Kaczyński może i miał
szaleńcze plany budowy państwa na własnych zasadach, ale do realizacji
kompletnie zabrakło mu ludzi - mówi filozof, historyk idei prof. Marcin Król
Rozmawia Aleksandra Pawlicka
NEWSWEEK; Czy rewolucja PiS zaczyna zjadać własne dzieci?
MARCIN KRÓL: W tej rewolucji coś poszło nie tak. Trudno ją porównać do
francuskiej, sowieckiej czy jakiejkolwiek innej. Do przeprowadzenia rewolucji
potrzebna jest wizja, choćby najbardziej szalona i utopijna, ale zakładająca
tworzenie wszystkiego od nowa. Taką wizję wprowadza się w życie bez względu na
koszty, zwykle przy pomocy terroru. Trzeci niezbędny czynnik to charyzmatyczny
wódz, dla którego lud idzie na barykady. W przypadku rewolucji PiS każdy z tych
elementów jest w jakiś sposób ułomny i wypaczony.
Jarosław Kaczyński nie jest
charyzmatycznym wodzem?
- Wbrew temu, co sądzi wielu
komentatorów nie tylko prawicy, uważam go za marnego przywódcę. Znałem prezesa
PiS dość dobrze i o ile w dawnych czasach był po prostu postacią mało
imponującą, to nie przypuszczałem, że gdy dostanie pełnię władzy, okaże się
tak kiepskim strategiem. To doprawdy żaden mąż stanu.
Swego czasu porównywał go pan do Robespierre’a.
- To było krótko po wygraniu
wyborów przez PiS w 2015 r. Wtedy wydawało się, że Kaczyński ma jakiś plan. Robespierre był - przepraszam za wyrażenie - państwowcem. Wiedział, że
aby utrzymać władzę, trzeba zmontować pewien rodzaj rewolucyjnej struktury.
Miał do tego ludzi i wizję. Zginął na gilotynie dopiero wtedy, gdy próbował
położyć kres działaniom przekraczającym jego zdaniem granice nawet
rewolucyjnej przyzwoitości - gdy księży i mniszki ze związanymi łokciami i
kolanami zaczęto wrzucać do Loary nazywanej wtedy świętą rzeką, bo spływała
krwią.
Powiedział pan: Robespierre miał ludzi i wizję. A Kaczyński?
- Ani ludzi, ani wizji. Nie
chciałbym tak ad personam,
choć właściwie może nie warto się z tą władzą
delikatesować. Czy panowie Sasin i Suski, piastujący prominentne stanowiska w
urzędzie premiera, są ludźmi wybitnymi, którzy mogą pomóc w rządzeniu krajem?
Albo sięgając na najwyższą półkę - Szydło i Morawiecki? Przecież w obu
przypadkach to stuprocentowe rozczarowania. Najwybitniejszą postacią w
otoczeniu prezesa wydaje się być pan Brudziński, który też orłem nie jest. Do władzy
doszedł jakiś trzeci, czwarty, a może i jeszcze bardziej pośledni garnitur.
Polityka, jak uczą filozofowie, nie jest nauką. Jest sztuką i aby ją skutecznie
uprawiać, trzeba mieć talent.
Na czym ten talent polega?
- Na intuicji. Na wyczuciu, kiedy
potrzeba stanowczości, a kiedy empatii. Na odwadze. Kaczyński może i miał
szaleńcze plany przejęcia państwa i budowy go na własnych zasadach, ale do
realizacji tych planów kompletnie zabrakło mu ludzi. Nawet Orban, na którego
prezes PiS lubi się powoływać, ma własny dwór. Rewolucje lubią dwory. Mieli je
komuniści i jakobini. Grono oddanych popleczników, intelektualistów, artystów.
Nawet Platforma Obywatelska miała dwór. A PiS? Ma tego przygnębiającego Zelnika
i Łaniewską, i na tym koniec. Prezydent Duda powołał Narodową Radę Rozwoju, w
której znalazło się wiele szacownych nazwisk, ale ona w ogóle nie funkcjonuje.
Mógłby choć co dwa miesiące zorganizować spotkanie, nie ma znów tak dużo zajęć,
i udawać, że coś robi. Kaczyński zabarykadował się na Nowogrodzkiej. W swojej
pierwszej partii, Porozumieniu Centrum, miał przynajmniej trzech: siebie,
brata i Dorna. Teraz został sam. Z kim rozmawia Jarosław Kaczyński? Z
Kuchcińskim? Z Błaszczakiem? Wódz - owszem - firmuje rewolucję jednoosobowo,
ale w pojedynkę dokonać jej nie zdoła.
A wizja? Polska wstająca z
kolan, Polska prawdziwych Polaków - to tylko hasła?
- Słyszymy na okrągło, że Polska
powinna być suwerenna i silna, no niewątpliwie, tylko że to żaden pogląd, to
oczywistość. Przez pewien czas myślą przewodnią PiS było to, że mamy być nie
tacy, jak przez osiem lat Platformy Obywatelskiej, i to nawet działało, tylko
że jest to pomysł krótkoterminowy - na kampanię i rozruch kadencji, tymczasem
jesteśmy już na półmetku rządów. Ostatnie wydarzenia - nagrody przyznane sobie
przez rządzących, które, jak usłyszeliśmy od premier, po prostu im się
należały, oraz ignorancja okazana przez władzę rodzicom niepełnosprawnych
dzieci - pokazały, jak bardzo teoria rozmija się w PiS z praktyką. Rozmawiam ze
studentami o wizji państwa Kaczyńskiego. Próbujemy odtworzyć jego ideologię i
okazuje się, że tak naprawdę to jej nie ma. Są jakieś kawałki, strzępki w
zakresie polityki historycznej, pomysły - takie jak humorystyczne Międzymorze,
ale zwartej koncepcji brak.
Może chodzi - tak jak w
przypadku PO - o trwanie?
- No właśnie, trwanie, tylko że
tak nie można. W polityce trwanie to za mało. Musi być projekt. Nie wizja, nie
utopia, ale określenie, co chcemy zrobić i jakimi metodami. Kaczyński zapowiadał
stworzenie nowej Polski na kolejne tysiąclecia, a tymczasem nie potrafimy
odpowiedzieć na pytanie, gdzie ma być Polska za 10 lat.
A propozycja godnościowa PiS
nie jest ideową ofertą?
- Rewolucja przeprowadzona przez
liberałów w 1989 roku była zafascynowana wolnością. Wolność stanowiła
najważniejszą wartość, na ołtarzu której złożyliśmy wszystkie inne. Nie zauważyliśmy,
że człowiek bardziej od wolności potrzebuje wspólnoty. Kaczyński to zrozumiał,
wyczuł koniunkturę i trafił ze swoją ofertą na właściwy moment. Tyle że zostało
z niej już tylko narodowe marudzenie. Mój nieżyjący przyjaciel Jakub Karpiński
mówił, że słowa Roty: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” to patriotyczny
program minimum. No właśnie. Minimum i na dodatek fałszywe, bo kto nam niby
pluje w twarz?
Na fałszywych przesłankach nie
sposób zbudować trwałego projektu. Wtedy wspólnotę trzeba jednoczyć wokół
takich idiotyzmów jak ustawa o IPN - w założeniu mająca bronić dobrego
imienia Polski, a w realizacji
psująca nasz wizerunek na całym świecie.
Chodziło przede wszystkim o
wskazanie wroga.
- Były ośmiorniczki, pasożyty, a
teraz Żydzi. Istnienie wroga, realnego lub wyimaginowanego, pomaga
nacjonalistyczno-populistycznym ruchom jednoczyć obywateli w strachu. Dlatego
trzeba cały czas być czujnym, bo ta władza w każdej chwili może wymyślić coś
okropnego, aby uzasadnić swoją egzystencję.
Zagrają polexitem, gdy na szali będzie utrzymanie władzy?
- To byłoby bardzo niebezpieczne,
bo trzeba pamiętać, że i Unia Europejska już wcale nas nie ubóstwia. Nie
brakuje w niej takich, którzy pytają: „Po co myśmy tę Polskę przyjęli?”. Macron po raz pierwszy od 30 lat użył sformułowania „Europa
Wschodnia”, ten podział powraca. To oczywiście może wzmacniać antywspólnotowe
nastroje w kraju, ale czy PiS to wykorzysta? Kwestia pomocy finansowej
otrzymywanej z Brukseli trzyma ten rząd na uwięzi jak złego psa. Podobnie
Schengen. Gdyby Bruksela w ramach sankcji zawiesiła dla Polski swobodę
przemieszczania się, co jest stosunkowo łatwym ruchem, to wielu młodych ludzi
popierających PiS mogłoby się od tej partii odwrócić. Dlatego polexit to koniec końców ruch zbyt ryzykowny dla partii rządzącej.
Choć oczywiście UE to najbardziej prawdopodobny kandydat na kolejnego wroga,
tym bardziej że pozostałe paliwa rewolucji PiS wydają się kończyć.
Pozostałe paliwa, czyli co?
- Podstawowym motorem każdej
rewolucji jest zemsta. W Polsce nie mamy jednak wielkich oligarchów, jak na
Ukrainie czy na Węgrzech, przeciwko którym łatwo obrócić gniew ludu. Na kim
wykonywać tę zemstę? Na intelektualistach jak w 1968 r.? PiS już za pierwszych
rządów stwierdziło, że łże-elity nie są warte szacunku, więc po co uderzać w
kogoś, kto nie ma żadnego wpływu? Arabski? No, z całym szacunkiem, to nie jest
dostateczny obiekt zemsty. Paliwo smoleńskie już się dopaliło. Nawet Kaczyński
zdał sobie sprawę, że nie można dłużej powtarzać historii o zamachu. Do tego
przestało działać dzielenie Polaków na sorty. Gdy Morawiecki zaproponował, że
zabierze bogatym, aby dać rodzicom dzieci niepełnosprawnych, ci od razu
powiedzieli: „Nie, tak nie chcemy”.
Ale marszałek Sejmu mówi o
konieczności „odszczurzenia” Polski.
- Język i stosunek do polszczyzny
to także świadectwo marności tej polityki. Kaczyński lubi porównywać się do
Piłsudskiego, jednak nie przypominam sobie mowy prezesa, która dorastałaby do
przemówień marszałka. Kaczyński pochował brata na Wawelu. Piłsudski
Słowackiego i jego mowa towarzysząca sprowadzeniu prochów wieszcza do Polski
przeszła do historii: „Idzie Król Duch, bo królom był równy”. Kaczyński, Duda i
Morawiecki bardzo lubią posługiwać się retoryką półpatriotyczną, ale co powiedzą,
to źle, nawet cytatów nie potrafią dobrze przytoczyć. Coś się takiego w Polsce
stało, że zło powszechne wlazło wszędzie. Psuje ustrój państwa, instytucje,
relacje międzyludzkie, język. Kaczyński, którego talent - jak już mówiłem -
uważam za głęboko przeceniony, nie jest rewolucyjnym demonem, ale to nie oznacza,
że nie czyni zła - takiego zwykłego, codziennego, które zapycha nam wszystko,
wypacza i dewastuje.
Tylko Kaczyński?
- Sejm oczywiście też. Populizmem
kieruje złudzenie, że każdy może być politykiem, a skoro tak, to ławy na
Wiejskiej zapełnia hołota. Nie mówię, że wszyscy są hołotą, bo posłami zostało
także wielu mądrych i porządnych ludzi, ale poziom miernoty w polskim parlamencie
jest zatrważający. Z jednej strony mamy więc miernotę klasy politycznej, z
drugiej - bezsilność obywateli. Najgorszy duet. Z bezmyślności - jak pisała
Hanna Arendt - rodzi się najgorsze zło.
Obawia się pan radykalizacji
PiS w obliczu spadających sondaży?
- Ta rewolucja już dawno zaczęła
wytracać impet - w drugiej połowie rządów Szydło. Kroki wstecz zaczęły się,
gdy zorientowano się na Nowogrodzkiej, że Bruksela nie odpuści w sprawie wymiaru
sprawiedliwości, że mediów prywatnych nie da się spacyfikować jak publicznych i
z przejęciem samorządów nie pójdzie tak łatwo jak z aparatem państwowym. Proszę
sobie przypomnieć kapitulację wojewody mazowieckiego (funkcja z nadania rządowego)
w sprawie syren w rocznicę powstania w getcie warszawskim. Najpierw było
kategoryczne „nie”, a potem wycofał się rakiem. W rewolucji nie można się cofać
ani oglądać na boki. Wymiana Szydło na Morawieckiego też była cofnięciem, podobnie
jak rekonstrukcja rządu, która wycięła najbardziej emblematycznych ministrów
PiS-owskiej rewolucji.
Macierewicz to polski Danton?
- (śmiech) Tylko że o dramacie Macierewicza nie da się napisać sztuki
jak o Dantonie. To taki dramacik, na dodatek groteskowy. Wybitność tych
wydarzeń, jeśli ktokolwiek w nią wierzył i miał nadzieję, że przyniesie
obiecywaną dobrą zmianę, została szybko kompletnie podcięta.
Może więc czas na
kontrrewolucję?
- Tylko kim ją robić? Jeśli na tle
polityków opozycji o głowę wyrasta Robert Biedroń, owszem miły, kulturalny i
cywilizowany człowiek, ale bez politycznego ciężaru, to marnie widzę kontrrewolucję.
Pani Nowacka też jest bardzo szlachetną osobą, tylko buduje tę lewicę i buduje.
Ile to jeszcze potrwa? Poza tym nawet jeśli udałoby się wcielić w życie
myślenie życzeniowe o zjednoczeniu całej opozycji, to kto stanie na jej czele?
Proszę wyobrazić sobie Polskę po 1918 roku bez Piłsudskiego. Przy wszystkich
jego felerach tylko on był zdolny zjednoczyć kraj po 123 latach nieistnienia i
uczynić z ludzi, którzy przywykli do różnych światów, jeden naród. Albo inny przykład:
kto zbudował nowoczesne Niemcy, mimo że był przeciwnikiem gloryfikacji
niemieckości? Bismarck. Bez takich ludzi, bez ich wybitności, ale i bez przychylności
losu, koniunktury czy też cudu, jak kto woli, pewne rzeczy zdarzyć się nie
mogą. Cały XIX wiek był czasem martwoty, nad czym tak ubolewali Nietzsche czy Stendhal.
Jesteśmy skazani na życie w
państwie zainfekowanym złem?
- Niestety, choć oczywiście musimy
się przed tym bronić. Nie trzeba wymyślać od razu nowej Polski i zbawiać
świata, ale trzeba dawać świadectwo swojej niezgodzie na ograniczenie naszych
praw i wolności.
Napisał pan kiedyś książkę o
patriotyzmie przyszłości. Czym jest ten
patriotyzm dziś?
- Dziś to zapomniana pieśń, pieśń
wyklęta. Po zdewastowaniu tak wspaniałej okazji, jaką była Solidarność,
zbudowanie prawdziwej wspólnoty zajmie zdecydowanie więcej czasu niż odebranie
władzy PiS - wszak to tylko skarlała rewolucja skarlałego wodza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz