Czy politycy opozycji
powinni przychodzić do zagarniętych przez PiS mediów, w których przedstawiani
są jako opozycja totalna i siła antyustrojowa, a nawet złodzieje i obrońcy
zboczeń, czerpiący zyski z nierządu?
Spór
wybuchł po tym. jak dziennikarz TVP Info Michał Rachoń w prowadzonym
przez siebie programie brutalnie zaatakował siedzącego w areszcie wydobywczym
sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego. Odmówił jednocześnie
komentowania jakichkolwiek wydarzeń niewygodnych dla partii, która dała mu
pracę. Politycy opozycji - z PO, Nowoczesnej i PSL - solidarnie wyszli ze
studia, a potem ogłosili bojkot programów Rachonia.
Jarosławowi Kaczyńskiemu i Jackowi Kurskiemu zależy tylko na jednym -
aby media pomagały wyizolować „plemię PiS” od reszty społeczeństwa i zachować
nad nim pełną kontrolę. Zadaniem państwowej telewizji i radia nie jest zatem
informowanie czy przedstawianie różnych opinii, ale propaganda mówią
ca o sukcesach władzy, czarny PR
wycelowany w opozycję, a także ataki na ludzi niezaangażowanych w politykę
partyjną, ale w oczach prawicy uosabiających wrogie ideologie - pisarzy,
aktorów, przedsiębiorców, działaczy społecznych, postacie takie jak Janina
Ochojska czy Jerzy Owsiak.
Przejęte przez PiS media publiczne realizują w len sposób ważną
obietnicę wyborczą partii Kaczyńskiego, jaką było upokorzenie autentycznych
społecznych elit. Oglądanie, jak niszczony jest ktoś. kogo się nie lubi. jest
często ważniejsze niż poprawa własnej pozycji czy sytuacji życiowej. W każdym
razie do ludzi w ten sposób myślących adresuje się dziś Jarosław Kaczyński i
do tego są mu potrzebne „narodowe media”. Tak więc groteskowe „paski grozy” w TVP Info czy kompromitujące zachowania Rachonia.
Ziemkiewicza, Wolskiego,
Cejrowskiego na antenie państwowej telewizji i radia - to wszystko nie jest jakimś przypadkowym błędem przy
pracy, ale realizacją podstawowego politycznego celu obecnej władzy. A celem
tym jest zbudowanie w odbiorcy przekonania o absolutnej sile rządzących i
bezsilności „wrogów”.
Przy czym Wojciechowi Cejrowskiemu czy Rafałowi Ziemkiewiczowi pozwala
się nawet na krytykowanie niektórych działań Kaczyńskiego czy PiS (miękkość
wobec Żydów, zbyt mały zapał w utwardzaniu ustawy antyaborcyjnej), bo ich
autentyczna nienawiść i nieskrępowana pogarda wobec opozycji. KOD, Unii
Europejskiej i tak dalej ułatwia PiS odgrywanie roli umiarkowanego centrum
politycznego.
Tuż po kompromitacji, jaką nawet dla części prawicy było nazwanie
protestujących przeciw nowelizacji ustawy o I PN środowisk żydowskich
„głupimi, chciwymi parchami”, Ziemkiewicz zostaje zatem w państwowych mediach
nagrodzony. Będzie teraz - jako główny felietonista „Lata z Radiem” - dzielić
się z milionami Polaków swoimi przemyśleniami na temat opozycji czy stosunków
polsko-żydowskich.
CZEMU WŁAŚNIE TERAZ
Tyle że państwowa telewizja i radio są. jakie są,
już od ponad dwóch lat. Dlaczego więc opozycja zdecydowała się na bojkot
dopiero teraz?
Po pierwsze - zadecydował przypadek. Prowadzący pasma publicystyczne TVP Info Michał Rachoń jest wyjątkowo brutalny i dyspozycyjny -
nawet na tle innych pracowników pionu PiS-owskiej propagandy. Dostał posadę w
państwowych mediach nie z uwagi na jakiekolwiek dziennikarskie kwalifikacje,
ale dlatego, że wcześniej był rzecznikiem struktur PiS w Sopocie i już tam
zasłynął jako człowiek bez jakichkolwiek hamulców. Przekonanie o absolutnej
bezkarności musiało kogoś takiego prędzej czy później doprowadzić do
detonacji.
Po drugie - poszło o Stanisława Gawłowskiego. sekretarza generalnego
PO. Został on przez władzę zamknięty w areszcie wydobywczym, a teraz ma zostać
wizerunkowo zniszczony, tak to się robi z politykami opozycji w każdym
autorytarnym kraju. Wystarczy przypomnieć puszczane w PRL-owskiej telewizji
sfabrykowane rozmowy Wałęsy z bratem, które miały skompromitować w oczach
Polaków internowanego w stanie wojennym lidera NSZZ Solidarność. Nic dziwnego,
że Andrzej Halicki, który był w gronie wychodzących ze studia „Woronicza”
polityków opozycji, mówi:
- Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy
znów w PRL i puszcza się nam bezpośrednio z telewizyjnej reżyserki uzyskane z
podsłuchów materiały służb, które są częścią prowadzonego śledztwa i w
normalnym państwie nic mogłyby być upubliczniać, w dodatku w kompletnie zmanipulowanej
wersji.
Michał Rachoń staje się przekaźnikiem „do ludu” nie tylko stanowiska
rządzącej partii, ale także prokuratury i służb.
Podobnie w okresie pierwszych rządów PiS zatrudniona wówczas w TVP Anita Gargas
miała stały kontakt z Antonim Macierewiczem - wówczas wiceministrem MON i
zwierzchnikiem wojskowego kontrwywiadu, dysponującym materiałami tajnych
wojskowych służb. Współdziałała z nim w najważniejszych akcjach medialnych
niszczenia ludzi, których ówczesna władza uważała za wrogów.
Choć rozpala się dyskusja - podsycana przez propagandystów PiS. ale
podjęta też przez niektórych naiwnych „symetrystów” z mediów liberalnych - czy
opozycja robi dobrze, „rezygnując z szansy prezentowania Polakom swojego programu
w państwowej telewizji i radiu”, faktyczny bojkot jest zakrojony znacznie
skromniej. Jest za to akcją dobrze skoordynowaną - przynajmniej w gronie PO.
Nowoczesnej i PSL. Dziś dotyczy on wyłącznie Rachonia i prowadzonych przez
niego programów. W przyszłości może być powtórzony wobec programów innych
PiS-owskich dziennikarzy. Konieczność zerwania przez TVP Info ramówki i znacznego opóźnienia emisji kolejnego programu
Michała Rachonia była dowodem na to, że akcja może być skuteczna. Jak przyznaje
Malicki: - Do najważniejszych programów państwowej telewizji czy radia
politycy PiS i opozycji i tak są zapraszani w proporcji 30:1, więc nie mamy
wrażenia, że podejmujemy jakieś wyjątkowe ryzyko.
Najwięcej ryzykuje PSL, szczególnie w kontekście zbliżających się
wyborów samorządowych. Są bowiem wsie, małe miasteczka, całe obszary polskiej
prowincji, gdzie telewizja Jacka Kurskiego czy państwowe radio konkurują
wyłącznie z Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Nowoczesna i Platforma mają
elektorat w miastach, ich politycy są częściej niż ludowcy zapraszani do
mediów prywatnych. W dodatku ludowcy boją się. że PiS zacznie zapraszać do
mediów polityków PSL z frakcji konkurencyjnej wobec obecnego kierownictwa
partii - bardziej przestraszonych i skłonnych do podporządkowania się władzy.
To mogłoby grozić rozbiciem partii i dobieraniem sobie przez PiS bardziej
spolegliwych ludowców przy budowaniu koalicji w sejmikach po wyborach samorządowych.
Jednak mający silną pozycję w PSL Adam Struzik przed paroma tygodniami
jako pierwszy opuścił studio programu „Woronicza 17”. Został przy tej okazji
przez Rachonia obrażony osobiście, a dziś atakują go i mieszają z błotem
wszystkie PiS-owskie media. I to jego
nieprzejednane stanowisko przesądziło o tym. że PSL nadal utrzymuje wspólny front z Nowoczesną i
PO.
SOLIDARNOŚĆ I CYNIZM
Największym zagrożeniem jest brak solidarności ze strony innych polityków
i partii. W ostatnim - zbojkotowanym przez opozycję - programie „Woronicza 17” Michał Rachoń czekał ponad
pół godziny, aby do studia mógł „w zastępstwie” przyjechać polityk SLD Jerzy
Wenderlich. Gdy nawet wyborcy Sojuszu zaczęli za służalczość Wenderlicha
krytykować kierownictwo partii, szef SLD Włodzimierz Czarzasty zaatakował...
opozycję. Groził, że jeśli będzie krytykować jego medialną współpracę z PiS. to
storpeduje wspólny front opozycji w wyborach samorządowych.
Na razie „frakcja narodowa” w SLD chętnie przychodzi na miejsca oczyszczone
z opozycji bardziej liberalnej. Czasami kontaktować się z politykami Sojuszu
pomaga dawna kandydatka tego ugrupowania w wyborach prezydenckich Magdalena
Ogórek. Także przedstawiciele Partii Razem (podobnie jak Jan Spiewak z ruchów
miejskich) chętnie przyjmują zaproszenia do PiS-owskich mediów, bijąc tam jak
w bęben w „złych liberałów”.
Chętnie w roli opozycji promują się także - i są tak prezentowani przez
prowadzących - politycy Kukiz’15, narodowcy, ludzie Marka Jurka. W zbojkotowanym
przez opozycję programie „Woronicza 17”
można było zobaczyć optymalny z punktu widzenia władzy pejzaż nowego pluralizmu
w Polsce. Program prowadził nieformalny rzecznik
PiS Michał Rachoń, wśród gości
przedstawicieli PiS było dwóch (jeden z parlamentu. drugi z pałacu
prezydenckiego), a opozycję reprezentowało dwóch ludzi z partii Kukiza - w tym
jeden przetransferowany do koła poselskiego Kornela Morawieckiego. I wreszcie
Jerzy Wenderlich. który karnie przyłączył się do krytyki PO.
WARTO SIĘ POSTAWIĆ
Politycy i propagandyści rządzącej prawicy publicznie na razie cieszą się,
że „totalna opozycja wymiksowała się z mediów i w ogóle wyparuje z Polski”. W
ogóle to nie opozycja wzywa do totalnego bojkotu mediów państwowych, ale
PiS-owscy prezesi państwowego radia i telewizji „w akcie solidarności z
Rachoniem” wycofują zaproszenia dla
polityków PO. Nowoczesnej i PSL do
kolejnych programów publicystycznych.
Jak jednak przypomina poseł Adam Szłapka (koordynuje bojkot PiS-owskich
mediów ze strony Nowoczesnej):
- Już przy okazji najbliższych
wyborów do Polski przyjadą misje obserwacyjne UE, OBWE. Rady Europy. Zachowanie
państwowych mediów będzie jednym z ważnych kryteriów uznania wyborów za
uczciwe. A ono akurat zbliża państwo PiS do standardów putinowskiej Rosji.
gdzie użycie państwowych mediów przeciw' opozycji oficjalnie nazwano „środkami
administracyjnymi służącymi utrzymaniu władzy”.
Poseł Stefan Niesiołowski, który od dawna wzywa do bojkotu wszystkich
państwowych mediów przejętych przez PiS, przypomniał ostatnio w „Gazecie
Wyborczej”, że występowanie w stanie wojennym w mediach reżimowych nikomu nie
pomagało, raczej niszczyło wizerunek publiczny kolaborantów. Przy narastającej
temperaturze konfliktu dzisiaj podobnie zaczyna być w Polsce. Rzecznik PO Jan
Grabiec mówi „Newsweekowi”: - W badaniach CBOS już rok temu tylko 10 procent
wyborców Platformy uważało przejęte przez PiS telewizję i radio za źródło
informacji, przez ostatni rok ta liczba musiała spaść w okolice zera.
Swoją drogą warto pamiętać, że bibuła czy zachodnie rozgłośnie miały w
stanie wojennym nieporównanie mniejszy zasięg, niż mają dziś internet i media
prywatne.
Liderów opozycji zaprasza się do państwowych mediów wyłącznie po to. by
byli tam ostentacyjnie obrażani przez propagandystów najniższego szczebla. Sami
ludzie PiS na prawicowych portalach nazywają to z satysfakcją „praniem ich po pysku”.
Ma to przedstawiać opozycję - jak w Rosji Putina - jako
formację zupełnie bezsilną.
W tej sytuacji bojkot, o ile będzie solidarny, może zbudować szacunek
dla polityków opozycji i wzmocnić ich szanse wyborcze. Za godność warto
zapłacić odrobiną „medialnego zasięgu”.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz