Głosowanie na komisji
sejmowej. Z partyjnej dyscypliny wyłamuje się jeden z posłów PiS. - Będzie
kara! - ktoś drze się przez całą salę. Tak działa Marek Suski, nowy szef
gabinetu politycznego premiera
Michał Krzymowski
Współpracownik
Jarosława Kaczyńskiego: - W błędzie są ci, którzy sądzą, że Marka Suskiego
zainstalował w rządzie prezes. To był pomysł Mateusza Morawieckiego, zresztą
bardzo sprytny. „Proszę bardzo, panie Jarosławie - ja tu, w Alejach Ujazdowskich.
nie mam nic do ukrycia. Biorę sobie na współpracownika największe gumowe ucho
z Nowogrodzkiej”.
Doświadczony poseł PiS: - Co jest największym problemem Mateusza? Brak
zaplecza politycznego, słaby kontakt z partią i klubem. Obecność Marka
Suskiego na pewno mu pomoże. Do premiera ciągle dobijają się posłowie. Wciskają
CV kandydatów do państwowych spółek, donoszą, kogo jeszcze nie zdążyliśmy
wyrzucić. Morawiecki nie ma czasu na takie sprawy, a Marek zna aparat i zajmie
się nimi jak nikt.
SUSKI RUSZA W
POLITYCZNA PODRÓŻ. PEKAESEM
Piątkowy wieczór, przed hotel sejmowy zajeżdża błyszcząca limuzyna. Z tylnych
drzwi wyłania się postać w czarnym płaszczu i z kapeluszem w ręku. To poseł
ziemi radomskiej i nowy szef gabinetu premiera. Gdyby nie zaokrąglona
sylwetka, ktoś mógłby go wziąć za Jacka Rostowskiego, który do niedawna
przechadzał się po Wiejskiej w swojej fedorze.
Minister Marek Suski prowadzi do baru za kratą. Na pierwszy rzut oka widać,
że przeszedł metamorfozę: wymienił garderobę, skrócił grzywkę. Na drugi
zresztą też - podczas posiedzeń komisji śledczej pozuje do zdjęć z zafrasowaną
miną, w wywiadach waży słowa (,,Rekonstrukcja będzie dość głęboka. Głęboka
dla tych, co odejdą, i płytka dla tych, co zostaną”).
- Ile lat zna pan Jarosława Kaczyńskiego?
- Będzie ponad ćwierć wieku - mówi Suski. - W 1990 roku zobaczyłem, jak
ogłasza w telewizji powstanie Porozumienia Centrum. Nie zastanawiając się
długo, wsiadłem w autobus do Warszawy i pojechałem się z nim spotkać. Po
powrocie założyłem koło partii w Grójcu i tak to się zaczęło.
- Czy w ciągu tych 28 lat choć raz zwątpił pan w niego?
Cisza.
- Prezes uzasadnia każdą swoją decyzję, zawsze jest dyskusja, można...
- ... pytam o chwilę zwątpienia w jego przywództwo, a nie dyskusję w
partii. Był taki moment czy nie?
Znów cisza. Nagle pełną twarz Marka Suskiego rozjaśnia szczery uśmiech:
- Znów będą drwić, ale trudno. Kłamać nie będę. Nigdy nie zwątpiłem i
nigdy na krok od partii nie odstąpiłem.
SUSKI BĘDZIE PRACOWAĆ
DLA POLSKI. JEŚLI PREZES ZEZWOLI
Polityk z władz PiS: - Morawiecki nie wpadł na to,
by zatrudnić Marka, sam z siebie. Podsunął mu to Adam Bielan, któremu Suski dwa
lata temu pomógł wrócić do łask prezesa i od tego czasu blisko współpracują.
Gdy wydawało się, że na czele rządu stanie Jarosław,
Bielan sam chciał zostać szefem gabinetu premiera. Kiedy padło na
Morawieckiego, odpuścił i wstawił w to miejsce Suskiego, wobec którego miał
dług wdzięczności.
Ludzie z Nowogrodzkiej mówią, że Suski od razu zaczął licytować. Zażądał
posady szefa komitetu stałego rządu w randze ministra konstytucyjnego, chodził
w tej sprawie do Morawieckiego i jeździł na Nowogrodzką. Gdy mu odmówiono,
przyjął to, co dawali. Wiedział, że drugiej okazji nie będzie. - Odbyłem z
premierem dwugodzinną rozmowę. Powiedziałem, że praca dla Polski będzie dla
mnie zaszczytem, ale muszę dostać zgodę prezesa
i zrezygnować z funkcji w Sejmie - mówi
„Newsweekowi”. Na pocieszenie dostał gabinet po Przemysławie Gosiewskim,
legendarnym szefie komitetu stałego z czasu pierwszych rządów PiS.
Choć nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, to w tej kadencji parlamentu
Suski był jednym z najważniejszych - a może i
najważniejszym - politykiem PiS na Wiejskiej. Pełnił funkcję przewodniczącego
komisji skarbu, zasiadał w komisji śledczej ds. Amber Gold i
faktycznie kierował klubem parlamentarnym (formalny przewodniczący Ryszard
Terlecki scedował na niego dużą część swoich obowiązków). To on na początku
kadencji rozdzielał miejsca w komisjach sejmowych. - Był bardzo przejęty.
Chodził wśród posłów z laptopem, w którym miał tabelkę w Excelu z nazwiskami.
Oczywiście wszystkie roszady konsultował z
prezesem - opowiada jeden z posłów.
SUSKI UŚMIECHA SIĘ
POD WĄSEM. I KĄSA
W PiS Marek Suski to postać kultowa. Potomek
konfederata barskiego, syn księgowej z PKS i - jak sam o sobie kiedyś
powiedział - „genetyczny patriota”. Do tego człowiek wielu talentów: technik
teatralny, charakteryzator, grawer, majsterkowicz i malarz amator. Ściany jego
grójeckiego domu zdobią freski, rzeźby i metalowe okucia jego autorstwa:
Kariatyda koło garażu, Safona na werandzie i gryf na bocznej ściance ogrodowej
ziemianki na marchew i kartofle.
Jeden ze swoich obrazów - kaczki pływające w stawie - Suski podaruje
kiedyś prezesowi. Ten grzecznie podziękuje, ale nie powiesi go w gabinecie ani
w domu.
Ci, którzy poznali Marka Suskiego jeszcze w latach 90., pamiętają, jak
pojawiał się w redakcji „Nowego Państwa” i udzielał
się w PC: kelnerski wąs, czupryna zachodząca na pół czoła i jasny garnitur.
To wtedy złośliwie zaczęto nazywać go perukarzem. - W studium technik
aktorskich, które ukończyłem jeszcze za komuny, rzeczywiście uczyli nas
perukarstwa. Na dyplomie upodobniłem nawet modelkę do Agnes Diirer, żony
mojego ulubionego malarza renesansowego. Jednym z elementów tej
charakteryzacji była peruka - wspomina Suski.
Za komuny Suski przez chwilę zatrudnia się w charakteryzatorni Teatru
Wielkiego, ale do Solidarności nie przystępuje.
- Nie odpowiadało mi, że zakładali
ją ludzie, którzy dziś pasowaliby do Ruchu Palikota - wspomina. Po upadku komuny
w Porozumieniu Centrum odpowiada mu wszystko. Nie zniechęca się nawet wtedy,
gdy partia wypada z parlamentu. Do Warszawy, do Kaczyńskiego przyjeżdża na
polityczne zebrania przy piwku, a w Radomiu spotyka się z garstką działaczy w
zimnej salce bez światła i prądu. Razem z nim kciuki za prezesa ściska cała
rodzina: żona (była działaczka Solidarności - Suski mówi, że to kobieta z
najtwardszych radomiaków), brat, który wraz z nim zakładał PC (dziś poza polityką),
córka (od początku będzie głosować na PiS) i syn - przyszły narodowiec.
Rok 2000. PC od lat jest w rozkładzie, władze partii radzą nad
nadchodzącymi wyzwaniami. Wypadałoby przypomnieć o swoim istnieniu i wystawić kandydata w zbliżających się wyborach
prezydenckich. Wobec braku chętnych znienacka zgłasza się „trzeci bliźniak”
Ludwik Dorn, wówczas działacz szerzej nieznany. - Ale my nie zbierzemy
podpisów pod taką kandydaturą - uśmiecha się na partyjnym spotkaniu Suski pod
wąsem.
- Poza tym koledzy, którzy teraz
milczą, mówili mi na stronie, że nie wyobrażają sobie startu Ludwika.
Dorn będzie się mścić za to latami. Dzień po zebraniu nie wpuści
Suskiego do biura, a po latach, żegnając się z PiS, ogłosi, że w partii trwa
intelektualno-kulturowa „susłoizacja”: „Zawsze
uważałem, że ten typ mentalności i wrażliwości kulturowej, który uosabia
poseł Marek Suski, ma, owszem, prawo być obecny w PiS, ale powinno się go
traktować na zasadzie dobrodziejstwa inwentarza i nadmiernie nie eksponować,
tak z powodów zasadniczych, jak taktycznych”.
SUSKI OSTRZEGA, SUSKI
KARZE
Suski nie przejmuje się przeciwnościami. Wiernie trwa przy prezesie i prezes to
widzi. Gdy w 2001 r. Kaczyńscy zakładają Prawo i Sprawiedliwość, Suski projektuje
pierwsze logo partii: grube litery na pomarańczowym tle. A kiedy partia chce
wziąć kredyt na pierwszą kampanię wyborczą, jest w wąskim gronie działaczy,
którzy pod zastaw dają swoje domy. Szybko rozbudowuje też lokalne struktury w
Radomiu. Działa z impetem nie mniejszym niż Przemysław Gosiewski.
- Marek ma opinię brutalnego i twardogłowego działacza, ale w Radomiu
jest wcieleniem łagodności. Połknął wszystkie prawicowe środowiska, włącznie z
inteligencją katolicką, chadekami, centrystami. Zbudował takie PiS, jak mnie marzy
się od lat - mówi jeden z partyjnych gołębi. I dodaje: - Radom przez lata był
czerwonym miastem, a Suski uczynił z niego jedną z naszych twierdz. Podobnie
Przemek odmienił kiedyś Świętokrzyskie.
Suski: - Dawno temu, w czasach PC,
pracowałem nawet z Przemkiem przy jednym biurku. Bardzo dużo się od niego
nauczyłem. Jeśli ktoś mnie do niego porównuje, to jest mi bardzo miło, ale pod
względem pracowitości nikt nie może się z nim równać.
Po podwójnym zwycięstwie w 2005 r. politycy z partyjnej czołówki idą w ministry, ale Suski na swoją kolej musi jeszcze poczekać. Jest
rozczarowany, bo marzyło mu się stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie
Skarbu. Nie użala się jednak. Zamiast miejsca w rządzie przyjmuje funkcję
rzecznika partyjnej dyscypliny. Posada jest na
niego skrojona - Suski zostaje zbrojnym ramieniem prezesa. Pilnuje porządku w
poselskich szeregach, wymierza kary, dyscyplinuje. Czuje się jak ryba w wodzie.
Grudzień 2006 roku, półmetek kadencji. Sejmowa komisja skarbu wybiera
przewodniczącego. Choć PiS teoretycznie ma większość, to o włos przegrywa. Zaważył
głos posła Kazimierza Matusznego, który niespodziewanie poparł kandydata
Platformy Aleksandra Grada. Zaraz po ogłoszeniu wyników z tylnej ławy dobiega
ryk: - Matuszny, będzie kara!
To
Marek Suski czuwa nad dyscypliną. Matuszny dostanie tysiąc złotych kary
i naganę.
Inna scenka z tego samego okresu. Suski łapie w klubowym korytarzu
młodego posła Adama Hofmana. - Znowu nie byłeś
na głosowaniach - zauważa. - Będę wnioskować o karę.
- Marek, daj spokój. Miałem pogrzeb w rodzinie, babcia zmarła.
Suski nie dowierza. Każe przynieść kopię aktu zgonu. Gdy kilka dni
później Hofman zjawia się z zaświadczeniem, rzecznik dyscypliny dalej
powątpiewa: - Dokument jest, ale gdzie pismo przewodnie? Zapomniałeś o
wyjaśnieniach.
DYPLOMACJA MINISTRA
Bar za kratą. Marek Suski pokazuje mi zdjęcia w
telefonie. Fotografie prywatne płyną jednym strumieniem z kroniką
działalności partyjnej: malowanie pisanek z wnuczką, konferencja w Chinach, praca
przy freskach w domowym ogrodzie, spotkanie w biurze w Radomiu, karykatura
Kamili Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej.
- Jest pan po imieniu z Mateuszem Morawieckim? - wtrącam.
- Tak. Przeszliśmy na ty jeszcze w Sejmie.
- A nie wolałby pan, żeby premierem był Jarosław Kaczyński?
- Partia podjęła taką decyzję i w tej chwili nie ma już co dyskutować.
- Ale niech pan powie szczerze, wyżej od premiera ceni pan jednak
prezesa?
- W Mateuszu Morawieckim podoba mi się jego decyzyjność. Pod tym względem
bardzo przypomina mi Jarosława Kaczyńskiego - odpowiada dyplomatycznie
minister.
Czasem jednak z Marka Suskiego wychodzą dawne przyzwyczajenia - te z
czasów, gdy z satysfakcją gasił prezydenckie zapędy Ludwika Dorna i męczył
Adama Hofmana.
Kilka miesięcy temu na sejmowym korytarzu podchodzi do niego młody
dziennikarz TVN 24. - Panie pośle, czy mogę zadać pytanie?
- Tak. proszę bardzo.
Reporter z przejęciem objaśnia temat materiału i zadaje długie pytanie.
Suski unosi brew, namyśla się, bierze wdech.
- Ale przecież ja z pańską stacją nie rozmawiam - uśmiecha się szeroko -
znika w korytarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz