Podważają jedność
walki z Niemcami w czasie II wojny światowej, znaczenie Armii Krajowej, ideały
demokratyczne, postulat dialogu z obywatelami innych narodowości. Jak mamy
razem świętować 11 Listopada? - mówi historyk, prof. Andrzej Friszke
Rozmawia Paweł Reszka
Newsweek: Jarosław Kaczyński snobuje się na marszałka Piłsudskiego?
Prof.
Andrzej friszke: I chyba tego specjalnie nie ukrywa. Ale istotne jest,
który okres życia marszałka imponuje Kaczyńskiemu najbardziej.
Który?
- Wygląda na to, że ten po
zamachu stanu w maju 1926 r. Operacja, którą przeprowadza w sądownictwie,
narzuca porównanie właśnie z tym okresem.
Marszałek walczył z
partiokracją. Mówił: „konstytuta -
prostytuta; pierdel, serdel, burdel”. A prezes Kaczyński walczy z układem w
sądach.
- Pan się odwołuje do dosadnych
i brutalnych określeń marszałka, ale porównanie jest ułomne z prostego powodu:
Piłsudski to Piłsudski, zaś Kaczyński to Kaczyński. Piłsudski to twórca
niepodległego państwa, przywódca Legionów...
A Jarosław Kaczyński?
- Działacz opozycji
demokratycznej w PRL, jeden z wielu.
W lutym 2016 r. prezydent
Andrzej Duda zastanawiał się wraz z gośćmi nad strategią polityki historycznej.
Co to jest taka strategia?
- Dla mnie historia to nauka,
opisywanie przeszłości. Dla nich to coś innego - element
ideologii potrzebnej do wychowania narodowego. Rozmawiali więc pewnie o tym,
jak wychowywać naród. I jest to - jak widać - wychowywanie w duchu nacjonalizmu
i militaryzmu.
Pan prezydent wyraził uznanie
dla niemieckiego filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”: Niemcy nakręcili obraz
pokazujący ich wersję historii - co jest przebiegłe i godne naśladowania.
Zgadza się pan?
- Historia to archiwa, roczniki
starych gazet, relacje świadków, porównania, analizy. Ja jestem zawodowym historykiem.
A film to sztuka, wizja reżysera. „Stawka większa niż życie”, „Czterej
pancerni i pies”. Pamięta pan?
To błąd, że w III RP nie
kręcono filmów historycznych?
- Ależ kręcono, przypomnę serial
o życiu marszałka Piłsudskiego w latach 90., z Zapasiewiczem w roli głównej.
Panie profesorze, teraz będą
wysokobudżetowe filmy z Danielem Craigiem i Angeliną Jolie.
- Chodzi nie o historię, tylko o
narrację. Taki dobór wątków, postaci, elementów, żeby można było utkać opowieść
pożądaną przez władzę, trafiającą do przekonania odbiorców.
Narracja wymusza opowieść w
barwach czarno-białych. Gubią się szarości. Uchwałę o upamiętnieniu 75.
rocznicy powstania Narodowych Sił Zbrojnych Sejm przyjął przez aklamację, bez żadnej dyskusji.
- Opozycja kompletnie przespała
tę sprawę. Nie zorientowała się, że wcale nie chodziło o upamiętnienie NSZ, ale o obalenie mitu Armii Krajowej. To AK była główną siłą
walczącą z Niemcami, była armią państwową, skupiającą wszystkich od lewicy do
prawicy. Kto nie był w AK? Komuniści i skrajni nacjonaliści. Uchwała rozbija
ten obraz.
Przeciwstawia twardych
patriotów NSZ żołnierzom z AK, którzy zaprzestali oporu i zaczęli się ujawniać
Sowietom?
- Przesuwa akcent z wojny na
powojnie i to ma bardzo krótkie nogi. Bo dla milionów polskich rodzin to wojna
była najważniejszym, kluczowym doświadczeniem. W czasie wojny Polacy byli zjednoczeni.
Rząd Polski był w Londynie, Armia Krajowa w podziemiu. Tymczasem uchwała
eksponuje grupę radykalnych nacjonalistów i antysemitów, w 1944 r. zwolenników
kolaboracji z Niemcami.
Ostre słowa.
- One opisują NSZ.
Do uchwały sejmowej trafiła
Brygada Świętokrzyska. To fakt, że akurat oni mieli za sobą współpracę z
Niemcami: oficerowie łącznikowi z SS czy przerzucanie dywersantów z terenu III
Rzeszy na tyły armii sowieckiej.
- Na emigracji tym ludziom
odmawiano praw kombatanckich. Akowcy nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego.
Fundamentalna zasada brzmiała: „Nie kolaboruje się z Niemcami”. A oni ją
złamali. Dziś się ich wybiela. Zrównywanie NSZ z AK to rozbijanie opowieści o
polskim oporze, niezłomnej postawie wobec niemieckiego nazizmu.
W książce „Przeciwko Pax Sovietica” Mariusz Bechta i Wojciech J. Muszyński piszą o kapitanie
Romualdzie Rajsie, ps. Bury, usprawiedliwiając spalenie przez jego oddział
białoruskiej wsi.
- To, że oddział Rajsa „Burego”
dopuścił się zbrodni wojennej w Zaleszanach i nie tylko tam, to sprawa
oczywista. Był zresztą werdykt IPN w tej sprawie. Trudno na to patrzeć
inaczej.
Można. Wspomniani autorzy
piszą, że zginęli tylko ci, którzy się nie podporządkowali rozkazom i zostali w
domach. A było to tak, że matka zostawiała niemowlę, „bo zaraz wrócę, co mam z
dzieckiem chodzić po mrozie”. Jakaś rodzina nie miała butów, więc została w
domu. Potem wszyscy spłonęli żywcem, leżą na wiejskim cmentarzu.
- A więc ofiary same sobie są
winne? Obrzydliwe! Działania partyzanckie często łączyły się ze zbrodniami.
Bury jest tu klinicznym przypadkiem, ale przecież daleko niejedynym. Mówienie,
że ktoś walczył z Niemcami czy z Sowietami i samo to czyni go bohaterem bez
skazy, jest nadużyciem, kłamstwem historycznym. Ich nie obchodzi to, że kłamią
- to dla mnie jasne. Jednak trudno mi zrozumieć tę logikę. Jaki walor
wychowawczy może mieć eksponowanie Rajsa „Burego”?
Patronem 1. Brygady Wojsk
Obrony Terytorialnej został płk Władysław Liniarski ps. Mścisław...
- Komendant białostockiego
okręgu AK.
Pułkownik Liniarski złożył
zeznania obciążające generała Emila Fieldorfa „Nila”, który potem został
stracony. Liniarski był potwornie skatowany,
na salę sądową nie mógł wejść o własnych siłach, po latach odwołał te
zeznania, ale... I jak to oceniać?
- Tu dotykamy czegoś, co jest
prawdziwą historią. Opowieść o dylematach, osobistej tragedii oficera i
człowieka. Czy my możemy go oceniać? Albo potępiać? Bo nie wytrzymał
bestialskich tortur i powiedział za dużo? Historia tamtych czasów powinna
skłaniać do namysłu. A Liniarski to dobry przykład dramatu, niejednoznaczności
tamtego czasu. Ale można jego historię opowiedzieć inaczej. Zrobić z niej
szopkę. Historię kukiełkową. W sumie to proste - wystarczy wyciągnąć jeden
fragment życiorysu, napompować i już mamy gotową konstrukcję ideologiczną.
Tyle że to nie jest historia, a fałsz.
Jarosław Kaczyński mówił
kiedyś, że wobec kompromitacji postaci Wałęsy to jego brat Lech stanie się
postacią symboliczną dla ruchu Solidarność.
- No, niech pan da spokój.
Musiałby spalić archiwa, gazety z tamtego czasu i jeszcze wypalić wspomnienia
z głów ludzi. To Orwell! Jakaś głupota! Wszyscy wiedzą, kto był przywódcą
Solidarności!
Poseł PiS Janusz Śniadek,
były szef S, mówi, że z Lechem Kaczyńskim jako symbolem związku to jest dobry
pomysł.
- Pamiętam takich jak pan
Śniadek jeszcze z PRL. Byli gotowi potwierdzić każde kłamstwo, byle się
przypodobać władzy.
Lech Wałęsa mocno pracował na
erozję swojego mitu: w latach 70. podpisał zobowiązanie do współpracy z SB, a w latach 90. robił wszystko, by zlikwidować
obciążające go papiery.
- Prawda. Ale to kolejny dowód
na to, że historia nie jest czarno-biała; rzadko trafiają się ludzie ze spiżu.
Ale to, co oni robią z postacią Wałęsy, to jakiś absurd. Próbują zniszczyć
przywódcę, bez którego nie byłoby Solidarności. Gdyby nie on, mielibyśmy kilka
związków dowodzonych przez ambitnych działaczy. Po 13 grudnia SB chciała
nakłonić Wałęsę do zdrady; niech stanie na czele fasadowej Solidarności, a
ekstremiści zostaną w podziemiu i zakłócą się na śmierć. Ale Wałęsa Solidarności
nie zdradził, nie poszedł na kolaborację. Można mieć do niego mnóstwo
pretensji, ale - że zaryzykuję karkołomne porównanie - co jest istotniejsze w
życiu Pawła z Tarsu? To, że w młodości prześladował chrześcijan, czy to, że
był apostołem, męczennikiem, że stał się święty?
Jarosława Kaczyńskiego można
chyba zrozumieć. Robi to dla pamięci brata.
- Nie, tego nie można zrozumieć.
Lech Kaczyński nie był przywódczą postacią w Solidarności. Był doradcą WZZ i Regionu
Gdańskiego, zajmował się prawem pracy. Nawet nie aspirował do roli politycznego
doradcy, jakimi byli Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki. Od 1983 r.
pracował w biurze Wałęsy i dlatego awansował w hierarchii. Po 1989 r. zawalczył
o przywództwo, ale przegrał z Marianem Krzaklewskim. I to koniec tej historii.
Nie może być symbolem S. To bzdura.
Czy „tamta strona” nie ma
prawa do poczucia krzywdy? W III RP mieliśmy do czynienia z wieloma
zapomnianymi bohaterami, o Annie Walentynowicz czy małżeństwie Gwiazdów
wspominało się rzadko i z dopiskiem, że trochę odjechali.
- Odbywały się dyskusje, pisano
artykuły w gazetach, kręcono filmy dokumentalne. Ale ludzie bardziej
interesowali się sprawami bieżącymi: transformacją ustrojową, dramatami
robotników z zamykanych zakładów, wzrostem bezrobocia, fascynacją
możliwościami nieskrępowanego wyjazdu na Zachód...
I co się teraz stało?
- Zmienił się klimat społeczny.
Dziesięć lat temu zwykłych ludzi nie podniecała historia, a teraz stała się
tak ważna. Dlaczego? Tego nie jestem w stanie powiedzieć. Dobre pytanie do
psychologa społecznego.
Bronisław Wildstein mówi, że
w III RP też była polityka historyczna, ale dominowała pedagogika wstydu.
- Ale co ma być tą pedagogiką
wstydu? Że wstydzimy się tego, że Polacy mordowali w Jedwabnem? To chyba nie
jest powód do chwały. Ale równolegle opowiadano o AK, o powstaniu warszawskim, przypominano
Katyń, można mnożyć przykłady.
Profesor Legutko uważa, że
jest u nas silna tradycja wyrzekania się polskości.
- Jakaś obsesja. Nie spotkałem
nikogo, kto by się jej wyrzekał. Tu chodzi o coś innego - o wykreowanie
opowieści o tym, jacy to jesteśmy wspaniali. O tym, że Polacy albo byli
bohaterami, albo ofiarami. W taką opowieść Jadwabne czy pogrom kielecki wpisują
się słabo. Słyszał pan słowa minister edukacji? Jedwabne: „ta dramatyczna
sytuacja jest kontrowersyjna”. Kielce: „różne były zawiłości historyczne”.
Według nich Polska jest bezgrzeszna. A tego historycznie udowodnić się nie da.
Wy mówiliście Gombrowiczem, to oni mówią Sienkiewiczem.
- Jaka wymyślna konstrukcja!
Tylko że to żaden Sienkiewicz, ale egoizm: „Myśmy cierpieli, a inni mają to
uznać”.
A „Polska to brzydka panna
bez posagu” - jak powiedział Władysław Bartoszewski? Tak?
- Rozumiem, że tamtą stronę
obraża określenie „brzydka panna”. Cóż, nie jesteśmy pępkiem świata.
Bartoszewski nawet po śmierci
jest za to atakowany.
- Mowa o tym panu z telewizji
publicznej, który dziwił się, że Bartoszewski przeżył Auschwitz? Co ja mam
powiedzieć? Ręce opadają! A wracając do tematu, to przecież chyba jasne, że
nie jesteśmy bardzo ważni z punktu widzenia Wielkiej Brytanii czy Stanów.
Czyli sami musimy zabiegać o to, by rozumiano nasze prawo do bezpiecznej
egzystencji, uczestniczenia w życiu międzynarodowym, wymianie kulturalnej. To
także nakłada na nas pewne obowiązki - choćby takie, by sobie samemu nie
szkodzić.
Czym sobie szkodzimy?
- Pompowanie NSZ skończy się
tym, że będziemy musieli tłumaczyć, że w czasie wojny nie kolaborowaliśmy z
Hitlerem. Sami na własne życzenie wyprowadzamy się ze świata demokratycznych
wartości. Robi się z tego pułapka, bo mówimy Ukraińcom: „Wy nie macie prawa
powoływać się na UPA”. A oni odpowiedzą: „A Polacy mogą powoływać się na NSZ?”.
Prezes IPN Jarosław Szarek
przyznaje, że w stosunkach z Ukraińcami mamy zimną wojnę. Mówi, że Ukraińcy
muszą przejść taką drogę jak Niemcy.
- Ukraińcy mają niezależne
państwo i pan Szarek nic nie może im narzucić. To dziecinada. A odpowiedzią na
nasz egoizm narodowy będzie ich egoizm narodowy. I drastyczne pogorszenie
stosunków z ważnym sąsiadem.
Paradoksalnie to akurat
podważa dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego, który potrafił sporo znieść dla poprawy
relacji z Ukrainą czy Litwą.
- Lech Kaczyński te sprawy miał
głęboko przepracowane. Trudne relacje z Ukrainą, Litwą, Niemcami, Żydami.
Potrzeba uśmierzania napięć. Problem stosunku do własnej przeszłości - to
wszystko nie dość, że atrakcyjne intelektualnie, to jeszcze pozwalające budować
wspólną przyszłość z innymi narodami. Lech Kaczyński wiedział, że jeśli mamy
budować przyszłość, to należy być nieco powściągliwym w mówieniu o swoich
krzywdach. Aby dialog nie kończył się na licytacji, kto wycierpiał więcej. Obóz
dzisiejszej władzy niszczy dorobek Lecha Kaczyńskiego.
Dzieli nas niemal wszystko.
Gwizdy przy mogiłach powstańców, Muzeum II Wojny Światowej, Lech Wałęsa,
okrągły stół. Czy Polacy są jeszcze w stanie rozmawiać na temat wspólnej
historii?
- Rozmowa? Przecież trwa
rewolucja! Ma doprowadzić do zmiany elit, do zmiany miejsca Polski w Europie.
Ma zniszczyć państwo liberalne i zastąpić go jakimś tworem ludowo-plebejskim.
Chcą stworzyć Polskę alternatywną do tej, jaką znamy od 1989 roku.
Prezydent Andrzej Duda mówi, że trzeba odbudowywać wspólnotę.
- Prezydent już podzielił nas na bohaterów i zdrajców.
Zarzucił elitom III RP, że uprawialiśmy postkomunizm, że nie dbaliśmy o
bohaterów. Te oszczerstwa raczej wykluczają możliwość dialogu.
11 Listopada
Polacy będą świętować podzieleni?
- Na nic innego się nie zanosi.
Bo niby jak mamy świętować razem? Nie wyrzeknę się wolnej, demokratycznej
Polski, którą odbudowaliśmy po 1989 roku. A oni ten ideał opluwają. Nie tylko.
Podważają jedność walki z Niemcami w czasie II wojny światowej, znaczenie
Armii Krajowej, ideały demokratyczne, postulat dialogu z obywatelami innych
narodowości. Jak świętować razem?
Za rok mamy 100-lecie
niepodległości. Może prezydent powinien zaprosić poprzedników? Stanąć w szeregu
z Lechem Wałęsą, Aleksanderem Kwaśniewskim, Bronisławem Komorowskim?
- To niemożliwe w świetle tego,
co się dzieje w Polsce. Oni rozmontowują niezawisłe sądy, a my mamy spuścić na
to zasłonę milczenia na jeden dzień i powiedzieć: „Dobra, maszerujmy”?! Nie ma
na to zgody.
Na czym polega nasz spór?
- W naszej tradycji są dwa
alternatywne sposoby patrzenia na Polskę i polskość. Jedna to tradycja
nacjonalistyczna: emocjonalna i egocentryczna. Taki Dmowski, ale w wersji
populistycznej - uproszczony, ludowy. A tradycja przeciwna jest obywatelska -
przed wojną obóz Piłsudskiego, w okresie tworzenia państwa - chce jak
najszerszego konsensusu dla budowania państwa i jest otwarta na modernizację.
Te wizje się trudno spotykają, bo mówią zupełnie różnymi językami.
Czyli - jak to mamy w
polskiej tradycji - porozmawialiśmy
sobie o dwóch trumnach: Piłsudskiego i Dmowskiego?
- Oczywiście. Trzecia RP była
obywatelska. A teraz mamy próbę budowania Polski plebejskiej i
nacjonalistycznej.
Stulecie odzyskania niepodległości szykuje się nam raczej smutne?
Stulecie odzyskania niepodległości szykuje się nam raczej smutne?
- Niestety, na to wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz