wtorek, 19 czerwca 2018

Wyszczekany



Najczęściej karany poseł w Sejmie. Mówią o nim „młody”, choć polityką zajmuje się już ponad 20 lat. Teraz Sławomir Nitras chce zostać prezydentem Szczecina

Aleksandra Pawlicka

Dlaczego w PiS tak pana nie lubią? - pytam Sławomira Nitrasa. - Bo jestem wy­szczekany i nie potrafią mi zamknąć ust - odpowia­da. - Wielokrotnie widziałem Jarosła­wa Kaczyńskiego nakazującego mimiką twarzy, aby prowadzący obrady marsza­łek odebrał mi głos. Oni sobie ze mną nie radzą na poziomie merytorycznym, więc próbują mnie złamać i zniechęcić karami.

ZAKŁADAM SIATKĘ, WIĘC DOSTAJĘ W TWARZ
Nitras został właśnie po raz czwarty w tej kadencji Sejmu ukarany obcięciem pensji. Za pierwszym razem była to jed­na czwarta dochodów, trzy następne kary oznaczały utratę połowy wypłaty przez trzy miesiące - w sumie dostaje okrojone poselskie wynagrodzenie już prawie rok.
   - Żona nie ma pretensji? Nie mówi: „Sławek, daj sobie spokój, szkoda kasy”?
   - Żona mnie wspiera, dobrze mnie zna i w trudnych chwilach jest szczególnie dzielna - mów! poseł.
   Ostatnia kara dotyczyła zachowania Nitrasa w czasie wystąpienia premiera Morawieckiego podczas debaty nad wo­tum nieufności dla wicepremier Szydło i minister Rafalskiej. Marszałek Kuchciń­ski uznał, że Nitras „przerywał pokrzyki­waniami” 39 razy. Stenogram odnotował 32 komentarze Nitrasa wśród blisko 140, które padły wtedy z sali. Potem Kuchciński napisał na Twitterze: „Nie mam ochoty karać” i obciął posłowi wypłatę. „Żartowniś, normalnie filut” - ripostował Nitras.
   - Czy marszałek Kuchciński stosuje podwójne standardy? - pytam. Przecież posłowie PiS też komentują z ław posel­skich wystąpienia polityków opozycji. Dominik Tarczyński krzyczał niedawno: „Jawohl!”, Krystyna Pawłowicz: „Jazda stamtąd!”, „Won!” „Wynocha!”.
   - Podwójne standardy? To bezsporne. Ale nie to jest najważniejsze, kluczowy jest cel. Oni chcą nas za wszelką cenę uciszyć. Chcą, żeby Sejm wyglądał jak rzeczywi­stość w TVP Info - odpowiada Nitras.
   Dotykają go nie tylko kary finansowe. Wicemarszałek Ryszard Terlecki odmó­wił mu zgody na wyjazd na wybory do Turcji z delegacją posłów i senatorów do Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Wcześniej pozbawił go funkcji szefa tej delegacji, co było karą za udział Nitrasa w okupacji Sejmu w grudniu 2016 r., gdy posłowie bronili wolności mediów. Ni­tras był wówczas liderem protestujących, nagrywał komórką relacje z oblężonego Sejmu i wrzucał je do internetu.- Przy­pomina mi to sytuację ze szkoły średniej, gdy jako uczeń pierwszej klasy„założyłem siatkę”, czyli wpuściłem piłkę między nogi chłopakowi z klasy czwartej. Dostałem wtedy od niego w twarz, a kiedy wyrazi­łem zdziwienie, bo zawsze dobrze grałem w piłkę, dostałem jeszcze raz. Dokładnie tak samo zachowują się dziś Kuchciński czy Terlecki. Jeśli nie potrafią zmierzyć się na argumenty, to swoich racji docho­dzą siłą. Taką podwórkową metodą.
   Gdy niedawno trwała debata o wycin­ce Puszczy Białowieskiej, Nitras w czasie obrad Sejmu próbował wręczyć Kaczyń­skiemu worek trocin. „To symbol wa­szych rządów” - mówił. W trakcie debaty o obniżce pensji parlamentarzystów py­tał, czy żądający od innych skromnego życia prezes PiS czeka jak inni obywa­tele w kolejce do lekarza: „Do ortope­dy średnio 235 dni, a ile pan Kaczyński czekał na wizytę?”.
   Kaczyński nazywa Nitrasa „człowie­kiem ekscesem”.
   - Dlaczego mam odpuszczać? Nie wy­brali mnie pan Kuchciński czy Terlecki. Ostatnio pan taksówkarz powiedział: „Jak się pan da złamać, to będę bardzo zawiedziony”, a pani sprzedawczyni w sklepie, w którym kupowałem spod­nie dla córki: „Żeby tak wszyscy posło­wie byli jak pan”. „Co pani ma na myśli?” - zapytałem. „Jak pan coś robi, to widać, że panu na tym zależy”. I to był najwięk­szy komplement, jaki usłyszałem jako polityk - twierdzi Nitras.
   W samej partii mówią o nim „wulkan”. „Szybciej mówi, niż myśli”. „Niecierpli­wość to jego drugie imię”. „Sławek może wiele osiągnąć, tylko musi trochę zeszlifować te kanciaste rogi”. „On nie znosi przegrywać”.
   Bartosz Arłukowicz, który jest partyj­nym kolegą, ale i konkurentem Nitrasa w Szczecinie, nazywa ich relacje „burz­liwym związkiem”: - Szczecin to wy­lęgarnia twardych zawodników. Gdy spotykamy się ze Sławkiem w kampanii wyborczej na debatach, w których bio­rą udział także Joachim Brudziński z PiS czy Grzegorz Napieralski z lewicy, to letnia woda nigdy się nie leje.
 
GLANY, PIENIĄDZE I POLITYKA
Nitras twierdzi, że polityką intere­sował się od zawsze. - Pierwszy, świado­my bunt wobec zgniłego, dogorywającego PRL przyszedł, gdy miałem 15 lat. Kiedy mogłem zapisać się do partii, byłem z tego strasznie dumny - wspomina. Zapisał się do Unii Polityki Realnej.
   - Co fascynowało pana w Januszu Korwin- Mikkem?
   - To samo, co dziś młodych idących do Korwina albo Kukiza. Antysystemowość.
   W liceum był punkiem. Nosił glany i sterczące na głowie włosy Glany pewnej nocy zabrali mu skinheadzi. Włosy sam sobie obciął na lekcji angielskiego na znak protestu przeciwko nauczycielce, o któ­rej wszyscy wiedzieli, że pracuje dla SB. Wyjął nożyczki i powoli obcinał pasmo po paśmie.
   Po maturze wybrał politologię na Uni­wersytecie Szczecińskim. Proponowa­no mu asystenturę, ale musiał utrzymać rodzinę, więc po obronie pracy magi­sterskiej poszedł do pracy w urzędzie wo­jewódzkim. Dostał posadę dyrektora. I miejsce w zarządzie Kopalni Surowców Mineralnych Kruszywa Koszalin. Szyb­ko się zorientował, że budowlanka to żyła złota. Założył własną firmę. - Żona do dziś nie może mi wybaczyć, że po trzech latach wróciłem do polityki. Ale tak już jest, dla jednych celem w życiu jest zara­bianie pieniędzy, dla innych działalność publiczna - mówi.
   Nitras trafił do Stronnictwa Konser­watywno-Ludowego. Pierwszym mento­rem w nowej partii był Aleksander Hall.
   - Zaczytywałam się w tym, co pisze. Je­śli ktoś zapoczątkował u mnie proces my­ślenia o polityce jako sposobie wpływania na rzeczywistość, to właśnie Hall - mówi dziś Nitras.
   Drugim mentorem okazał się Jan Ro­kita. - Pamiętam, jak zobaczyłam go w te­lewizji przemawiającego w Sejmie z taką swadą, zadziornością, że pomyślałem: „Ten gość w czarnym golfie mnie reprezentuje”. Pojechałem na jego spotkanie wyborcze. Ktoś mnie przedstawił. Rokita najpierw kompletnie mnie zlekceważył, a potem by­łem jego najbliższym współpracownikiem.
   Razem z Rokitą przeszedł w 2001 roku do powstającej Platformy Obywatelskiej.
Z jej list w 2005 roku zdobył mandat po­sła. Dwa lata później w przedtermino­wych wyborach uzyskał najlepszy wynik w swoim okręgu - prawie 66 tysięcy gło­sów. W międzyczasie dał się poznać jako polityczny killer.

O TYM, ŻE W POLITYCE CEL NIE UŚWIĘCA ŚRODKÓW
W kampanii samorządowej w 2006 r. Nitras wypromował na kandydata partii na prezydenta w Szczecinie swego dawnego kolegę z urzędu woje­wódzkiego Piotra Krzystka, a potem uruchomił szukanie haków na jego rywalkę z PiS.
    „Był tydzień do wyborów i wiedzieli­śmy, że mamy jeden słaby punkt - opo­wiadał w wywiadzie. - Kontrowersję wokół mieszkania komunalnego, które zostało przyznane Krzystkowi. Wyciąg­nęło to PiS. Ich kandydatką była Teresa Lubińska [była minister finansów w rzą­dzie PiS - red.]. Było tylko kilka godzin, żeby im »oddać«. Posadziłem kilka osób przed komputerem i kazałem szukać. No i znaleźliśmy: sprawę umorzenia przez Ministerstwo Finansów długów pew­nego działacza Samoobrony. Gdy oskar­żyłem o to Lubińską, wiedziałem, że to nie ona podejmowała decyzję i że potem pewnie będę musiał przepraszać. Ale efekt został osiągnięty”.
   Nitras przegrał proces z Lubińską. Platforma wygrała wybory na prezyden­ta Szczecina.
   Ale dziś Nitras żałuje tamtej decyzji: - Opowiedziałem o wszystkim publicz­nie, bo chciałem przyznać się do błędu i powiedzieć, że tak robić nie wolno. Wy­brałem jednak złego spowiednika, re­daktor Lichocka umówiła się ze mną na wywiad, po czym opublikowała zma­nipulowany tekst z trzema wyjętymi z kontekstu wypowiedziami.
   - Czy w polityce cel uświęca środki? - dopytuję.
   - Nie, w żadnym wypadku. Na szczęś­cie - odpowiada.
   W kolejnych wyborach Piotr Krzystek odwrócił się od PO i związał z PiS. W tych, które wkrótce rozstrzygną, kto będzie prezydentem Szczecina, rywalem Krzystka będzie Nitras.

WSZYSTKIE DECYZJE W JEDNYM DŁUGOPISIE
„Szczecin potrzebuje lidera rozpoznawalnego, z silnym charak­terem” - przekonuje Nitras na spotka­niach z wyborcami. W Szczecinie są już billboardy, a on sam sprząta chodniki maszyną do czyszczenia ulic. Wynajmu­je ją za 250 zł dziennie, w zamian może umieścić na maszynie hasło: „Wspólnie. Nitras. Szczecin. Pomoc”.
   - Po co panu ten Szczecin? - pytam.
   - Wiem, że koledzy mówią o polity­ce samorządowej, że to przepychanie rur i naprawianie dziur w chodnikach, ale ja jestem innego zdania. To właś­nie tu, w obecnym Sejmie, mam poczu­cie jałowości- Ja lubię wstać rano i mieć plan, a gdy uda się go zrealizować, mieć poczucie satysfakcji - opowiada.
   A gdy się nie uda, idzie wieczorem na siłownię i daje sobie wycisk.
   - Sławek ma w sobie dobrze pojęty upór. Jeśli wie, że ma rację, będzie się o nią bić do końca. Jest zdeterminowany i lubi szyb­ko widzieć efekty swojej pracy - mówi Ewa Kopacz, która w poprzedniej kadencji wy­ratowała Nitrasa z politycznego niebytu.
   Po katastrofie smoleńskiej, w któ­rej zginął regionalny lider PO Sebastian Karpiniuk, rozpoczęła się w partii wal­ka o przywództwo. Nitras, od 2003 r. szef PO w Szczecinie, liczył, że zostanie za­chodniopomorskim baronem, ale prze­grał z głównym zausznikiem Schetyny, Stanisławem Gawłowskim. Gdy zbli­żały się wybory w 2014 r., zaczęła się prawdziwa wojna. Nitras oskarżył Ga­włowskiego o „pompowanie kół” fikcyj­nymi działaczami i napisał w tej sprawie list do Tuska. Gawłowski złożył wniosek o wykluczenie Nitrasa z partii. W efek­cie dla Nitrasa zabrakło miejsca na li­stach i do europarlamentu, i w wyborach do samorządu w 2014 roku.
   - To był moment, gdy chciałem odejść z polityki - przyznaje w rozmowie z „Newsweekiem”. - Wprawdzie Pali- kot proponował mi start ze swoich list i Gowin odwiedzał mnie w domu w tym samym celu, ale uczciwie obu powiedzia­łem, że nie zamierzam zmieniać partii. Zacząłem starania o pracę w zagranicz­nym konsorcjum i po trzech miesiącach dostałem kontrakt. Wracałem z nim do domu, gdy zadzwoniła do mnie nowa premier Ewa Kopacz i zapytała, kiedy mogę przyjechać - opowiada.
   Kopacz zaproponowała Nitrasowi stanowisko głównego doradcy w gabi­necie premiera. Nie wahał się ani chwili: - Wiedziałem, że taka propozycja dru­gi raz może się nie trafić. Spędziłem rok w gabinecie, w którym zapadały najważ­niejsze decyzje dla mojego kraju.
   - Stworzyli z Czarkiem Tomczykiem i Michałem Kamińskim trio, które nie pozwalało mi zwątpić, ładowało każ­dego dnia akumulatory dobrą energią - opowiada Ewa Kopacz.
   Ostatnim wspólnym zadaniem była kampania wyborcza 2015 r. PO przegrała.
   - Miał pan syndrom odstawienia od władzy? - pytam Nitrasa.
   - W jakimś sensie tak. Po takiej dawce adrenaliny, jaką daje praca dla premiera, przejście na wolne obroty opozycji może być frustrujące - przyznaje Nitras. W PO zaczął się okres powyborczych rozliczeń.
Stery partii przejął Schetyna, Kopacz zo­stała zmarginalizowana, Nitras zrozu­miał, że musi o swoją przyszłość zadbać sam. Zorganizował grupę, którą okrzyk­nięto „młodymi mikami Platformy”.
   - Grzegorz Schetyna zdawał sobie spra­wę, że możemy rozsadzać partię od środ­ka albo konstruować ją na nowo pod jego przywództwem, w zamian za udział w podejmowaniu decyzji. Ja naprawdę najbardziej lubię scenariusze pozytywne - zapewnia Nitras. Jemu najbardziej za­leżało na tym, by zostać kandydatem na prezydenta Szczecina. - Sławek wie, że w Warszawie jest jednym z wielu. Wiecz­nym „młodym”, którego zadaniem jest ką­sanie politycznych przeciwników - mówi partyjny kolega. - A w Szczecinie wszyst­kie decyzje są w jednym długopisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz