„Wiem o tym, że będę
musiał mieć następcę, i wiem, ile mam lat. To piękna wizja dla
Szczecina" - odpowiadał w radiu 67-letni Jarosław Kaczyński na pytanie o to,
czy jego następcą będzie Joachim Brudziński. Ten zaś, w tym samym
Radiu Szczecin, odparł, że „Piękna wizja dla Szczecina to Jarosław Kaczyński
premierem Polski", choć już wtedy szefową rządu była Beata Szydło. Czyli o
tym, jak rośnie w siłę wiceprezes PiS Joachim Brudziński.
We
wrześniowych wyborach władz partii Brudziński (w lutym skończy 49 lat) do
funkcji szefa komitetu wykonawczego, czyli dowodzącego partyjnym aparatem,
dorzucił stanowisko wiceprezesa. A nawet coś więcej. - Prezes publicznie
nazwał Achima [jak mówią o nim w partii -
red.] pierwszym wiceprezesem. Na jednym ze spotkań kierownictwa partii
Kaczyński powiedział, że jak on złamie nogę, to za wszystko odpowiada Joachim -
wspomina nasz rozmówca z centrali partyjnej. Wcześniej nieformalnym zastępcą
Kaczyńskiego był Adam Lipiński.
Potrzebni
posłuszni
Rzeczniczka
PiS Beata Mazurek uważa, że awans Brudzińskiego był oczywistą oczywistością: -
Przecież od wielu lat jest prawą ręką prezesa. To najważniejsza osoba w
otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. Dowodem jego siły jest to, że nie
poszedł do rządu, ale został w centrum dowodzenia. Arietta Brudzińska (żona) w wywiadzie dla „Wprost” ujawniła
zresztą, że była to wspólna decyzja jej męża i Kaczyńskiego, pokazując mimochodem
wagę polityczną Beaty Szydło.
Polityk
PiS mówi, że ministrowie wykonują polecenia z centrali, bo mają realizować
program partii: - To naturalne, że w hierarchii są elementem podrzędnym,
również wobec Achima.
Promocja
Brudzińskiego nie może dziwić. Prezes nie potrzebuje w najbliższym otoczeniu
intelektualistów i doradców. Ma złe
doświadczenia z poprzednimi wiceprezesami - Ludwikiem
Dornem, Pawłem Zalewskim, Kazimierzem Ujazdowskim czy Markiem Jurkiem, których
uważa za rozdyskutowane towarzystwo, które o mało nie rozsadziło mu partii. I
wszyscy - z punktu widzenia Kaczyńskiego
- zdradzili. W obecnym PiS potrzebni są posłuszni
oficerowie, a jeśli przy tym są sprawni i bezwzględni, to mogą zajść bardzo
wysoko.
Kaczyński
stworzył jesienią nowe gremium decyzyjne, prezydium 32-osobowego komitetu
politycznego. Spotyka się w nim średnio raz na tydzień (Szydło bywa tu niezbyt
często, a Brudziński zawsze) 11 najważniejszych osób w partii: prezes,
wiceprezesi, marszałkowie Sejmu i Senatu oraz wicepremierzy Gliński i
Morawiecki. - To ważne ciało, prezes tam wszystkich wysłucha, ale to z Joachimem
najczęściej rozmawia w cztery oczy - mówi nasz informator z Nowogrodzkiej.
Arietta Brudzińska mówiła we „Wprost”: „Z Jarosławem Kaczyńskim
mąż rozmawia raczej w cztery oczy, przez telefon rzadziej”.
Prezes
wspomniał też w swojej książce, że medialny obraz Joachima, „jako strasznego
typa, jest kompletnie nieprawdziwy. On ma tylko siłę, żeby w razie czego
twardo odpowiadać na ataki”. A prezes takich ludzi, którzy - jak sam mawia -
dzielnie stają, ceni ogromnie.
A przy
tym, jak mało kto, Brudziński umie oddawać hołdy Kaczyńskiemu, co prezes
nazwał w swojej książce „niezwykłą skromnością Joachima”. Archiwa pełne są
wywiadów z Achimem, w których zapewnia prezesa o jego wielkości i własnej
wobec niego lojalności. Kiedy tłum skandował przed pałacem jego imię, on
uspokajał, że „obóz zjednoczonej prawicy ma jednego lidera i tym liderem jest
Jarosław Kaczyński”. Często zdarza mu się zaczynać zdanie od tego, że „Jarosław
Kaczyński ma sto procent racji w tym, że...”. Chyba tylko on mówi o 500+, że to
„kaczorowe” i że jego córki „uwielbiają pana premiera”. Dawny znajomy Brudzińskiego
i jego wykładowca logiki politologii na Uniwersytecie Szczecińskim g Wojciech
Krysztofiak wspomina, że ten f kiedyś miał mu się przyznać, że przy g
Kaczyńskim boi się zapalić papierosa i nigdy przy nim nie przeklnie.
Achim
buduje z Kaczyńskim także prywatne relacje. To Brudziński pływał z prezesem
łódką po Zalewie Szczecińskim i chodził z nim po Beskidzie Sądeckim. To tam,
w górach, w Nowym Sączu do szesnastego roku życia dorastał pierwszy
wiceprezes. Kiedy opowiada o swoim życiu, też nosi go od gór do morza. Na
południu skończył podstawówkę. Rodzina: ojciec robotnik, mama zajmowała się
trójką dzieci. O polityce się nie rozprawiało, ale dużo się czytało.
Joachimowi szczególnie bliska była książka marynisty Karola Olgierda Borchardta
„Znaczy kapitan”. „Dzisiaj tym kapitanem jest Jarosław Kaczyński” - wspomniał
kiedyś z rozrzewnieniem w rozmowie z POLITYKĄ.
Kaczyński
docenia ten ich wspólny czas, bo w swej książce wspomina o knajpce w Szczecinie, do której chodzi z Brudzińskim. „Coś
mnie tam ciągnie, jest tam jakiś specyficzny nastrój, który pozwala mi przez
chwilę być jak przed tym strasznym dniem [Smoleńsk - red.].
I za to też Joachima lubię.
Generalnie jest facetem, z którym lubię przebywać, lubię rozmawiać”.
Drugi pierwszy po Bogu
W PiS
i wokół PiS przybywa ludzi, którzy coś Brudzińskiemu zawdzięczają. Są
przypadki oczywiste, jak Paweł Szefernaker, sekretarz stanu w Kancelarii
Premiera odpowiedzialny za komunikację w internecie, który na ulotce wyborczej
chwalił się, że przez wiele lat był „jednym z najbliższych współpracowników
Joachima Brudzińskiego”. Ostatnio Szefernaker awansował także w partii - został
prezesem okręgu koszalińskiego. Blisko Brudzińskiego jest także minister
gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk czy zachodniopomorski europoseł PiS Czesław
Hoc. Zdaniem naszego rozmówcy z
PiS Brudziński stoi też za wrześniową nominacją posła Macieja Małeckiego na
wiceministra skarbu.
Niedawne
wybory prezesów okręgowych PiS także wzmocniły Brudzińskiego. Lipińskiemu z
trzech okręgów, w których dotychczas rządził, został tylko legnicki.
Sprzyjająca Brudzińskiemu Anna Zalewska wzięła Wałbrzych, a bliski jej Piotr
Babiarz - Wrocław. Na Dolnym Śląsku rosną też akcje grawitującej ku
Brudzińskiemu Elżbiety Witek. Sekretarzem Rady Politycznej PiS, który zna wszystkie
układy w partii, jest człowiek Brudzińskiego Krzysztof Sobolewski.
Nasz
rozmówca z PiS wskazuje jeszcze na inne nominacje świadczące o pozycji
Brudzińskiego. Przyjaciel Achima aktor Przemysław Tejkowski to wiceprzewodniczący
rady nadzorczej TVP.
Tomasz Karusewicz
- były skarbnik zachodniopomorskiego PiS i były pełnomocnik wyborczy PiS (o
czym zresztą milczy w oficjalny m życiorysie) - jest członkiem zarządu PZU
Życie i zarazem wiceszefem rady nadzorczej Grupy Azoty.
Brudziński
na bieżąco kieruje partią poprzez komitet wykonawczy, czyli regularne
spotkania prezesów okręgowych z centralą; odprawę prowadzi wicemarszałek, ale
przysłuchuje się jej zwykle Kaczyński. To dodatkowe narzędzie, które wzmacnia
Brudzińskiego, bo prezesi okręgowi doskonale wiedzą, że od tej dwójki zależy
ich dalsza kariera w partii.
Wygląda
na to, że Brudziński pogodził się też z dawnymi odszczepieńcami z Solidarnej
Polski. W konflikcie o władzę w TVP, który podzielił prawicę, publicznie
wsparł prezesa TVP Jacka Kurskiego. Wicemarszałek ma dobre relacje z Radiem Maryja i środowiskiem tygodnika „wSieci”, nie jest
natomiast ulubieńcem „Gazety Polskiej”.
Brudziński
nie ma w partii poważnych wrogów. Wieloletni spór z Adamem Lipińskim dogasa,
bo dawny „pierwszy po Bogu” udał się na wewnętrzną emigrację, a jego ludzie,
jak Adam Hofman, zostali odsunięci.
Innego
wiceprezesa PiS Mariusza Kamińskiego sprawy całej partii zajmują mniej niż
walka z układem i koordynowanie służb specjalnych. Antoni Macierewicz ogarnia
potrzeby elektoratu smoleńskiego, ale w sprawach partii nie ma większego
posłuchu. Wiceprezes Beata Szydło, jak twierdzi polityk PiS, „jest zajęta
raportowaniem prezesowi tego, jak wykonuje polecenia związane z pracą w
rządzie”. I wreszcie - szósty wiceprezes Mariusz Błaszczak, szef jednego z
najważniejszych resortów - MSWiA. Mówi się, że to wtyczka prezesa w rządzie,
ale przy Nowogrodzkiej nie ma za wiele do powiedzenia.
Z kadrowej w masową
Brudziński
szefem struktur PiS został w 2006 r. dzięki szczęśliwemu dlań przypadkowi. Nie
maszerował wówczas w pierwszym szeregu partii, dopiero od roku zasiadał w
Sejmie, nie był w zażyłej znajomości z Kaczyńskim. Działał niegdyś w
Porozumieniu Centrum, ale nie wybił się na tyle, by choćby poznać w tamtych
czasach Jarosława Kaczyńskiego.
W 2006
r. wiceprezesami partii byli Adam Lipiński, Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski i
Marek Jurek, pod względem popularności brylował Zbigniew Ziobro, a
niepodważalną pozycję miał szef klubu Przemysław Gosiewski. I to on dostał
propozycję objęcia funkcji sekretarza generalnego, ale odmówił. Rządząca biurem
PiS na Nowogrodzkiej Barbara Skrzypek, jedna z najbliższych Kaczyńskiemu osób,
rzuciła wtedy pomysł, by partią zarządzał Brudziński. I tak też się stało.
Partia
to dla niego oczko w głowie. Postawił sobie za cel wzmocnienie jej i przekształcenie z kadrowej w masową. Po 10 latach cel
zrealizował połowicznie. Z danych udostępnionych przez PiS centrum
analitycznemu POLITYKA INSIGHT wynika, że do partii Kaczyńskiego
należy 31 tys. członków w porównaniu z 7 tys. w 2005 r. PO w latach świetności
miała ok. 50 tys. działaczy.
W
ciągu ostatnich trzech lat do PiS wstąpiło 7 tys. osób, rozwój ten jest jednak
nierównomierny. O ile niektóre regiony rosną szybko (na Śląsku przybyło aż
tysiąc członków, w woj. świętokrzyskim - 900), o tyle w dwóch województwach
PiS się zwija (Lubuskie i Podlasie straciły w ciągu ostatnich trzech lat po 100
działaczy). Mapa liczebności PiS wygląda zresztą bardzo ciekawie - najwięcej
działaczy PiS ma na Mazowszu (4200), a najmniej na Podlasiu rządzonym przez
Krzysztofa Jurgiela (600). Na Pomorzu Zachodnim, mateczniku Brudzińskiego, do
PiS należy 1200 osób - to piąte miejsce od
końca pod względem liczby członków.
Stosunkowo
niewielka liczba działaczy skutkuje dziś kłopotami z organizacją wieców.
Klapą skończyła się demonstracja w rocznicę stanu wojennego, gdy w Warszawie
manifestowało zaledwie kilkaset osób. To była porażka szefa struktur, który na
Twitterze gorąco zachęcał do udziału. W tym samym
czasie przez stolicę przeszedł wielotysięczny marsz opozycji.
- Kto
miał demonstrować? Jedni już są syci i nie chce im się wyjść na ulicę, a inni
są obrażeni, że nic nie dostali i też im się nie chce - tłumaczy poseł PiS.
Brudziński
zdaje sobie sprawę ze słabości struktur. W przyszłym roku planuje ich
rozbudowę, tak by istniały w każdej gminie. Będzie jednak musiał przełamać opór
lokalnych bonzów, którzy niechętnie patrzą na nowych, którzy mogliby im
zagrozić.
- Oczywiście
jesteśmy otwarci na nowych ludzi, ale najbardziej liczą się dla nas ci, którzy
kochali PiS przez ostatnie osiem opozycyjnych lat. Teraz musimy zweryfikować te
nagłe przypływy miłości do nas - mówi
Brudziński. Czasem ostro dyscyplinuje partyjne szeregi. W wywiadzie dla
„wSieci” mówił: „Wielu poubierało się w gacie z napisem PiS i udaje sieroznych
działaczy, a interesuje ich jedno - własne interesy”.
Najsilniejszy, ale za słaby
Przez
PiS przewinęło się wielu ważnych polityków, którzy swą pozycję opierali albo
na wyjątkowej relacji z prezesem, albo na zapleczu partyjnym. Brudziński jest
pierwszy, który połączył jedno z drugim. I pierwszy, który zmienił tym samym
tradycyjny dla PiS układ sił polegający na tym, że prezes z wysoka patrzył na
potyczki polityków znajdujących się na mniej więcej tym samym poziomie,
pomagając raz jednej, raz drugiej stronie. Teraz Brudziński wdrapał się na
poziom niedostępny dla pozostałych liderów PiS. To on udzielił wywiadów dla
„wSieci” i „Do Rzeczy”, w których mówił o przyszłości rządu Szydło, a konkretnie
o tym, że nie widzi powodów do głębokiej rekonstrukcji. Do tej pory takie
strategiczne wywiady były domeną prezesa.
Jego
słabością pozostaje brak popularności i specyficzna sława brutala - wiecowego zapiewajły i twitterowego chuligana, który co
pewien czas pisze o przeciwnikach politycznych, że się „skundlili” albo „j...
was pies” (wicemarszałek w takich przypadkach zawsze tłumaczy, że to tylko
nawiązania do dzieł literackich).
Brudziński
mówi wprost to, czego prezesowi wprost wypowiedzieć nie wypada. - Jak
wtedy, gdy do słów Kaczyńskiego „cała Polska z was się śmieje ”Brudziński
dopowiedział „komuniści i złodzieje” - mówi
Ludwik Dorn.
W
niedzielę 18 grudnia, w szczycie kryzysu politycznego związanego z głosowaniem
budżetu w sali kolumnowej, to on przemawiał pod Pałacem Prezydenckim na
demonstracji Klubów Gazety Polskiej. Wygłosił płomienną mowę o tym, że Andrzej
Lepper mógłby się uczyć od opozycji, jak wygląda warcholstwo. Że rząd nie
pozwoli, aby w państwie zapanowała anarchia. „Jeżeli będą próbowali doprowadzić
do anarchii, to wtedy nie zawahamy się wezwać Państwa do poparcia” - wołał
Brudziński.
Prezes
PiS o Brudzińskim napisał w swej książce, że „jest bardzo oczytany, dużo wie i
jest to u niego wynik autentycznych potrzeb, a nie usilnej pracy nad sobą”.
Kilku naszych rozmówców potwierdza, że Brudziński rzeczywiście bardzo dużo
czyta i chce się rozwijać. - Wygląda jakby przygotowywał się do wejścia w
buty prezesa, choć jeszcze przez długi czas będą o kilka numerów za duże -
mówi osoba z otoczenia prezesa.
Poseł PiS: - Nie wystarczy
kupić modne okulary i pokazać się dziennikarzom z żoną, żeby zmienić
wizerunek. Brudziński wciąż nie nadaje się na lidera.
Rzecz w tym, że kandydaci z takimi
kwalifikacjami jakoś nie obrodzili.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz