Gdy nadejdzie czas, nowym
Jarosławem Kaczyńskim zostanie góral ze Szczecina Joachim Brudziński
Wojciech Cieśla
Jeśli w partii z jakiegoś powodu zabraknie
prezesa, zastąpi go Jojo - uważa poseł PiS, który przez kilka lat pracował w
biurze partii na Nowogrodzkiej. - Dekadę temu był na cenzurowanym, ale wrócił,
mozolnie wydreptał nową ścieżkę do naczelnika i dziś to on jest jego
najbliższym współpracownikiem. Zabiera go na łódki, na pizzę do Szczecina i w
Beskidy.
Po listopadowym
kongresie PiS Brudziński ma w terenie mocne zaplecze. Jest wiceprezesem
partii, szefem Komitetu Wykonawczego PiS, kimś w rodzaju sekretarza
generalnego, który kontroluje struktury terenowe. - Wszędzie ma ludzi, którzy
coś mu zawdzięczają - uważa rozmówca „Newsweeka”.
Scena z rady
politycznej PiS, głos ma Jarosław Kaczyński: - Gdyby mi się noga złamała, to
wiecie, za wszystko odpowiada Joachim.
MARYNARZ SĄDECKI
Mówi o sobie, że jest „lachem sądeckim”. Uwielbia
rejon Nowego Sącza, gdzie się wychował. Tam spędza wolny czas.
Brudzińscy
mieszkają w Trzycierzy w gminie Korzenna. Chłopak chce zostać marynarzem.
Pakuje manatki i młodość spędza w bursach oraz internatach. Uczy się w
Świnoujściu w szkole rybołówstwa morskiego.
Grzeczny nie jest.
Gdy trafi do Warszawy jako poseł, o prawdziwych lub urojonych grzechach
młodości Brudzińskiego opowie w tygodniku „Nie” jego były nauczyciel. Wersji o
wybrykach nastolatka jest kilka - miał być niesłusznie oskarżony o
zdemolowanie pociągu. Lub o napady na młodszych kolegów. Wyrzucony ze szkoły.
Źródłem rewelacji o
młodości posła PiS jest były dyrektor szkoły - średnio wiarygodny, związany z
SLD, w Świnoujściu mający opinię politruka. Brudziński publicznie - jak mówi:
„po chrześcijańsku” - mu wybacza.
Pod koniec PRL
Brudziński zdaje na BUSZ - tak studenci nazywają miejscową Alma Mater, od
„Bolszewicki Uniwersytet Szczeciński”. Studiuje politologię. Na działalność w
opozycji się nie załapuje. - Żadnych ulotek, akcji, nic - mówi jeden ze
szczecińskich znajomych posła. - Jedynie duszpasterstwo u jezuitów. Achim był
nudny jak tapeta w kwiatki. Odhibernował się politycznie jak bohater filmu Woody’ego
Allena, po 1989 r., w innej rzeczywistości.
CZTERNASTU CZŁONKÓW Z KOMÓRKI
Joachim Brudziński pomaga raczkującemu Porozumieniu
Centrum (PC), kręci się przy kampaniach wyborczych. Gdy reporter „Naszego
Dziennika” spyta go o ten wybór, odpowie szczerze: - Nie było alternatywy.
Miałem pójść do Unii Demokratycznej?
To o takich jak on
będzie się potem mówiło: zakon PC. Dawni członkowie Porozumienia Centrum,
którzy nie zwątpili w szefa. Najwierniejsi z wiernych. Gdy w 2001 r.
Brudziński zakłada komórkę PiS w Szczecinie, ma czternastu członków.
Lokalna prasa
wspomina o nim dopiero w 2002 r., gdy zostaje szefem regionu PiS.
Z czego żyje? Po
drodze jest rzecznikiem Urzędu Morskiego i dziennikarzem Polskiego Radia.
Zaczyna nawet pracę doktorską na Wydziale Historii UAM, której do dziś nie
skończył.
Jedną z niewielu
samodzielnych oddolnych akcji szczecińskiego PiS jest tworzenie „Czarnej
księgi czarnych charakterów”. Księga ma zweryfikować starostów, burmistrzów i
radnych pod kątem uczciwości. Ale pomysł jakoś umiera.
Wie, że polityka to
teatr. Prywatnie lubi się z posłem PO Sławomirem Ni- trasem. Publicznie - sądzi
się za słowa, że Nitras skutecznie załatwia dla swoich kolegów z PO sprawy w
szczecińskim magistracie.
KRZYSIEK GASI WYSKOKI JOACHIMA
Jedenaście lat temu, tuż przed pierwszym rządem PiS,
Brudziński jest nieznanym działaczem ze Szczecina. Na dokładkę bez sukcesów.
Takim, którego już kojarzy prezes, ale który nie wybija się w partii.
Brudziński nie ma
sukcesów, bo Szczecin to miasto czerwone. Układu nikt się tu nie boi,
lustracją nie ekscytuje. W najlepszych czasach prawica ma notowania niewiele
lepsze od SLD, ale gdy Brudziński zostaje szefem regionu, szczecińskie PiS
dobija już do tysiąca członków. Do Sejmu wprowadza sześciu posłów i senatora.
Awans do dużej polityki przychodzi w dobrym momencie.
W 2005 r. Joachim
Brudziński jest jeszcze posłem z drugiego szeregu. Ale szybko idzie w górę.
Nieco rok po wyborach, w 2006 r., Jarosław Kaczyński zostaje premierem. A co z
partią? Ten moment to przełom w karierze Brudzińskiego - zostaje sekretarzem
generalnym partii. I to z rekomendacji prezesa.
Ma jeździć po
terenie i ustawiać działaczy, rozwiązywać spory. Pod nieobecność prezesa
sekretarz generalny to jedna z najważniejszych osób w PiS.
Ale w 2007 r. rząd
PiS upada, są przyspieszone wybory.
Mówi mój rozmówca z Nowogrodzkiej: - Trzeba pamiętać,
jakwtedy wyglądała partia. To nie było PiS Błaszczaka i Brudzińskiego, tylko
Putry i Gosiewskiego. Krzysiek Putra gasił niegrzeczne wyskoki Joachima,
Przemek Gosiewski był szefem zespołu pracy państwowej. Joachim nie miał szans
na poważniejszą fuchę w PiS. A tę, którą dostał, schrzanił.
WPADKA Z PODPISAMI
Struktury, którymi zarządza Brudziński, nie dają
rady. PiS przegrywa wybory, Jarosław Kaczyński przez długi czas właśnie jego
obarcza winą za klęskę. Opowiada jeden z działaczy: - Odpowiadał za
zarejestrowanie list wyborczych. Asem na warszawskiej liście PiS do Senatu
miał być Jan Olszewski, były premier. Okazało się, że nasi nie dostarczyli
odpowiedniej liczby podpisów poparcia. Zabrakło kilkuset.
Za wpadkę odpowiada
Brudziński. - Na konwencji w Szczecinie bał się zbliżyć do prezesa - wspomina
jeden z jego partyjnych kolegów.
- Po wyborach
prezes zabrał mu funkcję, posadził za biurkiem na Nowogrodzkiej, w pokoju
obok Jarka Zielińskiego. Zieliński miał go pilnować. Joachim najpierw zamknął
się w sobie, przeżywał. A potem jakoś tak zakręcił, że trafił do pokoju piętro
wyżej, kanciapy po Lechu Kaczyńskim. A w sekretariacie u Zielińskiego zostawił
tylko asystenta, Pawła Szefernakera.
- Po co?
- Żeby pilnował
Zielińskiego.
NIE JESTEM SILNYM
FACETEM
Los się odwraca pół roku przed smoleńskiem. Jesienią
2009 r. Brudziński zostaje szefem komitetu wykonawczego. Ma odpowiadać za
struktury w terenie. Właśnie zaczął się odpływ działaczy do Solidarnej Polski.
Brudziński liczy na
odpuszczenie win. Rzuca się w wir pracy. Jeździ po Polsce, organizuje
spotkania. W ciągu roku zalicza 50 wyjazdów, odwiedza 100 miejscowości, wozi
po kraju Kaczyńskiego.
W kwietniu 2010 r.
rozbija się samolot w Smoleńsku. Brudziński jest na miejscu katastrofy obok
prezesa. Rok później udziela emocjonalnego wywiadu Teresie Torańskiej. Mówi: -
Odkryłem, że wcale nie jestem silnym facetem. Człowiek na potrzeby bardzo
zmedializowanej polityki przyjmuje dość atrakcyjną pozę twardziela, który
wchodzi w zwarcia, jest wyszczekany, pyskaty, czasem arogancki, nawet chamski,
niestety, i nagle w obliczu tragedii pęka jak bańka mydlana. Zobaczyłem w
sobie emocjonalną słabość.
Poseł PiS: - Ładny
był ten wywiad. Został zapamiętany. Ale kompromis? Nie wie, co oznacza to słowo. Granice? W polityce ich nie ma.
OWCZAREK
Brudziński po Smoleńsku wychodzi z drugiego szeregu.
- Jest jak młodsza
wersja Adama Lipińskiego, najbliższego człowieka Kaczyńskich - mówi jeden z
posłów PiS. - Z tym że Adam nigdy nie wyszedł z cienia.
Coraz częściej
pojawia się w mediach. Wypada swobodnie, jak przystało na byłego dziennikarza.
Ma twarde poglądy, poza ekranem dużo uroku.
- Jarek specjalnie
dla Joachima zmienił statut partii, żeby mu stworzyć stanowisko. Zakres
obowiązków wyznaczył mu osobiście - wskazują koledzy z partii.
Wcześniej w mediach
najczęściej bryluje Jacek Kurski, nazywany bulterierem PiS. Brudzińskiego
„Gazeta Wyborcza” nazywa owczarkiem. Takim, co pilnuje partii jak stada owiec.
Zagoni albo obszczeka, kogo trzeba. - Brudziński to zacny chłopak, ale ma
trudności z formułowaniem sensownych myśli - podsumuje Ludwik Dorn.
Gdy w 2011 r. Jacek
Kurski wylatuje z PiS, Brudziński zajmuje jego miejsce. Ma talent: to fighter, zabijaka.
Kampanie wyborcze
to jego terytorium. Twarde razy, drwina z przeciwnika, czasem chamska
odzywka. Długie godziny w autobusach, szybkie wpisy na Twitterze, refleks i
szyderstwo.
Zmienia się.
Zamiast ciemnego golfu biała koszula i garnitur. Wciąż lubi wrzucić do sieci
zdjęcie talerza z ulubioną kaszanką. Albo takie: na stole schabowy, czerwone
wino, za stołem Brudziński w koszulce z Łupaszką.
Nie unika ostrych
komentarzy w mediach. Gdy w czasie debaty wyborczej młodzieżówka PO wspiera
Donalda Tuska w debacie z Jarosławem Kaczyńskim, Brudziński komentuje: -
Hołota.
O Ludwiku Dornie
mówi, że „to taki wyleniały, a co gorsza zgorzkniały wezyr, któremu już
pozostało tylko kiszenie czosnku czy ogórków”.
O Sławomirze
Nowaku: „Szkoda go, taki ładny był, amerykański”.
O aktorce Annie
Musze, że „za okupacji za takie opinie mogła stracić włosy”.
GALARETKA NA ŚCIANIE
Pięć lat temu po raz pierwszy pokazuje inne oblicze
- w ustawianej sesji na kajakach w „Fakcie”. „Ależ on ma piękną żonę” -
rozpływają się redaktorzy. Zdjęcia: państwo Brudzińscy w kajaku, państwo
Brudzińscy na brzegu, pocałunek Brudzińskich. Tytuł „Joachim i Arietta Brudzińscy
na romantycznej wyprawie kajakowej”.
- Ocieplać wizerunek jednego z najtwardszych zawodników PiS
to jak przybijać galaretkę do ściany. Można próbować, tylko po co - mówi jeden
ze szczecińskich posłów.
- Joachim się
radykalizuje - uważa pracownik PiS z Nowogrodzkiej. - Wie, że jest następny. Że
Jarosław ma siedemdziesiątkę na karku. Wyczuwa wiatr. Ma intuicję. Raz
mieliśmy w Poznaniu pasztet, radnej od nas nie podobało się, że zwierzęta w zoo
kopulują na oczach dzieci. Ludzie z Poznania prosili, żeby ją „schować”, a
Achim zdecydował, żeby wystartowała. I co? Wyprzedziła konkurencję z SLD o
ponad tysiąc głosów.
13 grudnia 2014 r.,
Warszawa, na „marszu w obronie demokracji i wolności mediów”, który
zorganizowało PiS, Brudziński przyćmiewa wszystkich. Krzyczy do ochrypnięcia,
dyryguje tłumem, dwoi się i troi.
Aleje Ujazdowskie,
Brudziński przez megafon: - Urbana z Kiszczakiem potraktuj my kopniakiem!
Plac na Rozdrożu: -
Premier Ewa Kopacz tworzy dziś koalicję z Urbanem pułkownikiem Lesiakiem!
NA PIZZĘ DO SZCZECINA
Koniec 2016 r. Pozycja Brudzińskiego w PiS jest coraz
silniejsza. Jest wicemarszałkiem Sejmu. Publicznie zaprzecza, że buduje
„układ szczeciński”. - Chcę, wzorem naszego lidera Jarosława Kaczyńskiego,
żeby Polska rozwijała się w sposób zrównoważony - deklaruje w wywiadach. - Nie
można postrzegać Polski jak Tusk, że jak jestem z Gdańska, to „drapię” za nim
bez opamiętania.
Ale szczecińscy
politycy z łatwością rozpoznają ludzi Brudzińskiego w zakładach azotowych w
Policach czy w Radiu Szczecin, w PZU, w TVP. Widzą, który ze szczecińskich
kolegów serwuje catering na oficjalnych rautach. Jakie wpływy ma Brudziński w
ARiMR w Nowym Sączu i w Kancelarii Premiera - tam za media odpowiada Paweł
Szefernaker, były asystent posła Brudzińskiego. - Nisko upadła partia, skoro Szefernaker
chodzi do prezesa i przedstawia mu propozycje medialne - wzdycha jeden z
działaczy.
- O jakiej strategii może z nim rozmawiać? Że zadzwoni do
Macierewicza poprosi, żeby nie wygadywał bredni o mistralach?
Mówi jeden z
posłów: - Brudziński walczy o ugruntowanie swojej pozycji w partii. Jesienią
zadbał, żeby bitwę o wpływy w PZU przegrała ekipa znienawidzonego Adama
Hofmana i Dawida Jackiewicza.
Działacz PiS: -
Otorbił prezesa. Po śmierci jego mamy stał się jednym z najbliższych. Zabiera
go na łódki nad Zalewem Szczecińskim, na wędrówki po Beskidzie. Dba, żeby
zdjęcia z tych wycieczek wrzucać na Twittera. Niemal każdy dwudniowy wyjazd
Jarosława do Szczecina to krótki urlop, atrakcja. Polubił to chyba. Nawet gdy
mają partyjne spotkania, i tak wieczorem lądują u kolegi Joachima, Darka,
który prowadzi pizzerię obok akademików.
Wieczór. Poseł
Brudziński pisze na Twitterze: „Bogu dzięki jest na świecie życie oprócz
polityki:) Dobrej nocy wszystkim:)”.
Pod wpisem zamieszcza zdjęcie rozpoczętej książki Ericha
Marii Remarque’a „Kochaj bliźniego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz