Politycy PiS
spodziewali się, że ludzie Antoniego Macierewicza zawistują teczkami. Mówiono
nawet o domniemanych „kwitach na Morawieckich”. To miało się przyczynić do
dymisji szefa MON. „Wprost” poznał kulisy sprawy.
Anna Gielewska
Wprost”
udało się ustalić, że źródłem krążących na zapleczu obozu władzy plotek
o „kwitach na Morawieckich” mogły być opowieści
dawnego świadka komisji orlenowskiej. Jego sensacyjne zeznania Antoni
Macierewicz traktował przed laty bardzo poważnie. Wtedy, kiedy obciążały
politycznych oponentów.
Członek rządu: - Już kilka tygodni przed
dymisją Macierewicza w PiS i na rządowym zapleczu było słychać, że ludzie
Antoniego w służbach mogą sięgnąć po jakieś kwity, żeby się bronić. Ale nikt
nie wiedział, o co chodzi, krążyły tylko piętrowe plotki.
O tym, że odejście byłego szefa MON
„poprzedziła próba gry aktami komunistycznych służb specjalnych mającymi obciążyć
Mateusza Morawieckiego i jego ojca Kornela”, napisała kilka dni temu „Gazeta
Wyborcza”. W kręgu PiS miały się pojawić enigmatyczne informacje, że „mogą się
ukazać kompromitujące materiały z akt SB i Stasi” Źródło „GW” w IPN zapewnia,
że domniemane „kwity” są bezwartościowe i nie
stanowią obciążenia dla Morawieckich.
Prezes PiS uznał opowieści o kwitach za
niewiarygodne. Jednak już same plotki na rządowym zapleczu o tym, że środowisko
Macierewicza może tych opowieści używać do rozgrywek politycznych, doprowadziły
ostatecznie do dymisji szefa MON.
„Wprost”
udało się ustalić, co może się kryć za tą sprawą. Kluczem jest tu postać byłego
świadka komisji orlenowskiej Andrzeja Czyżewskiego, który kilkanaście lat temu
obciążał długą listę polityków za związki z mafią paliwową. W internecie, na
skrajnie prawicowych stronach, krąży zaś nagranie sprzed kilkunastu miesięcy, w
którym Andrzej Czyżewski wprost oskarża Mateusza i Kornela Morawieckich o
„związki ze służbami specjalnymi”. Czyżewski w tym nagraniu twierdzi, że jest w posiadaniu „informacji i dokumentów” na ten temat,
które miał rzekomo uzyskać z niemieckiej instytucji lustracyjnej, tzw. Urzędu
Gaucka. Żadnych „dokumentów” na potwierdzenie tych słów jednak nie przedstawia.
Twierdzi również, że te informacje przekazał już w przeszłości Antoniemu
Macierewiczowi, którego zna jeszcze z czasów wspólnego internowania w Iławie.
Te sensacyjne doniesienia Czyżewskiego mogły
być ostatnio dla Macierewicza wyjątkowo kłopotliwe. O ile bowiem wiarygodność
byłego świadka komisji orlenowskiej dawno budziła wątpliwości prokuratury,
o e dla Macierewicza i jego środowiska był on
postacią kluczową w odkrywaniu po - wiązań mafii paliwowej. Piotr Bączek, były
już szef Służb Kontrwywiadu Wojskowego jako dziennikarz „Głosu” pisał właśnie
na podstawie rewelacji Czyżewskiego teksty o „Grupie
trzymającej ropę”, obciążające głównie polityków lewicy.
TRUPY Z SZAFY
Cofnijmy się więc do 2005 r.
Antoni Macierewicz jest wtedy gwiazdą sejmowej komisji śledczej do spraw PKN
Orlen. W rozpracowanie mafii paliwowej pełną parą angażuje się jego pismo
„Głos”. Gazeta Macierewicza szeroko przedrukowuje opowieści byłego działacza
Solidarności Andrzeja Czyżewskiego. Czyżewski to były polski prokurator, który
ma obywatelstwo niemieckie. Pracował w niemieckich spółkach związanych z branżą
paliwową. „Głos” publikuje wówczas na przykład „listę Czyżewskiego”,
zawierającą nazwiska czołowych polityków lewicy i biznesmenów. Jego zeznania
Macierewicz traktuje
poważnie. - Zeznania pana
Czyżewskiego uzyskały bardzo zasadnicze potwierdzenie w zeznaniach ludzi
związanych z tymi spółkami, które były infiltrowane bądź manipulowane, bądź
używane przez służby specjalne (...). I te zeznania nam się po prostu
pokrywają, zarówno jeśli chodzi o by, jak i
jeśli chodzi o mechanizmy” - ił poseł
orlenowskiej komisji śledczej wiosną 2005 r.
Pewne wątpliwości ma jednak krakowska
prokuratura prowadząca sprawę mafii paliwowej. Przebywający w Niemczech Andrzej
Czyżewski jest bowiem ścigany listem gończym, nie chce przyjechać do Polski
a przesłuchanie. Prokuratura w Zielonej Górze
usiłuje od 2002 r. postawić mu zarzut z dawnego kodeksu handlowego dotyczący
działania na szkodę spółki Danszoft, a także zarzut związany z zatajeniem
informacji o , że zasiadał w jej władzach.
Ostatecznie krakowscy śledczy, prowadzący
śledztwo dotyczące mafii paliwowej, przesłuchują Czyżewskiego na odległość, w
obecności członków orlenowskiej komisji, w maju 2005 r. Ten sam Andrzej
Czyżewski po kilku latach ujawni dziennikarzom RMF sensacyjne kulisy tamtego
przesłuchania.
Otóż opowie, że Antoni
Macierewicz i Zbigniew Wassermann przed przesłuchaniem przyjechali do jego
mieszkania w Hamburgu i konsultowali z nim zakres zeznań. A ściślej - mieli namawiać go do omijania wątków dotyczących prawicy,
w tym finansowania PC. Macierewicz z Wassermannem mieli przylecieć do
mieszkania Czyżewskiego - spędzić tam ponad
siedem godzin, przedstawiając wtedy świadkowi „katalog pytań i odpowiedzi,
jakich ma udzielać przed krakowską prokuraturą”.
Po tej publikacji RMF Wassermann udziela
stacji wywiadu i... potwierdza, że dzień przed przesłuchaniem był z
Macierewiczem u Czyżewskiego w Hamburgu.
- Spotkałem się z nim, byłem z
ministrem Macierewiczem w Niemczech, ale zaprzeczam, by była jakakolwiek
rozmowa, mająca mieć wpływ na treść jego zeznań. Takie informacje to bajki,
które można puszczać w dobranocce - zastrzegał były koordynator do spraw służb
w pierwszym rządzie PiS.
Po co w takim razie polecieli wtedy do
Hamburga? O czym przez tyle godzin rozmawiali ze świadkiem? Te pytania do
dzisiaj nie znalazły odpowiedzi. Zadała je sobie co prawda prokuratura w 2007
r.,
już po zmianie władzy, ale
niewiele z tego wynikło. Kiedy prokurator pojechał do Hamburga przesłuchać
Czyżewskiego na okoliczność jego rozmowy z Macierewiczem i Wassermannem, ten odmówił zeznań.
- Nie zamierzam, mimo być może
poważnych dla mnie konsekwencji, wziąć udziału w polowaniu na Macierewicza,
którego z przyjemnością i szacunkiem wspominam z okresu wspólnej „odsiadki” w
iławskim więzieniu w latach 80. - oświadczył wtedy Czyżewski w rozmowie z
„Gazetą Polską”, która nazywała go „najważniejszym świadkiem w sprawie tzw.
mafii paliwowej”. Na marginesie dodajmy, że po kilkunastu latach śledztwa w tej
sprawie prokuratorom nie udało się udowodnić ani tezy o paliwowej ośmiornicy,
ani jej związków z całą listą przewijających się w niej polityków, wymienianych
przez Czyżewskiego. Przez ludzi związanych ze służbami czy organami ścigania od
początku był traktowany z rezerwą, wielu dziennikarzy szybko uznało jego
rewelacje za „fantastyczne podejrzenia".
Teraz, w nagraniu sprzed kilkunastu miesięcy,
które wciąż krąży w sieci, Czyżewski twierdzi, że opowiedział Macierewiczowi
i Wassermannowi także o „związkach Morawieckich ze
służbami specjalnymi”. - Tę wiedzę przekazałem w 2006 r. po raz pierwszy panom
Wassermannowi i Macierewiczowi, którzy
uzyskali ode mnie materiały, z którymi następnie udali się do panów Kaczyńskich
- opowiada Czyżewski w nagraniu. A w odpowiedziach przesłanych na pytania
„Wprost” dodaje: „Z Antonim Macierewiczem widziałem się osobiście w styczniu 2007
r., przekazując mu m.in. dokumenty do powstającego »Aneksu do Raportu o
Likwidacji WSI«.
Co na to sam Macierewicz? Niestety,
przewodniczący podkomisji smoleńskiej nie odpowiedział na przesłane przez nas
pytania. Co z tego wynika? Andrzej Czyżewski, gdy opowiadał o mafii paliwowej
i obciążał lewicę czy PO, był dla Macierewicza wiarygodny, a jego zeznania -
wstrząsające. Kiedy opowieści Czyżewskiego dotykają ludzi z jego obozu, zapada
cisza.
Antoni Macierewicz przez lata swojej
polityczności działalności osiągnął jednak perfekcję w budowaniu aury
posiadania tajemnej, niedostępnej wiedzy. Ściśle tajnej. Taka metoda pozwalała
rzucać cień podejrzeń, gdy jednak padały konkretne pytania - zręcznie wycofywał się, odpowiedzi pozostawiając w sferze
niedomówień. Powoływał się przy tym często właśnie na zeznania kontrowersyjnych
świadków, np. Grzegorza Żemka - bohatera afery FOZZ, którego opowieści znalazły
odzwierciedlenie w raporcie z likwidacji WSI. I do zeznań którego Macierewicz
odwoływał się w trakcie swych licznych procesów sądowych już po publikacji
raportu.
Czy tym razem Antoni Macierewicz dostał
rykoszetem? Wiele wskazuje, że to właśnie opisana wyżej historia była źródłem
plotek w PiS o tym, że środowisko Macierewicza w służbach może zawistować jakimiś
„kwitami”. Plotek, które doprowadziły ostatecznie do jego dymisji.
POSŁANIEC SZCZERSKI, SZOK I NIEDOWIERZANIE
Wtorek, 9 stycznia, wczesnym
rankiem do Pałacu Prezydenckiego wpada zdyszany szef kancelarii premiera Michał
Dworczyk. Do niedawna prawa ręka Macierewicza w resorcie obrony, zaprzyjaźniony
z nim rodzinnie. Z zalakowaną kopertą udaje się prosto do gabinetu Haliny
Szymańskiej, szefowej Kancelarii Prezydenta. 0 7.30 wręcza jej wnioski premiera
o dymisje ministrów, co uwiecznia zdjęciem w mediach społecznościowych. Chwilę
później przez Pałac Prezydencki niosą się już szepty o odwołaniu Macierewicza,
ale nawet współpracownicy Andrzeja Dudy, który od dawna naciskał na tę dymisję,
nie mogą w nią uwierzyć. Rozmówca z pałacu: - Nie dowierzaliśmy. Czekaliśmy na
ministrów, którzy mieli odebrać dymisję. Nie spodziewał się.
Jeden z uczestników uroczystości: - Kiedy dostał
dokument z dymisją, był jak porażony. Wychodząc, jakoś tak się okręcił, że
nawet zapomniał jej zabrać. Zawrócił po chwili.
Był swoją dymisją kompletnie zaskoczony.
Spodziewał się zgoła innego przebiegu wydarzeń. Do ostatniej chwili przed ogłoszeniem
zmian w ramach rekonstrukcji prawicowe media powoływały się na „pewne”
informacje, że szef MON zostaje w rządzie. On sam w wywiadzie w TVP Info, kilka dni po swojej dymisji, przyznał, że dowiedział się
o niej dopiero w Pałacu Prezydenckim od ministra Krzysztofa Szczerskiego. -
Jeżeli chodzi o bieżące wydarzenia, tak, było zaskoczeniem [odwołanie - red.],
jeżeli chodzi o pewną ocenę generalną, długofalową, polityczną, nie było
zaskoczeniem. [...] Szczegóły zostawmy, może kiedyś w pamiętnikach do nich
wrócimy - zapowiedział były szef MON.
Kilka szczegółów jednak zdradził. Pytany,
czy prezes PiS wyjaśnił mu powody dymisji, odpowiedział tajemniczo: - Była
między nami rozmowa, ale ja nie zadawałem pytań, raczej odwrotnie, prezes
zadawał pytania, ale nie zamierzam tego drążyć - uciął.
Chodzi o rozmowę, która odbyła się w święto
Trzech Króli. Nasz rozmówca z rządu: - Według mojej wiedzy, z tej rozmowy
Kaczyński - Macierewicz już właściwie wynikało, że ta dymisja nastąpi.
Morawiecki od początku domagał się, by Macierewicza w jego rządzie nie było.
Swoją rolę odegrali także Amerykanie i prezydent Andrzej Duda.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że
Macierewicz dostał propozycję objęcia funkcji wicemarszałka Sejmu, którą jednak
miał zdecydowanie odrzucić. Ostatecznie został szefem smoleńskiej podkomisji,
czyli de facto podwładnym swojego następcy, ministra Mariusza Błaszczaka.
Może więc z bliska obserwować, jak przez
ministerstwo przetacza się miotła Błaszczaka. Zdymisjonowani zostali już
najważniejsi współpracownicy Macierewicza - tak w resorcie, jak i wojskowych
służbach. Zmiany czekają spółki zbrojeniowe. Z nieoficjalnych informacji
wynika, że mają się wiązać z audytem, jaki przeprowadziło w nich CBA.
Błaszczak przywrócił też do pracy w Żandarmerii Wojskowej kapral Annę, której
historię opisał Onet.pl.
Zapoczątkowała ona serię materiałów
dotyczącą przypadków mobbingu i molestowania w armii.
To zatem nic innego jak wielkie sprzątanie
po rządach Macierewicza, tożsame z wypowiedzeniem mu zaufania przez
Nowogrodzką. Sytuacja staje się nieco absurdalna: z jednej strony Błaszczak
czyści, z drugiej Macierewicz publicznie składa solenne zapewnienia o swej
lojalności.
Jak długo? - Dopóki sondaże pokazują ponad
40 proc., nic się nie zadzieje. Macierewicz nie ma innego wyjścia, jak przyjąć
do wiadomości tę sytuację. Przyczai się, będzie delikatnie kąsać i czekać na
odwrócenie kart - podsumowuje rozmówca z rządowego zaplecza.
Na razie więc tylko podszczypuje - a to ministrów
Jarosława Gowina i Jadwigę Emilewicz, a to prezydenta Andrzeja Dudę, powtarzając
w wywiadach, że prezydent ma obowiązek upublicznić aneks do raportu z likwidacji
WSI. - Tutaj to zerwanie z tą pępowiną sowiecką powinno się do końca
zrealizować - podkreślał w TV Trwam.
Macierewicz, który od razu wrócił w
poselskie ławy, dobrze wie, że części PiS nadal trudno przełknąć „marsz do
centrum” z premierem Morawieckim i umiarkowanymi twarzami rządu.
- Teraz, ze względu na wprowadzone
ograniczenia dla dziennikarzy, już nie może pani wejść w kuluary. Ale jakby
pani weszła, to by pani usłyszała, jakie są nastroje. Że Gowin przejmuje
sterowanie - ironizuje jeden z posłów PiS. Te nastroje widać także w mediach
sympatyzujących z radykalnym skrzydłem PiS, zastanawiających się, czy
„ukradziono dobrą zmianę”.
Takie właśnie nastroje Macierewicz będzie
chciał zdyskontować. Ale najpierw przygotuje raport podkomisji do spraw katastrofy
smoleńskiej. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami prezesa PiS, jej prace
miałyby się zakończyć w kwietniu, przed ósmą rocznicą. - Mam nadzieję, że wtedy
poznamy raport techniczny - mówi jednak Macierewicz w TVP Info, natychmiast
zastrzegając: - To w dużym stopniu zależy od tego, na ile będziemy mieli
zapewnione to, co wydaje się być oczywiste, co minister Błaszczak zapowiedział,
czyli pełne wsparcie techniczne dla pracy komisji.
Raport techniczny to nie to samo, co
ostateczny. A czas to w polityce jedna z najmocniejszych kart.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz