Anne Appleebaun i
Radosław Sikorski o tym, co się stało z naszym krajem i naszą demokracją, a
także jak jesteśmy postrzegani za granicą. 5 Nawet gdyby zmienił się rząd, to
odbudowa reputacji zajmie Polsce przynajmniej 10 lat mówią
Rozmawia Renata Grochal
Czemu Jarosław Kaczyński zdecydował się na tak poważną
rekonstrukcje rządu?
RADOSŁAW SIKORSKI:
Kaczyński dość sprytnie przeprowadził
rekonstrukcję: zrzucił najbardziej niepopularnych polityków, a kosztem politycznym
tej operacji obciążył wewnątrz obozu PiS prezydenta. To potwierdza moją hipotezę,
że kandydatem PiS na prezydenta będzie Mateusz Morawiecki, bo Duda w elektoracie
skrajnie prawicowym został bardzo poważnie obciążony. Zresztą, gdy tylko wydał
z siebie pisk, walcząc o odrobinę godności, skasował się w oczach
Kaczyńskiego. Prezes przewiduje, że w drugiej kadencji byłby niesterowalny.
Dlatego musi mieć nowego prezydenta.
Dlaczego Kaczyński pozbył się Macierewicza?
R.S.: Spotkałem się z teorią, że prezes spróbuje zrobić przyspieszone
wybory na jesieni - w okolicach wyborów samorządowych. I w logice chowania
oszołomów na czas kampanii te zmiany się bronią. Kaczyński do dziś żałuje, że
nie zrobił wcześniejszych wyborów pod koniec rządów Marcinkiewicza, gdy mógł
wziąć większość konstytucyjną, albo na początku 2007 roku, kiedy jeszcze mógł
wygrać. Gdyby dziś uzyskał większość konstytucyjną, to naprawdę zamknąłby usta
Unii Europejskiej.
Macierewicz pogodzi się z dymisją?
R.S: Nie będzie mu łatwo przejść na pozycję szeregowego posła z
pozycji kogoś, kto próbował być syntezą Piłsudskiego z Piotrem Skargą. Ale
grupa smoleńska w PiS, czyli środowisko „Gazety Polskiej” i portalu
niezależna.pl, gra już na stworzenie środowiska, które przejmie rząd dusz na
skrajnej prawicy po Kaczyńskim. Dla tego odłamu psychoprawicy Antoni
Macierewicz byłby wiarygodnym kapłanem. Trzymam kciuki za nową partię
Macierewicza, bo tak kocham PiS, że chciałbym, żeby były dwa.
Czy rekonstrukcja rządu uwiarygodni Morawieckiego w Unii?
ANNE APPLEBAUM: Jeśli polityka rządu PiS się nie zmieni, to nikt się nie
nabierze na premiera Morawieckiego i nowy rząd. Zachód sądzi po faktach, a z
tych wynika, że polski rząd łamie unijne traktaty, łamie praworządność, bierze
pod but sądy i wolne media.
Co pan sądzi o nowym szefie MSZ Jacku Czaputowiczu?
R.S.: Znam go od lat 90.,gdy wspólnie pracowaliśmy w MSZ, i uważam
za patriotę. Pytanie, czy nie „spisiał” i nie przesiąkł nacjonalistycznymi
miazmatami, a także czy prowadzona przez prezesa polityka wewnętrzna umożliwi mu
prowadzenie skutecznej polityki zagranicznej. Bo przy takim niszczeniu
konstytucji, praworządności i sądów to ani Talleyrand, ani Kissinger nie dałby rady.
Lubi pani Polskę?
A.A.: Lubię taką Polskę, jaką poznałam 25 lat temu: solidarnościową
i wolnościową. Lubię mój dom, moich przyjaciół, reportaże Hanny Krall i Teresy
Torańskiej, poezję Herberta i Miłosza, filmy Wajdy i Kieślowskiego. Lubię
polską tradycję gościnności. Ale dziś jest mi trudniej mieszkać w Polsce.
Dlaczego?
A.A.: Polska była symbolem największego sukcesu w tej części
Europy. A dziś jest wymieniana w jednym szeregu z Turcją, Węgrami, a nawet z
Rosją jako przykład nowego autorytaryzmu. Dla mnie to osobista klęska, bo
napisałam książki o historii Europy Środkowej i Polski i tysiące artykułów
stawiających Polskę za wzór. Napisałam nawet
wraz z koleżanką książkę o nowoczesnej polskiej kuchni. I zawsze myślałam, że
promuję prawdziwą wizję Polski. A dziś mam poczucie, że to ci, którzy mówili w
latach 90., że autorytaryzm ma w Polsce silne korzenie i że demokracja i
modernizacja będą miały trudności, mieli rację. Może zrozumieli ducha narodu
lepiej niż ja? Teraz muszę tłumaczyć na Zachodzie - a spędzam połowę czasu w
Londynie, gdzie jestem profesorem w London School of Economics -
dlaczego Polska schodzi z demokratycznej ścieżki.
I co pani mówi?
A.A.: Mówię, że PiS zdobyło pełnię władzy fuksem. Ale jak ponownie
wygrają, to to się zabetonuje na lata.
R.S.: Jeszcze za komuny, zanim poznałem Anne, dowiedzieli się
o niej moi rodzice, bo Jerzy Urban poświęcił jej
jedną z konferencji prasowych. Gdy powiedziałem, że przyjedzie do domu taka
jedna amerykańska dziennikarka, to oni na to: „Aha, ta - może być”, bo znali ją
już z telewizji (śmiech). Po 30 latach Anne znów się stała bohaterką
rządowej propagandy w „Wiadomościach” TVP. Szkaluje
Polskę, bo w zagranicznej prasie nakłamała, że w Smoleńsku był wypadek lotniczy.
A. A.: Teraz w Polsce jest podobna propaganda jak 30 lat temu, gdy
tu przyjechałam. Znowu kłamstwa, te same mechanizmy myślenia i ten sam stosunek
do świata. Znowu muszę uważać, co mówię przez telefon. Zachód znów jest
wrogiem.
R.S.: O tym, jak Polska jest dziś postrzegana na świecie, może
świadczyć nieprzyjemny incydent, który nam się zdarzył. Nasz syn umówił się z
czarnoskórym kolegą w Polsce. Widząc obrazki z Marszu Niepodległości, rodzice
tego chłopca pytali zaniepokojeni, czy mogą go wysłać do kraju, gdzie bije się
Murzynów.
Częściej się pani spotyka z agresją w Polsce niż kiedyś?
A.A.: W mediach społecznościowych czy na Twitterze codziennie czytam bluzgi na swój temat, komentarze typu
„niech pani wraca do Izraela”. Wychowałam dwóch synów w kulturze polskiej,
dbałam, żeby mówili po polsku, posłałam ich do katolickiej szkoły. Okazało
się, że to wszystko za mało i część Polaków mnie nie chce. Ale mam to w nosie,
tak samo jak to, co piszą o mnie prawicowa gazety. Sądzę o nich to samo, co w
latach 80. jako zachodnia dziennikarka sądziłam o „Trybunie Ludu” i „Żołnierzu
Wolności”.
Jesteśmy antysemitami i rasistami?
R.S.: Wielu Polaków definiuje polskość krwią i religią. Nie są w stanie objąć solidarnością narodową
innych tradycji religijnych czy
etnicznych. Zmienił się stosunek rządu do radykalizmowi. Za naszych czasów ONR
był w instrukcjach dla policji przykładem organizacji radykalnej, przed którą
ma ona chronić polskie społeczeństwo. A dzisiaj policja współpracuje z łącznikami
z ONR w trakcie marszów z pochodniami. To duża zmiana.
Czy Jarosław Kaczyński też się zmienił? W porównaniu z
latami 90.?
R.S.: Kaczyński zawsze miał skłonność i do teorii spiskowych. Postrzega
świat w kategoriach walki o władzę. Nie jeździ za granicę, nie ma wizji
nowoczesnej gospodarki, nie rozumie, co to znaczy stwarzać warunki dla rozwoju
biznesu. Sam zapewne uważa, że ma wizję ambitnego państwa, które tworzy
narodowy kapitał; ja bym to nazwał wizją sanacyjno-gierkowską. Gdyby
zarządzanie państwowe było skuteczniejsze od prywatnego, to socjalizm by się
udał. Dzisiejsze PiS jest syntezą najgorszych cech przedwojennej endecji i
sanacji. Jest nacjonalistyczne, klerykalne, insurekcyjne, etatystyczne i
zamordystyczne. Z domieszką sło- wianofilskiej wrogości do Zachodu.
Dlaczego Kaczyński nie został premierem?
R.S.: Kaczyński chciałby być pierwszym sekretarzem - decydować,
manipulować ludźmi, za nic prawnie nie odpowiadać, a w razie porażki wymieniać
zderzaki. Premierowanie to jest czytanie tysięcy dokumentów, łażenie na
nasiadówki, uroczystości i międzynarodowe spędy, z których niewiele wynika. A
jego pasjonuje strategiczne zarządzanie obozem politycznym.
Dlaczego wyborcy - nie tylko w Polsce, ale też w Stanach
- uwierzyli populistom?
A.A.: Najgorszy neoautorytaryzm i najgorsze kłamstwa mamy w
krajach najbardziej podzielonych. W Polsce ci, którzy czerpią informacje z
pisowskich mediów, mają kompletnie inny obraz świata niż ludzie, którzy czytają
prasę liberalną albo zagraniczną. A jak społeczeństwo ma kompletnie różne
rozumienie świata, to trudno mówić o demokracji; nie ma wspólnej płaszczyzny do
rozmowy, wymiany poglądów czy zawierania kompromisów. Zaś populiści bazują na
emocjach, posługują się kłamstwem i dają łatwe odpowiedzi na trudne pytania.
A może racje ma prof. Marcin Król, który mówi, że podczas transformacji
zapomniano o biednych i wykluczonych, którzy w efekcie poparli PiS?
R.S.: Faktycznie zafascynowaliśmy się wzrostem globalnego PKB,
który w naszym przypadku odzwierciedla trochę inną rzeczywistość niż w krajach
starej Unii. Zarobki w Polsce wzrosły znacząco, ale mniej niż gospodarka.
A.A.: Dzisiaj w Polsce nikomu nie żyje się gorzej niż 30 lat temu.
Tyle że ludzie nie porównują się z rodzicami czy dziadkami, ale z innymi
Europejczykami. W okolicach Bydgoszczy, gdzie mamy dom, wiele osób pracuje w
Niemczech. Przyjeżdżają i mówią: „Tam w fabryce zarabiam trzy razy więcej niż w
Polsce”.
Jakie będą konsekwencje uruchomienia przez Bruksele art. 7 traktatu UE?
R.S.: Artykuł 7 nie jest mocną procedurą, która zmusi kraj do uległości.
To tylko napiętnowanie. Unia odpłaci nam na innych polach. Przede wszystkich w
przyszłym budżecie. Za to, że Kaczyński skoncentrował więcej władzy w swoim
ręku, Polacy zapłacą tym, że będzie mniej dróg, mniej wsparcia dla biznesu,
mniej szpitali.
Czy to jest do odwrócenia?
A.A.: Myślę, że nie. Nawet gdyby dziś zmienił się rząd, to odbudowa
reputacji zajmie Polsce dziesięć, jeśli nie 25 lat. Na Zachodzie wielu w ogóle
nie chce Polski w Unii. Uważają, że rozszerzenie z 2004 roku było niepotrzebne.
Woleliby mieć małą Unię - karolińską. Patrząc na to, co wyrabia PiS, tylko się
utwierdzają w tym przekonaniu.
R.S.: Francja, Holandia czy Niemcy to społeczeństwa o kulturze
mieszczańskiej, od pokoleń zamożne, które replikują swój model. Oni tak na to
patrzyli: nasi kuzyni na Wschodzie nacierpieli się przez lata komunizmu, to
przyjmijmy ich do naszego klubu dżentelmenów i podzielmy się dobrobytem, żeby
się podciągnęli; ale ustanawiamy kryteria wejścia, żeby się upewnić, że będą
się zachowywać zgodnie z regułami. No, i myśmy wszystko wypełnili, trochę to
trwało, ale weszliśmy do klubu. Aż tu nagle wpada ekipa, która zaczyna się zachowywać
jak Kmicic z kompanami we dworze w Lubiczu. Po sarmacku i z fantazją. Wyciągają
pistolety, strzelają do obrazów i gwałcą dziewki folwarczne. Wolnoć Tomku w
swoim domku! A tamci mówią: hola, hola, nasz klub nie na tym polega! Na razie
to tolerują, choć z coraz większą irytacją, ale na koniec się zbiorą i
powiedzą: fora ze dwora.
Czeka nas polexit?
R.S.: Polska mogła - trzymając się pazurami i prowadząc bardzo
zręczną politykę - dołączyć do Niemiec i Francji i być w grupie rządzącej
Unią. A my się awanturujemy nie wiadomo o co i oni nie wiedzą, co z tym zrobić.
Pisowscy publicyści mówią otwartym tekstem, że skasowaliśmy w Unii, ile było
można, i teraz pora uciekać w krzaki. Kaczyński i jego ekipa są na tyle
prowincjonalni, że nie rozumieją, do czego prowadzi logika, którą obrali. Rząd
brytyjski też nie chciał brexitu, ale szczuł na Unię i wiadomo,
jak się skończyło. Kaczyński tworzy narodowo-klerykalną dyktaturę w sojuszu z
USA. To państwo na wzór Hiszpanii z czasów Franco czy Portugalii Salazara.
Wyjdzie raczej Słowacja księdza Tiso. Realizacja takiej wizji musi oznaczać koniec
członkostwa Polski w UE. Stany też na taki kraj się wypną. Mają dość łożenia na
bezpieczeństwo Europy Zachodniej, a co dopiero Polski.
A.A.: Narodowo-etatystyczna dyktatura, o której marzy Kaczyński,
nie ma nic wspólnego z projektem niezależnej Polski. Takie państwo będzie
zawsze w szarej strefie między Zachodem i Rosją i nie wiem, jak długo byłoby
niepodległe.
Był pan w rządzie Olszewskiego z Antonim Macierewiczem czy
Janem Parysem, który mówi, że istnienie wolnej Ukrainy nie jest warunkiem
istnienia wolnej Polski. To pan się tak bardzo zmienił czy oni?
R.S.: Macierewicz się nie zmienił. Muszę mu to oddać. Jako młodociany
wiceminister obrony byłem u niego w gabinecie na Rakowieckiej, gdzie jeszcze
nie wywietrzał zapach papierosów' generała Kiszczaka. I już wtedy mi
powiedział, że jego wizją jest „katolickie państwo narodu polskiego”. Pozostał
wierny tej wizji. Ado Parysa mam sentyment, bo dał mi pierwszą pracę w rządzie.
Czy twierdzenie, że Polska znajdzie się w rosyjskiej
strefie wpływów, nie jest histerią?
A.A.: To realne zagrożenie. Wpływy rosyjskie w Polsce są dużo
silniejsze, niż Polacy chcą wierzyć. Z badań, które prowadzę, wynika, że Rosja
wspiera skrajną prawicę w Anglii, Niemczech, we Francji, na Słowacji, w
Czechach, a także w Polsce. Rosji zależy na skłócaniu Polski z Ukrainą, dlatego
wykorzystuje kwestię rzezi wołyńskiej. Używana jest agentura wpływu, także w
Kościele, i media społecznościowe. To widać wyraźnie od 2014 roku, mimo że
prezydent Ukrainy już dawno za tę zbrodnię w imieniu swojego kraju przeprosił.
R.S.: Pamiętam wniosek o podkręcenie w sejmowej uchwale definicji
rzezi wołyńskiej ze „znamion ludobójstwa” na „ludobójstwa” dokładnie w'
momencie, gdy negocjowaliśmy umowę stowarzyszeniową Ukrainy z Unią Europejską.
Jak na dłoni widać, że nakręca się wrogość historyczną, aby uniemożliwić Ukrainie
wejście do Europy. To był w niosek powiązanego ze Wschodem posła PSL z
entuzjastycznym poparciem PiS.
A.A.: Aktywność rosyjską w mediach społecznościowych w Polsce
było widać, jeszcze zanim zaczęło się mówić, że Rosja wpływała na kampanię
wyborczą we Francji, w Niemczech czy w Stanach. Są strony
internetowe, których celem jest skłócanie Polski ze wszystkimi: antyukraińskie,
antyeuropejskie i antyniemieckie. Ale w Polsce nikt tego nie bada.
R.S.: Panuje u nas dość naiwne przekonanie, że prorosyjskie może
być tylko to, co jest mile wobec Rosji. Tymczasem znacznie skuteczniejsze jest
to, co jest z pozoru antyrosyjskie, ale jednocześnie antyzachodnie i
antyukraińskie.
A.A.: Rosjanie mają w tej chwili inną strategię niż w czasach sowieckich,
gdy szukali ludzi, którzy będą mówić na Zachodzie, że Związek Radziecki jest
wielki i wspaniały. Im jest wszystko jedno, czy ktoś popiera Rosję. Zamiast
tego szukają takich, którzy są gotowi pomagać w niszczeniu Unii Europejskiej,
NATO i ładu demokratycznego w Europie. I otwarcie o tym mówią.
Czy Kaczyński jest koniem trojańskim Putina w Unii?
A.A.: Kaczyński jest „pożytecznym idiotą” Rosji. On nie rozumie,
że to, co robi, jest spełnieniem marzeń Putina. Putin zawsze
chciał Polski, która nie liczy się w Europie, kłóci z Niemcami, histerycznie
antyrosyjskiej, przez co nikt jej na Zachodzie nie słucha.
R.S.: Zdrowy rdzeń PiS
nienawidzi Rosji, ale cywilizacyjnie jest rosyjski. Rosyjskie media ostatnio
chwalą Polskę za jej antyzachodni zwrot. Demokracja suwerenna, czyli
autorytaryzm wbrew Zachodowi, to przecież koncepcja prezydenta Putina; „gonić Brukselę, Sorosa i »pedałów«, firmy obsadzić
kolegami, Kościół wspierać, nad sąsiadami dominować; media i sądy przejmować.
A jak ktoś krytykuje, to narusza naszą suwerenność”. Proszę znaleźć różnice.
Pani jako jedna z pierwszych pisała o rosyjskich wpływach w
kampanii Trumpa.
A.A.: Bo widziałam, jak to działa na Ukrainie, a potem w Polsce.
Ostatnio dużo czasu spędziłam w Kijowie, bo pisałam książkę o tym kraju - ukaże się w Polsce w lutym. Ukraina jest
wielkim laboratorium eksperymentalnym wojny informacyjnej. Używanie retoryki
przemocy wspartej agresywną propagandą w
mediach społecznościowych oraz kompletnie fałszywa narracja, zmyślone teorie
spiskowe - to taktyka, której najpierw Rosja używała na Ukrainie, a potem Trump w Stanach Zjednoczonych.
R.S.: Na początku, gdy żona o tym pisała, nikt w Stanach nie wierzył.
Mówili, że to jest jej polska przesada. Ale wyszło na nasze.
Jak zakończy się śledztwo w sprawie powiązań sztabu Trumpa
z Rosją?
A.A.: Już wiadomo, co się stało. Wiemy, że ludzie Trumpa mieli
związki z Rosją, a ludzie Putina przez wiele lat próbowali nawiązać
kontakt z Trumpem. I widzimy, że Trump się boi Putina. Jest bardzo agresywny wobec Chińczyków, wobec Kongresu,
wobec Korei Północnej, Theresy May czy Angeli Merkel. Jest w
stanie być przeciwko wszystkim, tylko nie przeciw Rosjanom. Dlaczego? Musi coś
być.
R.S.: Modelem biznesowym Trumpa było pranie rosyjskich pieniędzy
poprzez rynek nieruchomości w Nowym Jorku i na Florydzie. Prokurator specjalny
Robert Mueller nie może postawić zarzutów Trumpowi, lecz jedynie jego
najbliższym współpracownikom. Ale przez to śledztwo prezydent USA może być zmuszony
ułaskawić członków swojej rodziny, co będzie wielkim skandalem politycznym.
Dojdzie do impeachmentu?
A.A.: Na razie nie ma większości w Kongresie, żeby to zrobić. Nigdy
dotąd nie było takiej sytuacji; wszystko, co się dzieje w tej chwili, jest
testem amerykańskiej konstytucji.
Czy opozycja ma szansę wygrać w
Polsce najbliższe wybory?
A.A.: Jak będzie zjednoczona, to wygra. Ale musi wziąć na
sztandary zarówno hasła otwartości, proeuropejskości, jak i patriotyzmu.
R.S.: Nie wolno PiS oddać patriotyzmu, tylko trzeba wykazać, że
nacjonalizm szkodzi patriotyzmowi. Węgry, Turcja i Rosja pokazują, że
demokracja suwerenna nieuchronnie prowadzi do oligarchii, czyli kapitalizmu politycznego.
Większość wyborców PiS nie na to głosowała.
Platforma Obywatelska zaniedbała patriotyzm?
R.S.: Budowaliśmy naszą dumę narodową - po raz pierwszy od
stuleci - na sukcesach gospodarczych, a nie na nacjonalistycznej tromtadracji.
Ale już George Orwell
w recenzji „Mein Kampf” zauważył, że
nacjonaliści mają przewagę, bo liberalizm jest emocjonalnie letni. Ciepła woda
w kranie buduje cywilizację, ale nie wyzwala przeżyć zbiorowych.
Ale opozycja się jednoczy przez podział.
A.A.: Moim największym rozczarowaniem nie jest opozycja, bo oni
próbują coś robić, ale polski biznes. Polska zbudowała przez 25 lat dużą grupę
zamożnych ludzi, którzy nie są uzależnieni od państwa. Dlaczego oni nie
popierają organizacji pozarządowych, którym rząd PiS odbiera fundusze? Dlaczego
nie popierają opozycji? Gdzie oni są? Czy chcą mieszkać w autorytarnym kraju
poza Unią Europejską, w którym pisowski prokurator i pisowski sędzia będą
decydować o konfiskatach? Czy chcą, aby - podobnie jak na Węgrzech - wszystkie
ważne kontrakty dostawał tuzin przyjaciół premiera?
Siedzą cicho ze strachu przed PiS?
R.S.: Do Polski wrócił strach; biznes uważa, że lepiej trzymać
się z boku, bo a nuż ktoś im zrobi kontrolę skarbową. Żyjemy w fascynujących
czasach, gdy ludzie znowu muszą się określić. Chociaż lubimy myśleć o sobie
jako o narodzie bohaterów, a przynajmniej jako o ludziach wolności, to - jak w
każdym społeczeństwie - większość jest
pasywna. Nadszedł czas próby charakterów. Zamierza pan wrócić do polityki?
R.S.: Nie zamierzam, choć w pewnym sensie nadal w niej jestem.
Skończyłem nową książkę, prowadzę zajęcia na Harvardzie i nie
tylko. Biorę udział w konferencjach na całym świecie Komentuję nasze sprawy
dla miliona śledzących mnie na Twitterze. Mam wrażenie, że ludzie
słuchają
Anne Applebaum jest publicystką dziennika „The
Washington Post", autorko m.in. znanych także w Polsce książek
„Gulag" oraz „Za żelazną kurtyną. Ujarzmienie Europy Wschodniej 1944-1956”. Żona Radosława Sikorskiego, byłego szefa MON w rządzie PiS, ministra spraw zagranicznych
w rządzie PO i marszałka sejmu. mają dwóch synów, mieszkają w Chobielinie pod
Bydgoszczą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz