Prowadzi monolog
oświatowy, nie debatę. Zamiast edukacją zajmuje się ochroną życia od poczęcia.
I lubi wyręczać się bardzo młodymi asystentami
Małgorzata Święchowicz
Wielokrotnie podnosiłem rękę, próbowałem
zabrać głos, ale byłem blokowany przez młodego asystenta pani wiceminister
edukacji. W końcu wstałem, zacząłem zadawać pytanie, a nagle ktoś krzyczy: „Ty
złodzieju! Siadaj! Zamknij się!” - Leszek Celej opowiada, jak w Mińsku
Mazowieckim wyglądała debata o reformie oświaty.
Celej jest
dyrektorem Muzeum Ziemi Mińskiej, nauczycielem historii, działa w PO. Sądził,
że skoro do Mińska przyjechała wiceminister edukacji Teresa War- gocka, która
jest stąd, to będzie świetna okazja, żeby porozmawiać o reformie.
- Ale szybko okazało się, że spotkanie jest ustawione.
Przyszło wielu członków Klubu Gazety Polskiej, dyskusja była niemożliwa -
wspomina Celej.
- To był monolog
oświatowy, nie debata - twierdzi Alicja Cichoń, miejska działaczka społeczna.
Widziała, jak asystent Wargockiej blokuje dostęp do mikrofonu byłemu radnemu
PO.
Jeden z nauczycieli
(należy do ZNP) mówi, że nerwowo nie wytrzymał, wyszedł przed końcem. - Kupa
klakierów, żadnych konkretów, tylko ten spokojny, usypiający głos pani
wiceminister, że oto idzie dobra zmiana i będzie lepiej.
ZNP wylicza, że w
całym kraju zagrożonych zwolnieniem może być 37 tys. nauczycieli, 30 tys.
sekretarek, księgowych, sprzątaczek i około 7,5 tys. dyrektorów szkół. - Ale
ludzie po takim
spotkaniu z wiceminister Wargocką zaczynają myśleć: może
jednak nie będzie źle? Łudzą się - mówi nauczyciel. Prosi, żeby w tekście nie
było jego nazwiska, bo może przyjdzie mu jeszcze kiedyś spotkać się z panią
wiceminister. Wolałby, żeby chciała rozmawiać, nie była na niego obrażona.
- Jest pamiętliwa,
potrafi się obrazić i przez kilka miesięcy kogoś unikać, nie odezwać się - mówi
o Wargockiej lokalna dziennikarka. - Nazywamy ją „Pani Oświadczenie”, bo ona
raczej nie rozmawia, tylko w kółko powtarza to, co sobie zawczasu
przygotowała.
CZTERY TYSIĄCE I PROTESTY
- To, że została wiceministrem edukacji, było dla mnie
zaskoczeniem mówi Krystyna Szumilas, posłanka PO, kiedyś szefowa resortu
oświaty, teraz wiceprzewodnicząca sejmowej komisji edukacji, nauki i
młodzieży. Zna Teresę Wargocką m.in. z posiedzeń tej komisji, ale nie może
sobie przypomnieć, żeby wyszła kiedyś od niej jakaś ciekawa propozycja. - To
raczej ogólniki. Krytyka, że tak, jak jest, nie może być, trzeba to zmienić.
Ale za krytyką nie idą dobre pomysły- tłumaczy. - Gdy jeździłam na debaty organizowane
przez MEN, także te z udziałem wiceminister Wargockiej, i pytałam o szczegóły
reformy, w odpowiedzi słyszałam, że nie o tym jest ta debata. Dziwiłam się, bo
o czym powinna być, jak nie o tym?
Zdziwiła się też,
gdy usłyszała, że wiceminister Wargocka trafiła do między resortowego zespołu pracującego nad projektem ustawy Za
życiem. Krystyna Szumilas pyta: dlaczego akurat wiceminister edukacji? -
Patrząc na to, jak chaotycznie jest przygotowywana reforma oświaty, wolałabym,
żeby ktoś, kto odpowiada za szkolnictwo, skupiał się na tym, a nie na
projekcie Za życiem - mówi Szumilas.
- Chyba nie miała
wyjścia, trzeba było kogoś z resortu oddelegować - domyśla się Joanna
Kluzik-Rostkowska, posłanka PO i minister edukacji w poprzednim rządzie. - Nie
mam do niej pretensji o to, że znalazła się w tym zespole, ale o to, co tam
zostało wypracowane. Za to bierze już pełną odpowiedzialność - mówi.
Zapisany w ustawie
pomysł, żeby za urodzenie dziecka z nieodwracalnym upośledzeniem albo chorobą
zagrażającą życiu dawać kobiecie jednorazowo 4 tys. zł wywołał falę krytyki.
Aza tym pomysłem idą kolejne, też krytykowane. Jak choćby ten, by zatrudniać
asystentów rodzin. Nie pielęgniarki, opiekunki, psychologów, rehabilitantów,
logopedów, którzy mogliby realnie pomóc rodzicom w opiece nad chorym
dzieckiem. Ale dwa tysiące asystentów, którzy mają być „przewodnikami rodzin
po systemie wsparcia”. Każdy z pensją 3,6 tys. zł brutto.
WALKA O POMNIK
Teresa Wargocka działa szybko, bez namysłu, aby
tylko przepchnąć przez głosowanie, postawić na swoim - w Mińsku Mazowieckim
zobaczyli ten styl przed ostatnimi wyborami do Sejmu, gdy trwała walka o
postawienie pomnika Lecha Kaczyńskiego. O pomnik walczyło Stowarzyszenie Aby
Polska była Polską, Wargocka jest jego przedstawicielką.
Mińsk ma ledwie 40
tysięcy mieszkańców i spore zagęszczenie pomników: Gołębia Pokoju, Jana Pawła
II, Kopernika, Andersa, Szarych Szeregów, Niepodległości... Jest nawet głaz z
tablicą: „Tu leży Kasztanka, ulubiona klacz bojowa Marszałka Piłsudskiego”.
Jest też wielki Dzwon Pamięci Narodowej na cześć prezydenckiej pary Marii i
Lecha Kaczyńskich (pracom komitetu społecznego patronowała Teresa Wargocka).
Jest również wielki głaz upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej, a przy
nim popiersie prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Były więc awantury: po co
tam stawiać popiersie Kaczyńskiego? Burmistrz uprzedzał, że może dojść do
zachwiania ładu przestrzennego.
Ostatecznie radni
podnieśli rękę za pomnikiem. Na uroczyste odsłonięcie przyjechali prezes PiS i
partyjna góra na czele z Antonim Macierewiczem. W pierwszej linii stała Teresa
Wargocka, która tak dzielnie o popiersie walczyła.
Do Sejmu idzie z
hasłem: „Jeśli ci życie z PO zbrzydło, głosuj na Teresę Wargocką i Beatę
Szydło”. Dostaje mandat, a później szybko stanowisko sekretarza stanu w MEN.
Znajduje się też
posada dla jej męża - trafia do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi na fotel
wicedyrektora biura administracyjno-budżetowego.
W Mińsku
zdziwienie, bo przecież on nigdy nie miał nic wspólnego z rolnictwem. Jest,
tak jak i żona, po KUL, Wydział Filozofii Chrześcijańskiej. Kariera mu się
załamuje w październiku, najpierw trafia na listę Misiewiczów, później „Super
Express” zaczyna się interesować tym szybkim awansem, publikuje tekst. Dzień
później Wargocki już nie jest pracownikiem resortu. Gdy pytamy w ministerstwie
o powody zwolnienia, odpowiadają enigmatycznie, że umowa została rozwiązana za
porozumieniem stron.
- No, pech, że się
nie udało utrzymać stanowiska - żartują niektórzy w Mińsku.
TO IDZIE MŁODOŚĆ!
Wiceminister Wargocka rzadko ostatnio tam bywa. Na
różne uroczystości często wysyła swojego asystenta Kamila Wichrowskiego.
Zaledwie dwa lata
temu skończył liceum, trochę popracował w sklepie spożywczo-przemysłowym.
Pełni dyżury w jej poselskim biurze i chodzi zamiast niej - składać wieńce, gratulacje. W jej imieniu
przemawia, gdy jest otwarcie hali gimnazjum, jest z nią na miejskich obchodach
Święta Niepodległości, Święta Edukacji Narodowej. Na rocznicach bitew i II
wojny światowej. Nawet na 6. rocznicy katastrofy smoleńskiej.
Jedni mówią o
Wichrowskim: - Miły chłopiec, ładnie zastępuje panią wiceminister.
Inni dziwią się: -
Jaki on miły?
Na swoim profilu na
Facebooku raz umieszcza zdjęcia z uroczystości, na których był w zastępstwie
pani minister, raz wrzutkę: Prokuratorzy, do roboty! Chcemy widzieć ich w
więzieniach, i tu zdjęcia: Tuska, Komorowskiego, prezesa Trybunału
Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego. Wszyscy już za kratami.
- Widuję go na
uroczystościach, jak czyta kolejne listy od pani wiceminister. Nie zawsze
sobie radzi, myli się, zacina - mówi Alicja Cichoń. Gdy zorganizowała czarny
protest i poszła razem z innymi kobietami manifestować pod biuro poselskie
Wargockiej, jej młodzi asystenci robili im zdjęcia.
Wiceminister ma bowiem
jeszcze do pomocy młodszego, zaledwie 17-letniego asystenta społecznego Daniela
Chudka. Na swoim profilu na FB Chudek chwali się, że we wrześniu rozpoczął
pracę w MEN.
Gdy dzwonimy do
wiceminister Wargockiej, żeby zapytać ją o asystentów, odpowiada serią pytań:
A co to za pytania? A po co? A czy wiemy, że jest ochrona danych osobowych?
I odsyła nas do
samych asystentów.
Wichrowski
opowiada, że studiuje bezpieczeństwo wewnętrzne. Na jakiej uczelni? Nie powie.
Chudkowi wysyłamy
pytania, nie odpowiada.
A biuro prasowe MEN
informuje tylko, że jest uczniem szkoły ponadgimnazjalnej. Czy zatrudnionym w
MEN? Bez odpowiedzi.
We wrześniu Chudek wchodzi w skład Rady Dzieci i Młodzieży
RP przy Ministrze Edukacji Narodowej. Miała to być rada niezależna. Jest
złożona z 32 uczniów, po dwóch z każdego województwa, która ma oceniać zmiany
wprowadzane w oświacie przez ten rząd.
- Nawet przy
założeniu, że temu przyświecały najlepsze intencje, to już sam fakt, że w
radzie znalazł się asystent pani wiceminister, każe stawiać pytanie o jej
fasadowość - mówi poseł Kluzik-Rostkowska. A gdy słyszy, że wiceminister
edukacji posyła w zastępstwie innego ze swoich asystentów, zaledwie po liceum,
na różne uroczystości do szkół, kręci głową. - Nawet gdyby ten młody człowiek
był geniuszem, to jest niepoważne. Przecież zapraszający oczekują przybycia
sekretarza stanu! Mogą czuć się zlekceważeni. A te jego wrzut- ki na FB, by
wsadzić prezesa Trybunału do więzienia? - Widać, że to młody, polityczny
harcownik. Pracuje na konto pani wiceminister. Ale skoro jej to nie
przeszkadza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz