Liczył na posadę
szefa rządu, ale został wicepremierem. Chciał odpowiadać za politykę
gospodarczą - nie ma na nią wpływu. Gdy
„dobra zmiana” podniosła rękę na jego żonę i przyjaciół, Piotr Gliński
zaprotestował.
I znów przegrał
Michał Krzymowski
U biegła niedziela, gmach TVP. Wicepremier
w oczekiwaniu na zaproszenie do studia ogląda wieczorne wydanie „Wiadomości”
poświęcone organizacjom pozarządowym. W materiale jest mowa między innymi o
Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, która dostała 50 tys. zł
od jego resortu. W radzie tej organizacji zasiada jego żona Renata
Koźlicka-Glińska. Kilkanaście minut później, już na wizji, wicepremier zwróci
się do dziennikarza prowadzącego rozmowę: - Pana pytania powinni badać studenci
dziennikarstwa jako propagandowe. To jest jakiś koszmar, dom wariatów! Państwo
żeście oszaleli!
WICEPREMIER? NIE WIEM, CO ON ROBI
Szarżę w obronie
trzeciego sektora trudno uznać za zwycięstwo Piotra Glińskiego. Politycy
Prawa i Sprawiedliwości szybko się od niego odcięli, a szef TVP Jacek Kurski
ogłosił w portalu wPolityce.pl, że odbył dobrą rozmowę z wicepremierem i uważa
sprawę za zamkniętą. Po czym podziękował swoim dziennikarzom za „ważne i
dobrze udokumentowane materiały dotyczące powiązań sektora organizacji
pozarządowych”. Mimo telewizyjnego występu Piotra Glińskiego i jego przeprosin
skierowanych do działaczy pozarządowych krucjata przeciw NGO-som trwa w
najlepsze.
- Wyobraża pan
sobie, że TVP zaprasza do studia Antoniego Macierewicza i na chwilę przed jego
występem puszcza materiał uderzający w niego i jego rodzinę? Przecież to
upokorzenie, a Kurski wiedział i o materiale „Wiadomości”, i o zaproszeniu profesora.
Gliński formalnie jest wicepremierem, ale w rzeczywistości nikt się z nim nie
liczy Nawet szef telewizji - mówi poseł PiS.
Jeden z ministrów:
- Gliński miał odpowiadać za gospodarkę, a dziś nie ma w tej sprawie nic do
powiedzenia. Choć jest ministrem kultury, to stracił jakikolwiek wpływ na
media publiczne. Po roku pracy jego resort nie miał ani jednej ukończonej
ustawy [ministerstwo chwali się przeprowadzeniem trzech nowelizacji, ale w
rzeczywistości to tylko dostosowanie polskich przepisów do prawa unijnego -
przyp. red.]. Nie wiem, co on właściwie robi.
W biurze partii
przy Nowogrodzkiej panuje przekonanie, że w sprawie trzeciego sektora
wicepremiera poniosły emocje, bo sprawa dotyczyła jego żony i znajomych
(państwo Glińscy od lat przyjaźnią się z szefem „Stoczni” Jakubem Wygnańskim).
A przecież profesor już kiedyś przyznał półżartem w wywiadzie dla „Polityki”,
że boi się tylko Boga i żony.
Czy Jarosław
Kaczyński przejął się tą awanturą? - Nie. Naczelnik siedzi na Żoliborzu
złożony chorobą i nawet nie spotkał się z profesorem. Uważa, że Gliński
popełnił polityczny błąd i tyle - twierdzi polityk związany z Nowogrodzką.
PROFESOR DOSTAJE ZGODĘ OD ŻONY
Piotr Gliński działa
w polityce od czterech lat. Choć awansował na wicepremiera rządu i członka
władz partii rządzącej, to jednak trudno uznać jednoznacznie ten czas za pasmo
jego sukcesów.
Profesor wkracza do
życia publicznego w październiku 2012 roku jako kandydat na premiera
technicznego. To straceńcza misja, bez szans na powodzenie. Widzą to
komentatorzy i politycy. Znajomi z uniwersytetu dziwią się, że profesor daje
się wykorzystać w politycznej wojnie w roli mięsa armatniego. Że kładzie na
szali naukowy dorobek i ryzykuje zawodową pozycję.
Gliński się jednak
nie zraża. Pytany o okoliczności, w jakich zrodził się pomysł, mówi szczerze: -
Propozycja od PiS padła w lipcu, a przyjąłem ją w sierpniu. Przeważyły poczucie
zaufania do Jarosława Kaczyńskiego i zgoda żony.
Wypowiedź zaraz
podłapują media, jedna z gazet drwiąco pyta; „Piotr Gliński zostanie premierem
dzięki żonie?”. Polityk z Nowogrodzkiej bierze technicznego premiera na stronę
i delikatnie zwraca mu uwagę, by w przyszłości unikał takich komentarzy. -
Ale o co chodzi? Przecież musiałem to skonsultować z rodziną! - najeża się
profesor.
- To jasne. Ale nie
zawsze trzeba o wszystkim mówić - mówi tamten.
Na rady jest jednak
za późno. Tabloidy zachęcone wyznaniem kandydata na premiera dociekają, kim
jest jego żona. - Gliński był z tego powodu bardzo niezadowolony, nie chciał
słyszeć o ustawkach z udziałem rodziny. Pamiętam, że robiliśmy kiedyś wywiad z
profesorem. W trakcie rozmowy nasza reporterka wspomniała, że gazeta planuje
artykuł o działalności zawodowej żony. Ale taki pozytywny, bez uszczypliwości.
Gliński momentalnie zesztywniał, zagroził zerwaniem wywiadu. Z naszej
perspektywy sytuacja była niezrozumiała. Najpierw publicznie wskazał żonę, a
potem za wszelką cenę chciał chronić jej prywatność - wspomina dziennikarz
tabloidu.
KURSKI UDERZA PO RAZ PIERWSZY
Po tym pomyśle z
„premierem technicznym” mijają miesiące, a głosowanie w sprawie
konstruktywnego wotum nieufności się odwleka. W lutym 2013 roku Piotr Gliński
gaśnie w oczach. Kaczyński widzi, że szyderstwa z misji profesora podcinają mu
skrzydła. - Jak szybko mu czegoś nie znajdziemy, to zrezygnuje. Anie możemy na
to pozwolić, bo to zacny człowiek - frasuje się. Naprędce wymyśla nową zachętę:
premier techniczny obejmie posadę szefa rady programowej PiS. Tytuł jest czysto
dekoracyjny, ale ma dodać profesorowi sił.
I dodaje. Gliński z
powrotem wczuwa się w rolę. Chce przedstawić klubom parlamentarnym swój
program, ale szybko zostaje sprowadzony na ziemię. Platforma w ogóle odmawia
spotkania, a PSL zamiast zaprosić go na posiedzenie klubu ściąga go do
Ministerstwa Gospodarki. Tam przy suto zastawionym stole przyjmuje go wicepremier
Janusz Piechociński z pomagierami.
Najcięższy cios
zadaje mu jednak mały klub Solidarnej Polski. Zbigniew Ziobro stawia warunek,
że rozmowa ma się odbyć przy kamerach. Profesor idzie na spotkanie w dobrej
wierze, tradycyjnie ma nadzieję na merytoryczną dyskusję. Jednak na miejscu
spotykają go same przykrości. Ludzie Ziobry zajmują miejsca za długim stołem, a
Glińskiego sadzają jak na przesłuchaniu przed komisją śledczą. Na biurku
stawiają mu karteczkę z imieniem i nazwiskiem, ale bez tytułu naukowego. Na
sali panuje gwar, który szybko wytrąca go z równowagi. W pewnym momencie
profesor przerywa wystąpienie i strofuje dziennikarzy, jakby prowadził wykład
akademicki: - Mogą państwo zaprzestać tych rozmów? Mnie to rozprasza.
Polityk PiS: -
Solidarna zadawała tam Glińskiemu nieprzyjemne pytania. W mediach Ziobro i
jego ludzie dodatkowo atakowali go za przeszłość w Unii Wolności. Potem
jeszcze wystawili swojego kandydata na premiera, sejmowego trefnisia Tadeusza
Cymańskiego.
Były poseł
Solidarnej Polski: - Walczyliśmy o życie. Wykorzystaliśmy Glińskiego, żeby na
kilka dni zaistnieć w mediach. Kto wymyślił atakowanie go za działalność w Unii
Wolności i wystawienie kandydatury Cymańskiego? Nasz spin doktor Jacek Kurski!
TEŚĆ MASZERUJE Z NAMI
Im ostrzej profesor
jest atakowany, tym mocniej związuje się z partią Jarosława Kaczyńskiego.
Do Prawa i Sprawiedliwości powoli żeglują też jego bliscy. Gdy Gliński pojawia
się na jednej z grudniowych manifestacji, razem z nim maszeruje nieznany
mężczyzna, na oko rówieśnik. Gdy posłowie podchodzą się przywitać, profesor
przedstawia swojego kompana: - To mój teść. A potem, już na osobności, z
zadowoleniem dodaje: - Kiedyś był za Platformą, ale teraz sympatyzuj e z nami.
Czy za mężem podąża
też żona?
- Nigdy nie
wdawaliśmy się w głębsze dyskusje o polityce, ale dla wszystkich osób z
naszego kręgu było jasne, że Renata nie ma konserwatywnych poglądów. Zresztą
sama deklarowała się jako osoba niewierząca - mówi wieloletni współpracownik
Koźlickiej-Glińskiej, związany ze środowiskiem organizacji pozarządowych. -
Zawsze mi się wydawało, że podobnie jak Piotr sympatyzuje z ruchami
ekologicznymi. Pamiętam, że przed laty wspólnie uczestniczyli w wyprawach nad
Bajkał.
- Ale może w
ostatnich latach jej poglądy ewoluowały? - dopytuję.
- Po ludzku na
pewno wspiera męża, ale nie sądzę, by mogła zmienić nastawienie. To silna
osobowość. Zdecydowana, asertywna i z mocnym poczuciem słuszności własnych
przekonań. Ale też taktowna. Od kiedy Piotr działa w PiS, sama nie schodzi na
tematy polityczne. Ludzie dookoła też ich unikają, żeby jej nie stawiać w
niezręcznej sytuacji.
Październik 2015
roku, kilka dni po wyborach parlamentarnych. Jarosław Kaczyński zapowiada
współpracownikom, że zamierza wycofać nominację premierowską dla Beaty Szydło i
postawić na czele rządu profesora Glińskiego.
A ten w tym czasie
wraca z wykładu na Uniwersytecie w Białymstoku. O tym, że na Nowogrodzkiej
toczy się gra wokół jego nazwiska, dowiaduje się w pociągu, gdzieś w okolicach
Małkini. Informują go o tym dziennikarze. Kiedy profesor dotrze do Warszawy,
okaże się, że sprawa jest już nieaktualna. Premierem jednak będzie Szydło,
prezes się rozmyślił.
A może zrobił to z
premedytacją? Może znów wykorzystał Glińskiego, bo już na początku chciał
osłabić pozycję Szydło? Na pocieszenie profesor dostaje tekę ministra kultury i
wice
premiera. Jak podkreśla w mediach - pierwszego wicepremiera,
odpowiedzialnego za gospodarkę.
Współpracownik
Beaty Szydło: - Na początku kadencji Gliński mówił mi, że zamierza oddać
kontrolę nad Ministerstwem Kultury swojemu zastępcy Jarkowi Selimowi, a sam
będzie koordynował resorty gospodarcze. I z początku rzeczywiście próbował
jeździć do gabinetu w Kancelarii Premiera. Kiedy okazało się, że przegrał
walkę o wpływy z Mateuszem Morawieckim i Dawidem Jackiewiczem, wrócił do
Ministerstwa Kultury. Wyglądał na sfrustrowanego, opowiadał, że plan
Morawieckiego jest dobry, bo opiera się na jego programie, napisanym jeszcze w
czasach opozycji.
NIE MA ZGODY NA TWARDE PORNO
W resorcie kultury
idzie mu niewiele lepiej. Już W czwartym dniu urzędowania profesor zostaje
zmuszony do przyjęcia na stanowisko wiceministra Jacka Kurskiego. A po półtora
miesiąca zgadza się na przeniesienie go na posadę szefa Telewizji Polskiej.
W pierwszych dniach
na ministerialnym stanowisku Gliński zwraca się też o zdjęcie z afisza sztuki,
w której aktorzy rzekomo mieliby kopulować na scenie. Tłumaczy, że nie ma zgody
na „twarde porno” w teatrze. Kiedy wychodzi na jaw, że we wrocławskim spektaklu
jednak nie ma seksu, wycofuje się i przyznaje, że uległ prowokacji.
Styczeń. Gliński
przedstawia w Senacie plany resortu. Jako jeden z priorytetów wymienia
przywrócenie twórcom odliczenia 50 proc. przychodu. Po kilku miesiącach nowelizacja
jednak grzęźnie w konsultacjach międzyresortowych i komitet ekonomiczny rządu
„rekomenduje zawieszenie prac nad projektem”.
Kwiecień.
Wicepremier zapowiada, że w ciągu dwóch miesięcy powstanie duża ustawa
medialna, między innymi przekształcająca publiczne radio i telewizję ze spółek
prawa handlowego w„media narodowe”. Mijają dwa miesiące i okazuje się... że
przepisy wymagają notyfikacji Komisji Europejskiej. Będzie je można uchwalić za
półtora roku. Od tamtego czasu wieść o dużej ustawie medialnej cichnie.
Sierpień.
Wicepremier interweniuje w sprawie niezakwalifikowania filmu Jerzego
Zalewskiego „Historia Roja” do konkursu Festiwalu Filmowego w Gdyni.
Bezskutecznie, bo selekcja została ogłoszona miesiąc wcześniej.
Jeden z członków
rządu: - Po roku pracy do Piotra Glińskiego przylgnęła łatka słabego,
nieskutecznego ministra. I chyba trudno mu będzie się z nią rozstać, bo
profesor ma naturę malkontenta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz