wtorek, 3 stycznia 2017

Gwardia ludowa



Największa jednostka w polskiej armii to oficerowie odesłani do rezerwy. Ale dymisje i zwolnienia dopiero się zaczynają. Macierewicz czyści armię z tych, którzy choćby otarli się o PRL. Pójdzie gładko, bo kadrowym w armii jest zawodowy lustrator.

Wojciech Cieśla

W marcu zeszłego roku z Dowództwa Gene­ralnego Rodzajów Sił Zbrojnych w cią­gu kilku dni odeszło pięciu generałów (jedna piąta wszystkich w dowództwie), w tym aż trzech gene­rałów dywizji, tak zwanych dwugwiazdkowych. We wrześniu odwołany zostaje dowódca GROM, pułkownik Piotr Gąstał. Zaraz po nim szef polskich komandosów, generał dywizji Piotr Patalong. W listo­padzie lecą szefowie pionu Służby Kontr­wywiadu Wojskowego odpowiedzialnego za tropienie nieprawidłowości w spół­kach zbrojeniowych i zakupach dla ar­mii (awansowali jesienią 2015 r., już za czasów Antoniego Macierewicza). W grudniu dymisję składa generał broni Mirosław Różański, dowódca generalny polskiej armii. Z funkcji szefa Sztabu Ge­neralnego rezygnuje Mieczysław Gocuł. Odchodzi generał Adam Duda, szef In­spektoratu Uzbrojenia.
   Mówi oficer, sztabowiec, pracujący w Warszawie: - Chodzi o najwyższych, najważniejszych polskich oficerów. Gocuł kilka miesięcy wcześniej dostał nomina­cję na drugą kadencję w Sztabie Gene­ralnym od prezydenta Andrzeja Dudy. Różański dowódcą generalnym był od lipca. Odeszli, bo nie mogli działać pod rzą­dami „aptekarzy”

PRZYCHODZI PUŁKOWNIK DO CYWILA
„Aptekarz”, „Medalista” i „Generał Moździerz” to najbardziej cenzuralne z określeń, jakimi wojskowi nazywają Bartłomieja Misiewicza, rzecznika i pra­wą rękę Antoniego Macierewicza, byłego pracownika apteki w Łomiankach. - Nie chodzi tylko o niego - opowiada jeden z wojskowych. - On jest najbardziej roz­poznawalny i przez związki z Macierewi­czem stał się symbolem zła, które dzieje się w armii. Czystek, braku kompeten­cji, czołgania tych, których nie da się ła­two zwolnić.
   Wietrzenie kadr zaczęło się zaraz po wyborach. Gdy w budynku MON przy ulicy Klonowej zaczął urzędować Anto­ni Macierewicz, zarządzono wewnętrz­ny audyt. Zakończył się w maju 2016 roku i według ministra wykazał „korup­cję, która przyczyniła się do złego stanu wojska”.
   Rozmówca związany z MON: - Na początku odwoływali hurtem. Zazwy­czaj późnym popołudniem, wieczorem, w nocy. Polecieli szefowie większości de­partamentów i ci, którzy kojarzeni byli z Tomaszem Siemoniakiem, ministrem za rządów PO. Co innego, gdy znika­ją wojskowi urzędnicy, to dzieje się przy każdej zmianie władzy. Ale dwugwiazdkowi generałowie? Ludzie tacy jak gene­rał Różański? Dowódca polskiej armii? Wcześniej pochwalił wybór śmigłowców Caracal, mówił, że będą gwarancją roz­woju polskich zakładów. To mogło mu się odbić czkawką.
   Nie wiadomo, jak duża jest skala zwol­nień. MON nie podaje listy osób, które od jesieni 2015 r. zostały zwolnione lub po­dały się do dymisji.
   Jeden z rozmówców: - W armii panu­je atmosfera niepewności. Żeby było jas­ne: tak samo było choćby pod rządami psychiatry Bogdana Klicha. Ale tym ra­zem grupa cywilów związanych z PiS, bez wcześniejszych związków z wojskiem, która ma wpływ na armię, jest nieporów­nanie większa. Wśród „aptekarzy” wy­różnia się Radosław Peterman, od wiosny główny kadrowy. Wzywani do niego ofi­cerowie czasem nie mogą inaczej wyrazić swojego zdania, jak odchodząc. Jeszcze trochę i w armii pozostaną wazeliniarskie niedobitki.
   O skali odejść świadczy liczba ofi­cerów sztabowych, którzy napisali ra­porty o zwolnienie ze służby w ciągu ostatniego roku. Dziś największa jednostka w polskiej armii to oficerowie odesłani do rezerwy.

LUSTRATOR WOJSKA
Peterman to archiwista, były pra­cownik Biura Lustracyjnego IPN Ucho­dził za zaufanego człowieka Antoniego Macierewicza (zajmował się m.in. kwe­stiami związanymi z niszczeniem akt ko­munistycznej Służby Bezpieczeństwa i działalnością Wojskowych Służb We­wnętrznych). Jeden z pracowników IPN: - Z jego opracowań płynie wniosek, że WSW były jakąś ważną ubecką służbą, zwalczającą opozycję i Kościół.
   O Petermanie było cicho do 2012 r., kiedy to sądy zaczęły się zajmować lu­stracją kilku generałów. Jak podawa­ła „Gazeta Wyborcza”, miał za tym stać właśnie Radosław Peterman. W tym sa­mym roku podpisał się on pod prote­stem w sprawie wyroku nakazującego Macierewiczowi przeproszenie za po­mówienia byłego szefa WSI gen. Marka Dukaczewskiego.
   - To miły facet, taki okrągły, uśmiech­nięty - opowiada jeden z oficerów. - Na wojsku nie zna się zupełnie. Na lustracji - świetnie.
   Archiwista z IPN trafia do MON w grudniu 2015 r., początkowo dostaje umowę jako „zewnętrzny konsultant ds. kadr Sił Zbrojnych”, z rocznym kontrak­tem w wysokości 72 tys. zł. W kwietniu 2016 r. zostaje dyrektorem Departamen­tu Kadr, a już w lipcu trafia do przemysłu zbrojeniowego; zostaje jednoosobową radą nadzorczą Wojskowych Zakładów Elektronicznych. Ciekawostka: Peter­man odchodzi z wojskowej elektroniki równie gwałtownie, jak w niej zaistniał, w grudniu 2016 r.

CYWIL MÓWI: DO ZAMRAŻARKI
Jeden z rozmówców: - Dymisje dzie­siątkują system dowodzenia. Przy awansie nie liczy się już opinia bezpośred­niego przełożonego ani dowódcy jednostki; ważne jest, jak wypadniesz w rozmowie z Misiewiczem. Wszystko rozgrywa się błyskawicznie: dostajesz prikaz, że masz się stawić w Warszawie. Jedziesz, cze­kasz, wreszcie cię wzywają, czasami już po zmroku. Rozmawiacie we trójkę, ty, Peterman i Misiewicz. Potem każą wyjść i czekać na telefon. Oficerowie spoza War­szawy, a takich jest większość, jadą do ho­telu i czekają. Jeśli zadzwonią, że masz się rano stawić na wręczenie decyzji o wyzna­czeniu na stanowisko, jesteś w domu. Jeśli kogoś odwołują ze stanowiska, to na ogół z rygorem natychmiastowej wykonal­ności, za podstawę podają ważny interes społeczny. Nie dają czasu na rozliczenie się z broni, z dokumentów niejawnych. Potrafią w piątek wezwać na rozmowę i kazać w poniedziałek stawić się żołnie­rzowi w jednostce na drugim końcu Pol­ski. Ludzie mają kłopot: jak się rozliczyć z poprzednim miejscem pracy; czy to nie pułapka, aby nasłać na nich prokuratora?
   Część z tych, którzy nie zostają wyzna­czeni na stanowisko, przechodzi do re­zerwy kadrowej, czyli zamrażarki. Nie można oficera zwolnić do cywila z dnia na dzień, więc trzymają go pół roku w re­zerwie kadrowej, nie pełni żadnej funk­cji, pozostaje do dyspozycji szefa MON. Dopiero po zamrażarce kończy służbę.
   Jeden z rozmówców: - Przed ekipą „aptekarzy” o awansie lub braku awan­su decydowały oceny z opinii służbowej. Dziś opinia nie ma żadnego znaczenia. Zdejmują ze stanowisk ludzi, którzy mają opinie bardzo dobre i wzorowe. Kiedyś, gdy ktoś miał awansować, kierowano go na szkolenie przygotowujące do objęcia nowego stanowiska. To już nie działa. Na szkolenia trafiają tylko „odpowiednie” roczniki, musisz mieć w PESEL siódem­kę [chodzi o ludzi urodzonych w latach 70. - przyp. red.].
Jeden z rozmówców: - Nie ma żadnej logiki w tym, kogo wysyłają do rezerwy, i w jakie miejsce go przerzucą. Ludzie z Warszawy lądują w Żaganiu, w Szcze­cinie, Inowrocławiu. To złośliwość, bo nie ma żadnego powodu, aby żołnierz, którego chcą się pozbyć, nie mógł do­służyć ostatnich miesięcy blisko domu. Rzucają go na drugi koniec Polski, mimo że to oznacza koszty: trzeba płacić rozłąkowe, zapewnić zakwaterowanie. Je­dyny zysk? Władza ma satysfakcję, że kogoś upokorzyła.
   O jednym z przykładów upokarzania przez zamrażanie głośno zrobiło się kil­ka miesięcy temu - wojskowa stoma­tolog z Gdyni została przeniesiona na stanowisko niezwiązane z leczeniem na drugi koniec Polski, do Opola. Nieoficjal­nym powodem zsyłki było to, że jest żoną oficera Marynarki Wojennej w służbie kontrwywiadu.
   Za panią porucznik ujął się przewod­niczący PiS na Pomorzu Janusz Śniadek - zarzucił Macierewiczowi podjęcie „szkodliwej decyzji” - kobieta jest matką dwójki nieletnich dzieci. Nic nie wskórał.

ANTONI BĘDZIE DEGRADOWAĆ
Mówi jeden z wysokich szarżą ofi­cerów (już poza armią): - Dla tej eki­py ważna jest ideologia. Napięcie się, machnięcie szabelką. Na przykład, żeby mianować generałów nie tylko w Dniu Wojska Polskiego, Niepodległości czy 3 Maja, ale także 1 marca, w dniu pamię­ci żołnierzy wyklętych. W działaniach praktycznych już nie są tak dobrzy. Ma­cierewicz opowiada o inwestycjach rzę­du 8 mld zł rocznie w polski przemysł. A pamięta pan, jak zapowiadał, że polscy komandosi do końca roku będą latać amerykańskimi blackhawkami? Tych śmigłowców nie ma. A obrona teryto­rialna? Rusza i rusza od roku, dopiero teraz przez Sejm przeszła ustawa w tej sprawie, ale jacyś oficerowie tej forma­cji już składają przysięgę. Bardzo zado­woleni, że będą wyglądać jak żołnierze wyklęci, bo Macierewicz uszył im roga­tywki, które dawno temu zniknęły z woj­ska jako element munduru polowego. Zakupy sprzętu pozostają w sferze pla­nów, największe pieniądze pompowane są w przyszłą obronę terytorialną.
   Były dowódca WP, związany z PiS: - Żołnierze są szczęśliwi. Antoni co praw­da tylko przyklepał podwyżki, które wprowadzała poprzednia ekipa, ale pie­niądze dostają już od niego. Na niskim i średnim poziomie nastroje więc się po­ prawiły. Ponadto każda dymisja u góry oznacza, że awansują ludzie ze średniego szczebla. Różański, dowódca generalny? Według mnie to ambicja. Uciekał przed zmianą systemu dowództwa, ma wejść od 2017 r., nikt go tam nie chciał na stanowi­sku szefa Sztabu Generalnego. Część od­chodzących generałów wie, że nie będzie dla nich miejsca w nowych strukturach dowodzenia. Dobiegają sześćdziesiątki i wolą odejść już teraz.
   Jeden z rozmówców: - Część żołnie­rzy dotknie ustawa dezubekizacyjna, tych pracujących w służbach, w wywia­dzie i kontrwywiadzie. Ale groźniejszy od dezubekizacji jest projekt złożony w Sejmie na początku grudnia. Mówi o tym, że weryfikacja ma objąć wszyst­kich żołnierzy, którzy przepracowa­li choć jeden dzień przed sierpniem 1990 r., czyli w PRL. Nikt nie potra­fi odgadnąć, jaka będzie skala pogro­mu. Najlepsze jest to, że Macierewicz przepycha prawo, które pozwoli mu na pozbawianie stopni zmarłych wojsko­wych. Chodzi im oczywiście o Kiszczaka i Jaruzelskiego. Ale to Antoni będzie de­cydował o degradacjach do stopnia puł­kownika włącznie.

A CO NA TO NATO
Jeden z wysokich szarża oficerów: - Lustracja, dezubekizacja i żołnierze wyklęci. Z boku wygląda jak typowa ak­cja Macierewicza, on to kocha. Ale nie­wykluczone, że tym razem wie, co robi. Dzięki niemu stery w armii przejmą czterdziestolatkowie. Świeża krew. Jak w latach 40., gdy „nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Wdzięczni. Lojalni. Ambitni. Ludzie bez wiedzy i do­świadczenia. Będą się chcieli wykazać. Jest kolejka chętnych do nominacji ge­neralskich, im nie przeszkadzają cywilni „aptekarze”. To będzie gwardia obecnego ministra. Sęk w tym, że w wojsku wiedzę i doświadczenia zdobywa się powoli, la­tami, od stopnia do stopnia. Tylko wtedy jest się partnerem dla dowódców z NATO. A NATO obserwuje. Ćwiczy razem z pol­ską armią. I w którymś momencie powie Antoniemu: sprawdzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz