niedziela, 26 listopada 2017

Chwyt dla opozycji



Opozycja, aby pokonać PiS, powinna uderzać w miejscach, gdzie obóz władzy czuje się najmocniejszy. Bo tam traci on czujność.

Niedawno na tych łamach poddano analizie wyniki sondaży (POLITYKA 44). Z interpretacji długofa­lowych trendów popar­cia partii politycznych, od wyborów w paździer­niku 2015 do października 2017 r., wynika, że jedynie cztery razy doszło do istotnych zmian preferencji wyborczych Polaków. Po raz pierwszy, zaraz po wyborach, gdy niesiona efektem świeżości Nowocze­sna błyskawicznie rosła w siłę, osiągając niewiarygodny z dzisiejszej perspektywy wynik 30 proc. poparcia w grudniu 2015 r. Po raz drugi Nowoczesna znów przekro­czyła wyraźnie 20 proc. poparcia dzięki realizacji akcji Misiewicze.
   Trzecie poważne wahnięcie nastrojów to kryzys parlamentarny z końca zeszłego roku: demonstracja siły władzy, upokorze­nie opozycji, spowodowały, że notowania partii rządzącej poszybowały w górę. Ostat­nim akordem była klęska rządu Beaty Szy­dło w Brukseli, której symbolem stało się przegrane głosowanie w sprawie kolejnej kadencji Donalda Tuska wynikiem 27 do 1. Na krótko notowania PO urosły do poziomu 30 proc., realnie zagrażając PiS na pozycji lidera. Od tego momentu poparcie dla PiS rośnie. Notowania PO w długookresowym trendzie od wiosny 2017 r. spadają, a No­woczesna utrzymuje się lekko nad progiem wyborczym.
   Co z tego wynika dla opozycji? Jakie wnioski można wysnuć z tych trendów? Innymi słowy - jak skutecznie wygrać z PiS? Oto garść uwag.

Zjednoczeni
Notowania Nowoczesnej i PO są ze sobą ściśle powiązane. Współczyn­nik korelacji obu trendów wynosi 0,7. To znaczy, że gdy jedna z tych partii traci dziesięciu wyborców, to siedmiu z nich przerzuca swoje głosy na drugą. Warto zauważyć, że przy okazji trzech z dziesięciu wycofuje swój głos w ogóle, deklarując brak zainteresowania udzia­łem w wyborach. Nie jest żadnym odkry­ciem prosty fakt, że opozycja podzielona przegra z PiS. Wyniki badań społecznych są w tej kwestii jednoznaczne.
   Według sondaży IBRIS z października 2016 r. i rok później notowania opozycji idącej do wyborów osobno, czyli suma notowań PO i N, wynoszą 32 proc. przed rokiem i 29 proc. dziś. Innymi słowy suma poparcia dla dwóch kluczowych partii opozycyjnych zmalała w ciągu roku o 3 punkty. To niemało, bo 10 proc. całej puli. Jeszcze rok temu PiS mógł liczyć tylko na wynik porównywalny z sumą notowań opozycji; dzisiaj wygry­wa z nią w cuglach: 40 do 29.
   Gdy popatrzymy na wyniki sondaży, gdzie zadane jest pytanie o poparcie dla koalicji w miejsce N i PO, obraz wy­gląda inaczej. Po pierwsze, zjednoczo­na opozycja wygrywa z PiS w stosun­ku 35 do 34 proc., po drugie - w ujęciu długofalowym nie traci. Tak jak w lipcu 2017 r. 35 proc. Polaków było skłonnych głosować na jej listy, tak wynik ten utrzy­muje się do dzisiaj. Analiza sondaży IBRIS wykazuje, że jednym z czterech czynni­ków wpływających znacząco na kształt i trendy linii wyników poparcia dla partii politycznych był czynnik nowości, który wywindował N. Ten fenomen trzeba wy­korzystać. Jednak efekt świeżości nie trwa wiecznie, dlatego wspólne listy opozycji powinno się ogłosić nie wcześniej niż sześć miesięcy przed wyborami.

Efekt świeżości
PiS w obu wygranych kampaniach, do parlamentu i prezydenckiej, wystawił zupełnie nowe twarze. Opozycja powin­na zrobić to samo. Rozumiem, że trudno namawiać liderów partii do ustąpienia, jeśli ich pozycja wewnątrz ugrupowań nie jest zagrożona, ale mogą wziąć przykład z Jarosława Kaczyńskiego. On prowadzi kampanie wyborcze w sposób niebywale zdyscyplinowany. Jeśli celem jest władza, chowa własne ambicje. Na ich realizację przychodzi czas po wyborach. Dlatego warto spośród popularnych, młodych po­lityków obu partii wybrać szefów/szefowe sztabów wyborczych, którzy mogliby grać pierwsze skrzypce w kampanii. Podobnie z kandydatami na premiera i kluczowych ministrów. Jeśli Ryszard Petru i Grzegorz Schetyna nie chcą ponosić ryzyka klęski swoich partii, a co za tym idzie niemal pew­nej utraty funkcji ich przewodniczących, powinni wykazać się wyrachowaniem godnym przeciwników i się schować. In­nymi słowy, aby utrzymać władzę, trzeba dzisiaj zrobić krok w tył, w stronę cienia. Zjednoczona opozycja powinna przy­brać nową, świeżą nazwę, która z jednej strony miałaby potencjał do łączenia Po­laków, z drugiej stanowiła symbol nowe­go otwarcia.

Zmiana
Propaganda PiS skutecznie przeko­nała Polaków, że konieczna jest zmiana. Pod tym hasłem wygrała wybory. Nie ma powrotu do przeszłości. Restauracja nie może być politycznym celem opozycji. Trzeba spierać się z PiS o kształt zmia­ny, ale zmiana jest koniecznością. Stąd potrzeba nowego języka, nowych twarzy i nowego sztandaru, pod którym opozy­cja mogłaby pójść do wyborów.
   Odrzucenie przeszłości i patrzenie w przyszłość ma jeszcze jedną bardzo ważną cechę. Stawia oponentów w trud­nej sytuacji. Polityka historyczna partii rządzącej była jednym ze skutecznych narzędzi zdobycia władzy: patriotyzm, wstawanie z kolan, godność narodowa i długi rachunek polskich krzywd. Ale może stać się jej kulą u nogi, jeśli patrze­niu w historię opozycja skutecznie przeciwstawi patrzenie w przyszłość. Wtedy jest w stanie zawłaszczyć zmianę jako pozytywny atrybut własnej tożsamości, w opozycji do myślenia historycznego tradycjonalistów prawicy. Opozycja po­winna zatem hasło zmiany odebrać rzą­dzącym, wpisując je w obraz nowocze­sności, rozwoju, postępu, czyli w hasła, z którym PiS się nie kojarzy.

Zwykły człowiek
Drugą, poza „zmianą”, osią kampanii wyborczej PiS był tak zwany „zwykły człowiek”. PiS skutecznie neutralizował przesłanie o cywilizacyjnym sukcesie swoich przeciwników. Autostrady i pendolino nie były przecież dla zwykłego człowieka. Wzrost gospodarczy okazał się papierowy, bo linie trendu PKB i sa­tysfakcji z materialnych standardów ży­cia zaczęły się pod koniec rządów Plat­formy drastycznie rozjeżdżać. Jedna z fundamentalnych zasad skutecznych kampanii politycznych brzmi: atakuj przeciwnika, neutralizując jego najważ­niejsze zasoby, zmuszając go do tłuma­czenia się z własnych sukcesów. Taką kampanię przeprowadził PiS, podważa­jąc skutecznie osiągnięcia gospodarcze swoich przeciwników, jako sukcesy elit niemające nic wspólnego z życiem zwy­kłych ludzi. Opozycja powinna zastoso­wać tę samą strategię. Zneutralizować najważniejsze hasła populistów. A tym hasłem jest właśnie troska o zwykłe­go człowieka.
   Tak jak w przypadku „zmiany”, z po­stulatem troski o zwykłego człowieka, populizm PiS można odwrócić przeciw niemu. To stąd właśnie wziął się sukces akcji Misiewicze. Obnażyła ona niespójność propagandy populistów, którzy głosząc hasła rewolucji prowadzonej w imieniu zwykłego człowieka, uwłasz­czają się na wszelkich dostępnych posa­dach i stołkach.
   Opozycja powinna eksponować pisowski postulat wymiany elit, wskazując, że jej przeciwnikom nie chodzi o repre­zentację zwykłych ludzi, lecz o zdobycie uprzywilejowanej pozycji politycznej i ekonomicznej dla niezliczonej rzeszy własnych działaczy, rodzin i znajomych. Hasła uwłaszczania się nowej elity i jej finansowe motywacje są zdecydowanie bardziej nośne niż obrona demokracji. Trzeba skonfrontować się ze smutną prawdą - demokracja dla większości Po­laków nie jest naczelną wartością ich ży­cia. Żeby skutecznie wpływać na przeko­nania wyborców, trzeba sobie tę gorzką prawdę uświadomić.
   Rysując podstawowe linie polityczne­go sporu, należy odwoływać się do po­czucia sprawiedliwości, równości, bez­pieczeństwa socjalnego i jakości życia, bo te wartości są teraz dla Polaków naj­ważniejsze. Wizja podziału - państwo kontra obywatel - nasuwa się sama. Oto bowiem, wbrew własnej propagandzie, obóz zjednoczonej prawicy buduje silne państwo kosztem wolności i praw oby­wateli. To nasze życie ma zostać podpo­rządkowane ideologicznej wizji wielkiego projektu Jarosława Kaczyńskiego. Należy uderzyć przeciwnika tam, gdzie czuje się najmocniejszy i dlatego nie zachowu­je czujności.

Pakiet socjalny
Bez wątpienia taką silną stroną par­tii rządzącej jest pakiet socjalny: 500+, obniżenie wieku emerytalnego, mini­malna stawka godzinowa, podwyższe­nie pensji minimalnej. Od wiosny tego roku notowania PiS rosną. Milionom ludzi w państwie Kaczyńskiego żyje się po prostu lepiej. Rodziny dostały zastrzyk w postaci 500+. W tym roku 300 tys. lu­dzi przejdzie na emeryturę. To oznacza, że bezrobotni lub bardzo nisko zarabia­jący otrzymają minimalną emeryturę, a osoby, które pracują na rynku, gdzie bezrobocie praktycznie zmierza do mi­nimalnej strukturalnej granicy 5 proc., zatrudnią się znowu. Dla nich pobiera­nie emerytury i pensji to nic innego jak minimum 1000 zł dochodu dodatkowo.
   Poza realnie wyższymi dochodami polskich rodzin niebagatelny wpływ na poczucie satysfakcji z życia ma bezpieczeństwo pracy. Bezrobocie szyb­ko spada. Deficyt pracowników szaco­wany jest już na 200 tys. To, co z punktu widzenia gospodarki może stać się głów­nym hamulcem jej rozwoju, z punktu wi­dzenia wyborców jest zbawienne. Po raz pierwszy od dawna pracownicy przesta­li się martwić o zatrudnienie. Reformy socjalne PiS wpływają na podniesienie standardu życia milionów ludzi, którzy poczuli, że warto iść do wyborów, by bro­nić tych zdobyczy.

Neutralizacja
Bez wątpienia pakiet socjalny to funda­ment władzy PiS. W tej rozgrywce moż­na przyjąć trzy scenariusze. Pierwszy to negacja. To taki przekaz dominował w pierwszych dwóch latach po wybo­rach: budżetu na to nie stać. Program jest na kredyt. Finanse publiczne się zawalą. Taka narracja jest całkowicie nieskutecz­na, bo ludzie chcą wierzyć. Pragną, żeby ktoś im powiedział, że sen o dobrobycie, który właśnie się zaczął, będzie trwał na­dal. Krytyka programów socjalnych rządu jest po prostu nieskuteczna.
   Druga opcja to licytacja na obietni­ce. Jak się wydaje, jest to opcja przyjęta od pewnego czasu przez Grzegorza Schetynę. Obiecuje wyborcom 500 zł na pierw­sze dziecko i 14. emeryturę. To droga donikąd. Oba postulaty są bowiem kompletnie wyrwane z kontekstu. Nie stanowią elementu jakiejkolwiek szer­szej propozycji politycznej. Mało tego, stoją w sprzeczności z doświadczeniem wyborców, wartościami partii liberalnej oraz totalną krytyką z pierwszych dwóch lat rządów PiS. Polacy są wyjątkowo nie­ufni wobec klasy politycznej. Przyjęcie założenia, że uwierzą w tak gwałtowny zwrot polityczny, wydaje się polityczną naiwnością. Jest to fundamentalny błąd przede wszystkim dlatego, że licytacja na populistyczne postulaty legitymizu­je populistów, odbierając wiarygodność opozycji. Społeczne postulaty Grzegorza Schetyny przedstawione bez szerszego kontekstu politycznej wizji nie przyspo­rzą nowych wyborców PO, mogą zaś zra­zić dotychczasowych.
   Trzecie wyjście z sytuacji to klasycz­na neutralizacja. Strategia ta polega nie na tym, by się licytować na obietnice, lecz na tym, by pozbawić je wyjątkowości. Po latach transformacji program socjal­ny nam, Polakom, po prostu się należał. Zapracowaliśmy na dobrobyt. Czas naj­wyższy sprawiedliwiej dzielić się owo­cami sukcesu. Dobre, bezpieczne życie, przyzwoicie płatna praca to po prostu „oczywista oczywistość”. Wybudowali­śmy zręby dobrze prosperującej gospo­darki, mamy demokrację, wolny rynek, bezpieczeństwo międzynarodowe, jeste­śmy w UE, dokonaliśmy cywilizacyjnego skoku - po prostu na to zapracowaliśmy. Należy ogłosić koniec transformacji. Przyznać, że nie zrobiło się tego za wła­snych rządów. Nic tak nie buduje wiary­godności polityka jak szczere przyznanie się do własnych błędów. Cecha w Polsce praktycznie niespotykana.
   Jeśli politycy PO chcą uniknąć sta­łej, celnej i bolesnej krytyki za politykę stagnacji, „ciepłej wody w kranie”, brak wizji, zachowawczość i realizowanie polityki opartej tylko na wskaźnikach ekonomicznych, trzeba po prostu po­wiedzieć: tak, za bardzo skupiliśmy się na ekonomicznych wskaźnikach, teraz trzeba lepiej podzielić owoce wzrostu między ludzi. Prowadziliśmy skutecz­ną politykę gospodarczą, ale budu­jąc nowoczesną infrastrukturę, prze­mysł i zwiększając dochód narodowy o 25 proc. w ciągu dwóch kadencji, stra­ciliśmy z widoku zwykłego człowieka.
   Konieczny jest szczery rachunek su­mienia, aby zneutralizować krytykę przeciwników. Mało tego - ten rachunek sumienia dobrze wpisuje się w pozosta­łe postulaty: zmiany i państwa w służ­bie ludziom. Tak jak PiS wygrał wybory, skutecznie przekonując Polaków, że byli jedynie narzędziem do realizacji para­metrów wzrostu gospodarczego, któ­rym chwalił się rząd PO, tak teraz opo­zycja ma szansę przekonać wyborców, że to ta władza traktuje ich instrumen­talnie, budując ideologiczny pomnik swej nieomylnej wiary.

Zerwanie z totalną negacją
Totalna krytyka władzy niesie ze sobą niebezpieczeństwo totalnej kompromita­cji, gdy rząd odniesie sukces. Mało tego, pozbawia opozycję realnej władzy sądze­nia. Totalna krytyka uodparnia całkowi­cie obóz władzy na jakąkolwiek recenzję
ich faktycznych poczynań. Rządowa propaganda doskonale to wykorzystuje, uprzedzając przed każdym kolejnym za­machem na praworządność, że „opozycja znowu nas będzie krytykować, bo kryty­kuje nas przecież za wszystko, totalnie; niezależnie od tego, co zrobimy, i tak nas zaatakują”. Taka totalna krytyka jest całkowicie przewidywalna, zamienia się w rytuał, władza staje się na nią doskona­le odporna. Mało tego, pokazuje bezrad­ność. Kaczyński z rozmysłem wywołuje kolejne konflikty, by utrzymać opozycję w wygodnej dla siebie pozycji „bliskiego klinczu”, czyli rytualnej krytyki swych taktycznych posunięć.

Wspólnota
Dziedzina, w której prawica wypada mało wiarygodnie, to jakże ważny po­stulat budowania wspólnoty narodowej. Polacy chcą wierzyć w romantyczny mit zjednoczonego narodu. W tej kwestii w ideologii PiS istnieje przepaść po­między głoszonymi hasłami a codzien­ną praktyką. Zjednoczona opozycja powinna wzywać do dialogu, chwalić przeciwników za słuszne posunięcia. W obecnym stanie polskiego ducha ła­two przejąć rolę jednoczyciela wspólno­ty. Trzeba jednak zjednoczyć się samemu w gronie opozycji, wyjść z pozy totalnej negacji, choćby dlatego, by rozczarowani autorytaryzmem, butą i arogancją wła­dzy wyborcy PiS mieli dokąd odejść, nie obawiając się utraty uzyskanych przywi­lejów socjalnych.
   Trzeba też zneutralizować najsilniejsze strony przeciwników w postaci głosze­nia zmiany, rządów w imieniu zwykłego człowieka, postulatów godnościowych. Odpowiedzią na populizm jest auten­tyczna wizja liberalnej socjaldemokracji. Liberalnej w kwestiach praw i wolności obywatelskich, socjalnej w sferze wy­równania szans życiowych i dystrybucji owoców sukcesu gospodarczego, demo­kratycznej w sferze budowania wspólno­ty, przestrzegania reguł poszanowania godności i praw każdego człowieka. Tylko spójna, długotrwała koncepcja politycz­na jest w stanie skutecznie przeciwstawić się postulatom populistów.
   Żeby wygrać z prawicą, trzeba, jak we wschodnich sztukach walki, obrócić jej największą siłę przeciw niej samej.

Jakub Bierzyński - socjolog, przedsiębiorca, publicysta. Prezes domu mediowego OMD, a także jeden
z założycieli SMG/KRC Poland (dziś Millward Brown), największej w Polsce agencji badań rynkowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz