Rekonstrukcja rządu
to pierwszy wystrzał w kampanii wyborczej 2019 r. Ma doprowadzić PiS do
większości konstytucyjnej w następnej kadencji Sejmu. Czy ta wizerunkowa akcja
się powiedzie?
Przebudowa
jednej trzeciej gabinetu stanowi logiczne dopełnienie wcześniejszej o miesiąc
wymiany premiera ze „swojskiej” Beaty Szydło na „światowego” Mateusza
Morawieckiego. Było z tego powodu trochę płaczu i zgrzytania zębami na dalekiej
prawicy („zamiast pierwszego szeregu PiS rządzi trzeci garnitur Platformy”),
ale powody do zmartwień mają też PO i Nowoczesna. Co prawda nie zmienia się
system polityczny, który instaluje w Polsce PiS, ale wizerunek ekipy nieco się poprawił.
PiS po kolejnej operacji plastycznej może przyciągnąć
trochę wyborców niezdecydowanych, tych, których straszył Antoni Macierewicz,
denerwował Jan Szyszko czy śmieszył Witold Waszczykowski, a nieprzywiązujących
aż takiej wagi do kwestii ustrojowych. Kto wie, czy nie istotniejsze jest
jednak zagrożenie demobilizacją wyborców partii opozycyjnych - Jarosław
Kaczyński do spółki z Morawieckim usunęli bowiem z widoku większość
najłatwiejszych dla nich celów.
Kaczyński zrzuca balast
Czterech ministrów było dla PiS
największym obciążeniem i cała czwórka straciła stanowiska. Dymisji
Waszczykowskiego i Konstantego Radziwiłła spodziewali się wszyscy. Szef
dyplomacji był jednoosobową fabryką gaf i nie miał przyjaciół w partii. Singlem
był też minister zdrowia, któremu na finiszu zaszkodził protest lekarzy
rezydentów. Także los Szyszki był przesądzony - minister środowiska jako twarz
wycinki Puszczy Białowieskiej słabo nadawał się
do gabinetu Morawieckiego, który ma poprawić relacje Polski z Unią Europejską.
Już na początku grudnia posłowie PiS spodziewali się odejścia Szyszki; na
posiedzeniu klubu 5 grudnia dworowali sobie z prezentacji slajdów ministra. Po
kilku kpinach („przynieść ci piłę? ”) Szyszko się obraził i przerwał wykład o
Puszczy. Jego następca Henryk Kowalczyk dał się poznać jako bardzo sprawny i
stroniący od konfliktów szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Największym zaskoczeniem była dymisja Macierewicza. W poniedziałek
8 stycznia - dzień przed rekonstrukcją - pierwsza poinformowała o niej
POLITYKA INSIGJJT, a wiadomość została przyjęta z niedowierzaniem. Macierewicz
to wiceprezes PiS, a przede wszystkim postać dla tej formacji symboliczna: idol
„Gazety Polskiej”, Radia Maryja oraz najtwardszych zwolenników teorii o zamachu
smoleńskim. Wielu komentatorów, także po prawej stronie, było więźniami
paradygmatu o nietykalności ministra obrony. Na parę godzin przed uroczystością
w Pałacu Prezydenckim TVP Info i niezalezna.pl (internetowa mutacja „Gazety Polskiej”) zgodnie
informowały, że Macierewicz jest bezpieczny. Wiele wskazuje na to, że także
sam minister był swoją degradacją zaskoczony.
Po namyśle można ją jednak uznać za rozwiązanie dla politycznych
interesów PiS racjonalne. Macierewicz był skłócony z prezydentem, a jego wpływy
w rządzie malały. Wiosną zeszłego roku komisja powołana przez Kaczyńskiego
usunęła z partii jego asystenta Bartłomieja Misiewicza. Toczył się konflikt
ministra z koordynatorem służb Mariuszem Kamińskim. Jesienią fotel prezesa
Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych stracił zaufany Macierewicza Piotr
Woyciechowski na rzecz człowieka Mariusza Błaszczaka. Równolegle Kaczyński
zaczął wygaszać temat Smoleńska. Zbliża się poza tym sezon wyborczy, a w PiS
mocna jest tradycja chowania Macierewicza na czas kampanii.
Obrońcy Macierewicza, przede wszystkim ze stajni naczelnego
„Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza, ostro skrytykowali dymisję, ale
starannie dobrali sobie przeciwnika. Aby nie podpaść Kaczyńskiemu, zaatakowali
Andrzeja Dudę („prezydent stanął tam, gdzie stało ZOMO”). Rolę prezesa PiS
pominęli, a przecież to nie Duda z Morawieckim pozbyli się ministra obrony,
decyzję podjął Kaczyński. Wybiórczość krytyki łatwo zrozumieć, karmiona
pieniędzmi z reklam spółek Skarbu Państwa „Gazeta Polska” nie może sobie
pozwolić na wojnę z PiS. Zwłaszcza tuż po przyznaniu tytułu ludzi ćwierćwiecza
„GP” Lechowi i Jarosławowi Kaczyńskim oraz po nagrodzie człowieka roku klubów
„GP” dla Morawieckiego.
W podobnym położeniu znajduje się
o. Tadeusz Rydzyk, który w rekonstrukcji stracił dwóch przyjaciół, bo także
Szyszko był blisko toruńskiej radiostacji. Dyrektorowi Radia Maryja dużo
lepiej idzie w biznesie niż w polityce; nie wystąpi otwarcie przeciw PiS,
wiedząc, że za żadnej władzy nie będzie mu lepiej niż za tej.
Klub PiS przyjął odwołanie Macierewicza ze spokojem większym
niż dymisję Beaty Szydło; były minister nie ma tam swoich szabel. Płonne są
raczej nadzieje opozycji, że z dymisji ministra obrony zrobi się wojna na
prawicy, choć konflikt z prezydentem będzie pewnie gorący.
Całkiem inna logika doprowadziła zaś do dymisji Anny Streżyńskiej.
Minister cyfryzacji zaszkodził brak zaplecza partyjnego i manifestowanie
niechęci do polityki.
Po nowemu i po staremu
Nowy rząd jest średnio trzy lata
młodszy od tego sprzed rekonstrukcji. Odeszło dwóch najstarszych ministrów
(Szyszko i Macierewicz), weszli ludzie urodzeni w latach 70.: Teresa
Czerwińska, Łukasz Szumowski i Jadwiga Emilewicz. W ten trend wpisałby się też
niedoszły minister spraw zagranicznych Krzysztof Szczerski, ale - jak twierdzą
nasi rozmówcy - przesadził w negocjacjach, żądając teki wicepremiera. I tak
ministrem został nieznany szerzej podsekretarz stanu w MSZ Jacek Czaputowicz,
były szef Krajowej Szkoły Administracji Publicznej.
Nowy gabinet ma być ekipą fachowców. Rząd został odpolityczniony;
po raz pierwszy w III RP spoza parlamentu są premier, minister finansów, szef
dyplomacji, ministrowie rozwoju, przedsiębiorczości i zdrowia. To też ma
sprzyjać unikaniu konfliktów, wygładzaniu kantów, łagodniejszej retoryce. Ale
jest i ciemna strona - nowi ministrowie są anonimowi dla posłów PiS, co może
prowadzić do nieporozumień i konfliktów.
Żadnych eksperymentów nie ma oczywiście w sferze dla Kaczyńskiego
najważniejszej - ministerstwach siłowych. Odejście Macierewicza wymusiło
przejęcie resortu obrony przez Błaszczaka, przez co do rządu musiał wejść
Joachim Brudziński, by wziąć Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Szef struktur PiS
długo wzbraniał się przed wejściem do rządu, ale - jak wytłumaczył w esemesie -
„Jak powiedziała Ewa Wachowicz, premierowi się nie odmawia”.
Służby wciąż kontroluje Kamiński, który będzie miał więcej
do powiedzenia w wywiadzie i kontrwywiadzie wojskowym, do tej pory lennach
Macierewicza. Sygnałem zmian jest dymisja Piotra Bączka, szefa SKW związanego
z byłym ministrem obrony.
Warto przy tym zauważyć, że Brudziński, Błaszczak i Kamiński
jako wiceprezesi PiS stoją w partyjnej hierarchii wyżej niż sam premier.
Stanowisko zachował Zbigniew
Ziobro, ale z rekonstrukcji wyszedł osłabiony. Nowy premier nie jest jego
sojusznikiem jak Szydło, a jego relacje z prezydentem są lodowate.
Zaufani eksperci Morawieckiego
Dużo zmieniło się w gospodarczej
części rządu, w której premier cieszy się szeroką autonomią. Superresort
rozwoju został podzielony na Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju, które objął
Jerzy Kwieciński, oraz Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, któremu
szefuje Emilewicz. Ministerstwo Finansów po Morawiec- kim przejęła Czerwińska.
Premier wykonał w ten sposób sprytny ruch. Zyskał sojuszników, którzy wcześniej
z nim współpracowali jako wiceministrowie w rozwoju i finansach.
Zmiany podporządkowane są ekonomicznym zamysłom Morawieckiego
i politycznym celom PiS. Dla utrzymania poparcia i wygrania wyborów w 2019 r.
kluczowe jest podtrzymanie koniunktury gospodarczej.
Kwieciński, do niedawna wiceminister rozwoju, będzie
odpowiadał za realizację strategii rozwojowych, m.in. Strategii na rzecz
Odpowiedzialnego Rozwoju, oraz wykorzystanie funduszy europejskich. To one
będą paliwem dla wzrostu inwestycji w kolejnych kilku latach. „Realizujemy
zapowiedzi kierownictwa PiS: silniejszą orientację na gospodarkę, żywsze
zainteresowanie sprawami europejskimi” - powiedział Kwieciński.
Już następnego dnia po zaprzysiężeniu wraz z ministrem infrastruktury
Andrzejem Adamczykiem uczestniczył w podpisaniu umowy na wykonanie projektu
modernizacji kolejowej linii średnicowej w Warszawie. Do 2023 r. inwestycja
może kosztować miliard złotych. Następnego dnia asystował przy podpisywaniu
umów inwestycyjnych z samorządami przez Polski Fundusz Rozwoju.
Kwieciński nie jest politykiem. Ma konserwatywne poglądy.
Był wiceministrem rozwoju regionalnego w rządzie PiS w latach 2005-07. Jest postrzegany jako ekspert od
funduszy unijnych, ma dobre relacje w Brukseli. Jest lojalny wobec
Morawieckiego, którego porównuje do dyrygenta orkiestry.
Minister od start-upów
Emilewicz, podobnie jak
Kwieciński, była wiceministrem rozwoju. Politycznie związana jest z Jarosławem
Gowinem. Za rządów Jerzego Buzka w latach 1998-2002 pracowała w Kancelarii
Premiera w departamencie spraw zagranicznych. Później została wykładowczynią
w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera, której
współzałożycielem i rektorem w latach 2003-11 był Gowin.
Nowa minister, tak jak Gowin, najpierw kojarzona była z konserwatywnym
skrzydłem PO, ale od 2013 r. była w partii Gowina Polska Razem. Teraz jest
wiceprezesem jego partii Porozumienie. W 2014 r. bez powodzenia kandydowała do
Parlamentu Europejskiego, kilka miesięcy później z listy PiS zdobyła mandat
radnej sejmiku małopolskiego.
W resorcie rozwoju dała się poznać jako sprawna menedżerka
sprzyjająca start-upom. Nazwa jej resortu wskazuje, czym ma się zajmować:
wspieraniem firm, szczególnie tych małych i średnich, promowaniem wydatków na
badania i rozwój oraz innowacyjnością. Kompetencje jej ministerstwa są podobne
do resortu gospodarki w czasach PO-PSL.
Przed Emilewicz stoi trudne zadanie, także polityczne. Jej
działania mają ulżyć ok. 2 mln mikroprzedsiębiorstw. Od ich skuteczności
będzie zależało, czy rzesza osób prowadzących działalność gospodarczą poprze
PiS.
Emilewicz już zapowiedziała szybkie przyjęcie przez Sejm
tzw. konstytucji biznesu i dodatkowe ułatwienia. „Chcielibyśmy, aby składki na
ubezpieczenie społeczne były uzależnione od uzyskiwanego przychodu” - ogłosiła
w TVP Info.
Finanse pod kontrolą
Czerwińska - nowa minister
finansów - pochodzi z rodziny polskich emigrantów z łotewskiego Dyneburga, ma
duże doświadczenie akademickie. Jest specjalistką od inwestycji, zwłaszcza
towarzystw ubezpieczeniowych i funduszy emerytalnych.
W grudniu 2015 r. Gowin ściągnął ją na stanowisko wiceministra
do resortu nauki i szkolnictwa wyższego, gdzie odpowiadała m.in. za kwestie
budżetowe. W czerwcu 2017 r. przeszła do resortu finansów, gdzie zajęła się
przygotowaniem budżetu na 2018 r. Nie miała więc problemów z wejściem w nową
rolę, gdy w zeszłym tygodniu posłowie zajmowali się przyjęciem ustawy
budżetowej na ten rok.
Czerwińska nie ma zaplecza politycznego i będzie wykonawcą
woli Morawieckiego. Plan jest prosty: uszczelnić maksymalnie system podatkowy,
by mieć pieniądze na finansowanie programów społecznych PiS - 500+ czy
obniżenie wieku emerytalnego - i nie doprowadzić do załamania finansów.
Jak na razie plan idzie dobrze, wsparciem dla rządu jest
świetna koniunktura. Deficyt budżetowy w zeszłym roku nie przekroczył 30 mld
zł, mimo że zakładany był na poziomie niemal dwa razy wyższym.
Czerwińska i kierowany przez nią
resort przejdzie próbę już w lutym, gdy wszystkie mikrofirmy będące podatnikami
VAT, w sumie 1,6 mln podmiotów, będą musiały po raz pierwszy
złożyć Jednolity Plik Kontrolny, czyli wysyłany co miesiąc zestaw informacji
o zakupach i sprzedaży. Jeśli coś pójdzie nie tak,
rządowi trudniej będzie zdobyć przychylność osób prowadzących mikrobiznesy.
Osłabiony Adamczyk, zamieszanie
w cyfryzacji
Niespodzianką jest utrzymanie
stanowiska przez Adamczyka. W rządzie Morawieckiego będzie jednak odgrywał
mniejszą rolę niż u Szydło. Z nazwy jego ministerstwa zniknęło słowo „budownictwo”,
teraz jest to tylko Ministerstwo Infrastruktury.
Kaczyński krytykował Adamczyka za opieszałość w realizacji
programu Mieszkanie+. To kluczowa obietnica PiS, której efektem ma być budowa
tysięcy tanich mieszkań na wynajem z regulowanym przez państwo czynszem.
Kaczyński chciałby mieć widoczny efekt programu już w tym roku, bo jesienią
odbędą się wybory samorządowe, a mieszkania w ramach programu mają powstawać w
dużej mierze w miastach powiatowych.
W komunikacie rząd napisał, że budownictwo, a w szczególności
zadania związane z realizacją programu Mieszkanie+, zostanie przekazane „do
nowych struktur powstałych po zmianach w działach administracji rządowej”.
Tymczasowo zadania te... pozostały w resorcie infrastruktury, ale nadzór nad
nimi sprawuje premier.
Adamczyk skupi się więc na inwestycjach drogowych i kolejowych.
Lotnictwem zajmie się Mikołaj Wild, pełnomocnik rządu ds. budowy Centralnego
Portu Komunikacyjnego, który do tej pory był sekretarzem stanu w KPRM, a teraz
będzie nim w resorcie infrastruktury. Jego zadaniem będzie realizacja wartej
ponad 30 mld zł inwestycji, którą politycy PiS lubią porównywać do budowy
Gdyni.
Ciekawie jest wokół resortu cyfryzacji. Początkowo wydawało
się, że ministerstwo zostanie zlikwidowane, bo w Pałacu Prezydenckim nie
powołano nowego ministra. Streżyńska nie kryła zdziwienia. „Pełne zaskoczenie u
@prezydentpl. Nie ma samodzielnego ministerstwa cyfryzacji” - napisała na Twitterze.
Szybko okazało się, że resort zostaje, ale nadzór nad nim przejmie Morawiecki.
Jeszcze przed rekonstrukcją na nowego ministra typowany był
m.in. wiceminister finansów Piotr Nowak, ale jego kandydaturę prawdopodobnie
przekreśliła przeszłość zawodowa. Przez kilka miesięcy pracował bowiem w
Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ministrem mógł zostać młody
poseł PiS Paweł Szefernaker, ale wolał przejść na wiceministra do
Brudzińskiego.
Według RMF FM osobą pełniącą obowiązki ministra (pod nadzorem
premiera) zostanie wiceminister cyfryzacji Marek Zagórski, który podobnie jak
Emilewicz jest wiceprezesem partii Gowina. To jednak raczej tymczasowe
rozwiązanie.
Co wynika z rekonstrukcji
Zmiany w rządzie zostały
przeprowadzone na raty, co wzmacnia Morawieckiego. Nowy premier wystąpił w
roli współautora zmian, a nie jedynie ich obserwatora. Zyskał także Gowin,
którego ucieszyły nie tylko decyzje personalne, lecz także zmiana retoryki i
prawdopodobne ocieplenie relacji z prezydentem.
Celem rekonstrukcji jest umocnienie przewagi PiS nad opozycją,
dowiezienie jej do wyborów w 2019 r. i zdobycie większości konstytucyjnej.
Warunkiem powodzenia tego planu jest poprawa relacji z Brukselą. Morawiecki nie
cofnie zmian w sądownictwie, ale korekta kursu w innych dziedzinach jest
prawdopodobna. KRRiT wycofała się właśnie z kary dla TVN (a pod znakiem zapytania stanęła ustawa o dekoncentracji
mediów), rząd zadeklarował też, że podporządkuje się decyzji w sprawie Puszczy
Białowieskiej. Dzieje się tak oczywiście nie z sympatii rządzących do TVN czy miłości do drzew, lecz po to, żeby wytrącić argumenty
opozycji.
W krótkiej perspektywie rekonstrukcja wygląda na operację
dość udaną, zwłaszcza że towarzyszy jej seria błędów PO i Nowoczesnej przy
okazji projektów aborcyjnych. Na horyzoncie rysuje się jednak kilka gróźb. Obóz
Kaczyńskiego jeszcze nigdy nie był tak rozciągnięty - jednocześnie flirtuje z
narodowcami, chwaląc ich Marsz Niepodległości, i sięga po polityczne centrum.
Niewiele łączy Macierewicza i Dudę, Gowina i Ziobrę, a i sam Morawiecki nie
zapuścił jeszcze głęboko korzeni w partii rządzącej. W gabinecie Morawieckiego
ponownie jest mini- rząd stricte polityczny: Błaszczak, Brudziński, Ziobro,
Kamiński, nad którym kontrola premiera zapewne będzie limitowana. Jedności zaś
sprzyjają dwa czynniki - przywództwo Kaczyńskiego i wysokie sondaże, ale one
nie są dane raz na zawsze.
Leszek Baj, Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz