Dla
przeciwników państwa PiS to także dylemat jak w PRL: bojkotować państwo czy
nie? Bojkot - to moralna jednoznaczność: tak-tak, nie-nie. Trzymanie się zasad,
żadnych kompromisów i półśrodków. Ale co z obywatelami, którzy liczą np. na
sprawiedliwy wyrok? Na to, że w sądach będą orzekać sędziowie niezawiśli? Czy
powinno się, w imię zasad, sądownictwo oddać walkowerem?
Marek Borowski, senator niezależny, niegdyś polityk lewicy
i marszałek Sejmu:
- Jeżelibyśmy mieli być
konsekwentni i odmawiać udziału w projektach PiS, to musielibyśmy stworzyć
odrębne państwo: z odrębnymi sądami, oświatą itp. Tak się nie da. Trzeba
szukać rozwiązań może trochę połamanych, ale nie rezygnować zupełnie z
najważniejszych pryncypiów.
Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, marszałek Sejmu, minister sprawiedliwości, szef MSZ i
polityk lewicy: - Uważam, że powinien mieć miejsce bojkot, tak ze strony
opozycji, jak sędziów. Mówienie o tym,
że nieobecni nie mają racji, to oportunizm. Nie chcę cytować znanego powiedzenia
Stefana Kisielewskiego, że prawdziwe zło się dzieje wtedy, gdy się zaczynamy
urządzać w pewnym ciemnym miejscu, ale w takich miejscach nie należy się urządzać.
Zwłaszcza w organach wymiaru sprawiedliwości. Konieczna jest absolutna
pryncypialność. I w wielu innych zawodach: wśród dziennikarzy, prawników,
nauczycieli, w tym nauczycieli akademickich. Konieczne jest wprowadzanie bardzo
jednoznacznego rozdziału pomiędzy zachowaniami przyzwoitymi i nieprzyzwoitymi,
moralnymi i niemoralnymi, dopuszczalnymi i niedopuszczalnymi. Ludzie powinni
wiedzieć, gdzie jest granica, poza którą się zhańbią
Historia się powtarza
W piątek zrzekł się swojej funkcji
przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa sędzia Sądu Najwyższego Dariusz
Zawistowski - w proteście przeciw wejściu w życie pisowsko-prezydenckiej ustawy
o KRS, która Radę uznaje za niekonstytucyjną.
Wcześniej w Sądzie Najwyższym pojawił się pomysł, by z
dniem wejścia w życie pisowskiej ustawy o SN (w marcu) wszyscy sędziowie
zrezygnowali ze stanowisk
skorzystali z możliwości
wcześniejszego przejścia w stan spoczynku. Mówił o tym „Rzeczpospolitej” m.in.
sędzia Zawistowski, prezes Izby Cywilnej. Miałaby to być odmowa uczestnictwa w
Sądzie Najwyższym działającym według nowego, niekonstytucyjnego prawa, które
m.in. przerywa kadencję I Prezes SN, usuwa z sądu sędziów, którzy ukończyli
65. rok życia (nowo wprowadzony przez PiS wiek stanu spoczynku), i ustanawia
autonomiczną Izbę Dyscyplinarną, której cały skład, opłacany dużo lepiej niż
pozostali sędziowie SN, wyznaczy PiS.
- Pomysł rezygnacji nie zyskał większego poparcia - mówi rzecznik SN, sędzia Michał Laskowski. - Przeważa
argument, że obowiązkiem sędziego jest orzekać. I że można będzie wydawać dobre
orzeczenia. Odejście z funkcji rozważają prezesi izb, ponieważ nie godzą się
z przerwaniem kadencji pani I Prezes. Poza prezesem Zawistowskim wszyscy
zresztą wejdą w nowy wiek stanu spoczynku i nie zamierzają zwracać się do
prezydenta o zgodę na dalsze orzekanie. Prezes Gersdorf to już zapowiedziała.
Podobnie było wcześniej podczas „naprawiania” Trybunału
Konstytucyjnego, kiedy „starzy” sędziowie TK mieli dylemat: mogli zostać, autoryzując wprawdzie nowy Trybunał,
ale orzekać w nim w zgodzie z własnym sumieniem i w obronie konstytucyjnych
praw i wolności. Mogli też odejść, by pokazać, że ten Trybunał jako strażnik
konstytucji jest niewiarygodny. Zostali. Czy mają realny wpływ na orzecznictwo
Trybunału? Owszem. Ale w wybranych sprawach, które władza PiS uzna za
politycznie nieważne. Czy to warte tego, by uwiarygadniali swoją obecnością
cały Trybunał?
Jednak Sąd Najwyższy to nie Trybunał Konstytucyjny, w
którym orzeka zaledwie 15 sędziów. W SN jest blisko 90 sędziów, a po reformie
ma ich być co najmniej 120.
A więc mnóstwo możliwych kombinacji składów sędziowskich
i wiele możliwości kształtowania orzecznictwa sądów powszechnych. Czyli realny
wpływ na działanie prawa w Polsce. A do tego możliwość interpretowania
konstytucji, czyli łatania dziury po Trybunale Konstytucyjnym.
W analogiach można sięgnąć dalej: do PRL. Dzięki temu, że w
sądach byli wtedy sędziowie odporni na naciski władzy, partia nigdy nie
przejęła nad wymiarem sprawiedliwości pełnej władzy. Nawet w sprawach
politycznych, o czym najdobitniej świadczą
niektóre orzeczenia sądów karnych w stanie wojennym, gdy sędziowie chronili
oskarżonych przed skazaniem lub przed karą bezwzględnego więzienia (piszą o
tym np. Adam Strzembosz i Maria Stanowska w książce „Sędziowie warszawscy w
okresie próby 1981-1988”).
Gdyby w sądach nie było wtedy przyzwoitych sędziów, represje stanu wojennego z
pewnością byłyby dużo surowsze.
Z taką analogią nie zgadza się Włodzimierz Cimoszewicz: - Wtedy
do absolutnych wyjątków należeli ludzie, którzy wierzyli, że za ich życia ustrój ulegnie zmianie. Teraz
żyjemy w rzeczywistości, którą jesteśmy w stanie naszą wolą zmienić. Nikt nam
jej, jak kiedyś, nie narzucił.
Demokratyzacja czy
upartyjnienie
Nowa ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa
weszła w życie 1 stycznia. Do 27 stycznia można marszałkowi Sejmu zgłaszać
kandydatury na miejsca sędziów, których partia rządząca usunęła nową ustawą z
KRS.
PiS reklamuje tę ustawę, podobnie jak dwie inne z pakietu reformy
sądownictwa (o Sądzie Najwyższym i o ustroju sądów powszechnych, która obowiązuje
od sierpnia), jako „demokratyzację” wyboru sędziów do KRS i w ogóle - demokratyzację wymiaru sprawiedliwości. Do tej pory
sędziów do KRS wybierali sami sędziowie. Teraz wskażą ich obywatele: co
najmniej 2 tys. A także sędziowie - co najmniej 25. A potem z tych kandydatów
wybiorą posłowie. A więc też będzie - jak zapewnia PiS - demokratycznie, bo
posłowie to przedstawiciele narodu.
Tak wybrani do KRS sędziowie, wraz z zasiadającymi w KRS
politykami, będą decydować, kto może być sędzią, i który sędzia może awansować.
Zablokowanie możliwości awansu może niektórych sędziów skłonić do zmiany
zawodu. I nastąpi wymiana kadr w sądownictwie. Dopomoże w tym obniżenie wieku
stanu spoczynku sędziów, ale w ten sposób PiS pozbędzie się niecałych 5 proc.,
bo tylu sędziów zaczynało pracę jeszcze w PRL. Dzieła wymiany kadr dopełni Izba
Dyscyplinarna przy Sądzie Najwyższym, do której sędziów wybierze nowa KRS. Tak
to sobie przynajmniej wyobraża PiS.
Więc przed sędziami decyzja: godzić się na kandydowanie do
nowych ciał, które mają prowadzić „reformę” czy nie? A przed politykami
opozycji: poprzeć jakichś kandydatów do KRS czy zbojkotować głosowania?
Większość uznawanych do tej pory autorytetów prawniczych, a
także Komisja Wenecka, ocenia, że „trójpak” ustaw o sądownictwie łamie konstytucję, ratyfikowane umowy
międzynarodowe i poważnie zagraża istnieniu w
Polsce prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu. Pod takimi hasłami
protestowali w lipcu ludzie w całej Polsce, tworząc „łańcuchy świateł”.
Stowarzyszenia sędziowskie wzywają sędziów do niegodzenia
się na kandydowanie. Wzywają do „nielegitymizowania przepisów niezgodnych z
zasadami demokratycznego państwa prawnego i
trójpodziału władzy”. To wspólna uchwała wszystkich czterech istniejących stowarzyszeń
sędziowskich: Iustitia, Themis, Sędziów Rodzinnych Pro Familia i Sędziów Sądów
Rodzinnych w Polsce.
Osobną uchwałę wydało Forum Współpracy Sędziów, czyli
powstała - po zapowiedzeniu wiosną przez PiS likwidacji KRS w dotychczasowym
kształcie - organizacja samorządowa reprezentująca znakomitą większość sądów w
Polsce. „Forum przypomina wszystkim sędziom, że treść sędziowskiej przysięgi
nakłada na nich obowiązek stania na straży prawa i wymierzania sprawiedliwości zgodnie z przepisami prawa,
bezstronnie według swego sumienia, a w postępowaniu kierowania się zasadami
godności i uczciwości, i to pomimo prób
wywarcia na nich politycznego nacisku bądź dyskredytacji ich kompetencji”. Do
niekandydowania wzywa też obecna Krajowa Rada Sądownictwa.
Wiceminister sprawiedliwości, sędzia i były członek Stowarzyszenia Iustitia Łukasz Piebiak nazywa
te apele „działalnością antypaństwową” i stwierdza: „jest wielu sędziów, którzy liczą na zmiany w funkcjonowaniu
Krajowej Rady Sądownictwa, z tego względu na pewno wezmą udział w procedurze
wyłaniania kandydatów do Rady”. Kluby Gazety Polskiej już zadeklarowały, że
szukają kandydatów. Zamierzają się w tym celu porozumieć z organizacjami
„obywateli pokrzywdzonych przez sądy”.
Organizacje, które robiły protesty przeciw „reformie”
sądownictwa (m.in. Akcja Demokracja, inicjatywa Wolne Sądy, Obywatele RP czy
Strajk Kobiet), nie zgłoszą kandydatów. - Branie udziału w nieuczciwym i
sprzecznym z konstytucją spektaklu zaaranżowanym przez PiS budzi poważne obawy
sankcjonowania sprzecznych z porządkiem prawnym praktyk. Nie widzimy sensu
wkładania energii i podejmowania wysiłku w działania, które z góry skazane są
na dobrą bądź złą wolę rządzących.
A obywatele i obywatelki nie
mają zagwarantowanych należnych konstytucją praw - mówi Weronika Paszewska z Akcji Demokracja.
Kandydatów mogą też zgłaszać grupy 25 sędziów. Marek
Borowski spodziewa się, że kandydatów - także spośród siebie zgłoszą sędziowie delegowani do Ministerstwa
Sprawiedliwości. - Jest ich tam ponad 150, więc mogą zgłosić sporo
kandydatur - mówi. Ponieważ sędziowie delegowani do ministerstwa są
służbowo podlegli ministrowi sprawiedliwości, takie kandydatury można traktować
jako kandydatury ministra, czyli członka rządu. Choć formalnie będą, zgodnie z
ustawą, kandydatami sędziów.
Podejście pragmatyczne
- Dla tych, którzy uważają „dobrą
zmianę” w sądownictwie za zło, możliwe są dwa podejścia: pragmatyczne i ściśle
etyczne. Pierwsze mówi, że jeśli można zrobić coś dobrego - należy
współpracować nawet z diabłem. A nieobecni nie mają racji. Drugie: że z diabłem
się nie współpracuje w żadnych okolicznościach i z żadnych powodów. Nawet
najszlachetniejszych. A sędziom absolutnie nie wypada uczestniczyć w
procedurze łamiącej standardy państwa prawa.
Jeśli przyjmie się podejście pragmatyczne, należy ustalić,
czy w ogóle da ono korzyści? A więc odpowiedzieć na pytania: jaka jest szansa
na umieszczenie niezależnych sędziów w KRS? I czy jeśli uda się umieścić nawet
kilku na 15 miejsc, to będą mieli jakikolwiek wpływ na działalność Rady?
Podobne wątpliwości dotyczące pisowskiej Rady Mediów
Narodowych i komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji opozycja rozstrzygnęła
na korzyść uczestnictwa w tych ciałach. Teraz PO, Nowoczesna i PSL odmówiły udziału w wyborach sędziów do KRS.
- Bądźmy realistami: PiS dopilnuje, żeby mieć kandydatów
na wszystkie miejsca, i to z naddatkiem - ocenia senator Borowski. Dlatego
rekomenduje posłom opozycji, by nie zgłaszali kandydatów, bo poniosą same
straty: wezmą udział w niekonstytucyjnej procedurze i nic tym nie osiągną.
Ale sędziów senator Borowski nie namawia do bojkotu, bo
kandydując, jego zdaniem nie złamią konstytucji. Tłumaczy, że skoro konstytucja
(art. 187 ust. 1 pkt 2) mówi, że w KRS jest „piętnastu członków
wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów
administracyjnych i sądów wojskowych”, sędziowie mogą spokojnie kandydować.
Konstytucję złamią dopiero posłowie, głosując w sprawie tych kandydatów, bo art. 187 trzeba rozumieć w zgodzie z konstytucyjną zasadą
odrębności władz i niezależności sądów. A to
znaczy, że o wyborze sędziów do KRS nie może
decydować władza ustawodawcza, która ma już zresztą w KRS swoich
przedstawicieli (dwóch senatorów i czterech posłów).
I kolejne pytanie: gdy jednak w składzie Rady znajdzie się
jeden czy nawet kilku niezależnych sędziów, to czy oni cokolwiek tam zdziałają?
Będą publicznie „dawać świadectwo”? Protestować? Ujawniać nieprawidłowości?
Będą Wallenrodami w obozie wroga?
Po pierwsze, opozycja - teoretycznie - ma już w Radzie człowieka. Jest nim poseł Kukiz’15 Tomasz
Rzymkowski. Oczywiście Kukiz’15 to raczej quasi-opozycja, ale
- przynajmniej sądząc z deklaracji tej partii - powinien ujawniać ewidentne
szwindle czy skandale, jeśli się zdarzą.
Po drugie, zdaniem sędziego Waldemara Żurka, członka i
rzecznika dotychczasowej KRS, pojedyncze osoby nic w KRS nie zdziałają. W
każdym razie nic ponad to, co i tak można by uzyskać za pomocą wniosków o
dostęp do informacji publicznej; mają być też transmisje z obrad Rady w
internecie. Nie mogą np. zapobiec złym nominacjom sędziowskim. - To nie jest
sąd czy Trybunał Konstytucyjny. Tu się nie zgłasza „zdań odrębnych".
Głosuje się - i tyle. A potem, czy się
zagłosowało za czy przeciw, trzeba się pod tą decyzją podpisać. Odmowa podpisu
może pociągnąć za sobą postępowanie dyscyplinarne - mówi sędzia Żurek. Zwraca też uwagę, że szereg decyzji
(w tym oświadczenia i stanowiska) pomiędzy posiedzeniami Rady może podejmować
Prezydium. Jeśli „dysydenci” nie zostaną wybrani do Prezydium - nie będą mieli
wpływu na kluczowe decyzje. A o wielu sprawach po prostu się nie dowiedzą -
np. o skargach sędziów na naruszanie ich niezawisłości, bo Prezydium nie musi
rozpatrywać ich na forum całej Rady.
Prof. Adam Strzembosz, były prezes Sądu Najwyższego i jeden z
bohaterów społecznych protestów przeciwko upolitycznianiu sądownictwa, który
był sędzią (cywilistą) także w PRL, jest nieco mniej sceptyczny: - Ja
pamiętam sytuacje, gdy przewaga intelektualna miała większe znaczenie niż
liczebność. Czy jest realna szansa wpływu? Nie wiem. Dlatego nikomu bym
niczego nie doradzał.
Senator Borowski uważa natomiast, że przywiązani do zasad
niezawisłości i niezależności sędziowie nie
powinni kandydować (a już zgłoszeni powinni wycofać się), gdyby okazało się, że
liczba kandydatów zgłoszonych przez 2 tys. obywateli
oraz przez sędziów delegowanych grozi zdominowaniem przez nich KRS.
Podejście etyczne
Czy sędziom w ogóle wypada kandydować
na miejsca koleżanek i kolegów, których rządząca partia usunęła z KRS,
przerywając im kadencję?
Prof. Adam Strzembosz: - Gdybym był orzekającym sędzią, na
pewno bym nie kandydował, bo uważałbym, że to będzie plama na moim życiorysie.
Natomiast każdy musi decydować o sobie. Może być różny sposób rozumienia
interesu społecznego. Np. taki, że jeśli będziemy mieli jakikolwiek wpływ na
KRS, to warto spróbować.
Prof. Ewa Łętowska, pierwszy rzecznik praw obywatelskich i sędzia
Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku: - Nie mam wątpliwości co do
niekonstytucyjności ustawy. Ale formalnie nie podważono jej zgodności z
konstytucją, więc istnieje domniemanie konstytucyjności. W obliczu takiego
konfliktu racji każdy, kto jest w tę sytuację uwikłany, musi decydować wedle swojego sumienia. Czy chce się od tego trzymać
z daleka, czy starać się zmieniać system od
środka? Rozumiem tych ostatnich, bo sama kiedyś miałam podobny (nieidentyczny)
dylemat.
Prof. Łętowska została rzecznikiem praw obywatelskich w 1988 r.,
za co w III RP spotkały ją zarzuty o współpracę z peerelowską władzą. Jednak
ani w PRL, ani potem nie było żadnych wątpliwości co do zgodności z konstytucją
ustawy o RPO. Prof. Łętowska zauważa też, że gdyby sędziowie konsekwentnie
zbojkotowali wybory do
KRS, oznaczałoby to pogłębianie chaosu. - Może
mamy wstrętną sytuację, ale mamy też jednak państwo, za które jesteśmy
współodpowiedzialni.
Sędzia Waldemar Żurek: - Sędziowie, którzy zgodzą się
wybrać do niekonstytucyjnych ciał: KRS i dwóch nowych izb Sądu Najwyższego,
powinni być z tego rozliczeni prawnie. Jeżeli sędzia sprzeniewierzy się sędziowskiej
przysiędze, to w postępowaniu dyscyplinarnym można takiego sędziego nie tylko
usunąć z zawodu, ale nawet pozbawić stanu spoczynku. Przestrzegam sędziów
namawianych na łamanie konstytucji - zastanówcie się, co robicie. Odmowa kandydowania
to nie jest walkower. Walczyć o przyzwoite orzecznictwo można w swoim sądzie:
wydawać zgodne z prawem i sumieniem wyroki, zadawać pytania prawne unijnemu
Trybunałowi Sprawiedliwości.
Czy kiedyś rzeczywiście będziemy
rozliczać sędziów i prokuratorów z tego, czy dochowali zasady niezawisłości,
jak domaga się tego nieustająco PiS wobec sędziów, którzy sądzili w PRL?
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz