Kaczyński uważa, że
hejt związanych z PiS niszowych mediów doprowadził go do władzy. Liczy, że ten
sam hejt, nagłośniony teraz przez potężne media państwowe, pozwoli mu tę władzę
zachować
Noworoczna szopka
Marcina Wolskiego mogła być zaskoczeniem chyba tylko dla tych, którzy do
telewizji Jacka Kurskiego od dawna nie zaglądali. Jeśli nawet TVP bywała wcześniej zbyt ostrożna wobec władzy, to w ciągu
ostatniego roku stała się miejscem nieustającego podlizu wobec rządzących.
Wcześniej czasami nudnawa, teraz stała się kopią telewizji Gomułki z
najgorszych lat.
W „Wiadomościach”, „Telexpressie” i TVP Info premier
Beata Szydło każdego dnia zapowiada kolejne dary dla najuboższych Polaków. Bez
informowania, kto za te „dary” zapłaci. Gospodarskie wizyty i wbijane przez
Kaczyńskiego czy Morawieckiego pierwsze łopaty pod nowe inwestycje pojawiają
się na przemian z paszkwilami na opozycyjne partie i przedstawicieli
„łże-elit” - sędziów, samorządowców, biznesmenów.
Jedyny w tej ofercie atrakcyjny horror to obrazy Europy Zachodniej
masakrowanej przez polityczną poprawność, feminizm i islamistów. Nieco
starszy widz ma wrażenie nieustającego deja vu. To ten sam upadający Zachód, na
który Jerzy Urban w pierwszą zimę stanu wojennego posyłał z Polski śpiwory i
konserwy rybne, by nowojorczycy nie pomarli z zimna i głodu (podczas gdy
obywatelom PRL władza zapewniała ciepłe kaloryfery i kartki na artykuły
spożywcze). Dziś Kaczyński, Waszczykowski i narodowcy chętnie zaoferowaliby
przerażonym mieszkańcom Zachodu nasze poczucie bezpieczeństwa - wszak na
Zachodzie nie ma dziś nikogo, kto umiałby budować armię z pasją Macierewicza,
kierować policją z sumiennością Błaszczaka i tworzyć prawo z bezwzględnością
Ziobry.
SAMI BOJĄ SIĘ KURSKIEGO
Ale by nie być gołosłownym, garść cytatów. W
„Wiadomościach” Jedynki: „Sylwester z Michnikiem, dla polityków radykalnej
opozycji nawet Nowy Rok jest dobrą okazją nie do łagodzenia, a raczej do
podgrzewania politycznych nastrojów”. W TVP Info: „Rzepliński
wziął pieniądze za urlop”, „firma Kijowskiego otrzymywała pieniądze od KOD”.
W „Warto rozmawiać” tak zagaja dyskusję Jan Pospieszalski: „Pucz, Majdan,
zamach stanu - grzmiały zachodnie media po
awanturze w polskim Sejmie. Echa naszego konfliktu politycznego szybko jednak
umilkły wobec zamachów w Ankarze, Berlinie, Zurychu. Czy zatem kwestionowanie
legalnej władzy w obliczu zagrożenia terrorystycznego ma sens?”. W innym
programie Pospieszalski pyta: „Czy strategia rozwoju wicepremiera
Morawieckiego da szansę najbardziej pracowitym Polakom? A może to oni będą musieli
zapłacić za błędy i zaniechania poprzednich lat?”.
W Jedynce, Dwójce, TVP Info na różne tematy wypowiadają
się wciąż ci sami goście. Eksperci z Ordo Iuris bronią profesora Chazana
przed „medialnym linczem” i tłumaczą, dlaczego polskie kobiety powinny rodzić
- nawet zgwałcone, nawet umierające. Wreszcie powracający przy każdej okazji
„podróżnik Cejrowski” wypowiada się na tematy gospodarcze, cywilizacyjne, a
nawet jako główny ekspert w sprawie powszechnego prawa do posiadania broni.
Gdyż, jak znowu pyta Pospieszalski: „Czym się bronić? Polska jest jednym z
najbardziej dyskryminowanych krajów pod względem dostępu do broni, czy
rycerskie tradycje Rzeczpospolitej zostały wykorzenione niemal całkowicie?”.
To, co było do tej pory internetowym hejtem prawicy, stało się oficjalnym
przekazem najsilniejszego kompleksu mediów w Polsce. W ten sposób miliony
Polaków żyją w świecie zbudowanym z teorii spiskowych i najbardziej przerażających
wizji zachodniej cywilizacji. Bombardowani najbardziej odrażającymi portretami
przeciwników prawicy - jako złodziei, dewiantów, a przede wszystkim agentów
wpływu Niemiec i Rosji.
Do tego dochodzi wszechobecna prawicowa mizoginia. Gdzie kobieta albo
jest uległa, jak zakonnica czy matka, albo staje się dziwką, agentką, kobietą
„wyzwoloną”, czyli „upadłą”. To właśnie pod tę mizoginię Marcin Wolski
„zagrał” w swojej noworocznej szopce nieapetycznymi nagimi wizerunkami Anny
Komorowskiej i Moniki Olejnik.
Telewizji Kurskiego boją się dzisiaj nawet ludzie władzy. Wicepremier
Gliński po krótkiej szamotaninie zrozumiał, że radykalizm TVP jest dla Kaczyńskiego bardziej przydatny niż poparcie
nieco groteskowego inteligenta z kontrowersyjną żoną pracującą w NGO. I z podkulonym ogonem wystąpił podczas kolejnej
smoleńskiej miesięcznicy na Krakowskim Przedmieściu, choć telewizja Kurskiego
dalej prowadzi swą krucjatę przeciw organizacjom pozarządowym. Odważniejszy od
Glińskiego okazał się minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, który po serii
anty- szczepionkowych i antylekarskich materiałów „Wiadomości” i publicystyki TVP zaszczepił się przeciw wirusowi grypy.
OPORTUNIŚCI I FANATYCY
Twórców oferty TVP -
czyli prawicowego hejtu podniesionego do rangi oficjalnej ideologii państwowej -
można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to oportuniści i tchórze,
którzy popisują się swoją brutalnością pod osłoną władzy, za plecami narodowych
i kibolskich „karków”. To Marcin Wolski i Rafał Ziemkiewicz wzajemnie
napędzający się w programie „W tyle wizji”. Gdy Ziemkiewicz w latach 80.
studiował na warszawskiej polonistyce, irytował kolegów, mówiąc, że nie jest
jakimś „solidarnościowym frajerem”. Swój radykalizm wykuł dopiero w walce z
„reżymem Mazowieckiego”. Teraz dzielnie szydzi z „płaczliwych KOD-owców”,
mówiąc po szarpaninie na pogrzebie „Inki” i „Zagończyka”, że gdyby faktycznie
zajęli się nimi dziarscy chłopcy z ONR, to „gorzej by wyglądali”.
Marcin Wolski w swej szopce pokazuje Stefana Niesiołowskiego, który w
komunistycznym mundurze pieni się na prawicową ojczyznę. Tyle że to Niesiołowski
siedział w więzieniu za działalność opozycyjną (próbę podpalenia Muzeum Lenina
w Poroninie), a Wolski po Marcu ‘68 rozpoczynał karierę PRL-owskiego satyryka -
szydząc w noworocznej szopce w „Żołnierzu Wolności” z syjonistów, niemieckich
odwetowców i amerykańskich imperialistów. Ale Kaczyński przyzwyczaił nas już
do tego, że prawdziwa historia i prawdziwe biografie są fikcją - on sam może
zmieniać szmatę w bohatera, a realnych bohaterów zeszmacać. Wolski z tej oferty
skorzystał.
Inna grupa twórców telewizji Jacka Kurskiego to tacy ludzie jak Dawid
Wildstein i Samuel Pereira - szef telewizyjnej publicystyki i jego zastępca.
Obaj są autentycznymi fanatykami i narcyzami zachwyconymi sobą. Dawid
Wildstein pod względem brutalności nie ustępuje ojcu. Bronisław Wildstein ma
jednak w swojej biografii realną kartę opozycji studenckiej z lat 70. Dawid
Wildstein i Samuel Pereira mają tylko chłopięce fantazje na temat przemocy - u
młodego Wildsteina często skupione na seksie. Sama jego wypowiedź, że „pedał sprzeda wszystko... tylko o to chodzi
w pedale, o sprzedaż”, która w jego własnym rozumieniu miała być zapewne
manifestacją twardej heteroseksualnej męskości, wystarczyła, aby zaskarbić mu
łaski Jacka Kurskiego.
Trzeci typ to najmłodsze kadry, pracownicy przetransferowani do telewizji
Kurskiego z mediów prawicowych czy z zaciągu z toruńskiej szkoły medialnej o.
Rydzyka. Nie tylko nigdy nie byli, ale nawet nie próbowali stać się dziennikarzami
- w przeciwieństwie do Piotra Zaremby, Krzysztofa Skowrońskiego, Piotra Semki,
którzy byli dziennikarzami, zanim nie dopadła ich ideologiczna pasja. Byli od
początku hodowani – przez Rydzyka w Toruniu,
przez Wildsteinów i Terlikowskiego w TV Republika i
„Frondzie” - na żołnierzy kulturowej wojny prawicy.
Ale to właśnie Piotr Zaremba - swoimi opowieściami o „przemyśle
pogardy” - rzekomo od początku istnienia III
RP pracującemu pełną parą na szkodę prawicy - dostarczył Kurskiemu i Kaczyńskiemu
alibi dla przekształcenia mediów publicznych w polityczne narzędzie.
Zaremba zdecydowanie nie mówił całej prawdy. Począwszy od spalenia kukły
„Bolka”-Wałęsy w czasie manifestacji Porozumienia Centrum z 1993 roku, aż po
niedawne spalenie kukły Żyda na wrocławskim rynku, najbrutalniejsze ataki
wychodziły konsekwentnie właśnie z obozu prawicy. Skoro jednak polscy
prawicowcy raz uwierzyli, że po roku 1989 byli jedynie ofiarą, to gdy już zdobyli
władzę w państwie, mieli poczucie, że mają prawo stworzyć własny „przemysł
pogardy” skierowany przeciwko wszystkim osobom i grupom, z którymi kiedykolwiek
mieli jakieś porachunki.
Telewizja Kurskiego wzięła się z przekonania Kaczyńskiego, że Polacy są
narodem może trudnym do rządzenia, ale łatwym do zmanipulowania. Pierwszy jego
problem mieli rozwiązać ci, którzy Polakami nauczyli się rządzić jeszcze w
PRL. Działacze aparatu PZPR, ludzie posłuszni i umiejący posłuch narzucać
- Jasiński, Piecha, Karski, Kryże, Kornatowski,
Piotrowicz i wielu innych.
Drugi problem miały rozwiązać własne media Kaczyńskiego. Prezes
katastrofę swoich pierwszych rządów kładł na karb tego, że mediów własnych miał
za mało i były za słabe. Wie, że powstanie prawicowego medialnego obiegu -
skupionego wokół „Gazety Polskiej” i mediów finansowanych przez SKOK-i -
pomogło mu zdobyć władzę. A skoro prawicowy hejt propagowany przez niszowe
media doprowadził go do władzy, to ten sam prawicowy hejt nagłośniony przez
potężny kompleks mediów państwowych pozwoli mu tę władzę zachować.
Tym bardziej że „tożsamościowego”
prawicowego hejtu nic po drugiej medialnej stronie nie równoważy. W TVN regularnie pojawiają się prawicowi politycy i eksperci, a
Bogdana Rymanowskiego z TVN czy Dorotę Gawryluk z Polsatu
trudno zaliczyć do dziennikarzy lewicowych lub choćby centrowych i
liberalnych. Także winnych prywatnych mediach po zwycięstwie PiS zadziałał pewien
oportunizm. W Radiu Zet liberalną Monikę Olejnik zastąpił bardziej konserwatywny
Konrad Piasecki. A z kolei Piaseckiego w RMF FM zastąpił jednoznacznie
prawicowy Robert Mazurek, który z pogardy dla „liberalnych lemingów” uczynił
swój sztandar.
Jarosław Kaczyński ma zatem swój medialny PRL, do którego tęsknił, a który
dziś uważa za warunek skutecznego i trwałego rządzenia.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz