poniedziałek, 13 listopada 2017

Poseł sponsorowany



Masaż w Odysseyu i drink w Ritualu. Do tego lans w futrze z jenota, w sportowym bmw. Poseł PiS Dominik Tarczyński mógłby być nocnym koszmarem PiS, gdyby nie to, że jest jego twarzą

Michał Krzymowski

Praca w Sejmie nie męczy Dominika Tarczyńskiego. Wizyta w barze, guma do żucia i zamaszysty krok na posiedzenie. Ogólny luz. Poza tym parlament - twierdzi poseł Tarczyński - to nie laboratorium i cza­sem trzeba tu kogoś zdenerwować. Krzy­kiem z mównicy lub chociaż pogróżkami z sejmowej ławy.
   Po obradach czas na wizytę w jacuzzi, shopping - Tarczyński lubi takie wtręty, kilka lat mieszkał w Londynie - i drink w Ritualu, jego ulubionym klubie noc­nym w Warszawie. Albo powrót do Kielc, na relaks w hotelu Odyssey, w którym poseł chętnie zażywa masażu i kąpieli w basenie.

AGA’72, KOBIETA Z MIEDZIANEGO BMW
Dominik Tarczyński ceni dobrą zabawę i luksusowy wypoczynek. W portalach społecznościowych co jakiś czas publikuje zdjęcia z Tajlandii, Mek­syku, Portugalii czy Hawajów. Wszystkie w podobnym klimacie: kolorowy drink z parasolką, kąpiel w oceanie, domki na palach, bilet lotniczy biznes klasy.
   Ostatnio pochwalił się pobytem w pięciogwiazdkowym hotelu Jumeirah w Baku kontrolowanym przez rodzinę prezyden­ta Azerbejdżanu (Tarczyński jest prze­wodniczącym polsko-azerbejdżańskiej grupy parlamentarnej), w którym wypo­czywał z narzeczoną. „To wspaniały czas i chcemy się z Wami nim podzielić! Moja Aga’72 w formie” - napisał pod zdjęcia­mi znad basenu. Aga’72 to Agnieszka Migoń, znana kielecka bizneswoman i za­można właścicielka kilku ekskluzywnych butików modowych. - To szanowana i do­brze postrzegana osoba, zaangażowana w działalność charytatywną. W 2011 r. niewiele brakowało, a wystartowała­by z naszych list do Sejmu, ale ostatecz­nie nic z tego nie wyszło. Może dlatego, że pan Tarczyński dyżurował w tym cza­sie w namiocie Solidarnych 2010 na Kra­kowskim Przedmieściu? - zastanawia się posłanka PO Marzena Okła-Drewnowicz.
   Aga’72 to nie tylko partnerka parla­mentarzysty PiS, ale także jego sponsor. Gdy w 2014 r. Dominik Tarczyński kan­dyduje do Sejmiku Świętokrzyskiego, Migoń wpłaca na kampanię PiS 5 tys. zł. A gdy rok później walczy o mandat posła - przelewa kolejne 40 tysięcy. Z faktur znajdujących się w Państwowej Komi­sji Wyborczej wynika, że kampania par­lamentarna Tarczyńskiego kosztowała ok. 65 tys. zł, co oznacza, że datek od Migoń wystarczyłby na pokrycie ponad 60 proc. jego wydatków. Sam kandy­dat nie przekazał w tym czasie na fun­dusz wyborczy PiS ani złotówki. Za to zlecił partnerce kilka drobnych usług, np. zakup 40 kg krówek, druk gazet­ki czy oklejenie samochodów. W sumie PiS wypłaciło firmie Agnieszki Migoń niecałe 1,9 tys, zł.
   Rozmówca z Kielc: - Tarczyński kil­ka lat temu sporo zarobił, sprowadzając do Polski Mymę Nazzour [stygmatyczka z Syrii - red.], ojca Johna Bashoborę [ugandyjski charyzmatyk - red.] i or­ganizując pielgrzymki. Tyle że to czło­wiek, który- lubi się bawić dużo wydaje. W Kielcach nie ma nawet mieszkania. Gdzie mieszka na co dzień? U Agnieszki.
   Warszawski polityk: - Tarczyński kil­ka lat temu zaczął się pojawiać w stolicy w sportowym bmw. Przyjeżdżał nim na zebrania Solidarnej Polski, w której przez chwilę działał, kręcił się koło Sejmu. Efek­towne auto, tylko kolor trochę niemęski, taki jakby pomarańczowy. Okazało się, że to samochód jego partnerki.
   Znajoma Agnieszki Migoń: - Nie po­marańczowy, tylko miedziany. Tak, to bmw Agnieszki, Dominik kiedyś często z niego korzystał.
   Migoń od kilku lat współorganizu­je Świętokrzyski Bal Filantropów. To co­roczna impreza charytatywna połączona z aukcją, na której pojawia się kielecka elita biznesu. W 2014 r. gościem hono­rowym bankietu była żona ówczesnego premiera Małgorzata Tusk, znajoma Mi­goń. Na zdjęciach z bankietu widać, jak uśmiechnięty Tarczyński siedzi z nią przy jednym stoliku.
   Dwa lata później Tarczyński pojawia się na balu już jako poseł partii rządzą­cej. Na dostępnym w internecie filmie z imprezy można zobaczyć, jak licytuje na aukcji damską torebkę za 1,1 tys. zł i przy gościach wręcza ją Migoń. Uczestnik balu opowiada: - Po imprezie organizatorzy zastanawiali się, co zrobić z tą licytacją, bo Tarczyński w ciągu kilku tygodni po balu nie wpłacił pieniędzy. I być może nie wpłacił ich do dziś, ja przestałem śledzić tę sprawę. A wie pan, kto w ogóle przeka­zał tę torebkę na licytację? Agnieszka.
   Organizator imprezy, Fundusz Lo­kalny w Kielcach, zapytany przez „Newsweek” o wpłatę od Tarczyńskie­go, milczy. Podobnie jak sam poseł, który nie odpowiedział na żadne z przesłanych przez nas pytań.

LEKARZ ZALECA CHODZENIE
Dominik Tarczyński to 38-letni absolwent prawa na KUL, były asy­stent brytyjskiego egzorcysty i ekskrupier w kasynie. W polskim życiu publicz­nym pojawia się w 2009 r., gdy z rozdania LPR-owskiego prezesa telewizji pub­licznej Piotra Farfała zostaje w 2009 r. szefem TVP Kielce. W środowisku pod­opiecznych Romana Giertycha czu­je się swobodnie. Chętnie podkreśla, że w przeszłości należał do Młodzieży Wszechpolskiej, przy piwie mówi: „My, narodowcy”. - To prawda, Dominik nale­żał do MW. Czy się wyróżniał? Nie wiem, ale pamiętam, że był - wspomina jeden z narodowców proszący o anonimowość.
   Lokalny dziennikarz: - Przeprowadzając się do Kielc, Tarczyński był nikim. Chłopak z Lublina po kilku latach spę­dzonych na emigracji. Nikt go tu nie znał i on nie znał nikogo. Dzięki telewizyjnej posadzie szybko zaczął bywać, wyrabiał sobie kontakty.
   Wśród jego nowych znajomych jest Migoń. - Zaczęli się spotykać. Agnieszka jest kobietą sukcesu i szybko zaimponowała młodszemu o siedem lat Dominikowi.
   Gdy Tarczyński wchodzi do TYP, śro­dowisko Ligi jest w odwrocie, ale re­gionalny ośrodek okazuje się dobrym przyczółkiem. Bywają w nim politycy, a były krupier umie zabiegać o wzglę­dy gości. Wie też, kogo obstawić. Gdy w stacji pojawia się Przemysław Go­siewski, zaufany prezesa PiS, Tarczyń­ski wychodzi go witać, zaprasza na kawę do dyrektorskiego gabinetu. I po roku awansuje do Warszawy - zostaje wice­szefem w Ośrodku Informatyki i Teleko­munikacji przy Woronicza.
   Były pracownik TVP: - Choć funkcjo­nował jako ekspert od mediów kojarzo­ny z Gosiewskim, to miał nikłą wiedzę. Zresztą zdaje się, że pochłaniały go wte­dy inne sprawy. Pamiętam, że zjawił się kiedyś w Warszawie w towarzystwie Agnieszki Migoń. A za jakiś czas spot­kałem go w telewizyjnej stołówce z inną śliczną dziewczyną. Przedstawił ją jako swoją żonę.
   Telewizyjna kariera nie trwa długo. Tarczyński wylatuje z TVP po niespełna trzech latach - za zwolnienie lekarskie, w trakcie którego koczuje w namiocie So­lidarnych przed pałacem prezydenckim.
W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl będzie tłumaczyć, że lekarz zalecił mu chodzenie, a trzymanie warty na Kra­kowskim Przedmieściu ma właściwości uzdrawiające. - Osamotnienie i wyklucze­nie społeczne na pewno nie pomogłoby mi w tym trudnym okresie życia - żali się.
   Mimo choroby znajduje siłę, by pełnić dyżury w namiocie Solidarnych i jeszcze pomagać w budowie ugrupowania Pol­ska Jest Najważniejsza, powstałego po rozłamie w PiS. Gdy w PJN pojawiają się pierwsze problemy. Tarczyński zniechę­ca się i odbija.
   Z Woronicza odchodzi latem 2011 r. bogatszy o kolejne kontakty. Dzięki nim, szczebelek po szczebelku, dociera do sze­fa klubu PiS Mariusza Błaszczaka. Kręci się przy nim w czasie kampanii parlamen­tarnej w 2011 r. Ściąga kamerę i reżyseru­je spot wyborczy, w którym Błaszczak, wyjątkowo bez krawata i z podwiniętymi rękawami, przechadza się po Wołominie i Otwocku.
   Polityk PiS: - Mariusz ostatecznie wstrzymał emisję filmu. Może nieswojo się czuł bez marynarki, a może nie pa­sował mu Dominik? Musiało coś do nie­go dotrzeć, bo kiedyś powiedział, że nie ma mowy. żeby ten człowiek dostał jego rekomendację.

ZABURZENIE EMOCJONALNE LUB UMYSŁOWE
Gdy po wyporach Zbigniew Ziobro wyprowadza z PiS Solidarną Polskę, były krupier próbuje sił u boku Beaty Kempy. - Jestem gotowy na wstąpienie do partii. Czuję, że to jest to, co powinie­nem robić - wyznaje w lokalnej prasie.
   W międzyczasie podpływa też do sze­fa „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewi­cza. Przedstawia się jako organizator pielgrzymek (ich uczestnicy będą póź­niej nazywać go na forach internetowych cwaniakiem, oszustem i naciągaczem) i autor dokumentu „Kolumbia - świa­dectwo dla świata” wyświetlanego w Te­lewizji Trwam. Film zostaje dołączony do „Gazety Polskiej", a Tarczyński obja­wia się jako felietonista tygodnika. Kilka miesięcy przed wyborami do europarlamentu dokonuje kolejnej wolty: zaczy­na namawiać posłów Solidarnej Polski do powrotu do PiS i bezskutecznie kandy­duje do Sejmiku Świętokrzyskiego. Rok później zostaje posłem. Kto go poleca na listę? Przy Nowogrodzkiej padają nazwi­ska dwóch europosłów: Marka Jurka i Ryszarda Czarneckiego.
   Jurek: - Kategorycznie dementu­ję. Tarczyński zabiegał o naszą reko­mendację do Sejmu, ale odmówiliśmy mu. W Kielcach popieraliśmy inną kandydatkę.
   Czarnecki: - Podczas kampanii udzieli­łem mu poparcia, podpisałem ulotkę. Ale na listę go nie wprowadziłem.
   Rozmówca z Kielc: - Czarnecki i Tarczyński mają układ. Wzajemnie wy­świadczają sobie przysługi. Kika mie­sięcy temu Agnieszka wspomniała na spotkaniu organizatorów balu filan­tropów, że wiceprzewodniczący europarlamentu Ryszard Czarnecki wyraził zainteresowanie przyjęciom roli hono­rowego gościa podczas przyszłorocznej imprezy. Jednogłośnie utrąciliśmy tę kandydaturę.
   Tarczyński, mówią jego znajomi, uwa­ża, że Sejm to tylko przystanek w karierze. Jogo prawdziwym celom jest europarlament. Szanse, by znaleźć się na liście, ma jednak niewielkie. Nie należy do żadnej z frakcji, nie pełni funkcji w klubie, nie udziela się w partii. Dla wielu wciąż jest ciałem obcym i niepewnym, powszechny niesmak budzi też jego styl.
   - Ziobro uważa go za zdrajcę, a zakon PC nim gardzi. Sam Kaczyński lubi poli­tycznych fighterów, ale nie toleruje rozpasania i knajactwa. Mężczyzna paradujący w futrze z jenota musi być dla niego kul­turowym szokiem - mówi jeden z posłów PiS. I przypomina historię sprzed roku, gdy Tarczyński nazwał Lecha Wałęsę bydlakiem i „wyzwał go na solo”. Szef klu­bu PiS Ryszard Terlecki stwierdził wów­czas, że wypowiedź „mogła świadczyć o zaburzeniu emocjonalnym czy umysło­wym posła”. W PiS, ciągnie nasz rozmów­ca, tak drastyczne oceny zazwyczaj nie rodzą się spontanicznie. Takie słowa i ko­mentarze trzeba uzgadniać z prezesem.
   Inny dodaje: - W klubie panuje prze­świadczenie, że cała działalność Domini­ka jest zimną kalkulacją.
   Tarczyński zresztą specjalnie nie kry­je się ze swoim cynizmem. Posłowie Platformy, którzy występowali z nim w telewizji, zgodnie opowiadają, że Tar­czyński po wyjściu ze studia często obra­ca publiczne ataki w żart, wycofuje się ze swoich wypowiedzi, a nawet za nie przeprasza.
   - Zapytałem go kiedyś po programie: „Człowieku, czy ty naprawdę wierzysz w to, co mówisz?”. „Daj spokój, przecież wiesz, że musimy tak gadać” - odpowiedział. Poczym przeprosił - opowiada jeden z posłów PO.
   - Może pan opowiedzieć to pod nazwiskiem?
   - Proszę wybaczyć, ale nie chcę, żeby moje nazwisko pojawiało się w takim maglu. Ale zaręczam, że podobne rzeczy słyszało od niego wiele osób.
   - Kto na przykład?
   - Chociażby były rzecznik naszego klubu Paweł Olszewski.
   Dzwonimy do Olszewskiego: - Wolał­bym nie pojawiać się w takim kontekście, ale nie chcę też kłamać. Jeśli więc pyta pan, czy Tarczyński prywatnie wycofywał się z poglądów głoszonych publicznie, to tak. Potwierdzam.

OSIOŁ

Pewien osioł, strasznie głupi
Płaszcz z jenota sobie kupił.
Zachwycony swym okryciem
Rzucić chciał swe ośle życie.
Na początek, wezmę kąpiel
Że się uda, w to nie wątpię!
Nalał wody aż po brzegi
I wesoło w wannie siedzi.
Gdyby zmieścił to kopyto
Byłby „W Pianie Afrodytą”

Kiedy skończył toalety,
Zaczął głód czuć, lecz niestety,
Całą sakwę wydał na płaszcz
Jak żołądek teraz napchać?
Myślał krótko i od razu
Wziął przy barze, dla kurażu:
Dwa kielichy wina z beczki,
Potem zupa, stek, kluseczki.
Po deserach wpadł w frasunek.
Kelner niesie już rachunek!
Może wyzwać go na solo?
Lecz jak przegram? Moja dolo!
Chyba zacząć czas uciekać
A dla zmyłki, zacznę szczekać,
Po angielsku - How, Woff, Hał
Osioł uciec radę dał!
Głód powróci, a strach kraść
Za robotę się czas brać.
Trzeba znaleźć taką pracę,
Gdzie jest lekko, dużo płacą.
Jestem głupi, lecz mam talent,
Cel mój jasny - to Parlament!

I w kampanii głupich ludzi
Płaszczem swym czerwonym łudził
Tak skutecznie, że przy urnach
Głos oddali swój na durnia.

I tak będąc głupim osłem
Możesz zostać w Polsce posłem!
Autor nieznany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz