Cel Kaczyńskiego:
zniszczyć wszystko, co w Polsce liberalne, obywatelskie, niezależne od jego
władzy. Cel jego prawicowych sojuszników stworzyć w Polsce państwo wyznaniowe. Czy
te dwie wizje wejdą ze sobą w konflikt?
Wielu
obserwatorów konfliktu politycznego w Polsce wciąż jest autentycznie
zdziwionych, czemu priorytetem uderzenia PiS wcale nie są Platforma,
Nowoczesna czy różne niedobitki partyjnej lewicy Celem ataków propagandowych,
działań kontrolnych, obcinania dotacji, a wreszcie utrudniających działanie
zmian prawa stały się KOD, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, organizacje
pozarządowe, sądy, instytucje kultury, media prywatne. A więc instytucje
świeckiego i liberalnego społeczeństwa obywatelskiego.
Oprócz prób podporządkowania PiS samorządów, planów złamania środowiska
sędziowskiego, poza tzw. reformą edukacji, będącą okazją do programowej i
personalnej przebudowy polskiej szkoły, rozpoczyna się atak prawicy na środowisko
akademickie. Wkrótce znowu na polskich uczelniach pojawią się „marcowi
docenci”. Jest bowiem pomysł głębokiej korekty systemu przyznawania docentury.
Począwszy od zmiany trybu zgłaszania kandydatów (bez koniecznego dorobku)
przez uczelnie i instytuty, a skończywszy na zmianie systemu centralnego zatwierdzania
kandydatur i stworzeniu dodatkowej instytucji odwoławczej podporządkowanej
rządowi.
Wystarczy więc jedna prowincjonalna uczelnia pod kontrolą prawicy, nie
mówiąc już o wyższej szkole o. Rydzyka czy seminarium duchownym, aby w parę
lat wyprodukować setki karnych uczelnianych funkcjonariuszy. Bez dorobku naukowego,
ale za to o właściwej ideowej i wyznaniowej proweniencji. Pamiętających, komu
zawdzięczają awans. Do tego dochodzą takie kurioza jak rugowanie przez rząd
świeckich instytucji adopcyjnych na rzecz katolickich czy usuwanie z list
instytucji dopuszczonych do realizowania dotowanych przez państwo programów
społecznych organizacji podejrzewanych o feminizm.
ZDOBYCIE WŁADZY
Kaczyński wyciągnął wnioski z tego, co zdarzyło się w ostatniej dekadzie. Prawica wygrała
politycznie dopiero po tym, jak wcześniej
wygrała na poziomie społeczeństwa obywatelskiego: w mediach, w organizacjach
społecznych, na ulicy.
Kościół Rydzyka, ruchy antyaborcyjne, nowe prawicowe media „tożsamościowe”
dysponujące zapleczem finansowym SKOK-ów, narodowcy (silni właśnie jako ruch
społeczny zdolny do formowania i werbunku młodzieży, bo jako struktura
polityczna zawsze byli kiepscy); do tego Elbanowscy „ratujący maluchy” przed
świecką szkołą i świeckim państwem, wreszcie kluby „Gazety Polskiej” czy Solidarni
2010 - całe to prawicowe społeczeństwo obywatelskie najpierw zadało wiele bolesnych ciosów rządzącej Platformie Obywatelskiej,
a potem pomogło zdobyć władzę Kaczyńskiemu. Polscy liberalni mieszczanie
sądzili, że wystarczy co cztery lata chodzić na wybory. Okazało się, że nie
wystarczy.
Dopiero po przegranych przez PO wyborach narodził się KOD, czyli
pierwsza tak autentyczna i żywa struktura liberalnego społeczeństwa
obywatelskiego w Polsce - chyba w ogóle po roku 1989, a na pewno w
ostatniej dekadzie. Wszyscy ludzie, z którymi rozmawia się na marszach KOD,
powtarzają: „Po raz pierwszy od lat 80. spotykamy znajomych, z którymi
chodziliśmy wtedy na manifestacje czy woziliśmy bibułę. Potem, w nowej Polsce,
poszedłem do pracy, założyłam firmę, napisałam doktorat... Dopiero teraz
znowu chodzę i znowu chcę działać”.
To trening KOD przygotował sukces czarnego protestu. To osłabienie lub
zniszczenie KOD może podciąć skrzydła obywatelskim protestom przeciwko kolejnym
próbom zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, przeciw likwidacji gimnazjów i w
ogóle - przeciw partyjnej i ideologicznej kontroli nad życiem Polaków i Polek.
Także Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy bije od 2016 roku kolejne
rekordy zebranych pieniędzy, bo stała się dla wielu Polaków formą publicznej
deklaracji, że nadal chcą żyć i działać w świeckim (co wcale nie znaczy, że
wrogim religii) społeczeństwie i państwie. Z kolei każdy nawiedzony prawicowiec
czy fundamentalista, wprost i brutalnie obrażający ludzi myślących inaczej
niż on (ale także wielu eleganckich konserwatystów, z lekka tylko
pogardzających „liberalnymi lemingami”), nienawidzi KOD czy WOŚP nieporównanie
bardziej niż Schetyny czy polityków z konserwatywnego skrzydła Platformy. Zwłaszcza
ci ostatni nadają się jeszcze przecież „do nawrócenia” - jak powiedział mi
jeden z działaczy Opus Dei, zbliżony poglądami do Romana Giertycha.
Prawicowi eksperci i politolodzy przekonują od roku, że KOD jest
przecież całkowicie zbędny, niepotrzebny, wręcz szkodliwy dla tak potrzebnych
liberalnej Polsce partii politycznych.
Mówią tak, bo doskonale wiedzą, że to zmobilizowane ruchy społeczne
zapewniły PiS władzę. I tylko mobilizacja liberalnego społeczeństwa
obywatelskiego może PiS od władzy odsunąć, pomagając opozycji partyjnej zebrać
się do kupy. Rozumieją to Kaczyński, Marek Jurek i Jarosław Gowin, a także
dysponenci prawicowych mediów. Dlatego najbardziej nienawidzą WOŚP, KOD czy
liberalnych NGO.
I z tej samej przyczyny szef służb
specjalnych Mariusz Kamiński rozpracowanie operacyjne KOD i WOŚP traktuje
jako swój priorytet.
SOJUSZ DORAŹNY
Prawica kulturowa, skupiona na wojnie cywilizacji przeciwko Polsce liberalnej i świeckiej,
pomogła Kaczyńskiemu zdobyć władzę. Kaczyński z kolei swym politycznym
sukcesem utorował prawicy drogę do dalszego przejmowania społeczeństwa. Ten sojusz, który
przyniósł korzyść obu stronom, jest jednak doraźny Kaczyński nie chce mieć
społeczeństwa obywatelskiego w ogóle albo chce je mieć całkowicie upaństwowione.
Uderza w liberalne i świeckie społeczeństwo obywatelskie, aby zrealizować
obsesję koncentracji w swoim ręku całej władzy politycznej. Każda nie-
obsadzona przez własnych ludzi organizacja pozarządowa, samorząd, telewizja,
gazeta, sąd, bank, spółka skarbu państwa - wydają mu się najprostszą drogą do
„imposybilizmu”. Są osłabieniem władzy państwowej rozumianej przez niego
personalnie, na zasadzie: państwo to ja. Społeczeństwo obywatelskie to dla Kaczyńskiego
miejsce, w którym „okopał się układ” i gdzie może powstać efektywna konkurencja
polityczna.
Prezes PiS wie też doskonale, że pozbawieni zmobilizowanego społecznego
zaplecza politycy Platformy Obywatelskiej czy Nowoczesnej staną się bezsilną
opozycją koncesjonowaną. Tak jak to się dzieje na Węgrzech czy w Rosji. Będą
wygodnym alibi, utrudniającym stawianie zarzutów o brak demokracji, jednak
nigdy nie wygrają wyborów, nigdy nie dojdą do władzy. Po zniszczeniu liberalnego
społeczeństwa obywatelskiego Ryszard Petru w ogóle wyparuje z przestrzeni
publicznej, a nieco bardziej konserwatywny Schetyna będzie chodził do
prawicowych mediów różnych odcieni, tłumacząc się tam, dlaczego Platforma
Obywatelska nie jest jeszcze wystarczająco „konserwatywna”, „prawicowa” czy
„patriotyczna”.
Taki właśnie jest cel Jarosława Kaczyńskiego.
Tymczasem prawica obyczajowa i religijna (nazwijmy ją prawicą
kulturową) chce zniszczyć świeckie i liberalne społeczeństwo obywatelskie, by
zastąpić je własnym - zbudowanym wokół Kościoła katolickiego i organizacji,
które na Kościół się powołują, nawet jeśli ich radykalny nacjonalizm stoi w
sprzeczności z uniwersalizmem chrześcijaństwa. Zniszczenie wszystkich elementów
świeckiego społeczeństwa ma potwierdzać prawdziwość dawnej tezy Romana
Dmowskiego, że Kościół w Polsce nie jest wyłącznie instytucją religijną,
ale jedyną „formą i istotą polskości” wobec braku jakiejkolwiek świeckiej
tradycji.
PRL tej diagnozy nie unieważniło. Było państwem świeckim, ale przecież
narzuconym z zewnątrz. Diagnozę Dmowskiego, tak bliską dzisiejszej polskiej
prawicy, po roku 1989 unieważniała w jakiejś części każda świecka organizacja
charytatywna, społeczna, kulturalna. Również Unia Europejska – liberalna
i świecka - była atrakcyjna dla wielu Polaków nie
tylko jako źródło pieniędzy, ale także jako model cywilizacyjny. Nasza głębsza
integracja z Unią mogła przekreślić tezę o absolutnym monopolu Kościoła i
narodowej prawicy na wartości w Polsce. Żeby teza Dmowskiego znów stała się
prawdą, wszystkie świeckie instytucje w Polsce trzeba zniszczyć. I trzeba
rozluźnić więzy Polski z UE.
RÓŻNE CELE
Na obu tych frontach PiS wykonuje robotę z punktu widzenia kulturowej prawicy pożyteczną, a mimo to
wzajemne napięcia widoczne są na każdym kroku. Dla Kaczyńskiego obsadzenie
partyjnymi nominatami spółek skarbu państwa, „zrepolonizowanych” banków i
instytucji finansowych to kolejne narzędzie etatyzmu, koncentrowania pełni
władzy w swoich rękach. Jednak dla większości samych nominatów, wywodzących
się często ze środowisk około kościelnych, z rozmaitych instytucji prawicy wyznaniowej, a wreszcie z drobnego prawicowego
biznesu, sprawa wygląda inaczej. Oni nigdy nie odrzucali kapitalizmu
politycznego opartego na partyjnym awansie i przywilejach jako zasady. Oburzało
ich jedynie to, że polski kapitalizm polityczny promował - ich zdaniem -
wyłącznie „liberałów i komunistów”, a nie „katolików i prawicowców”. PiS-owski
etatyzm to dla większości z nich szansa na polityczne uwłaszczenie, a potem na
wyjście - z setkami tysięcy czy milionami złotych, a także z cennymi
kontaktami biznesowymi - do sektora prywatnego, już poza zasięg kapryśnej
władzy Kaczyńskiego.
Lider PiS uderza w środowisko sędziowskie i adwokaturę, żeby całkowicie
je ubezwłasnowolnić, podporządkować sobie i swojej partii. Tymczasem dla prawicy
kulturowej, dla stowarzyszenia Ordo Iuris, dla wyznawców Marka Jurka, sympatyków
Jarosława Gowina wojna Kaczyńskiego jest okazją, by liberalnych i świeckich
adwokatów czy sędziów zastąpili prawnicy pobożni, realizujący w stanowieniu
prawa i praktyce orzekania nauczanie społeczne Kościoła.
Wspólnych interesów jest tyle, że na razie sojusz się trzyma. Kaczyński
uważa, że jego „wyznaniowi” koalicjanci pomogą mu zniszczyć liberalne społeczeństwo
obywatelskie, ale nie ma zamiaru pozwolić im zastąpić go własnym, które
stałoby się niezależne od jego woli.
Z kolei dla Jurka, dla ludzi z Opus Dei, dla Gowina, Rydzyka i tak dalej
Kaczyński to trochę pożyteczny idiota (tak przywódcy Związku Radzieckiego
mówili o zachodnich postępowcach, bohatersko
walczących z amerykańskim potencjałem nuklearnym), który w imię osobistych
ambicji i anachronicznej wizji wszechmocnego państwa z połowy ubiegłego wieku
pomoże im zniszczyć liberalne i świeckie społeczeństwo
obywatelskie. I zastąpić je własnym. Wówczas użyteczność Kaczyńskiego się
skończy, a jemu samemu pozwoli się spokojnie odejść. Jak jakiemuś wiekowemu
Piłsudskiemu, dożywającemu swych dni w Sulejówku. Kiedy krajem będzie już
rządziła endecja.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz