Najczęściej karany
poseł w Sejmie. Mówią o nim „młody”, choć polityką zajmuje się już ponad 20
lat. Teraz Sławomir Nitras chce zostać prezydentem Szczecina
Aleksandra Pawlicka
Dlaczego
w PiS tak pana nie lubią? - pytam Sławomira Nitrasa. - Bo jestem wyszczekany i
nie potrafią mi zamknąć ust - odpowiada. - Wielokrotnie widziałem Jarosława
Kaczyńskiego nakazującego mimiką twarzy, aby prowadzący obrady marszałek
odebrał mi głos. Oni sobie ze mną nie radzą na poziomie merytorycznym, więc próbują
mnie złamać i zniechęcić karami.
ZAKŁADAM SIATKĘ, WIĘC
DOSTAJĘ W TWARZ
Nitras został właśnie po raz czwarty w tej kadencji Sejmu
ukarany obcięciem pensji. Za pierwszym razem była to jedna czwarta dochodów,
trzy następne kary oznaczały utratę połowy wypłaty przez trzy miesiące - w
sumie dostaje okrojone poselskie wynagrodzenie już prawie rok.
- Żona nie ma pretensji? Nie mówi: „Sławek, daj sobie spokój, szkoda
kasy”?
- Żona mnie wspiera, dobrze mnie zna i w trudnych chwilach jest
szczególnie dzielna - mów! poseł.
Ostatnia kara dotyczyła zachowania Nitrasa w czasie wystąpienia premiera
Morawieckiego podczas debaty nad wotum nieufności dla wicepremier Szydło i
minister Rafalskiej. Marszałek Kuchciński uznał, że Nitras „przerywał pokrzykiwaniami”
39 razy. Stenogram odnotował 32 komentarze Nitrasa wśród blisko 140, które
padły wtedy z sali. Potem Kuchciński napisał na Twitterze: „Nie mam ochoty
karać” i obciął posłowi wypłatę. „Żartowniś, normalnie filut” - ripostował
Nitras.
- Czy marszałek Kuchciński stosuje podwójne standardy? - pytam. Przecież
posłowie PiS też komentują z ław poselskich wystąpienia polityków opozycji.
Dominik Tarczyński krzyczał niedawno: „Jawohl!”, Krystyna Pawłowicz: „Jazda
stamtąd!”, „Won!” „Wynocha!”.
- Podwójne standardy? To bezsporne. Ale nie to jest najważniejsze,
kluczowy jest cel. Oni chcą nas za wszelką cenę uciszyć. Chcą, żeby Sejm
wyglądał jak rzeczywistość w TVP Info - odpowiada Nitras.
Dotykają go nie tylko kary finansowe. Wicemarszałek Ryszard Terlecki
odmówił mu zgody na wyjazd na wybory do Turcji z delegacją posłów i senatorów
do Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Wcześniej pozbawił go funkcji szefa tej
delegacji, co było karą za udział Nitrasa w okupacji Sejmu w grudniu 2016 r.,
gdy posłowie bronili wolności mediów. Nitras był wówczas liderem
protestujących, nagrywał komórką relacje z oblężonego Sejmu i wrzucał je do
internetu.- Przypomina mi to sytuację ze szkoły średniej, gdy jako uczeń
pierwszej klasy„założyłem siatkę”, czyli wpuściłem piłkę między nogi chłopakowi
z klasy czwartej. Dostałem wtedy od niego w twarz, a kiedy wyraziłem
zdziwienie, bo zawsze dobrze grałem w piłkę, dostałem jeszcze raz. Dokładnie
tak samo zachowują się dziś Kuchciński czy Terlecki. Jeśli nie potrafią
zmierzyć się na argumenty, to swoich racji dochodzą siłą. Taką podwórkową
metodą.
Gdy niedawno trwała debata o wycince Puszczy Białowieskiej, Nitras w
czasie obrad Sejmu próbował wręczyć Kaczyńskiemu worek trocin. „To symbol waszych
rządów” - mówił. W trakcie debaty o obniżce
pensji parlamentarzystów pytał, czy żądający od innych skromnego życia prezes
PiS czeka jak inni obywatele w kolejce do lekarza: „Do ortopedy średnio 235
dni, a ile pan Kaczyński czekał na wizytę?”.
- Dlaczego mam odpuszczać? Nie wybrali mnie pan Kuchciński czy
Terlecki. Ostatnio pan taksówkarz powiedział: „Jak się pan da złamać, to będę
bardzo zawiedziony”, a pani sprzedawczyni w sklepie, w którym kupowałem spodnie
dla córki: „Żeby tak wszyscy posłowie byli jak pan”. „Co pani ma na myśli?” - zapytałem.
„Jak pan coś robi, to widać, że panu na tym zależy”. I to był największy
komplement, jaki usłyszałem jako polityk - twierdzi Nitras.
W samej partii mówią o nim „wulkan”. „Szybciej mówi, niż myśli”.
„Niecierpliwość to jego drugie imię”. „Sławek może wiele osiągnąć, tylko musi
trochę zeszlifować te kanciaste rogi”. „On nie znosi przegrywać”.
Bartosz Arłukowicz, który jest partyjnym kolegą, ale i konkurentem
Nitrasa w Szczecinie, nazywa ich relacje „burzliwym związkiem”: - Szczecin to
wylęgarnia twardych zawodników. Gdy spotykamy się ze Sławkiem w kampanii
wyborczej na debatach, w których biorą udział także Joachim Brudziński z PiS
czy Grzegorz Napieralski z lewicy, to letnia woda nigdy się nie leje.
GLANY, PIENIĄDZE I
POLITYKA
Nitras twierdzi, że polityką interesował się od
zawsze. - Pierwszy, świadomy bunt wobec zgniłego, dogorywającego PRL
przyszedł, gdy miałem 15 lat. Kiedy mogłem zapisać się do partii, byłem z tego
strasznie dumny - wspomina. Zapisał się do Unii Polityki Realnej.
- Co fascynowało pana w Januszu Korwin- Mikkem?
- To samo, co dziś młodych idących do Korwina albo Kukiza.
Antysystemowość.
W liceum był punkiem. Nosił glany i sterczące na głowie włosy Glany
pewnej nocy zabrali mu skinheadzi. Włosy sam sobie obciął na lekcji
angielskiego na znak protestu przeciwko nauczycielce, o której wszyscy
wiedzieli, że pracuje dla SB. Wyjął nożyczki i powoli obcinał pasmo po paśmie.
Po maturze wybrał politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Proponowano
mu asystenturę, ale musiał utrzymać rodzinę, więc po obronie pracy magisterskiej
poszedł do pracy w urzędzie wojewódzkim. Dostał posadę dyrektora. I miejsce w
zarządzie Kopalni Surowców Mineralnych Kruszywa Koszalin. Szybko się
zorientował, że budowlanka to żyła złota. Założył własną firmę. - Żona do dziś
nie może mi wybaczyć, że po trzech latach wróciłem do polityki. Ale tak już
jest, dla jednych celem w życiu jest zarabianie pieniędzy, dla innych działalność
publiczna - mówi.
Nitras trafił do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Pierwszym mentorem
w nowej partii był Aleksander Hall.
- Zaczytywałam się w tym, co pisze. Jeśli ktoś zapoczątkował u mnie
proces myślenia o polityce jako sposobie wpływania na rzeczywistość, to
właśnie Hall - mówi dziś Nitras.
Drugim mentorem okazał się Jan Rokita. - Pamiętam, jak zobaczyłam go w
telewizji przemawiającego w Sejmie z taką swadą, zadziornością, że pomyślałem:
„Ten gość w czarnym golfie mnie reprezentuje”. Pojechałem na jego spotkanie
wyborcze. Ktoś mnie przedstawił. Rokita najpierw kompletnie mnie zlekceważył, a
potem byłem jego najbliższym współpracownikiem.
Razem z Rokitą przeszedł w 2001 roku do powstającej Platformy
Obywatelskiej.
Z jej list w 2005 roku zdobył
mandat posła. Dwa lata później w przedterminowych wyborach uzyskał najlepszy
wynik w swoim okręgu - prawie 66 tysięcy głosów. W międzyczasie dał się poznać
jako polityczny killer.
O TYM, ŻE W POLITYCE CEL NIE UŚWIĘCA ŚRODKÓW
W kampanii samorządowej w 2006 r. Nitras wypromował na
kandydata partii na prezydenta
w Szczecinie swego dawnego kolegę z urzędu wojewódzkiego Piotra Krzystka, a
potem uruchomił szukanie haków na jego rywalkę z PiS.
„Był
tydzień do wyborów i wiedzieliśmy, że mamy jeden słaby punkt - opowiadał w
wywiadzie. - Kontrowersję wokół mieszkania komunalnego, które zostało przyznane
Krzystkowi. Wyciągnęło to PiS. Ich kandydatką była Teresa Lubińska [była
minister finansów w rządzie PiS - red.]. Było tylko kilka godzin, żeby im
»oddać«. Posadziłem kilka osób przed komputerem i kazałem szukać. No i znaleźliśmy: sprawę umorzenia przez Ministerstwo Finansów
długów pewnego działacza Samoobrony. Gdy oskarżyłem o to Lubińską,
wiedziałem, że to nie ona podejmowała decyzję i że potem pewnie będę musiał
przepraszać. Ale efekt został osiągnięty”.
Nitras przegrał proces z Lubińską. Platforma wygrała wybory na prezydenta
Szczecina.
Ale dziś Nitras żałuje tamtej decyzji: - Opowiedziałem
o wszystkim publicznie, bo chciałem przyznać się do błędu i powiedzieć, że tak
robić nie wolno. Wybrałem jednak złego spowiednika, redaktor Lichocka umówiła
się ze mną na wywiad, po czym opublikowała zmanipulowany tekst z trzema
wyjętymi z kontekstu wypowiedziami.
- Czy w polityce cel uświęca środki? - dopytuję.
- Nie, w żadnym wypadku. Na szczęście - odpowiada.
W kolejnych wyborach Piotr Krzystek odwrócił się od PO i związał z
PiS. W tych, które wkrótce rozstrzygną, kto będzie prezydentem Szczecina,
rywalem Krzystka będzie Nitras.
WSZYSTKIE DECYZJE W
JEDNYM DŁUGOPISIE
„Szczecin potrzebuje lidera rozpoznawalnego, z silnym charakterem” - przekonuje
Nitras na spotkaniach z wyborcami. W Szczecinie są już billboardy, a on sam
sprząta chodniki maszyną do czyszczenia ulic. Wynajmuje ją za 250 zł dziennie,
w zamian może umieścić na maszynie hasło: „Wspólnie. Nitras. Szczecin. Pomoc”.
- Po co panu ten Szczecin? - pytam.
- Wiem, że koledzy mówią o polityce samorządowej, że to przepychanie
rur i naprawianie dziur w chodnikach, ale ja jestem innego zdania. To właśnie
tu, w obecnym Sejmie, mam poczucie jałowości- Ja lubię wstać rano i mieć plan,
a gdy uda się go zrealizować, mieć poczucie satysfakcji - opowiada.
A gdy się nie uda, idzie wieczorem na siłownię i daje sobie wycisk.
- Sławek ma w sobie dobrze pojęty upór. Jeśli wie, że ma rację, będzie
się o nią bić do końca. Jest zdeterminowany i lubi szybko widzieć efekty
swojej pracy - mówi Ewa Kopacz, która w poprzedniej kadencji wyratowała
Nitrasa z politycznego niebytu.
Po katastrofie smoleńskiej, w której zginął regionalny lider PO
Sebastian Karpiniuk, rozpoczęła się w partii walka o przywództwo. Nitras, od
2003 r. szef PO w Szczecinie, liczył, że zostanie zachodniopomorskim baronem,
ale przegrał z głównym zausznikiem Schetyny, Stanisławem Gawłowskim. Gdy zbliżały
się wybory w 2014 r., zaczęła się prawdziwa wojna. Nitras oskarżył Gawłowskiego
o „pompowanie kół” fikcyjnymi działaczami i napisał w tej sprawie list do
Tuska. Gawłowski złożył wniosek o wykluczenie
Nitrasa z partii. W efekcie dla Nitrasa zabrakło miejsca na listach i do
europarlamentu, i w wyborach do samorządu w 2014 roku.
- To był moment, gdy chciałem odejść z polityki - przyznaje w rozmowie z
„Newsweekiem”. - Wprawdzie Pali- kot proponował mi start ze swoich list i Gowin
odwiedzał mnie w domu w tym samym celu, ale uczciwie obu powiedziałem, że nie
zamierzam zmieniać partii. Zacząłem starania o pracę w zagranicznym konsorcjum
i po trzech miesiącach dostałem kontrakt. Wracałem z nim do domu, gdy
zadzwoniła do mnie nowa premier Ewa Kopacz i zapytała, kiedy mogę przyjechać -
opowiada.
Kopacz zaproponowała Nitrasowi stanowisko głównego doradcy w gabinecie
premiera. Nie wahał się ani chwili: - Wiedziałem,
że taka propozycja drugi raz może się nie trafić. Spędziłem rok w gabinecie, w
którym zapadały najważniejsze decyzje dla mojego kraju.
- Stworzyli z Czarkiem Tomczykiem i Michałem Kamińskim trio, które nie
pozwalało mi zwątpić, ładowało każdego dnia akumulatory dobrą energią - opowiada
Ewa Kopacz.
Ostatnim wspólnym zadaniem była kampania wyborcza 2015 r. PO przegrała.
- Miał pan syndrom odstawienia od władzy? - pytam Nitrasa.
- W jakimś sensie tak. Po takiej dawce adrenaliny, jaką daje praca dla
premiera, przejście na wolne obroty opozycji może być frustrujące - przyznaje
Nitras. W PO zaczął się okres powyborczych rozliczeń.
Stery partii przejął Schetyna,
Kopacz została zmarginalizowana, Nitras zrozumiał, że musi o swoją przyszłość
zadbać sam. Zorganizował grupę, którą okrzyknięto „młodymi mikami Platformy”.
- Grzegorz Schetyna zdawał sobie sprawę, że możemy rozsadzać partię od
środka albo konstruować ją na nowo pod jego przywództwem, w zamian za udział w
podejmowaniu decyzji. Ja naprawdę najbardziej lubię scenariusze pozytywne - zapewnia
Nitras. Jemu najbardziej zależało na tym, by zostać kandydatem na prezydenta
Szczecina. - Sławek wie, że w Warszawie jest jednym z wielu. Wiecznym
„młodym”, którego zadaniem jest kąsanie politycznych przeciwników - mówi
partyjny kolega. - A w Szczecinie wszystkie decyzje są w jednym długopisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz