Należymy do tych krajów
Unii, które za pożyczanie kapitału płacą najwięcej. I coraz więcej.
Koszt kapitału
zależy od instytucji finansowych, które kupują rządowe obligacje. I wraz z tym
podejmują ryzyko - na przykład bankructwa kraju. Im to ryzyko jest wyższe, tym
wyższej stopy zwrotu oczekują. W połowie 2015 roku oprocentowanie polskich
10-letnieh obligacji skarbowych wynosiło ok. 2,5 proc. Teraz jest o jedną
trzecią wyższe. A powodem tego jest między innymi nieprzewidywalna polityka
gospodarcza.
CZARNY SCENARIUSZ
Twórca polskich
przemian gospodarczych formalnie pozostaje poza polityką już od półtorej
dekady, odkąd mandat posła Unii Wolności zamienił na fotel prezesa NBP. W
rzeczywistości jako szef banku centralnego wchodził w ostre spory z kolejnymi
ekipami rządowymi. Potem - już jako naukowiec i szef FOR zaciekle bronił
oszczędności emerytalnych, które rząd Tuska zabrał z OFE, żeby obniżyć wskaźnik
długu publicznego. Tuska i ministra finansów Jacka Rostowskiego oskarżał o
zamach na przyszłe emerytury, porównał ich nawet do prof. Rońdy, eksperta
Macierewicza, który otwarcie przyznał, że łgał w sprawie dowodów na zamach w
Smoleńsku.
Ale ani za rządów
SLD, ani za pierwszego rządu PiS, ani w czasach koalicji PO-PSL Balcerowicz
nie potępiał całej polityki gospodarczej rządu. Aż do teraz.
- Wśród
dotychczasowych decyzji gospodarczych tej ekipy trudno wskazać coś, co
zasługiwałoby na pochwałę. Rząd PiS realizuje najczarniejszy z możliwych
scenariuszy, i to z nawiązką - uważa prof. Balcerowicz.
Niesłychanie
kosztowny program 500+, który ma spowodować, że Polki będą rodziły więcej
dzieci, w tym roku będzie kosztował 23 mld zł. Tych pieniędzy w budżecie nie
ma, trzeba je będzie pożyczyć - głównie za granicą. - Uruchamiając tak
kosztowny program, rząd powinien przedstawić rzetelne analizy, pokazujące, w
jaki sposób te pieniądze zwiększą wzrost dzietności. Takich analiz nie było,
więc z punktu widzenia deklarowanego celu program 500+ jest ogromnym
marnotrawstwem. Prawdziwy jego cel jest czysto partyjny: przez rozdawnictwo publicznych
pieniędzy PiS próbuje kupić sobie głosy - nie ma wątpliwości twórca FOR.
W podwyższeniu
płacy minimalnej (PiS od stycznia ustalił minimum na poziomie 2 tys. złotych) Balcerowicz widzi nadmierną ingerencję
polityków w gospodarkę.
- Politycy nie są od oceniania, czy płace rosną szybko, czy
wolno, tylko od tworzenia warunków przyciągających inwestorów i miejsca pracy
- mówi. Krytykuje też przejmowanie przez państwo kolejnych banków.
Zdaniem
Balcerowicza najgorsze jest obniżenie przez PiS wieku emerytalnego. Wypchnie
to z rynku pracy kilkaset tysięcy ludzi i będzie kosztować nawet kilkanaście
miliardów złotych rocznie. Skąd państwo weźmie te pieniądze? Wiadomo - z
kolejnych pożyczek i ze zwiększania podatków.
DRONY I ANDRONY
Na Węgrzech Viktor Orban
mimo wszystko dba o zmniejszenie deficytu. Nie obniżył podwyższonego
wcześniej wieku emerytalnego, a jego polityka prorodzinna w postaci ulg
podatkowych zachęca ludzi do pracy. PiS realizuje pomysły Fideszu wybiórczo -
wybiera tylko te złe - komentuje poirytowany Balcerowicz.
Szans na rewizję
tej strategii na razie nie widać. Wicepremier Morawiecki, który miał być
gwarancją racjonalnych decyzji gospodarczych ekipy PiS, rozczarowuje. -
Twierdzi, że w końcu, po 25 latach, mamy patriotyczny rząd i kompetentne kadry.
Czysta groteska! Milczy w obliczu szkodnictwa PiS, godzi się z ciosami
wymierzonymi w rządy prawa i Trybunał Konstytucyjny. Milczy w sprawie psucia
finansów publicznych, a za pozytyw uznaje wzrost arbitralnej władzy polityków,
którym się wydaje, że wiedzą lepiej, czy polskie firmy mają produkować drony,
czy gry komputerowe! - rozkłada ręce Balcerowicz. - Byłoby straszne, gdyby rzeczywiście wierzył w to, co mówi. A wygląda na to,
że wierzy.
- Działania PiS
uważam za nieracjonalne, niezrównoważone i głupie. Jak każdej populistycznej
partii - wtóruje mu Ivan Mikloś, długoletni wicepremier i minister finansów
Słowacji. Wyciągnął swój kraj z gospodarczej zapaści po rządach populisty
Mećiara - podobnie jak to zrobił Balcerowicz w Polsce na początku lat 90. Teraz
obaj współpracują na Ukrainie, gdzie szefują SAGSUR (Strategie Advisory Group for
Supporting Ukrainian Reforms), czyli grupie doradców, którzy pomagają rządowi
naszych wschodnich sąsiadów w gospodarczej transformacji.
Kiedy dwie
dekady temu Ukraina wybijała się na niepodległość, zamożność (a raczej bieda)
była tam na poziomie porównywalnym z Polską z początku lat 90. - przypomina
Balcerowicz. I od tamtej pory niewiele się pod tym względem zmieniło.
DRUGI PLAN BALCEROWICZA
Prace grupy
Balcerowicza i Miklośa ruszyły w marcu zeszłego roku. - Balcerowicz
odpowiada między innymi za decentralizację, współpracuje z resortem zdrowia
przy reformie systemu. W imieniu rządu Ukrainy utrzymuje bliskie relacje z Międzynarodowym
Funduszem Walutowym z Unią Europejską - mówi Mykoła Kniażycki, były
dziennikarz, dziś deputowany Frontu Narodowego.
We wrześniu Mikloś
i Balcerowicz przedstawili pakiet propozycji deregulacji gospodarki, zmian w
służbie zdrowia i przekształceń własnościowych i organizacyjnych w sektorze
publicznym.
- W dwa lata Ukraina przeprowadziła więcej reform niż przed
poprzednie dwie dekady. I jest w tym udział Balcerowicza. Ale biurokracja nadal
jest tu silna, wiele spraw trzeba przepychać kolanem - przyznaje były minister
transportu Sławomir Nowak, który teraz odpowiada na Ukrainie za drogi.
Żółwie tempo
ukraińskich reform tak bardzo frustruje Balcerowicza, że zastanawiał się, czy
warto ciągnąć tamtejszą misję. Postanowił wypełnić do końca upływający w marcu
roczny kontrakt.
- Profesor ma trudny, bezkompromisowy charakter i skłonność
do abstrahowania od uwarunkowań politycznych - mówi ostrożnie znajomy Balcerowicza,
który pracuje dla administracji w Kijowie. - Brak skłonności do kompromisu nie
ułatwia mu tutaj pracy. Balcerowicz jeździ na Ukrainę średnio co 10 dni. („Poranny
lot do Kijowa jest o 5.50. Trzeba wstać przed 3” - mówi). Bardziej jednak
skupia się na tym, co robić, żeby to Polski za jakiś czas nie trzeba było wyciągać
za uszy z kryzysu - tak jak dziś Ukrainy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz