poniedziałek, 2 stycznia 2017

Sejmowe zasieki



Pan zhańbił parlament! - krzyczy poseł PO Sławomir Nitras w gabinecie marszałka Sejmu. Prezes PiS Jarosław Kaczyński spogląda w kierunku drzwi. - Zabrać go stąd!

Michał Krzymowski

Szesnasty grudnia. Opozycja od kilkudziesięciu minut okupuje sejmową mównicę. W drugiej części budynku, w gabinecie marszałka Sejmu, szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz próbu­je mediować w sprawie wykluczonego z ob­rad posła PO Michała Szczerby. - Niech pan zakończy posiedzenie i zwoła kolejne - radzi marszałkowi Markowi      Kuchcińskiemu. - Kara Szczerby auto­matycznie zostanie anulowana, pan wyjdzie z twarzą bez prze­praszania i wszyscy będą zadowoleni.
   Kuchciński słucha z zainteresowaniem, wygląda, jakby był na tak. - Rozwiążemy to regulaminowo - odpowiada po chwi­li namysłu.
Ale zanim zbierze się prezydium i konwent seniorów, do gabi­netu marszałka wchodzi Jarosław Kaczyński.
Zamyka się z Kuchcińskim na ponad godzi­nę. Po nim ponownie zjawia się Kosiniak, po raz drugi prosi o polubowne zakończenie spo­ru. Kuchciński jest już jednak zmieniony. Nie chce słyszeć o przywróceniu posła.
   Kosiniak: - Odniosłem wrażenie, że to roz­mowa z prezesem wpłynęła na zmianę nasta­wienia pana marszałka.
W tym czasie kilkadziesiąt metrów dalej zbiera się komisja regulaminowa, która ma rozpatrzyć odwołanie wykluczonego posła.
Osiem osób jest za przywróceniem, dziewięć - przeciw.
   W gabinecie marszałka dochodzi do trze­ciej, ostatniej próby mediacji z Kuchcińskim.
Kosiniak: - Może pan pominąć opinię komi­sji. Niech pan się z tego wycofa, będzie pan bohaterem.
   Bez reakcji. Szczerba nie wróci na salę.

ŚCIŚLEJ, BLIŻEJ SIEBIE!
Sala Kolumnowa w Sejmie. Przy zaciągnię­tych firankach i w asyście ochrony Jarosław Kaczyński zagrzewa swoje wojsko: - Wyjdzie­my dziś z tego zwycięsko, nie cofniemy się!
Widzicie, co oni wyprawiają? Nie możemy dać się zastraszyć. Zarządzimy bezwzględną dyscyplinę.
   Prezes snuje dwa scenariusze. Albo obrady będą kontynu­owane w Sali Kolumnowej, albo na mównicy dojdzie do roz­wiązania siłowego, przy użyciu Straży Marszałkowskiej. Z sali dochodzą jęki: - Nie! Nie róbmy tego!
   Wicemarszałek Joachim Brudziński chodzi między ławka­mi. Mówi, że to wszystko prowokacja, opozycja zamierza wy­prowadzić ludzi na ulicę i doprowadzić do zamieszek: - Chcieli Majdanu!
Prezes zarządza: posiedzenie klubu przepoczwarzy się w ob­rady Sejmu. Budżet zostanie przyjęty jeszcze tej nocy, popraw­ki będą głosowane w blokach.
   To, co dzieje się w Sali Kolumnowej, wygląda mniej jak przy­gotowania do sesji parlamentu, a bardziej jak oczekiwanie na szturm batalionu piechoty. Posłami wspólnie sterują Joa­chim Brudziński z Maciejem Wąsikiem, ministrem w Kance­larii Premiera i byłym wiceszefem CBA. Marszałek siada za stołem prezydialnym - pod godłem, przy ścianie, jak najdalej od wejścia, na które będzie nacierać opozycja. Posłowie - przy trzech długich stołach ciągnących się przez pół sali. Od stro­ny holu ustawiono zasieki z trzech rzędów krzeseł, przez całą szerokość sali. Tam też mają zasiąść parlamentarzyści. Najle­piej sami mężczyźni, w zwartym ordynku. W razie czego mogą złapać się pod ręce, byle nie rozluźnić szyku. - Wszyscy siedzą! - dyryguje Wąsik. - Bliżej siebie, ściślej!
   Posłom nie trzeba dwa razy powtarzać. W pierwszym rzędzie od strony wejścia, tym frontowym, już się nie­sie: - Może lepiej zdjąć okulary? Bo jak przyj­dą, to może być różnie.
   Bojową atmosferę znienacka rozładowuje jedna z posłanek. Intonuje „Bóg się rodzi”. Po chwili śpiewa z nią cała sala: parlamentarzy­ści z prezesem Kaczyńskim na czele łapią się za ręce i kiwają przy kolędzie.
   Do rozpoczęcia głosowań brakuje już tylko jednego: laski marszałkowskiej. Zadanie wy­niesienia jej z sali plenarnej należy do Straży Marszałkowskiej.
   Sławomir Nitras (odbicie laski obserwował spod mównicy): - W pewnym momencie za fotelem marszałka otworzyły się drzwi. Sta­nął w nich strażnik. Zakręcił się niepewnie, powiedział, że przyszedł tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku, i wyszedł. Po kilku mi­nutach pojawił się ponownie. Szybko chwycił laskę i zniknął za drzwiami.
   Cezary Tomczyk (był w holu między salami plenarną a Kolumnową): - Patrzę, a tu bieg­nie dwóch strażników. Z laską marszałkowską pod pachą.

RÓB DO WIADRA!
Laska już jest, ale czy jest kworum? Zaufa­ny prezesa, poseł PiS Marek Suski, wchodzi na salę plenarną. Zaczyna nagabywać radomskiego posła Kukiz’15 Roberta Mordaka, ale robi to na tyle niedyskretnie, że po chwili wypełniona posłami opozycji sala skanduje: „Korupcja! Korup­cja!”. Do Suskiego doskakuje inny złudzi Kukiza, Paweł Szramka. - Masz swój klub? - Mam. - To wypierdalaj!
   Suski się peszy i wychodzi z sali w towarzystwie niezrzeszonego Janusza Sanockiego i Małgorzaty Zwiercan, posłan­ki wyrzuconej z klubu Kukiz’15. „I co? Udało się?”, „Suski, nie korumpuj” - wołają za nim parlamentarzyści PO i Nowo­czesnej. Sanocki ostatecznie nie idzie do Sali Kolumnowej, robi to dwoje posłów z Kukiz’15 Anna Siarkowska i Rafał Wójcikowski.
   W klubie Kukiza pojawia się konsternacja. Posłowie nie wie­dzą, co robić: dołączyć do okupacji mównicy czy iść głosować? A może zostać w rozkroku? No i co zrobić z samowolą tej dwój­ki? Większość domaga się usunięcia ich z klubu, ale nie ma komu podjąć decyzji. Paweł Kukiz jest tego dnia na Śląsku i nie można się do niego dodzwonić, brakuje też Stanisława Tyszki i Marka Jakubiaka. Wreszcie zjawia się Tyszka. Podczas posie­dzenia klubu ogłasza: - Rozmawiałem z Pawłem. Prosi, żeby nie wyciągać konsekwencji i nie robić awantury.
   W drzwiach Sali Kolumnowej Siarkowską i Wójcikowskiego za­trzymuje Straż Marszałkowska. Wejście zostanie otwarte dopie­ro po kwadransie. Sala wita gości brawami. Za nimi wlewają się posłowie Platformy i Nowoczesnej, którzy w przeciwieństwie do kukizowców nie mogą się przedrzeć przez zasieki z krzeseł. Ceza­rego Tomczyka z PO własnym ciałem odpiera tęgi Andrzej Melak z kolegami. - Nie atakuj mnie, człowieku! - Wypad stąd!
   Gdy zaczynają się głosowania, wśród posłów wbrew regulami­nowi cały czas przebywają pracownicy biura klubu PiS i BOR-owcy. Salę podzielono na dziesięć sektorów, w których głosy ma liczyć dziesięciu sekretarzy. Wszyscy to członkowie PiS, choć do proto­kołu błędnie trafią później nazwiska parlamentarzystów KukizT5 i PSL. Na sali są posłowie z koła Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego, niezrzeszony Jan Klawiter oraz dwójka od Kukiza. Z uroczystości upamiętniających tragedię w kopalni Wujek pilnie ściągnięto śląskich parlamentarzystów PiS, więc z kworum nie po­winno być problemu, ale sekretarzom za każdym razem wychodzi inna liczba głosujących. - Nie ruszajcie się, bo nie możemy was po­liczyć - słychać zza prezydialnego stołu. - Muszę do toalety. - Nie wolno! - Aleja muszę. - Rób do wiadra! - krzyczy ktoś z sali.
   Z końca sali, zza krzeseł, co chwila dochodzą okrzyki opozy­cji: „Wniosek formalny, panie marszałku!”, „Głosy są liczone na odwal!”, „Chciałem przejść i nie mogę, bo mnie wstrzymuje wi­ceszef służb specjalnych Wąsik”.

HALO, PANIE PREZESIE!
23.30 jest już po wszystkim. Budżet przyjęto, posiedzenie zakończono, ale posłowie PiS nie mogą iść do domu. Wszystkie wyjścia z Sejmu zablokowali demonstranci protestujący prze­ciwko ograniczeniu swobody poruszenia się po Sejmie, które na dziennikarzy chciał nałożyć Marek Kuchciński.
   Przed północą do gabinetu marszałka wchodzi Sławomir Ni- tras. Chce wpisać do protokołu, że podczas posiedzenia w Sali Kolumnowej nie pozwolono mu zgłosić wniosku formalnego. Kuchcińskiego nie ma, więc Nitras czeka w sekretariacie. Za­miast marszałka niespodziewanie pojawiają się Jarosław Ka­czyński i Joachim Brudziński. Przechodzą przez sekretariat
wkraczają do pustego gabinetu. Nitras - za nimi.
   - Halo, panie prezesie! Dlaczego pan tu wchodzi jak do sie­bie? - krzyczy Nitras i wchodzi za Kaczyńskim.
   - Proszę stąd wyjść - denerwuje się prezes.
   - A dlaczego? Jak pan, to i ja. Pan zhańbił polski parlament.
   - To pan zhańbił!
   - To wszystko, co się dzisiaj stało, to wyłącznie pana wina!
   - Nie, to pana!
   Brudziński przygląda się pokrzykującemu prezesowi bez sło­wa. Kaczyński i Nitras stoją naprzeciw siebie jak bokserzy pod­czas ważenia przed walką.
Przejdzie pan do historii jako człowiek, który zrobił z mar­szałka Sejmu marionetkę! - pokrzykuje Nitras.
   - To pan przejdzie!
   Kaczyński spogląda w kierunku holu, w którym zazwyczaj stoi Straż Marszałkowska.
   - Zabrać go stąd!

ORĘDZIE DLA PREZESA
Już po nocnych głosowaniach premier Beata Szydło wygła­sza orędzie, w którym oskarża opozycję o „krzyk, sianie zamętu i destabilizację”, i jedzie z Jarosławem Kaczyńskim na Wawel. Prezydent Andrzej Duda dzień później spo­tyka się z liderami wszystkich frakcji parla­mentarnych, a PiS niebawem wycofuje się z forsowania nowych regulacji dotyczących pracy dziennikarzy.
   - Czy w dniu głosowań nad budżetem Jaro­sław Kaczyński dał się ponieść emocjom, czy działał na chłodno? - pytam posła PiS.
   - Był wzburzony. Na pewno widział pan zdjęcie, na którym uśmiechnięty prezes wy­jeżdża limuzyną z Sejmu. To był nerwowy grymas. Nic tak go nie wyprowadza z rów­nowagi jak zaczepki na korytarzu, nagry­wanie telefonami, demonstranci krzyczący do niego po imieniu. Dla niego to koszmar.
W identyczny sposób młodzieżówka Platfor­my prowokowała go podczas pamiętnej deba­ty z Donaldem Tuskiem w 2007 roku.
   Rozmówcy zbliżeni do prezesa PiS zapew­niają, że w czasie sejmowego kryzysu w oto­czeniu Kaczyńskiego nie było nikogo, kto by próbował doprowadzić do złagodzenia stano­wiska partii. I zaprzeczają pogłoskom, jakoby z szefem PiS próbowali mediować Beata Szydło i wicepremier Jarosław Gowin.
   Człowiek zbliżony do szefowej rządu: - Bzdura. Pani pre­mier z rozmysłem zaangażowała się w tę awanturę, wygłasza­jąc konfrontacyjne orędzie. Jego tekst napisano w całości pod Jarosława. Inny dowód? To w Kancelarii Premiera wymyślo­no przekaz, że prawdziwym powodem protestów opozycji jest strach przed ustawą dezubekizacyjną.
   Polityk PiS: - Gowin tamtego dnia rzeczywiście snuł się za­frasowany po sejmowych kuluarach. Tyle że to nie jest człowiek z grona doradców. Lepszy dostęp do prezesa miał już wicemar­szałek Senatu z Polski Razem Adam Bielan, ale on od począt­ku autoryzował plan usunięcia dziennikarzy z Sej mu. Gdy kilka tygodni temu jeden z kolegów pytał go o tę sprawę, Adam tyl­ko się śmiał, że Kuchciński chce zrobić porządek z mediami.
   Może więc chociaż Andrzej Duda starał się tonować nastro­je? Przecież trzy dni po wybuchu kryzysu Kaczyński pojechał do pałacu prezydenckiego. A w czasie poprzednich konsulta­cji z przedstawicielami partii nie fatygował się do pałacu oso­biście, wysyłając na spotkanie z głową państwa szefa klubu Ryszarda Terleckiego. - Na tle Beaty, która zachowała się jak należy, Andrzejek naraził się tymi konsultacjami. A to, że pre­zes wziął w nich udział, wynikało z czystej kalkulacji. Duda miał przecież na biurku trzy ustawy dotyczące Trybunału, za pasem był też wybór Julii Przyłębskiej na prezesa TK. I co? Ustawy zostały podpisane jeszcze tego samego dnia, a Przyłęb- ska też dostała nominację w ekspresowym tempie - zauważa polityk związany z biurem PiS przy Nowogrodzkiej.

PROTEST NA SALI? WPADNĘ NA GODZINĘ
Dwa dni po głosowaniu z 16 grudnia w sprawie budżetu przewodniczący Platformy Grzegorz Schetyna nieoczekiwanie ogłasza, że jego posłowie zostają na sali plenarnej do 11 stycznia.
   Mówi polityk PO: - Grzesiek goni w piętkę, nie ma żadnej strategii. W weekend podczas narady mówi, że trzeba wychodzić z sali, i leci do Wrocławia, na mecz Śląska. Mija kilka go­dzin i ogłasza, że mamy siedzieć jeszcze trzy tygodnie.
   Członek władz partii: - Grzegorz rzeczy­wiście poleciał do domu na 24 godziny, ale to nieprawda, że był na meczu.
   Człowiek zbliżony do Nowoczesnej: - Ry­szard Petru zachowuje się nie lepiej. Pytany przez dziennikarzy, czy zamierza protestować w święta, mówi, że w Wigilię wpadnie na salę na godzinę, między dziesiątą a jedenastą wie­czorem. Innym razem robi spot reklamowy na sali, kręci duble, lansuje się. Niepoważne.
   Skąd wzięła się zapowiedź Schetyny o przedłużeniu okupacji sali do 11 stycznia? Wszystko przez rywalizację Schetyny i Petru. Posłowie Platformy twierdzą, że po wybuchu kryzysu lider Nowoczesnej zadeklarował w rozmowie z szefem PO, że „trzeba wygaszać ten protest”. Po czym miał pójść do działaczy KOD i stwierdzić, że jego posłowie będą siedzieć na sali do skutku, w przeciwieństwie do ludzi PO. - Schetyna bał się, że Petru go oszuka. A proszę pamiętać, że Platforma cały czas ma traumę po wyjściu z sali sejmowej w listopadzie 2015 roku - tłumaczy poseł PO.
   Polityk z otoczenia Petru: - Schetyna naprawdę boi się, że go wystawimy? To bardzo ciekawe, bo Ryszard opowiada to samo o szefie Platformy.
   Człowiek z PO: - Wie pan, co w tym wszystkim jest najgor­sze? Ci, którzy siedzą na sali, tracą instynkt. Kłócą się między sobą i marnują czas na nagrywanie kompromitujących filmów. A liderzy nie mają pomysłu, jak nie dać się ograć Kaczyńskie­mu 11 stycznia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz