Prawo
i Sprawiedliwość zrealizowało swój plan Trybunał Konstytucyjny stał się
instytucją fasadową. Sędziowskie autorytety wypierają partyjni nominaci bez
dorobku
Aleksandra Pawlicka
Co dalej z Trybunałem? - pytam byłego
prezesa TK Jerzego Stępnia.
- Chce się pani
zajmować archeologią? - odpowiada. - PiS w sposób ostentacyjny robi, co chce.
Nawet mogąc osiągnąć coś legalnie, łamie prawo, żeby pokazać, że jest ponad
prawem. Brutalność i premedytacja, z jaką niszczy Trybunał, sprawiają, że w
Polsce właściwie nic już nie jest bezpieczne. Ta władza może przeforsować
wszystko.
- To bardzo
niebezpieczny moment, w którym kończy się sprawdzony system kontroli
konstytucyjności stanowionego prawa. Nasz Trybunał Konstytucyjny był
powszechnie docenianą na świecie instytucją, wzorcem dla wielu krajów. Dziś
sami to niszczymy - dodaje prof. Marek Safjan, również były prezes Trybunału,
dziś sędzia Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.
Także prof. Andrzej
Rzepliński, który swoją kadencję na stanowisku prezesa TK zakończył 19
grudnia, nie ma złudzeń: - Ordynarne napaści pana Kaczyńskiego na sądownictwo
pokazują, w jakim podążamy kierunku. Tylko patologiczny kłamca lub idiota może
twierdzić, że bez niezawisłego wymiaru sprawiedliwości istnieje demokratyczne
państwo prawa.
PREZES Z L4
PiS zniszczyło niezależność trybunału, nie zważając na protesty opozycji, ostrzeżenia
międzynarodowych instytucji i sprzeciw opinii publicznej. Nowa władza
wprowadziła swoich sędziów zaprzysiężonych z pogwałceniem prawa, nie dopuściła
do orzekania sędziów nominowanych przez opozycję, zmieniała w trybie
ekspresowym prawo tak, aby dzień po zakończeniu kadencji dotychczasowego
prezesa Rzeplińskiego mieć na tym stanowisku swojego człowieka. Co więcej -
nowe prawo zostało napisane w taki sposób, aby kryteria kandydata na prezesa Trybunału
spełniała tylko jedna osoba - Julia Przyłębska.
- Dopuszczenie do
wyboru prezesa na podstawie ustawy, która zakłada, że nie potrzeba żadnego
kworum i prezes może być wybrany przy udziale sześciu sędziów, z których
trzech jest niedopuszczonych do orzekania, czyli tak naprawdę przez trzech, to
rażące naruszenie zasad państwa prawa - mówi prof. Safjan.
- W ten sposób niszczy się świadomość prawną obywateli,
pokazując, że ustawodawca mający większość w parlamencie może z dnia na dzień
unieważnić dorobek kilkudziesięciu lat.
Problemem są też
kwalifikacje nowej prezes TK. - Julia Przyłębska to kwintesencja kadrowej
ignorancji PiS - mówi jeden z pracowników Trybunału, nie kryjąc oburzenia.
Przyłębska przez kilka lat pracowała w służbie dyplomatycznej i gdy w 2001 r.
postanowiła wrócić do zawodu sędziego, kolegium sędziowskie wydało negatywną
opinię na temat jej wcześniejszej pracy w tym zawodzie. Zarzucono jej „brak
stabilności orzecznictwa”, „przeterminowanie uzasadnień” i „wysoką absencję w
pracy”. Prawie połowa wydawanych przez nią wyroków była uchylana w apelacji z
powodu błędów procesowych. Zgromadzenie Ogólne Sędziów okręgu poznańskiego,
gdzie Przyłębska pracowała, stwierdziło wówczas, że jej powrót „na stanowisko
sędziego nie będzie korzystny dla wymiaru sprawiedliwości”.
- To
niewyobrażalne, aby sędzia, która nie pełniła dotychczas żadnej istotnej
funkcji, została prezesem TK. O jej istnieniu dowiedziałem się, gdy PiS rekomendowało
ją do Trybunału - mówi Jerzy Stępień.
W Trybunale dała
się poznać przede wszystkim jako krytyk poprzedniego prezesa. „Przy całym
hałasie o to, że parlament łamie prawo i depcze demokrację, sytuacja jest
odwrotna: to Trybunał łamie konstytucję, to Trybunał niszczy swój autorytet” -
twierdziła.
Jej specjalnością
od początku pracy w TK były zwolnienia lekarskie przypadające na czas
kluczowych posiedzeń. Najsłynniejsze dotyczyło zarządzonego przez prof.
Rzeplińskiego wyboru kandydata na nowego prezesa według starych zasad.
Przyłębska zachorowała wówczas wraz z dwoma innymi sędziami z nominacji PiS.
TRZĘSIENIE ZIEMI
Gdy sędzia Przyłębska została prezesem, PiS-owska
miotła poszła w ruch.
- Pierwsze decyzje nowej prezes były jak trzęsienie ziemi -
mówi jeden z sędziów. Szefa Biura Trybunału Macieja Granieckiego w trybie
natychmiastowym poproszono o opuszczenie gabinetu i przeniesiono do pokoiku w
części hotelowej.
- To jeden z
najlepszych polskich urzędników, 15 lat w Trybunale, wcześniej siedem lat był
szefem Kancelarii Sejmu i sekretarzem Rady Ministrów. Takie traktowanie ludzi
jest demoralizujące dla innych urzędników. Jak się czują, gdy szanowanego
człowieka po latach służby dla kraju traktuje się jak gówniarza i mówi mu:
„Zjeżdżaj stąd”? - pyta Jerzy Stępień.
Przyłębska
przeniosła też do innego pokoju swojego zastępcę - Stanisława Biernata, który
od początku trzymał stronę prof. Rzeplińskiego i stawał w obronie
apolityczności Trybunału. Gabinety prezesa i jego zastępcy zawsze sąsiadowały
ze sobą i miały wspólny sekretariat.
- Uważam to za
złośliwość nielicującą z rangą Trybunału - skomentował Biernat w czasie
konferencji zwołanej na ulicy przed Trybunałem, bo nowa szefowa nie zgodziła
się, by odbyła się ona w gmachu
TK. Sędzia Biernat uważa, jak większość pracowników TK, że
przy zmianie gabinetów chodziło o to, aby nowej prezes nikt nie patrzył na
ręce.
SMOLEŃSKI KOROWÓD
Opuszczony przez Biernata gabinet sąsiadujący z
pokojem prezesa zajął nominowany przez PiS sędzia Mariusz Muszyński, zaufany
człowiek Przyłębskiej. Podobnie jak ona pracował wcześniej w placówce
dyplomatycznej w Berlinie. Był zagorzałym przeciwnikiem prof. Władysława
Bartoszewskiego, o którym na Twitterze pisał, że „narobił mnóstwo szkód Polsce
i za niektóre rzeczy powinien siedzieć w więzieniu”. Poszło o to, że
Bartoszewski, będąc pełnomocnikiem ds. dialogu międzynarodowego w rządzie
PO-PSL, doprowadził do odwołania Muszyńskiego z funkcji kuratora niemieckiej
fundacji Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość, wypłacającej odszkodowania
robotnikom przymusowym. Gdy Muszyński dostał nominację na sędziego TK,
próbował wymazać ten epizod ze swojej biografii i usunął konto na Twitterze.
W Trybunale zasiada
dziś siedmioro sędziów związanych z PiS. Część z nich to prawnicy zaangażowani
w propagowanie kultu smoleńskiego i ich awans do TK jest nagrodą za partyjną
lojalność. Sędzia Piotr Pszczółkowski był pełnomocnikiem rodzin ofiar
katastrofy smoleńskiej. I to tych najważniejszych: Jarosława Kaczyńskiego,
rodziny Wassermannów i Błasików. W poprzedniej kadencji Sejmu dwukrotnie, lecz
bezskutecznie, PiS lansowało go na członka Trybunału Stanu. Wśród osiągnięć
sędziego Pszczółkowskiego partia wymieniała to, że jako student „otrzymywał
stypendium naukowe”.
Zapomniała
natomiast o tym, że zajmował się on obsługą prawną nielegalnego procederu
skupowania długów szpitali. Kancelaria Prawnicza Pszczółkowski i Wspólnik
reprezentowała w sądach spółkę, która skupowała te długi, co od 2011 r. jest w
Polsce zakazane.
Inny sędzia z
rekomendacji PiS, Lech Morawski, był członkiem komitetu naukowego tzw.
konferencji smoleńskich, podczas których naukowcy związani z zespołem
parlamentarnym Antoniego Macierewicza udowadniali, że przyczyną katastrofy był
zamach. Sędzia Morawski jest także związany z Grzegorzem Biereckim, współtwórcą
SKOK-ów. Jest redaktorem naczelnym kwartalnika „Prawo i Więź”, a Bierecki
współwłaścicielem wydającej to pismo spółki.
Sędzia Morawski to
niejedyny znajomy Biereckiego w Trybunale. Jest nim również sędzia Henryk
Cioch. Jako senator PiS wielokrotnie bronił SKOK-ów i krytykował kontrolującą
je Komisję Nadzoru Finansowego. Gdy w poprzedniej kadencji PiS zaskarżyło
ustawę o SKOK-ach do Trybunału Konstytucyjnego, to właśnie sędzia Cioch
reprezentował PiS na rozprawach. Za lojalność dostał wówczas główną nagrodę
SKOK-ów (Feniksa) i został nazwany „przyjacielem i konsultantem prawnym
środowiska SKOK”. Od PiS dostał zaś stanowisko sędziego TK.
Wśród siedmiu osób
wybranych do Trybunału przez PiS tylko dwie mają tytuł naukowy profesora
nadany przez prezydenta. Prezes Przyłębska jest magistrem. Jedna z pierwszych jej
decyzji była bardzo wymowna - ze strony internetowej Trybunału kazała usunąć
tytuły naukowe wszystkich sędziów.
- Tytuły naukowe,
zabieranie gabinetów to są sprawy drugorzędne, choć mające swoją wymowę i
symbolikę - uważa prof. Safjan. - Pokazują, że ta władza może wszystko, choć
najgorsza jest skrajna instrumentalizacja prawa, czyli uchwalanie ustaw bez
uwzględnienia dotychczasowego orzecznictwa, ekspertyz, vacatio legis. To
działanie, które wcześniej nie mieściło się nikomu w głowie.
CHAOS I PRL
Dopóki w Trybunale urzędował prof. Rzepliński, nie
dopuszczał do orzekania sędziów wybranych przez PiS w miejsce sędziów nominowanych
przez opozycję (ci wybrani głosami dawnej koalicji PO-PSL nie zostali
zaprzysiężeni przez prezydenta Dudę). Wraz z nastaniem ery prezes Przyłębskiej
ci trzej sędziowie Muszyński, Morawski i Cioch - zostali natychmiast włączeni
do orzekania.
- To oznacza, że
wyroki będą wydawane przez składy sędziowskie, w których zasiadają osoby
nieuprawnione do orzekania. Co więcej, te wyroki będą zapadać pod
przewodnictwem osoby, która nie ma legitymacji prezesa zgodnej z konstytucją.
Tym samym Trybunał traci funkcję instytucji kontrolującej konstytucyjność prawa
i znika z pola widzenia - mówi prof. Safjan.
Prof. Rzepliński
uważa z kolei, że „dopóki będzie w Trybunale choć jeden sędzia, który jest w
pełni niezawisły, będzie niczym kolec przypominał o tym, czym powinien być
Trybunał”. Sędziowie mogą pisać zdania odrębne do wyroku. I te mogą posłużyć
sędziom wszystkich szczebli przy interpretowaniu wyroku Trybunału. Ich
respektowaniu lub poważaniu.
Ma to jednak
istotne wady. - Będziemy szli do sądu i nie będziemy wiedzieli, jakie
rozwiązanie obowiązuje, czy sąd zastosuje daną ustawę, czy nie. To podważa
zaufanie do prawa i oznacza, że czeka nas bałagan - niestabilność wymiaru sprawiedliwość
- nie kryje obaw prof. Safian.
Sędziowie TK
niezwiązani z PiS zastanawiają się, jaką strategię wybrać w nowej sytuacji. -
Wierzę w niezłomność sędziów, którzy chcą bronić niezawisłości Trybunału, ale
za chwilę w związku z wygaśnięciem kadencji PiS będzie miało kolejnych dwóch
swoich sędziów. I wtedy przy najlepszych nawet chęciach ta instytucja zamieni
się w PiS-owską wydmuszkę - uważa Jerzy Stępień. - Oczywiście od czasu do
czasu fasadowy Trybunał zawetuje jakąś ustawę, żeby stworzyć pozór
niezależności. Jak w PRL, gdy wetowanie ustaw było uzgodnione z władzą.
Co możemy zrobić? -
zastanawia się prof. Rzepiński. - Havel mówiło społeczeństwie martwej ciszy.
Nie możemy być takim społeczeństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz