Polska wstała z kolan
i zagroziła możnym tego świata. Dlatego stała się celem ataku Rosji,
eurobiurokratów, lewactwa i części Żydów. To coraz głośniejszy przekaz zaplecza
medialnego PiS.
Gdyby
kierować się okładkami i tekstami prawicowych tygodników, to za słowo roku już
w czerwcu należałoby uznać „antypolonizm”. „Atak na Polskę. Jak powstrzymać
tę brutalną nawałnicę” - martwił się w lutym tygodnik „Do Rzeczy”, opatrując
okładkę gwiazdą Dawida, żeby czytelnicy nie mieli wątpliwości co do
pochodzenia tej nawałnicy. „Antypolonizm jak antysemityzm” - to już majowe
„Sieci” Z okładkowym komunikatem tyleż histerycznym, co rozwlekłym: „Znów
musimy bronić Polski. Kampania oszczerstw wobec naszej ojczyzny ma na celu
wypchnięcie nas z Unii i NATO, a także wyłudzenie miliardowych nienależnych
odszkodowań. To śmiertelnie poważne zagrożenie”. Towarzyszy temu grafika
trudna do pojęcia, a co dopiero opisania: znany z polskiego godła orzeł osłania
się tarczą zdobną rysunkiem pomnika katyńskiego z Jersey City (polski żołnierz
z bagnetem wbitym w plecy), a nieznani sprawcy strzelają do niego z łuku. Do
kompletu „Gazeta Polska” z początku maja i wstępniak jej naczelnego Tomasza
Sakiewicza pod tytułem „Dlaczego Polska jest celem ataku”. A bliski PiS
specjalista od wizerunku Marek Kochan zaproponował nawet, żeby „szybko
zbudować muzeum Polokaustu” - by całemu światu pokazać, że Polacy cierpieli w
czasie wojny nie mniej niż Żydzi.
„Antypolonizm” na
dobre rozgościł się w prawicowych salonach. Ale co to właściwie jest? Według
Wikipedii to „wszelkie uprzedzenia i postawy wrogości
wobec Polaków”, Termin wskazuje na pokrewieństwo z antysemityzmem.
Precyzyjniejszej definicji antypolonizmu nie ma, a dzięki tej nieokreśloności
można za przejaw antypolonizmu uznać wszystko. To taki pojemny worek, do
którego da się wrzucić zarówno reakcje na ustawę o IPN, jak i działania Komisji Europejskiej w sprawie sądów czy
wzmianki o „polskich obozach śmierci” w zagranicznej prasie.
Grzegorz Górny w obszernym tekście „Polska na celowniku” w
„Sieciach” pisze tak: „Ostatnio Polacy stali się celem nieustannych ataków w
światowych mediach. Oskarżany jest cały naród.
O współsprawstwo w Holokauście”.
Sakiewicz: „Ostrze ataków musiało uderzyć w Polskę, a jednym z ważnych celów
jest prowokowanie i zohydzanie w oczach świata naszego narodu”.
Termin „antypolonizm” - nowoczesny odpowiednik
„polakożerstwa” - wegetował sobie przez lata na rubieżach polszczyzny,
sporadycznie przebijając się do mediów i polityki. Dlaczego akurat teraz robi
taką karierę? Powodów jest aż nadto.
Wspólnota i jej wrogowie
Pogląd, że Polacy są ofiarą
antypolonizmu, znakomicie służy budowie specyficznej wspólnoty. Wspólnoty, do
której przynależność nie wymaga żadnych szczególnych cnót, wystarczy poczucie
bycia atakowanym przez potężnych wrogów. A jest ich legion. Część wylicza
Sakiewicz - to Moskwa, światowe lewactwo, Berlin i amerykańscy demokraci,
Zdaniem naczelnego „Gazety Polskiej” Rosja wykorzystuje przeciw Polsce swoje
wpływy w „środowiskach nacjonalistów ukraińskich, niektórych środowiskach
żydowskich w Izraelu i USA, a także w Unii”. Wrogowie Polski czasem działają w
pojedynkę, czasem zawiązują egzotyczne sojusze: „W przypadku USA zarówno
lewactwo, jak i Rosjanie za podstawowy cel uznali skłócenie nas z Żydami”.
Ataki tak potężnych sił dają przyjemne poczucie
mocarstwowości; twoi wrogowie świadczą przecież o tobie. Polska pod rządami
PiS wstała z kolan, wybiła się na niepodległość i stała się groźna dla złych i
możnych tego świata.
Polska Jarosława Kaczyńskiego jest strażnikiem wartości
oraz tradycji, o których zgniły Zachód
chciałby zapomnieć. Pisze Sakiewicz: „Niebezpieczna dla lewactwa iskra wyszła
z Polski i już realnie zmienia świat. Polska pokojowa rewolucja kończy trwający
pięćdziesiąt lat postęp politycznej poprawności”. Publicysta posuwa się nawet
do stwierdzenia, że to dzięki Polakom w USA wygrał Donald Trump - „i żarty się skończyły”.
Górny widzi sytuację podobnie; „Jest więcej krajów, którym
nie podoba się kurs obrany przez eurobiurokratów w Brukseli, ale Polska jest
największym i najludniejszym z nich. Jeśli jej
opór zostanie złamany, to łatwiej będzie zmusić do uległości innych”.
Antypolonizm w tej optyce legitymizuje zatem rolę Polski
jako lidera Europy Środkowej. Pobrzmiewają w tym echa romantycznych i jeszcze
starszych idei Polski jako Chrystusa narodów i przedmurza chrześcijaństwa. Jak
pisze Górny: „Polacy sprzeciwiają się modelowi unijnego superpaństwa,
ideologii multi-kulti oraz stałemu napływowi muzułmańskich imigrantów,
ponieważ uważają, że zagraża to tożsamości kulturowej kontynentu. Są też w
Europie narodem najbardziej przywiązanym do religii chrześcijańskiej i
normalnej rodziny. Dlatego zachodnie elity tak chętnie przyłączają się do
ataków na nas i tak rzadko nas bronią”.
Antypolonizm w służbie PiS
Wprowadzenie pojęcia antypolonizmu
służy też rzecz jasna bieżącej polityce obozu rządzącego - uodpornieniu go na
ataki z zewnątrz i mobilizacji elektoratu wokół obrony Polski przed wrogiem
zewnętrznym i spiskującą z nim opozycją.
Anonimowy bloger MaSZ z salonu24 tak zachęca do szermowania
słowami „antypolonizm” i „Polokaust”; „Używajmy tych terminów także do celów
czysto politycznych dla dobra kraju. Jeśli dusze pomordowanych na nas patrzą,
bez wątpienia nie byliby oni przeciw”.
Niemal każdą wizerunkową katastrofę w relacjach z innymi
państwami można przecież usprawiedliwić antypolonizmem. To nie my jesteśmy
winni, winni są inni; atakowali nas w przeszłości i atakują teraz, nie mogąc
ścierpieć przejawów naszej suwerenności.
Z tego punktu widzenia styczniowa nowelizacja ustawy o IPN,
która przewiduje karę więzienia dla tych, którzy „wbrew faktom” przypisują
narodowi polskiemu współudział w Holokauście, nie jest obrażającym rozum bublem
prawnym, lecz narzędziem przywracania sprawiedliwości i zerwaniem z uprawianą
w III RP „pedagogiką wstydu”.
W pisowskiej polityce historycznej
nie ma miejsca na Jedwabne (nie przypadkiem minister edukacji Anna Zalewska w
rozmowie z Moniką Olejnik nie była w stanie przyznać, że to Polacy byli
sprawcami masakry), na inne pogromy, na współpracę granatowej policji z
Niemcami; można ewentualnie mówić o garstce
szmalcowników, marginesie społecznym itp.
Naród jako całość wyszedł natomiast z okupacji bez skazy - Żegota,
Sprawiedliwi, konspiracja itd. Historyk z IPN Grzegorz Panfil (skądinąd
specjalista od średniowiecznej heraldyki, a nie drugiej wojny) pisał w dodatku
edukacyjnym „Gazety Polskiej”, że „Spontaniczna, chrześcijańska i sąsiedzka
pomoc udzielana Żydom była powszechna”.
Ustawa chroniąca taką wizję historii Polski wzbudziła
protesty w Izraelu i USA, nierzadko zresztą
równie niemądre jak te przepisy; reakcją na radykalizm jest radykalizm. Dla
PiS wszystkie wypowiedzi o „polskich obozach śmierci” były zresztą
paradoksalnie korzystne, bo przyćmiły racjonalne głosy sprzeciwu wobec ustawy;
a wszystkie razem zostały wrzucone do worka z napisem antypolonizm. „Mamy
rację, nie boimy się o tym mówić i dlatego jesteśmy wściekle i
niesprawiedliwie atakowani” - o ileż to piękniej i godniej brzmi niż „przyjęliśmy
głupią ustawę i wystawiliśmy Się na pośmiewisko”.
Ale pod antypolonizm z łatwością można przecież podciągnąć
także działania Komisji Europejskiej przeciw polskiemu rządowi za zmiany w sądownictwie
czy zbiorczo całą zachodnią krytykę władzy PiS. Unijną twarzą antypolonizmu
stał się bez dwóch zdań holenderski wiceszef Komisji Frans Timmermans. Gdy w 2017 r. „Gazeta Wyborcza” (skądinąd też oczywiście
antypolska) przyznała mu tytuł Człowieka Roku, felietonista „Gazety Polskiej”
Witold Gadowski komentował, że „Przyznano nagrodę wrogowi Polski” i „Antypolacy
się fetują”. Idealnym „antypolakiem” jest rzecz jasna George Soros, bo nie dość, że promuje „społeczeństwo otwarte”, to
jeszcze jest bogaty i ma żydowskie pochodzenie.
Autorzy posługujący się pojęciem antypolonizmu Stawiają
przy tym znak równości między „postawą wrogości wobec Polaków” a „wrogością
wobec polskiego rządu”. Wytykanie niemądrej ustawy o IPN czy procedura
sankcyjna za naruszenie zasad praworządności stają się działaniami po prostu
antypolskimi, wynikającymi z zadawnionej niechęci wobec Polski i Polaków. Dzięki
temu z antypolonizmu można zrobić młot na opozycję. PO czy Nowoczesna,
przyłączając się do zagranicznej krytyki polskich władz, dopuszczają się zatem
zdrady państwa jako takiego; stąd epitety typu „targowica”. Opozycja przestaje
być reprezentantem narodu, a staje się rzecznikiem
sił antypolskich.
Warto zauważyć, że Grzegorz Schetyna w jakiejś mierze
poddaje się temu szantażowi ze strony PiS: PO wstrzymała się od głosu, gdy
Sejm przyjmował ustawę o IPN, a linia
Platformy w sprawie procedury sankcyjnej jest niekonsekwentna.
Za wrogów polskości prawica uznaje także artystów, którzy
prezentują wizję historii niezgodną z obowiązującą polityką historyczną. Pod
ostrzałem znaleźli się pisarka Olga Tokarczuk (za stwierdzenie, że Polacy
mordowali Żydów) czy reżyserzy Władysław Pasikowski (za „Pokłosie”, film nawiązujący
do pogromu w Jedwabnem) i Paweł Pawlikowski (za „Idę”, oscarowy film z
wątkiem Polaka zabijającego żydowską rodzinę w czasie okupacji).
Z domniemanego istnienia antypolonizmu rządzący wywodzą
poza tym szczególny status Polski i Polaków jako narodu ofiar. Skoro nasze
cierpienie było równe cierpieniu Żydów i skoro dziś nadal jesteśmy atakowani,
to należą nam się szczególne prawa - w szczególności możemy żądać reparacji
wojennych od Niemiec. Przy okazji walki z anty- polonizmem pożywić się mogą także
liczni krewni i znajomi królika, ulokowani choćby w dysponującej wielomilionowym
budżetem Polskiej Fundacji Narodowej.
Popularność antypolonizmu chyba nieprzypadkowo zbiega się
przy tym z zejściem na drugi plan mitu smoleńskiego i osłabieniem w PiS
Antoniego Macierewicza. Antypolonizm zapewnia wszystko to, co teorie o zamachu
na Lecha Kaczyńskiego - polskie cierpienie, potężnych wrogów, spiskującą opozycję
- a jest nieporównanie bardziej uniwersalny i
zdecydowanie mniej zużyty. No i nie łączy się personalnie z Macierewiczem,
którego kolejne raporty mają coraz mniej zwolenników nawet w samym PiS.
Jeśli ideologom PiS uda się zaszczepić zwolennikom tej
partii przekonanie o istnieniu antypolonizmu,
to może on stać się paliwem wyborczym na lata. Z mitem trudno walczyć,
zwłaszcza że podtrzymywać może go dowolne w zasadzie wydarzenie. Dowodem jest
histeria po próbie przeniesienia przez burmistrza Jersey City - niewielkiego
miasta pod Nowym Jorkiem - pomnika katyńskiego. W marginalną sprawę zaangażowało
się państwo polskie i prawicowe media, łącznie
z telewizją publiczną. Steven Fulop - tak nazywa się burmistrz
Jersey City - z miejsca stał się szwarccharakterem polskiej prawicy. „Sieci”
przypomniały jego żydowskie pochodzenie i nazwały go „pupilem amerykańskiej
lewicy i środowisk LGBT”. A Sakiewicz analizował: „Zachowanie burmistrza nie jest
więc tylko wściekłym antypolskim gestem, ale być może przemyślaną zagrywką
polityczną”.
Opozycja nie dysponuje żadnym porównywalnie silnym
kontrmitem. Nie umie czy nie chce podsycać tego typu emocji; poparcie dla Unii
Europejskiej jest w Polsce wysokie, ale raczej letnie.
Igranie z ogniem
Podgrzewanie nastrojów społecznych
wokół rzekomej fali antypolonizmu na świecie może mieć fatalne konsekwencje,
nie tylko dla relacji polsko-żydowskich. Publicysta „Do Rzeczy” Rafał
Ziemkiewicz piszący o Żydach - przeciwnikach ustawy o IPN - per „parchy” nie
został wyrzucony z redakcji; z pracy odszedł zaś wicenaczelny Andrzej Horubała,
który przeciw temu określeniu chciał zaprotestować. Antysemityzmu wystrzegają
się autorzy „Gazety Polskiej” czy „Sieci” ale ich przestrogi przed żądaniami
odszkodowań od spadkobierców żydowskich ofiar wojny budzą antysemickie demony
na forach internetowych.
Trudno też nie zauważyć, że karmiący się antypolonizmem
autorzy większość wrogów widzą na Zachodzie, Rosja występuje rzadziej i nie
jest tak piętnowana jak „lewactwo” czy „euro biurokraci”. „Antypolonizm”
Zachodu wydaje się dla PiS bardziej politycznie przydatny, bo paradoksalnie to
z Zachodem, a nie Rosją PiS toczy kulturową i ustrojową wojnę. A przekonywanie
Polaków, że w Unii gnieżdżą się głównie wrogowie Polski, któregoś dnia może się
skończyć bardzo nieszczęśliwie.
Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz