W Słupsku mówią, że zarządzanie
miastem męczy Roberta Biedronia. Dlatego głównie jeździ po świecie. W
delegacjach spędził w ciągu trzech lat aż siedem miesięcy.
Renata Grochal
Mimo
późnej pory na Europejskim Forum Nowych Idei w Sopocie spore emocje. Na panel
zaplanowany między godziną 23
a 1 w nocy przyszło prawie sto osób. Młode pokolenie
polityków ma dyskutować o tym, co po PiS. Na sali są już Joanna Mucha i Borys
Budka z Platformy Obywatelskiej, Katarzyna Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pihowicz
z Nowoczesnej oraz Barbara Nowacka z Inicjatywy Polska. Czekają na prezydenta
Słupska Roberta Biedronia.
- Biedroń przyszedł spóźniony i od wejścia
gwiazdorzył. Zachowywał się tak, jakby robił łaskę, że w ogóle się pojawił. A
gdy przyszła jego kolej, powiedział znudzony, że nie chce mówić o PiS, tylko o
marzeniach, bo one są w polityce najważniejsze - opowiada uczestniczka
dyskusji.
- Jakie są jego marzenia? - dopytuję.
- No właśnie nie potrafił powiedzieć. Do tej
pory oglądałam go tylko w telewizji i byłam bardzo ciekawa, jaki jest na żywo.
Ale mnie rozczarował. To chyba najbardziej nadmuchany balon w polskiej polityce
- ocenia moja rozmówczyni.
KTO GŁASZCZE KOTA
41-letni Robert
Biedroń jest nadzieją lewicy. Wielu widzi w
nim polskiego Emmanuela Macrona. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski ogłosił
nawet, że Biedroń może zostać prezydentem Polski w 2020 r. Jego zdaniem to
jeden z wybijających się polityków młodego pokolenia, ma wielkie zasługi w
budowaniu w Polsce tolerancji. - On przełamał tabu. Kiedyś w ogóle nie mówiło
się o homoseksualizmie, ci ludzie byli stygmatyzowani. A Biedroń przez swoją
otwartość na współpracę, brak agresji pokazał, że polskie społeczeństwo jest
otwarte, że potrafi głosować na takich ludzi - mówi mi Kwaśniewski.
Sam Biedroń o swoich politycznych planach
mówi niewiele. Podkreśla, że na razie koncentruje się na Słupsku.
Gdy spaceruję ulicami miasta, widzę wiele
kamienic wymagających remontu. Im dalej od zadbanego rynku, tym bardziej straszą
nieotynkowane ściany i stare, zniszczone okna. W urzędzie miasta mówią, że na
remont budynków komunalnych potrzeba 200 mln zł, ale magistrat nie ma takich
pieniędzy. Słupsk to 90-tysięczne miasto, które straciło status wojewódzki.
Ludzie raczej z niego wyjeżdżają, niż do niego przyjeżdżają.
Z prezydenturą Biedronia wiązano tu wielkie
nadzieje. Wielu moich rozmówców liczyło, że znany z telewizji polityk ściągnie
do Słupska inwestorów, rozwiąże narastające od lat problemy. Ale - przynajmniej
na razie - tak się nie stało.
- Biedroń jest bardzo sympatyczny, bystry i
mądry, ale on się tutaj męczy. W Słupsku życie towarzyskie kończy się wraz z
zamknięciem sklepów. A on jest przyzwyczajony do wielkiego świata, ciągnie go
do parlamentu - mówi Beata Chrzanowska, szefowa rady miejskiej z PO. Narzeka,
że Biedroń rzadko bywa na sesjach rady miejskiej i na komisjach.
- Nie przyszedł nawet na posiedzenie rady
zwołane na jego wniosek, by zwiększyć pieniądze na budżet obywatelski. Wolał
jechać na otwarcie roku akademickiego do Koszalina - opowiada.
Jeden z lokalnych dziennikarzy wspomina,
jak kiedyś Biedroń zamiast jechać z samorządowcami na rozmowy do Ministerstwa
Rozwoju o inwestycjach, które miały być rekompensatą za tarczę antyrakietową w
Redzikowie, poszedł rano na wywiad do Onetu. Wiceminister rozwoju przyszedł na
spotkanie z wydrukowaną wcześniejszą rozmową z Biedroniem, który mówił m.in. o
polityku głaszczącym kota, co w PiS odebrano jako zaczepkę pod adresem
Jarosława Kaczyńskiego. Kładąc kartkę na stole, wiceminister powiedział: „No
to podkład pod rozmowy już mamy”. - Spotkanie trwało chwilę, a sprawa
inwestycji do dziś nie posunęła się o krok - mówi mój rozmówca. Biedroń
tłumaczy, że nie chciał drażnić swoją obecnością, bo PiS traktuje go jako osobistego
wroga.
Lokalny biznesmen opowiada mi, że w styczniu
na spotkaniu z działaczami PiS w Gdańsku Kaczyński powiedział, że Słupsk z
Biedroniem trzeba zaorać, bo ten ciągle ich atakuje. Rząd m.in. odrzucił
projekt dofinansowania z unijnych funduszy hali widowiskowo-sportowej, a
niedawno ogłosił, że z budowy drogi ekspresowej S6 wypadnie odcinek wokół
Słupska. - Dopóki Słupskiem będzie rządził Biedroń, nie dostaniemy ani złotówki
od rządu - mówi Jan Czechowicz, szef słupskiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Samorząd to nie była miłość Biedronia,
raczej szalupa ratunkowa. Twój Ruch, z którego był posłem w okręgu
słupsko-gdyńskim, nie miał szans na ponowne wejście do Sejmu, więc Biedroń
wystartował na prezydenta Słupska. Wybory wygrał na fali zmęczenia poprzednim
prezydentem Maciejem Kobylińskim z SLD, który rządził miastem trzy kadencje i
bardzo je zadłużył. Hasło Biedronia „Nareszcie zmiana” spodobało się
mieszkańcom. Zdaniem Jacka Aleksandra, prezesa stowarzyszenia Nasz Słupsk, które
przed wyborami poparło Biedronia, zmiana jest, ale na
gorsze.
- Poprzednika łatwo było krytykować, bo
popełniał dużo błędów. Biedronia trudno, bo nie robi nic - podkreśla. Wielu
moich rozmówców wytyka mu, że prawie nie ma go w urzędzie, a jak jest, to zajmuje
się własnym PR.
- Prezydentowi zależy na medialnym sukcesie,
więc wszystko musi być „wow”! Jak wyremontował jeden boks w schronisku dla
zwierząt, to wystąpił w telewizji z Joanną Krupą. W sylwestra bigos w rynku
musiała gotować Magda Geissler - opowiada szefowa rady miejskiej. Gdy Biedroń
chciał dyskutować z mieszkańcami o tym, jak powinien zmieniać się Słupsk,
wystawił na główną ulicę czerwoną kanapę, na którą zapraszał rozmówców.
Oczywiście wszystko pokazała telewizja. Ale niewiele z
tego wynikło.
Biedroń przekonuje, że PR służy miastu. -
Wielkie metropolie rozwijają się same. A miasta średniej
wielkości, takie jak Słupsk, potrzebują atencji państwa, by się rozwijać. Jak
mam przekonać urzędników w Warszawie, że potrzebujemy drogi ekspresowej S6 czy
drugiej linii kolejowej? Muszę robić Słupskowi dobry PR.
Z BIEDRONIEM PRZEZ ŚWIAT
Gdy Biedroń zaczął urzędowanie w
ratuszu, zrezygnował z wielkiego gdańskiego biurka na rzecz nowoczesnego mebla
z podnoszonym blatem, przy którym można pracować na stojąco. Krzyż wiszący na
ścianie zastąpił obrazem Edwarda Dwurnika. To miał być sygnał, że idzie nowe.
Nie sprzedał jednak limuzyn, które miały
być symbolem rozpasania poprzedniego prezydenta, chociaż obiecał to w
kampanii. Mówił, że przesiądzie się na rower. Ale rowerem jeździ rzadko, bo
wynajął mieszkanie tuż obok ratusza.
- To picer. Ze dwa razy
widziałem go na rowerze, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu były telewizyjne
kamery. Samochodem jeździ na lotnisko, gdy lata do Warszawy albo w dalsze
podróże - mówi Jacek Aleksander.
Beata Chrzanowska dodaje, że radni
dowiadują się o decyzjach prezydenta z jego poniedziałkowych konferencji prasowych.
- Przynajmniej wiadomo, że jest wtedy w pracy, bo później zwykle wyjeżdża -
podkreśla szefowa rady miejskiej.
Od początku kadencji Biedroń spędził w
delegacjach 206 dni, czyli w sumie prawie 7 miesięcy. Odwiedził ponad 20
krajów. Jeździ m.in. na konferencje środowisk LGBT, np. w 2015 r. był w Las Vegas. Urząd miejski nie chce ujawnić, ile było wyjazdów na
takie imprezy. Biuro prasowe zapewnia, że w takich wypadkach prezydent lata na
koszt organizatorów. Biedroń przekonywał, że w Las Vegas, reprezentując Słupsk jako prezydent, będzie sprzyjał
promocji miasta. Słupska prawica domagała się, by jechał tam jako osoba
prywatna. - Tłumaczył, że jeździ po świecie, żeby szukać inwestorów. Ale
żadnego nie znalazł, więc nie wiem, po co jeździ - rozkłada ręce szefowa rady
miejskiej.
W sprawach samorządowych głosu Biedronia nie
słychać. Często wypowiada się za to w sprawach gejów, równości, ostatnio
wystąpił w kampanii Anji Rubik dotyczącej edukacji seksualnej. - On jest
piekielnie inteligentny. Gdyby chciał, to w trzy lata by się wgryzł w samorząd.
Ale ma inne priorytety. Chce być prezydentem Polski, a nie Słupska - twierdzi
jeden z moich rozmówców.
W mieście panuje przekonanie, że Biedroń
buduje swój wizerunek głównie dzięki mediom ogólnopolskim. Często gości w TVN24, daje wywiady, w których kreuje się na głównego oponenta
PiS. Beata Chrzanowska mówi, że zachwyt Biedroniem rośnie wprost
proporcjonalnie do odległości od Słupska. Gdy była z prezydentem w Norwegii,
Polacy tam mieszkający zaczepiali go na lotnisku i robili sobie z nim zdjęcia.
Zachęcali, żeby kandydował na prezydenta kraju.
- Co z tego, że on jest popularny, jak dla
miasta niewiele z tego wynika - narzeka.
Większość obowiązków w urzędzie
Biedroń scedował na swoich zastępców i dyrektora strategicznego Marcina
Anaszewicza. Powołał go, chociaż ustawa o samorządzie nie przewiduje takiego
stanowiska. 41-letni Anaszewicz to dobry znajomy Biedronia, w urzędzie mówią o
nim „nadprezydent”. Pracował wcześniej w Poczcie Polskiej, ma doktorat z nauk
społecznych. Dogląda wszystkiego pod nieobecność Biedronia. Urzędnicy mówią, że
próbuje przeszczepić do samorządu rozwiązania z wielkiej korporacji.
KTO JEST HOMOFOBEM
Lokalni politycy i biznesmeni zarzucają Biedroniowi wstrzymanie inwestycji, chociaż
w programie wyborczym obiecał ambitny plan inwestycyjny. Jego wielką zasługą
jest to, że obniżył zadłużenie miasta, które sięgało 60 procent. Słupskowi
groziły bankructwo i zarząd komisaryczny. W końcówce rządów PO-PSL w 2015 r.
Biedroń osobiście zdobył u premier Ewy Kopacz 13 mln zł. Dzięki nim miasto
spłaciło część długów, wyremontowało Państwowy Teatr Lalki Tęcza i część
mieszkań komunalnych. Jednak - jak mówią
radni - nie wiadomo, w jakim kierunku Słupsk ma się rozwijać.
- W kampanii Biedroń obiecał, że zlikwiduje
Straż Miejską i strefę płatnego parkowania, ale straży nie
zlikwidował, a strefę płatnego parkowania rozszerzył. Obniżył dług, ale
podwyższył podatki i wstrzymał inwestycje. A przecież to jest ostatni unijny
budżet, w którym Polska dostaje tak duże pieniądze. To, że teraz będziemy mieć
o kilka milionów długu mniej, nic nie da, bo później będziemy musieli więcej
zapłacić za inwestycje - argumentuje Jacek Aleksander.
Znany lokalny biznesmen mówi, że mieszkańcy Słupska są sfrustrowani, bo patrzą na pobliski
Koszalin, który się rozwija - są tam nowoczesna filharmonia, hala
widowiskowo-sportowa, aquapark, obwodnica. Prezydent
odpowiada na to, że gdy obejmował władzę w Słupsku, było to piąte w kolejności
najbardziej zadłużone miasto w Polsce. - Mogłem albo zadłużać je dalej, albo
zacisnąć pasa - podkreśla. Zapowiada, że
duże inwestycje rozpoczną się lada chwila. Do końca 2021 r. ma być
przeprowadzona rewitalizacja starego miasta, a nad rzeką Słupią powstaną
bulwary.
Biedroń ma nadzieję, że dzięki jego interwencji
u unijnej komisarz Elżbiety Bieńkowskiej droga ekspresowa S6 nie ominie
Słupska. - Mamy zapewnienie z Brukseli, że albo droga powstanie zgodnie z
projektem, czyli razem z naszym fragmentem, albo Unia cofnie finansowanie
całej inwestycji - mówi.
Uważa, że radni go krytykują, bo nie chciał
z nimi wejść w koalicję i pozwolić na partyjne układy, na których zarabialiby
ich krewni i znajomi. Nie ma większości w radzie, więc każdą sprawę musi
negocjować. Ale jeden z
radnych opowiada, że te rozmowy do przyjemnych nie należą. Gdy ktoś nie zgadza
się z prezydentem, słyszy, że jest homofobem.
Ten sam argument pada, gdy pytam Biedronia,
dlaczego w godzinach pracy jeździ na konferencje LGBT?
- Dlaczego mam nie jeździć na konferencje
ruchów LGBT?! Dlaczego nie wypomina mi się, gdy jeżdżę na konferencje o ubóstwie
albo o kobietach? To jest argument homofobiczny. Osoby LGBT żyją także w
Słupsku - denerwuje się.
Irytuje się także, gdy pytam, co
wynika dla miasta z jego zagranicznych podróży.
- A co, mam siedzieć i płakać, że miasto
sobie nie radzi? Biorę plecak i jadę. U premier Kopacz
załatwiłem pieniądze na oddłużenie miasta, u prezesa
Budimeksu, że wymalowali nam murale w mieście. U prezesa Apple - szkolenia dla
nauczycieli, a u szefa Samsunga - tablety i oprogramowanie,
dzięki któremu dzieciaki z jednego z przedszkoli uczą się kodowania - wylicza.
NOWA PARTIA I SŁUPSKI TEST
Biedroń już ogłosił,
że będzie kandydował na kolejną kadencję w Słupsku. Ale w mieście wiele osób
uważa, że samorząd jest dla niego tylko trampoliną do wielkiej polityki.
- Każdemu można postawić taki zarzut - odpowiada
Biedroń. - Cała działalność publiczna polega na wspinaniu się po drabince. Nie
wiem, dokąd mnie ta drabina wyniesie. Mój los jest w rękach mieszkańców
Słupska - mówi wymijająco.
Na lewicy słychać, że przed wyborami do
Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Biedroń razem z Barbarą Nowacką założą nową
lewicową partię, która wystawi listy w eurowyborach. Jeśli wejdzie do PE, to
wystartuje także w wyborach parlamentarnych, a Biedroń będzie jej kandydatem
na prezydenta w 2020 r.
Biedroń startu w eurowyborach nie potwierdza,
ale i nie zaprzecza. Jednak założył Instytut Myśli Demokratycznej, think tank, który ma przygotować strategiczny dokument
„Scenariusze dla Polski”. We władzach instytutu, oprócz niego, są Anaszewicz i
Nowacka. Nieoficjalnie słychać, że szykowany dokument ma być programem
wyborczym nowej partii Biedronia.
Jednak zdaniem Aleksandra Kwaśniewskiego
zakładanie nowej partii na eurowybory byłoby błędem, to byłby falstart
Biedronia. Najwcześniej z nową partią mógłby wystartować w wyborach
parlamentarnych. - Dla Biedronia prawdziwym sprawdzianem będą kolejne wybory
w Słupsku. Jeśli potwierdzi mandat, zyska wizerunek poważnego polityka. Jeżeli
się okaże, że jeździ po konferencjach, zamiast zasuwać w Słupsku, to będzie
marnie. Bo jeśli te wybory przegra, to będzie jego koniec - mówi Kwaśniewski. A
na razie słupski bilans Biedronia nie wygląda imponująco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz