czwartek, 1 grudnia 2016

Szkoły i cokoły



Prowadzi monolog oświatowy, nie debatę. Zamiast edukacją zajmuje się ochroną życia od poczęcia. I lubi wyręczać się bardzo młodymi asystentami

Małgorzata Święchowicz

Wielokrotnie podno­siłem rękę, próbo­wałem zabrać głos, ale byłem bloko­wany przez młode­go asystenta pani wiceminister edukacji. W końcu wstałem, zacząłem zadawać py­tanie, a nagle ktoś krzyczy: „Ty złodzieju! Siadaj! Zamknij się!” - Leszek Celej opo­wiada, jak w Mińsku Mazowieckim wy­glądała debata o reformie oświaty.
   Celej jest dyrektorem Muzeum Ziemi Mińskiej, nauczycielem historii, działa w PO. Sądził, że skoro do Mińska przyje­chała wiceminister edukacji Teresa War- gocka, która jest stąd, to będzie świetna okazja, żeby porozmawiać o reformie.
- Ale szybko okazało się, że spotkanie jest ustawione. Przyszło wielu członków Klubu Gazety Polskiej, dyskusja była niemożliwa - wspomina Celej.
   - To był monolog oświatowy, nie de­bata - twierdzi Alicja Cichoń, miejska działaczka społeczna. Widziała, jak asy­stent Wargockiej blokuje dostęp do mi­krofonu byłemu radnemu PO.
   Jeden z nauczycieli (należy do ZNP) mówi, że nerwowo nie wytrzymał, wy­szedł przed końcem. - Kupa klakierów, żadnych konkretów, tylko ten spokojny, usypiający głos pani wiceminister, że oto idzie dobra zmiana i będzie lepiej.
   ZNP wylicza, że w całym kraju zagro­żonych zwolnieniem może być 37 tys. nauczycieli, 30 tys. sekretarek, księgo­wych, sprzątaczek i około 7,5 tys. dy­rektorów szkół. - Ale ludzie po takim
spotkaniu z wiceminister Wargocką za­czynają myśleć: może jednak nie będzie źle? Łudzą się - mówi nauczyciel. Pro­si, żeby w tekście nie było jego nazwi­ska, bo może przyjdzie mu jeszcze kiedyś spotkać się z panią wiceminister. Wolał­by, żeby chciała rozmawiać, nie była na niego obrażona.
   - Jest pamiętliwa, potrafi się obrazić i przez kilka miesięcy kogoś unikać, nie odezwać się - mówi o Wargockiej lokal­na dziennikarka. - Nazywamy ją „Pani Oświadczenie”, bo ona raczej nie rozma­wia, tylko w kółko powtarza to, co sobie zawczasu przygotowała.

CZTERY TYSIĄCE I PROTESTY
- To, że została wiceministrem edukacji, było dla mnie zaskoczeniem mówi Krystyna Szumilas, posłanka PO, kiedyś szefowa resortu oświaty, teraz wi­ceprzewodnicząca sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży. Zna Teresę Wargocką m.in. z posiedzeń tej komisji, ale nie może sobie przypomnieć, żeby wy­szła kiedyś od niej jakaś ciekawa propo­zycja. - To raczej ogólniki. Krytyka, że tak, jak jest, nie może być, trzeba to zmie­nić. Ale za krytyką nie idą dobre pomysły- tłumaczy. - Gdy jeździłam na debaty or­ganizowane przez MEN, także te z udzia­łem wiceminister Wargockiej, i pytałam o szczegóły reformy, w odpowiedzi słysza­łam, że nie o tym jest ta debata. Dziwiłam się, bo o czym powinna być, jak nie o tym?
   Zdziwiła się też, gdy usłyszała, że wi­ceminister Wargocka trafiła do między­ resortowego zespołu pracującego nad projektem ustawy Za życiem. Krystyna Szumilas pyta: dlaczego akurat wicemi­nister edukacji? - Patrząc na to, jak cha­otycznie jest przygotowywana reforma oświaty, wolałabym, żeby ktoś, kto od­powiada za szkolnictwo, skupiał się na tym, a nie na projekcie Za życiem - mówi Szumilas.
   - Chyba nie miała wyjścia, trzeba było kogoś z resortu oddelegować - domyśla się Joanna Kluzik-Rostkowska, posłan­ka PO i minister edukacji w poprzednim rządzie. - Nie mam do niej pretensji o to, że znalazła się w tym zespole, ale o to, co tam zostało wypracowane. Za to bierze już pełną odpowiedzialność - mówi.
   Zapisany w ustawie pomysł, żeby za urodzenie dziecka z nieodwracalnym upośledzeniem albo chorobą zagraża­jącą życiu dawać kobiecie jednorazowo 4 tys. zł wywołał falę krytyki. Aza tym po­mysłem idą kolejne, też krytykowane. Jak choćby ten, by zatrudniać asystentów ro­dzin. Nie pielęgniarki, opiekunki, psycho­logów, rehabilitantów, logopedów, którzy mogliby realnie pomóc rodzicom w opie­ce nad chorym dzieckiem. Ale dwa tysiące asystentów, którzy mają być „przewodni­kami rodzin po systemie wsparcia”. Każ­dy z pensją 3,6 tys. zł brutto.

WALKA O POMNIK
Teresa Wargocka działa szybko, bez namysłu, aby tylko przepchnąć przez głosowanie, postawić na swoim - w Mińsku Mazowieckim zobaczyli ten styl przed ostatnimi wyborami do Sej­mu, gdy trwała walka o postawienie po­mnika Lecha Kaczyńskiego. O pomnik walczyło Stowarzyszenie Aby Polska była Polską, Wargocka jest jego przed­stawicielką.
   Mińsk ma ledwie 40 tysięcy miesz­kańców i spore zagęszczenie pomników: Gołębia Pokoju, Jana Pawła II, Koperni­ka, Andersa, Szarych Szeregów, Niepod­ległości... Jest nawet głaz z tablicą: „Tu leży Kasztanka, ulubiona klacz bojowa Marszałka Piłsudskiego”. Jest też wiel­ki Dzwon Pamięci Narodowej na cześć prezydenckiej pary Marii i Lecha Ka­czyńskich (pracom komitetu społecz­nego patronowała Teresa Wargocka). Jest również wielki głaz upamiętniają­cy ofiary katastrofy smoleńskiej, a przy nim popiersie prezydenta Ryszarda Ka­czorowskiego. Były więc awantury: po co tam stawiać popiersie Kaczyńskiego? Burmistrz uprzedzał, że może dojść do zachwiania ładu przestrzennego.
   Ostatecznie radni podnieśli rękę za pomnikiem. Na uroczyste odsłonięcie przyjechali prezes PiS i partyjna góra na czele z Antonim Macierewiczem. W pierwszej linii stała Teresa Wargo­cka, która tak dzielnie o popiersie wal­czyła.
   Do Sejmu idzie z hasłem: „Jeśli ci ży­cie z PO zbrzydło, głosuj na Teresę Wargocką i Beatę Szydło”. Dostaje mandat, a później szybko stanowisko sekretarza stanu w MEN.
   Znajduje się też posada dla jej męża - trafia do Ministerstwa Rolnictwa i Roz­woju Wsi na fotel wicedyrektora biura administracyjno-budżetowego.
   W Mińsku zdziwienie, bo przecież on nigdy nie miał nic wspólnego z rol­nictwem. Jest, tak jak i żona, po KUL, Wydział Filozofii Chrześcijańskiej. Ka­riera mu się załamuje w październiku, najpierw trafia na listę Misiewiczów, później „Super Express” zaczyna się in­teresować tym szybkim awansem, pub­likuje tekst. Dzień później Wargocki już nie jest pracownikiem resortu. Gdy py­tamy w ministerstwie o powody zwol­nienia, odpowiadają enigmatycznie, że umowa została rozwiązana za porozu­mieniem stron.
   - No, pech, że się nie udało utrzymać stanowiska - żartują niektórzy w Mińsku.

TO IDZIE MŁODOŚĆ!
Wiceminister Wargocka rzadko ostatnio tam bywa. Na różne uroczy­stości często wysyła swojego asystenta Kamila Wichrowskiego.
   Zaledwie dwa lata temu skończył li­ceum, trochę popracował w sklepie spożywczo-przemysłowym. Pełni dy­żury w jej poselskim biurze i chodzi zamiast niej - składać wieńce, gratu­lacje. W jej imieniu przemawia, gdy jest otwarcie hali gimnazjum, jest z nią na miejskich obchodach Święta Niepod­ległości, Święta Edukacji Narodowej. Na rocznicach bitew i II wojny świa­towej. Nawet na 6. rocznicy katastrofy smoleńskiej.
   Jedni mówią o Wichrowskim: - Miły chłopiec, ładnie zastępuje panią wice­minister.
   Inni dziwią się: - Jaki on miły?
   Na swoim profilu na Facebooku raz umieszcza zdjęcia z uroczystości, na których był w zastępstwie pani minister, raz wrzutkę: Prokuratorzy, do roboty! Chcemy widzieć ich w więzieniach, i tu zdjęcia: Tuska, Komorowskiego, pre­zesa Trybunału Konstytucyjnego An­drzeja Rzeplińskiego. Wszyscy już za kratami.
   - Widuję go na uroczystościach, jak czyta kolejne listy od pani wicemini­ster. Nie zawsze sobie radzi, myli się, zacina - mówi Alicja Cichoń. Gdy zorga­nizowała czarny protest i poszła razem z innymi kobietami manifestować pod biuro poselskie Wargockiej, jej młodzi asystenci robili im zdjęcia.
   Wiceminister ma bowiem jeszcze do pomocy młodszego, zaledwie 17-letniego asystenta społecznego Daniela Chudka. Na swoim profilu na FB Chudek chwa­li się, że we wrześniu rozpoczął pracę w MEN.
   Gdy dzwonimy do wiceminister War­gockiej, żeby zapytać ją o asystentów, od­powiada serią pytań: A co to za pytania? A po co? A czy wiemy, że jest ochrona danych osobowych?
   I odsyła nas do samych asystentów.
   Wichrowski opowiada, że studiuje bezpieczeństwo wewnętrzne. Na jakiej uczelni? Nie powie.
   Chudkowi wysyłamy pytania, nie odpowiada.
   A biuro prasowe MEN informuje tyl­ko, że jest uczniem szkoły ponadgimnazjalnej. Czy zatrudnionym w MEN? Bez odpowiedzi.
We wrześniu Chudek wchodzi w skład Rady Dzieci i Młodzieży RP przy Mini­strze Edukacji Narodowej. Miała to być rada niezależna. Jest złożona z 32 ucz­niów, po dwóch z każdego województwa, która ma oceniać zmiany wprowadzane w oświacie przez ten rząd.
   - Nawet przy założeniu, że temu przy­świecały najlepsze intencje, to już sam fakt, że w radzie znalazł się asystent pani wiceminister, każe stawiać pytanie o jej fasadowość - mówi poseł Kluzik-Rostkowska. A gdy słyszy, że wicemi­nister edukacji posyła w zastępstwie in­nego ze swoich asystentów, zaledwie po liceum, na różne uroczystości do szkół, kręci głową. - Nawet gdyby ten młody człowiek był geniuszem, to jest niepo­ważne. Przecież zapraszający oczeku­ją przybycia sekretarza stanu! Mogą czuć się zlekceważeni. A te jego wrzut- ki na FB, by wsadzić prezesa Trybunału do więzienia? - Widać, że to młody, po­lityczny harcownik. Pracuje na konto pani wiceminister. Ale skoro jej to nie przeszkadza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz