Pan zhańbił
parlament! - krzyczy poseł PO Sławomir Nitras w gabinecie marszałka Sejmu.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński spogląda w kierunku drzwi. - Zabrać go stąd!
Michał Krzymowski
Szesnasty grudnia. Opozycja od
kilkudziesięciu minut okupuje sejmową mównicę. W drugiej części budynku, w
gabinecie marszałka Sejmu, szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz próbuje mediować
w sprawie wykluczonego z obrad posła PO Michała Szczerby. - Niech pan zakończy
posiedzenie i zwoła kolejne - radzi marszałkowi Markowi Kuchcińskiemu. - Kara Szczerby automatycznie
zostanie anulowana, pan wyjdzie z twarzą bez przepraszania i wszyscy będą
zadowoleni.
Kuchciński słucha z
zainteresowaniem, wygląda, jakby był na tak. - Rozwiążemy to regulaminowo -
odpowiada po chwili namysłu.
Ale zanim zbierze się prezydium i konwent seniorów, do gabinetu
marszałka wchodzi Jarosław Kaczyński.
Zamyka się z Kuchcińskim na ponad godzinę. Po nim ponownie
zjawia się Kosiniak, po raz drugi prosi o polubowne zakończenie sporu.
Kuchciński jest już jednak zmieniony. Nie chce słyszeć o przywróceniu posła.
Kosiniak: -
Odniosłem wrażenie, że to rozmowa z prezesem wpłynęła na zmianę nastawienia
pana marszałka.
W tym czasie kilkadziesiąt metrów dalej zbiera się komisja
regulaminowa, która ma rozpatrzyć odwołanie wykluczonego posła.
Osiem osób jest za przywróceniem, dziewięć - przeciw.
W gabinecie
marszałka dochodzi do trzeciej, ostatniej próby mediacji z Kuchcińskim.
Kosiniak: - Może pan pominąć opinię komisji. Niech pan się
z tego wycofa, będzie pan bohaterem.
Bez reakcji.
Szczerba nie wróci na salę.
ŚCIŚLEJ, BLIŻEJ SIEBIE!
Sala Kolumnowa w Sejmie.
Przy zaciągniętych firankach i w asyście ochrony Jarosław Kaczyński zagrzewa
swoje wojsko: - Wyjdziemy dziś z tego zwycięsko, nie cofniemy się!
Widzicie, co oni wyprawiają? Nie możemy dać się zastraszyć.
Zarządzimy bezwzględną dyscyplinę.
Prezes snuje dwa
scenariusze. Albo obrady będą kontynuowane w Sali Kolumnowej, albo na mównicy
dojdzie do rozwiązania siłowego, przy użyciu Straży Marszałkowskiej. Z sali
dochodzą jęki: - Nie! Nie róbmy tego!
Wicemarszałek
Joachim Brudziński chodzi między ławkami. Mówi, że to wszystko prowokacja,
opozycja zamierza wyprowadzić ludzi na ulicę i doprowadzić do zamieszek: -
Chcieli Majdanu!
Prezes zarządza: posiedzenie klubu przepoczwarzy się w obrady
Sejmu. Budżet zostanie przyjęty jeszcze tej nocy, poprawki będą głosowane w
blokach.
To, co dzieje się w
Sali Kolumnowej, wygląda mniej jak przygotowania do sesji parlamentu, a
bardziej jak oczekiwanie na szturm batalionu piechoty. Posłami wspólnie sterują
Joachim Brudziński z Maciejem Wąsikiem, ministrem w Kancelarii Premiera i
byłym wiceszefem CBA. Marszałek siada za stołem prezydialnym - pod godłem, przy
ścianie, jak najdalej od wejścia, na które będzie nacierać opozycja. Posłowie -
przy trzech długich stołach ciągnących się przez pół sali. Od strony holu
ustawiono zasieki z trzech rzędów krzeseł, przez całą szerokość sali. Tam też
mają zasiąść parlamentarzyści. Najlepiej sami mężczyźni, w zwartym ordynku. W
razie czego mogą złapać się pod ręce, byle nie rozluźnić szyku. - Wszyscy
siedzą! - dyryguje Wąsik. - Bliżej siebie, ściślej!
Posłom nie trzeba
dwa razy powtarzać. W pierwszym rzędzie od strony wejścia, tym frontowym, już
się niesie: - Może lepiej zdjąć okulary? Bo jak przyjdą, to może być różnie.
Bojową atmosferę
znienacka rozładowuje jedna z posłanek. Intonuje „Bóg się rodzi”. Po chwili
śpiewa z nią cała sala: parlamentarzyści z prezesem Kaczyńskim na czele łapią
się za ręce i kiwają przy kolędzie.
Do rozpoczęcia
głosowań brakuje już tylko jednego: laski marszałkowskiej. Zadanie wyniesienia
jej z sali plenarnej należy do Straży Marszałkowskiej.
Sławomir Nitras
(odbicie laski obserwował spod mównicy): - W pewnym momencie za fotelem
marszałka otworzyły się drzwi. Stanął w nich strażnik. Zakręcił się niepewnie,
powiedział, że przyszedł tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku, i wyszedł. Po
kilku minutach pojawił się ponownie. Szybko chwycił laskę i zniknął za
drzwiami.
Cezary Tomczyk (był
w holu między salami plenarną a Kolumnową): - Patrzę, a tu biegnie dwóch
strażników. Z laską marszałkowską pod pachą.
RÓB DO WIADRA!
Laska już jest, ale czy
jest kworum? Zaufany prezesa, poseł PiS Marek Suski, wchodzi na salę
plenarną. Zaczyna nagabywać radomskiego posła Kukiz’15 Roberta Mordaka, ale
robi to na tyle niedyskretnie, że po chwili wypełniona posłami opozycji sala
skanduje: „Korupcja! Korupcja!”. Do Suskiego doskakuje inny złudzi Kukiza,
Paweł Szramka. - Masz swój klub? - Mam. - To wypierdalaj!
Suski się peszy i
wychodzi z sali w towarzystwie niezrzeszonego Janusza Sanockiego i Małgorzaty
Zwiercan, posłanki wyrzuconej z klubu Kukiz’15. „I co? Udało się?”, „Suski,
nie korumpuj” - wołają za nim parlamentarzyści PO i Nowoczesnej. Sanocki
ostatecznie nie idzie do Sali Kolumnowej, robi to dwoje posłów z Kukiz’15 Anna
Siarkowska i Rafał Wójcikowski.
W klubie Kukiza
pojawia się konsternacja. Posłowie nie wiedzą, co robić: dołączyć do okupacji
mównicy czy iść głosować? A może zostać w rozkroku? No i co zrobić z samowolą
tej dwójki? Większość domaga się usunięcia ich z klubu, ale nie ma komu podjąć
decyzji. Paweł Kukiz jest tego dnia na Śląsku i nie można się do niego
dodzwonić, brakuje też Stanisława Tyszki i Marka Jakubiaka. Wreszcie zjawia się
Tyszka. Podczas posiedzenia klubu ogłasza: - Rozmawiałem z Pawłem. Prosi, żeby
nie wyciągać konsekwencji i nie robić awantury.
W drzwiach Sali
Kolumnowej Siarkowską i Wójcikowskiego zatrzymuje Straż Marszałkowska. Wejście
zostanie otwarte dopiero po kwadransie. Sala wita gości brawami. Za nimi
wlewają się posłowie Platformy i Nowoczesnej, którzy w przeciwieństwie do
kukizowców nie mogą się przedrzeć przez zasieki z krzeseł. Cezarego Tomczyka z
PO własnym ciałem odpiera tęgi Andrzej Melak z kolegami. - Nie atakuj mnie,
człowieku! - Wypad stąd!
Gdy zaczynają się
głosowania, wśród posłów wbrew regulaminowi cały czas przebywają pracownicy
biura klubu PiS i BOR-owcy. Salę podzielono na dziesięć sektorów, w których
głosy ma liczyć dziesięciu sekretarzy. Wszyscy to członkowie PiS, choć do protokołu
błędnie trafią później nazwiska parlamentarzystów KukizT5 i PSL. Na sali są
posłowie z koła Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego, niezrzeszony Jan
Klawiter oraz dwójka od Kukiza. Z uroczystości upamiętniających tragedię w
kopalni Wujek pilnie ściągnięto śląskich parlamentarzystów PiS, więc z kworum
nie powinno być problemu, ale sekretarzom za każdym razem wychodzi inna liczba
głosujących. - Nie ruszajcie się, bo nie możemy was policzyć - słychać zza
prezydialnego stołu. - Muszę do toalety. - Nie wolno! - Aleja muszę. - Rób do
wiadra! - krzyczy ktoś z sali.
Z końca sali, zza
krzeseł, co chwila dochodzą okrzyki opozycji: „Wniosek formalny, panie
marszałku!”, „Głosy są liczone na odwal!”, „Chciałem przejść i nie mogę, bo
mnie wstrzymuje wiceszef służb specjalnych Wąsik”.
HALO, PANIE PREZESIE!
23.30 jest już po
wszystkim. Budżet przyjęto, posiedzenie zakończono, ale posłowie PiS nie
mogą iść do domu. Wszystkie wyjścia z Sejmu zablokowali demonstranci
protestujący przeciwko ograniczeniu swobody poruszenia się po Sejmie, które na
dziennikarzy chciał nałożyć Marek Kuchciński.
Przed północą do
gabinetu marszałka wchodzi Sławomir Ni- tras. Chce wpisać do protokołu, że
podczas posiedzenia w Sali Kolumnowej nie pozwolono mu zgłosić wniosku
formalnego. Kuchcińskiego nie ma, więc Nitras czeka w sekretariacie. Zamiast
marszałka niespodziewanie pojawiają się Jarosław Kaczyński i Joachim
Brudziński. Przechodzą przez sekretariat
wkraczają do pustego gabinetu. Nitras - za nimi.
- Halo, panie
prezesie! Dlaczego pan tu wchodzi jak do siebie? - krzyczy Nitras i wchodzi za
Kaczyńskim.
- Proszę stąd wyjść
- denerwuje się prezes.
- A dlaczego? Jak
pan, to i ja. Pan zhańbił polski parlament.
- To pan zhańbił!
- To wszystko, co
się dzisiaj stało, to wyłącznie pana wina!
- Nie, to pana!
Brudziński
przygląda się pokrzykującemu prezesowi bez słowa. Kaczyński i Nitras stoją
naprzeciw siebie jak bokserzy podczas ważenia przed walką.
Przejdzie pan do historii jako człowiek, który zrobił z marszałka
Sejmu marionetkę! - pokrzykuje Nitras.
- To pan przejdzie!
Kaczyński spogląda
w kierunku holu, w którym zazwyczaj stoi Straż Marszałkowska.
- Zabrać go stąd!
ORĘDZIE DLA PREZESA
Już po nocnych
głosowaniach premier Beata Szydło wygłasza orędzie, w którym oskarża
opozycję o „krzyk, sianie zamętu i destabilizację”, i jedzie z Jarosławem Kaczyńskim na Wawel.
Prezydent Andrzej Duda dzień później spotyka się z liderami wszystkich frakcji
parlamentarnych, a PiS niebawem wycofuje się z forsowania nowych regulacji dotyczących
pracy dziennikarzy.
- Czy w dniu
głosowań nad budżetem Jarosław Kaczyński dał się ponieść emocjom, czy działał
na chłodno? - pytam posła PiS.
- Był wzburzony. Na
pewno widział pan zdjęcie, na którym uśmiechnięty prezes wyjeżdża limuzyną z
Sejmu. To był nerwowy grymas. Nic tak go nie wyprowadza z równowagi jak
zaczepki na korytarzu, nagrywanie telefonami, demonstranci krzyczący do niego
po imieniu. Dla niego to koszmar.
W identyczny sposób młodzieżówka Platformy prowokowała go
podczas pamiętnej debaty z Donaldem Tuskiem w 2007 roku.
Rozmówcy zbliżeni
do prezesa PiS zapewniają, że w czasie sejmowego kryzysu w otoczeniu
Kaczyńskiego nie było nikogo, kto by próbował doprowadzić do złagodzenia stanowiska
partii. I zaprzeczają pogłoskom, jakoby z szefem PiS próbowali mediować Beata
Szydło i wicepremier Jarosław Gowin.
Człowiek zbliżony
do szefowej rządu: - Bzdura. Pani premier z rozmysłem zaangażowała się w tę
awanturę, wygłaszając konfrontacyjne orędzie. Jego tekst napisano w całości
pod Jarosława. Inny dowód? To w Kancelarii Premiera wymyślono przekaz, że
prawdziwym powodem protestów opozycji jest strach przed ustawą dezubekizacyjną.
Polityk PiS: -
Gowin tamtego dnia rzeczywiście snuł się zafrasowany po sejmowych kuluarach.
Tyle że to nie jest człowiek z grona doradców. Lepszy dostęp do prezesa miał
już wicemarszałek Senatu z Polski Razem Adam Bielan, ale on od początku
autoryzował plan usunięcia dziennikarzy z Sej mu. Gdy kilka tygodni temu jeden
z kolegów pytał go o tę sprawę, Adam tylko się śmiał, że Kuchciński chce
zrobić porządek z mediami.
Może więc chociaż
Andrzej Duda starał się tonować nastroje? Przecież trzy dni po wybuchu kryzysu
Kaczyński pojechał do pałacu prezydenckiego. A w czasie poprzednich konsultacji
z przedstawicielami partii nie fatygował się do pałacu osobiście, wysyłając na
spotkanie z głową państwa szefa klubu Ryszarda Terleckiego. - Na tle Beaty,
która zachowała się jak należy, Andrzejek naraził się tymi konsultacjami. A to,
że prezes wziął w nich udział, wynikało z czystej kalkulacji. Duda miał
przecież na biurku trzy ustawy dotyczące Trybunału, za pasem był też wybór
Julii Przyłębskiej na prezesa TK. I co? Ustawy zostały podpisane jeszcze tego
samego dnia, a Przyłęb- ska też dostała nominację w ekspresowym tempie -
zauważa polityk związany z biurem PiS przy Nowogrodzkiej.
PROTEST NA SALI? WPADNĘ NA GODZINĘ
Dwa dni po głosowaniu
z 16 grudnia w sprawie budżetu przewodniczący Platformy Grzegorz Schetyna
nieoczekiwanie ogłasza, że jego posłowie zostają na sali plenarnej do 11
stycznia.
Mówi polityk PO: -
Grzesiek goni w piętkę, nie ma żadnej strategii. W weekend podczas narady mówi,
że trzeba wychodzić z sali, i leci do Wrocławia, na mecz Śląska. Mija kilka godzin
i ogłasza, że mamy siedzieć jeszcze trzy tygodnie.
Członek władz
partii: - Grzegorz rzeczywiście poleciał do domu na 24 godziny, ale to
nieprawda, że był na meczu.
Człowiek zbliżony
do Nowoczesnej: - Ryszard Petru zachowuje się nie lepiej. Pytany przez
dziennikarzy, czy zamierza protestować w święta, mówi, że w Wigilię wpadnie na
salę na godzinę, między dziesiątą a jedenastą wieczorem. Innym razem robi spot
reklamowy na sali, kręci duble, lansuje się. Niepoważne.
Skąd wzięła się
zapowiedź Schetyny o przedłużeniu okupacji sali do 11 stycznia? Wszystko przez
rywalizację Schetyny i Petru. Posłowie Platformy twierdzą, że po wybuchu
kryzysu lider Nowoczesnej zadeklarował w rozmowie z szefem PO, że „trzeba
wygaszać ten protest”. Po czym miał pójść do działaczy KOD i stwierdzić, że
jego posłowie będą siedzieć na sali do skutku, w przeciwieństwie do ludzi PO. -
Schetyna bał się, że Petru go oszuka. A proszę pamiętać, że Platforma cały czas
ma traumę po wyjściu z sali sejmowej w listopadzie 2015 roku - tłumaczy poseł
PO.
Polityk z otoczenia
Petru: - Schetyna naprawdę boi się, że go wystawimy? To bardzo ciekawe, bo
Ryszard opowiada to samo o szefie Platformy.
Człowiek z PO: -
Wie pan, co w tym wszystkim jest najgorsze? Ci, którzy siedzą na sali, tracą
instynkt. Kłócą się między sobą i marnują czas na nagrywanie kompromitujących
filmów. A liderzy nie mają pomysłu, jak nie dać się ograć Kaczyńskiemu 11
stycznia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz