Dla Rafała
Trzaskowskiego przyszłoroczny bój o Warszawę będzie największym wyzwaniem w
dotychczasowym życiu.
Ogłaszam
start, bo inni już wystartowali. Koniec żartów, winter is coming” - powiedział
Trzaskowski, nawiązując angielskim zwrotem „zima nadchodzi” do słynnego
serialu „Gra o tron”. To brutalna saga o siedmiu
rodzinach szlacheckich i ich jedynym celu - władzy. O tym - jak pisał jeden z
recenzentów - kogo pozbawi się życia, kto poświęci wszystko, by zasiąść na
tronie, a kto w imię honoru weźmie sprawy w swoje ręce.
Zwrot „zima nadchodzi” pada w momentach, gdy nadciąga śmiertelne zagrożenie
dla bohaterów serialu i ich świata.
- W tej chwili mamy w Polsce
taką sytuację, jakby szaleniec biegał
z brzytwą po ulicach, więc albo próbuje się stawić mu czoło, albo człowiek
chowa się do piwnicy lub ucieka na działkę - mówi Rafał Trzaskowski. - PiS
zawłaszczył już niemal całe państwo. Nie można oddać mu Warszawy. Jak widzę
moje miasto, które miałoby się stawać ksenofobiczne, zamknięte, z ocenzurowaną
kulturą, z zamkniętymi placami, to się we mnie krew burzy. Nie ma co się
zastanawiać, teraz trzeba iść walczyć z PiS - dodaje. Dla 45-letniego
Rafała Trzaskowskiego kandydowanie na prezydenta Warszawy po Hannie
Gronkiewicz-Waltz to czas pierwszej w życiu prawdziwej politycznej próby, co
sam przyznaje.
Biografia
kandydata jest niemal idealna: warszawiak z dziada pradziada, urodzony na
Powiślu; ojciec - słynny pianista jazzowy, brat przyrodni - wieloletni
dyrektor Piwnicy pod Baranami, słynnego krakowskiego kabaretu skupiającego
artystyczny świat PRL i wczesnej III RP. Pradziadek był wybitnym językoznawcą
i to po nim Trzaskowski, jak twierdzi, ma łatwość uczenia się języków obcych.
Zna ich pięć. Jako nastolatek w biurze Solidarności na placu Konstytucji
pomagał, tłumacząc na polski pytania od zagranicznych dziennikarzy i ludzi
próbujących wspierać przemiany w Polsce. Kongresmeni z Kapitolu, którzy odwiedzili
Solidarność, załatwili mu potem stypendium w amerykańskim liceum.
Następne było stypendium w australijskim Sydney i inne edukacyjne instytucje,
poczynając od prestiżowego Kolegium Europejskiego w Natolinie, przez
stypendium Uniwersytetu Oxfordzkiego i paryskiego Instytutu
Unii Europejskiej ds. Badań nad Bezpieczeństwem (EUISS). W 2000 r. jako
28-latek został asystentem, a potem doradcą swojego wykładowcy z Natolina,
sekretarza Komitetu Integracji Europejskiej Jacka Saryusza-Wolskiego. Tak
trafił na etat doradcy do Parlamentu Europejskiego. Po drodze zdążył zrobić
doktorat z nauk o polityce na Uniwersytecie Warszawskim (praca pt. „Dynamika
reformy instytucjonalnej w Unii Europejskiej”). Wykładał w Collegium Civitas w Warszawie i Krajowej Szkole Administracji Publicznej z
teorii integracji i stosunków międzynarodowych, w Centrum Europejskim Natolin.
Zajmował się Europą. Sprawy europejskie były jego pasją.
Zmianę w zawodowym życiu zaliczył w 2009 r. Postanowił zawalczyć o
własne miejsce w europarlamencie. Ustawiono go jako czwórkę na warszawskiej
liście Platformy Obywatelskiej. W polityce był wówczas nieznany, ale w jego
kampanię zaangażowali się przyjaciele, znani artyści, jak Michał Żebrowski, z
którym siedział w jednej ławce w podstawówce, czy Grzegorz Turnau. - Co on
takiego w sobie ma? Należałoby raczej zapytać, czego on nie ma. Moim zdaniem ma
zadatki na naturalnego lidera naszego pokolenia - mówił w 2009 r. Żebrowski
w rozmowie z POLITYKĄ. Turnau na potrzeby wyborczego klipu Trzaskowskiego
odśpiewał pod Pałacem Kultury i Nauki piosenkę na nutę „na ulicach Cichosza”,
zaczynającą się od słów „Na twe troski Trzaskowski”. Hasłem kampanii, prowadzonej głównie w internecie w formie dowcipnych
klipów, było przewrotne: „A co ty zrobisz dla Rafała?”.
Akcja zrobiła dużo szumu i uczyniła Trzaskowskiego człowiekiem znanym w
Polsce. - Walczyłem ostro, bo nie jest łatwo wystartować, nie będąc częścią
establishmentu. Dla mnie ważne było jednak to, żebym się nie ośmieszył, a tak
by było, gdybym dostał pięćset głosów - opowiada. Zebrał ponad 25 tys.
głosów. To był 47. wynik wyborczy w Polsce. Miał 37 lat.
Jacek Saryusz-Wolski publicznie pochwalił go wtedy, mówiąc, że
Trzaskowski jest jedną z zaledwie kilku osób w Polsce naprawdę znających się na
problemach traktatowych. Ale jednocześnie ostrzegał, że w polityce potrzeba innych
cech niż w nauce, a on Rafała widzi bardziej jako naukowca niż polityka.
Sam
Trzaskowski wtedy tych rad szczególnie nie analizował. Po prostu rzucił się w
wir. A więc: żmudne, wielogodzinne posiedzenia w komisjach, analizowanie dokumentów,
budowanie politycznego zaplecza dla zmian, szukanie sojuszników i negocjacje,
których efektem byłyby konkretne rozstrzygnięcia legislacyjne, korzystne dla
Polski. Czuł się w tym jak ryba w wodzie.
Z polityką krajową w tamtym czasie połączył go, jak mówi, tylko epizod,
i to krótki. W 2010 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodnicząca Platformy
Obywatelskiej, szefowa jej struktur warszawskich, poprosiła go, żeby pomógł
jej w kampanii samorządowej. - Na dwa miesiące wróciłem do Polski, żeby
pomóc, po czym znów zająłem się sprawami europejskimi - opowiada. Dziś czyta
o sobie, że był dla Gronkiewicz-Waltz prawą ręką, że wybrać go w nadchodzących
wyborach to tak, jakby ją utrzymać przy władzy. Wreszcie, że jest osobiście
współodpowiedzialny za afery reprywatyzacyjne. Odcina się od tych opinii nawet
Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, które nagłośniło całą aferę reprywatyzacyjną.
- Nie ma żadnego związku między kampanią wyborczą a tym, co się działo w
ratuszu. Moim zdaniem to nie jest słuszna strategia ze strony PiS, ale też niezależnych
działaczy, by przedstawiać Trzaskowskiego jako człowieka układu, broniącego
mafii reprywatyzacyjnej - mówi Jan Mencwel, szef Stowarzyszenia. Sam Trzaskowski
na polityczne zaczepki nie chce odpowiadać, wyjąwszy to, co już mówił, czyli że
z Hanną Gronkiewicz-Waltz łączyła go kampania i wspólna partia polityczna.
Na
stałe w krajowej polityce jest od 2013 r. Wezwał go do kraju premier Donald Tusk, żeby zastąpił Michała Boniego, który zrezygnował z
kierowania Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji (gdyż, jak donosiły
tabloidy, minister ożenił się z pracownicą Komisji Europejskiej i zapragnął
przenieść się do Brukseli). - To był jedyny moment w moim życiu, kiedy to
nie ja decydowałem o swoim losie - opowiada Trzaskowski. - Chciałem
być europosłem, ale jak premier prosi, to mu się nie odmawia.
W tamtym czasie Donald Tusk publicznie wychwalał nowego członka rządu:
„Talenty i narzędzia przydatne do pracy w rządzie pana Rafała Trzaskowskiego są
wręcz legendarne” - mówił. Po dziewięciu miesiącach ministrowania, gdy Tusk
sam wybierał się do Brukseli, zapytał Rafała Trzaskowskiego, czy zarekomendować
go nowej premier Ewie Kopacz jako ministra cyfryzacji w jej rządzie, czy może
wolałby wiceministra spraw zagranicznych ds. Unii Europejskiej. Mimo że to
schodek niżej, wybrał swoją pasję, czyli Unię. Rok później w wyborach
parlamentarnych 2015 r. zabrakło dla niego miejsca na liście warszawskiej PO.
Dostał jedynkę w Krakowie. Znowu, dzięki m.in. kampanii wyborczej z zabawnymi
klipami, w których z krakowska nazwał się „Czaskowski”, zdobył prawie 48 tys.
głosów. Więcej niż rodowity krakus Jarosław Gowin, niewiele mniej od Ziobry.
Wielu po odejściu Tuska właśnie w Trzaskowskim widziało nowego szefa
Platformy. Wojciech Sadurski, prawnik,
filozof, wykładowca na wielu zagranicznych uczelniach, mówił wręcz w TVN 24,
że Platforma wreszcie miałaby lidera, który wysłałby sygnał dynamiki, energii,
młodości oraz po którym widać byłoby chęć działania. Marcin Meller, dziennikarz
i zarazem kolega Trzaskowskiego od liceum, pisał o nim jako o nowym Tusku. Że to jeden z niewielu polityków, którzy maj
ą szansę uratować partię przed spektakularną klęską w jesiennych wyborach
parlamentarnych. „Oczywiście fajnie będzie zobaczyć, jak Ewa Kopacz z Hanną
Gronkiewicz-Waltz wiodą Platformę do ostatecznej katastrofy, ale można też się
zapytać, czemu działacze tej partii, która jednak przydałaby się w Polsce, nie
obudzą się i nie wybiorą Rafała Trzaskowskiego na przywódcę. Młody, sprawny
inteligentny, jedyny chyba, który może obudzić ludzi, obyty, medialny, no i chodził
do mojego liceum, XI LO im. Mikołaja Rej a w Warszawie, yeah. Zegar tyka” -
pisał.
Trzaskowski nie zgłosił jednak swojej kandydatury w wyborach na szefa
PO. Nie był też zainteresowany walką o kierowanie warszawską Platformą. - Wiele
osób w polityce podnieca władza dla władzy, a mnie bardziej ekscytuje robienie
konkretnych rzeczy - tłumaczy. Dziś Marcin Meller przyznaje w rozmowie z
POLITYKĄ, że tamtą decyzją kolegi był rozczarowany. - Jako obywatel, nie
jako kumpel - zaznacza. - Uważam, że być może dzisiaj sytuacja wyglądałaby
inaczej, gdyby on się wtedy zdecydował.
Z decyzji, że będzie kandydować na prezydenta Warszawy, Meller się
ucieszył. Kibicuje. - Znamy się prawie 30 lat. Uważam, że jest to człowiek,
któremu zależy na tak zwanym dobru publicznym - dodaje.
Pomysł
z kandydowaniem tym razem wyszedł od samego Trzaskowskiego. Nie kryje, że
zmęczyły go te dwa lata w opozycji; wszystkie poprawki do ustaw autorstwa
opozycji i tak trafiały do kosza, niektóre nawet bez szans na odczytanie w
Sejmie.
- Ja jestem zadaniowcem - mówi. - Jak już jestem w polityce, to uważam, że bez
sensu siedzieć gdzieś z boku i kręcić młynki palcami. Jestem w najbardziej
produktywnym wieku mojego życia, jest jeszcze totalna energia, już pewne
doświadczenie, a nie ma jeszcze zmęczenia - dodaje.
Przeprowadził wiele rozmów z Grzegorzem Schetyną, przekonując go, że jest dobrym kandydatem, aż przekonał. Najpoważniejszym rywalem był
poseł Andrzej Halicki. Trzaskowski przekonał również Halickiego, który sam
ustąpił mu miejsca.
- Podjęliśmy tę decyzję
wspólnie. Rafał jest bardzo oczekiwany przez media i młodych wyborców Platformy
i Nowoczesnej - mówi Andrzej Halicki. Trzaskowski zapewnia, że ma doświadczenie w
zarządzaniu ludźmi, że przyda się wiedza z pracy w ministerstwie,
umiejętność prowadzenia rozmów z obcokrajowcami inwestującymi w Warszawie.
Jest przekonany, że pod jego rządami stolica będzie się rozwijać. - Wygrać
prezydenturę Warszawy to jedno z największych wyzwań w tym kraju - mówi.
- Jak ktoś rządzi Warszawą, to
tak, jakby kierował małym państwem. I ja czuję pełną determinację, żeby wziąć
na siebie tę olbrzymią odpowiedzialność -
dodaje.
Znalazł wsparcie. Może już nie u dawnych mistrzów - z najważniejszym,
Jackiem Saryuszem-Wolskim, niegdysiejszym mentorem, drogi się rozeszły.
Poproszony o skomentowanie kandydatury
Trzaskowskiego na prezydenta Warszawy, odpowiada krótko i raczej chłodno:
„Proszę wybaczyć, ale no comments”. Prócz Schetyny i
Halickiego udało mu się przekonać do siebie także Katarzynę Lubnauer, nową
szefową Nowoczesnej, która ostatecznie zarekomendowała zarządowi swojej partii
poparcie Trzaskowskiego - i Pawła Rabieja z Nowoczesnej jako wiceprezydenta.
Również Joanna Erbel, warszawska działaczka ruchów miejskich i kiedyś
sama kandydatka na prezydent Warszawy, dziś ściśle współpracująca z ratuszem w
wielu projektach społecznych, mówi, że Trzaskowski daje szanse na
kontynuowanie tematów, które są jej zdaniem najważniejsze dla miasta, takich
jak progresywna polityka mieszkaniowa czy zrównoważony rozwój miasta.
Stołeczni radni PO przegłosowali właśnie dokument, nad którym Erbel pracowała
ostatni rok - politykę Mieszkania 2030. Erbel wierzy, że i z Trzaskowskim dałoby się prowadzić podobne projekty. Mówi,
że to dobrze, że jest nowy. Bo to znaczy, że nieuwikłany.
- Ma czyste ręce, europejskie
doświadczenie, na spotkaniach jest odbierany bardzo dobrze, i to nawet przez
ludzi nieprzychylnych Platformie. Prowadzi kampanię w sposób afirmatywny,
wskazuje na to, co ludzi łączy, a nie dzieli. Że Warszawa jest najważniejsza i
że trzeba się dogadać, co nie jest w polityce takie częste - dodaje.
Jan Mencwel ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze zaznacza, że ich
podstawowy problem z kandydaturą Trzaskowskiego jest taki, że nie przedstawił
on konkretnej koncepcji na funkcjonowanie Warszawy.
- Przedstawił tylko pomysł, że
chce wygrać z PiS, to na razie tyle -
mówi. - Po coś się idzie do władzy: widzi się jakieś problemy i ma się zarys
ich rozwiązania, np. kwestii smogu, zieleni, reprywatyzacji, kwestii
mieszkaniowej - tłumaczy. Już się raz spotkali. Chodziło o sprawę zagospodarowania
ul. Poznańskiej w centrum miasta. - Zadzwoniliśmy do biura poselskiego i dość
sprawnie udało nam się umówić na spotkanie. I to jest jakiś plus dla kandydata
na prezydenta - dodaje Mencwel.
- Co prawda samo spotkanie nie
przyniosło żadnych rezultatów. Ale chociaż powiedział uczciwie, że nie on teraz
rządzi w Warszawie i nie może brać odpowiedzialności za decyzje podejmowane
przez obecną ekipę. Przynajmniej postawił sprawę jasno, nie oszukiwał, nie
wodził za nos.
Pierwsze
sondaże po ogłoszeniu decyzji o kandydowaniu Trzaskowskiego pokazały, że ma
ogromne szanse wygrać, choć nie wiadomo, kto wystartuje przeciwko niemu.
Codziennie ma po kilka spotkań - samorządowcy,
niepełnosprawni, akcja Świąteczna Paczka itd. Gdy poprosić o kolejne
spotkanie, mówi: Może w niedzielę? Jego biuro poselskie przy ul. Pięknej w Warszawie,
wyjąwszy ścianę pełną książek (wybijają się grube biografie polityków,
Churchill, Stalin, Hitler), wygląda jak baza wypadowa. Przenośny stojak na
ubrania z rzędem koszul i marynarek, obok stojak na buty (kilka par butów
trekkingowych), na stołach otwarte, zapisane notatniki, długopisy, jak po
jakiejś odprawie.
A sam Trzaskowski jest w trakcie - jak to nazywa - wyprzedzającej
polityczne ataki kontrofensywy. Na Facebooku napisał: „Ułatwmy wszystkim
PiS-owskim hejterom pracę. Zlustruję się dla Was sam. Polityczne winy znacie.
Czas na prywatne: Mam
żonę Ślązaczkę (o zgrozo!). Teściowa ma niepolskie
imię (Gizela), nadane po wojnie przez sąsiadkę Niemkę w Legnicy. Moje dzieci są
średnio grzeczne. 12-letniej córce nie podoba się ani Kaczyński, ani Putin
i czyta satanistyczne książki fantasy. 8-letni syn
nie chce chodzić na religię (gówniarz woli pływać). Znam języki obce (niemiecki
nie, ale rosyjski już tak). Jestem filosemitą. Jeżdżę na rowerze. Jem sałatę.
Kiedyś jadłem nawet jarmuż. Byłem na paradzie równości. Na moje wykłady (w
Collegium Civitas, UW, UJ) przychodzą cudzoziemcy. Więcej grzechów nie
pamiętam i nie obiecuję skruchy”. Znów się przypomniało, że „Czaskowski” umie
robić kampanie.
Violetta Krasnowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz