Dr
Arkadiusz Kierys, nauczyciel z Torunia, chce bronić uczniów przed
manipulowaniem historią przez polityków. Proponuje ,,klauzulę sumienia
historyka"
MARIUSZ SEPIOŁO: -
Pełno tu u pana polityki.
ARKADIUSZ KIERYS: -
Tak?
Na jednej ścianie oryginalne
numery „Trybuny Ludu" z przemówieniem gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu
stanu wojennego, na innej - plakat wyborczy „Solidarność" z Garym
Cooperem. A to przecież sala lekcyjna. To
jest historia, nie polityka. Poza tym, jak pisał Norwid: „Przeszłość to dziś,
tylko cokolwiek dalej”.
Dyrektor się o ten wystrój sali
lekcyjnej nie gniewa?
Nie. A dlaczego miałby? Nie mam w
tej sprawie żadnych „zewnętrznych nacisków”. Dbam o to, żeby uczniowie poznawali
historię nie tylko z książek czy wykładu, ale też mogli ją zobaczyć, dotknąć.
Chociaż z takimi sprawami trzeba dzisiaj uważać. Ostatnio przyszedł do naszej
szkoły donos na jedną z nauczycielek. Donos?
Rodzic pisał, że nauczycielka
nienależycie interpretuje pojęcie „tolerancji” i za bardzo czuje się do niej
przywiązana, a przez to źle kształtuje świadomość uczniów.
Źle, czyli jak?
Myślę, że według rodzica - bo nie
ujawnił do końca swojej definicji tego pojęcia - tolerancja kształtowana w szkole to nic innego jak
szatański liberalizm.
Postanowiliśmy w tej sprawie nie
milczeć. Czytaliśmy ten list na spotkaniach z rodzicami w wielu klasach.
Reakcje były bardzo pozytywne. Rodzice, oburzeni donosem, napisali „kontrlist”,
w którym wyrazili swoją pełną solidarność z nauczycielką. Mało tego: niektórzy
poczuli się osobiście dotknięci. „Boże, to chyba nie w naszej klasie?” -
pytali. „Kto mu dał prawo wypowiadać się w naszym imieniu?”.
Nagłośnienie tej sprawy
spowodowało, że od tego czasu nikt więcej nie zaatakował w ten sposób
nauczyciela.
Ten donos to wyjątek czy znak
czasów? Raczej wyjątek.
Ile lat uczy pan historii?
Ponad 20. I ostatnio od prezydenta
mojego kraju usłyszałem, że do tej pory w Polsce uczono „fałszywej historii”.
Okazuje się zatem, że albo ja nie znałem tej „prawdziwej”, albo tej „fałszywej”
uczyłem z pełną premedytacją, w związku z tym powinienem być dyscyplinarnie
zwolniony za znieważenie narodu polskiego. To były haniebne słowa, niegodne
Prezydenta RP, osobiście dla mnie upokarzające.
Szkoła, w której pan pracuje,
jest jednak pod wieloma względami szczególna. W Gimnazjum i Liceum Akademickim
w Toruniu uczą się najzdolniejsze dzieciaki z całego kraju. Liceum w 2016 r.
zajęło trzecie miejsce w rankingu liceów miesięcznika „Perspektywy".
Polonistka, która przeszła z innego gimnazjum do waszego, po pierwszej lekcji
przeżyła szok, kiedy jeden z uczniów dyskutował z nią o prozie Andrzeja
Stasiuka.
To prawda, mamy zdolnych uczniów.
Ale dziś podziały polityczne przebiegają w poprzek tych społeczno-ekonomicznych
czy demograficznych. Skłócone są ze sobą nie tylko grupy społeczne, ale nawet
rodziny, i nie ma tu znaczenia pochodzenie czy status materialny. I to jest coś, czego do tej pory w Polsce nie było. Znak czasów.
W toruńskiej „Gazecie
Wyborczej" opublikował pan artykuł, w którym postuluje „klauzulę sumienia
dla historyka".
Uważam, że zwłaszcza w
dzisiejszych czasach, kiedy polityka wdziera się w nasze życie z impetem,
historyk powinien opowiadać o historii zgodnie z wynikami badań naukowych. A
nie zgodnie z wolą tego czy innego polityka. Każdej dyktaturze marzy się
panować nad społeczeństwem głupim i leniwym. Głupim, czyli takim, które nie
jest świadome swoich praw i wolności; leniwym, czyli takim, które nie chce o
nie walczyć. „Klauzula sumienia” ma zwrócić uwagę na zagrożenia płynące z
indoktrynacji ideologicznej partii rządzącej, która wie lepiej od nas, co jest
dla nas „dobre i jedynie słuszne” - szczególnie w dziedzinie edukacji i
historiografii.
Ale dlaczego „klauzula
sumienia"?
To trochę prowokacja, ponieważ
klauzulę sumienia lekarzy uważam za kompletny absurd. Bo jak człowiek, od
którego zależy moje życie i zdrowie, może kierować się w swoich działaniach
własnym sumieniem zamiast tym, co podpowiada
mu medycyna? Dlatego postanowiłem
pożyczyć sobie pojęcie z drugiej strony barykady i zupełnie je odwrócić. Nie
możemy się kierować „sumieniem”, czyli często światopoglądem, ale mamy obowiązek
- podkreślam obowiązek - kierować się wynikami badań, czyli rozumem. Taki jest nasz zawód. A kto nie może temu sprostać, niech zmieni
profesję.
W swoim artykule pisze pan
o „kainowych zbrodniach", czyli przestępstwach
dokonywanych na Polakach przez Polaków w czasie drugiej wojny światowej. Według
pana dziś historycy powinni o nich przypominać.
Uważam, że mówienie o nich jest
oczyszczające dla społeczeństwa. Głoszenie trudnej historii nobilituje naród,
który potrafi się z nią zmierzyć. Dlaczego mielibyśmy nie dyskutować np. o „złotych
żniwach”, o których pisał Jan Tomasz Gross, skoro w latach 1946-48 szeroko
pisała o nich polska prasa? Dlaczego milczymy o roli wysokiej hierarchii
kościelnej w rozbiorach Polski? Prymasów: Gabriela Podoskiego i Michała
Poniatowskiego, Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał warchołami i cynicznymi
zdrajcami. Biskupa Ignacego Massalskiego lud Warszawy powiesił podczas
insurekcji kościuszkowskiej. Wszystko to za sprzedaż ojczyzny za rosyjskie
ruble.
W tekście o „klauzuli
sumienia" przytacza pan przykłady tematów, które dziś wydają się zupełnie
zafałszowane, a o których historyk powinien mówić uczniom zgodnie z
ustaleniami swoich kolegów po fachu. O tzw. żołnierzach wyklętych pisze pan
tak: „Pod koniec wojny i po jej
zakończeniu działały w podziemiu różne oddziały zbrojne, głównie dawnej Armii
Krajowej (rozwiązanej w styczniu 1945 r.), ale też Narodowych Sił Zbrojnych
(NSZ), Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Żołnierze ci reprezentowali skrajnie
różny światopogląd polityczny i mieli inną wizję
przyszłej niepodległej Polski. Armia Krajowa stała na stanowisku rządu
londyńskiego - przyszły kraj miał być republiką demokratyczną (...). Członkowie
Narodowych Sił Zbrojnych to głównie przedwojenni nacjonaliści i faszyści spod znaku Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR). Dla nich
Polska miała być katolickim państwem narodu polskiego i - jak sama nazwa wskazywała
- kraju dla jednego narodu i jednej religii. Jak zatem widać, określanie jednym
pojęciem tak skrajnie różnych oddziałów zbrojnych jest rzeczą krzywdzącą i
wprowadzającą zamieszanie (...)".
Szlachetne i piękne pojęcie
żołnierzy wyklętych jest
dziś zupełnie zafałszowane. Na początku lat
90. zostało ono wykorzystane do rehabilitacji Narodowych Sił Zbrojnych, czyli
tak naprawdę żołnierzy, którzy przed wojną byli nacjonalistami lub faszystami i
którzy podczas drugiej wojny światowej działali nie zawsze zgodnie z honorem
żołnierskim (tworzyli listy proskrypcyjne na innych Polaków, by pozbyć się ich
rękoma Gestapo). Dziś wybiela się ich przestępstwa, wrzucając wszystkie oddziały
konspiracyjne do jednego worka z napisem: „żołnierze wyklęci”. Tym samym
„Niezłomni” stali się narzędziem w rękach rządzącego reżimu do tworzenia
własnej polityki historycznej.
Używając sformułowania „po
drugiej stronie barykady', opowiada się pan jednoznacznie po jednej ze stron
politycznego sporu.
Każdy ma jakąś granicę wytrzymałości.
Moja pękła. Uważam, że mamy dziś w Polsce rządy autorytarne, które starają się
wpływać na każdą dziedzinę naszego życia, a przede wszystkim na edukację.
Trochę to przypomina przedwojenną sanację, trochę dyktaturę gomułkowską z jej
antyniemiecką narracją, tak jakby politycy reżimu rządzącego nie zauważyli, że
wojna skończyła się ponad siedem dekad temu, a list biskupów polskich do biskupów
niemieckich o pojednaniu ma już ponad pół wieku.
Na ile „klauzula" była
pana reakcją na podstawę programową z historii, a na ile na bieżącą politykę?
Podstawa jest sformułowana bardzo
ogólnie. Także dlatego, że projekt powstawał na kolanie, po szybkiej decyzji
likwidacji gimnazjów. Dzisiaj jednak władza niszczy
cały system edukacji, żeby na jego gruzach zbudować nową ideologię. Jak mówił
Josif Brodski, budowę nowego domu zaczyna się nie od wylania fundamentów, ale
od wypalenia cegieł. Podstawa programowa to tylko detal większej całości.
Prof.
Włodzimierz Suleja, twórca podstawy
programowej, stwierdził, że odtąd historia powinna zawierać więcej „wątku
ojczystego".
Co pan o tym myśli?
Leszek Kołakowski pisał niegdyś,
że przedstawiciele materializmu dialektycznego mieli spory kłopot z odnalezieniem
„walki klas” w historii wszystkich krajów, gdzie ta doktryna obowiązywała
- np. ustroju feudalnego. Z tym samym kłopotem
będziemy mieli do czynienia w przypadku „historii z polskiej perspektywy”. Jak
znaleźć „wątek ojczysty” np. w czasach, kiedy Polski jeszcze nie było?
No to zróbmy eksperyment.
Prześledźmy najnowszą historię Polski z punktu widzenia „wątków
ojczystych".
Jak by to wyglądało?
Odzyskanie niepodległości w 1918
r. - tutaj nie wyróżniłbym szczególnie żadnej
z postaci. Jeśli miałbym jednak wskazać na twórców niepodległości, byłaby to
grupa ludzi: obok Piłsudskiego na pewno Roman Dmowski, Ignacy Daszyński,
Wincenty Witos. Endekiem nie jestem, ale Dmowski miał jasną i określoną koncepcję
odrodzenia Polski i skutecznie do niej dążył - w odwrotności do Piłsudskiego,
który wyraźnie źle obstawił zwycięzcę w wojnie światowej. Prawda jest jednak
taka, że rację miał książę Adam Jerzy Czartoryski z Hotelu Lambert - Polska
powstała w wyniku zbiegu szczęśliwych okoliczności międzynarodowych. Po prostu
zaborcy upadli. Nie rozumiem tylko dzisiejszego uwielbienia PiS dla Józefa
Piłsudskiego - przecież był on socjalistą, a jego orzełek na czapce był bez
korony. Wyrzekł się też katolicyzmu i zaledwie osiem lat od odzyskania
niepodległości zniszczył polską demokrację przewrotem majowym.
Przewrót majowy?
Nazywam to „puczem”, „zamachem
stanu” lub „przewrotem wojskowym”. Wtedy został zniszczony polski parlamentaryzm,
który był przecież bardzo młody. Dla mnie sanacja to okres Polski autorytarnej,
której hasła wykorzystuje autorytaryzm obecnej władzy. Proszę zwrócić uwagę na
podobieństwa w przekazie propagandowym: sanacja to przecież „uzdrowienie”
życia politycznego II RP, a dziś „dobra zmiana”, czyli naprawienie III RP.
45 lat rządów komunistów?
W tym wypadku rządzący mają pewien
problem. Jeszcze niedawno Edward Gierek był dla PiS pozytywnym bohaterem
- pamiętam słowa Jarosława Kaczyńskiego o Gierku
jako komunistycznym patriocie, który chciał silnej Polski, a dzisiaj, przy
okazji zabierania emerytur polskim policjantom i żołnierzom, jest już przedstawicielem „zbrodniczego systemu”, z którego
Polska dopiero teraz się oswobadza. Historyczna narracja PiS zależy wyłącznie
od decyzji prezesa partii rządzącej. Niektórych nazywa się „czerwoną hołotą”,
jeśli należą do innej partii lub mają inny światopogląd, a niektórym daje się
wysokie stanowiska, mimo że pełnili funkcje prokuratorskie w zbrodniczym
systemie.
A podczas lekcji o III RP
gryzie się pan w język?
Zdaję sobie sprawę, że w każdej
chwili do dyrektora może przyjść donos lub skarga na to, co mówię. Ja takich
przypadków na razie nie miałem, ale wiem, że się zdarzają.
I ostatnie wielkie wydarzenie
historyczne: katastrofa smoleńska.
Kiedy w mediach znowu pojawia się
jakaś sensacyjna informacja na ten temat, między uczniami zaczynają się
dyskusje. O polityce dużo rozmawia się w domach. Włączam je w swoje lekcje.
Czego będzie pan uczył za 20
lat o czasach, w których żyjemy
dzisiaj? Trudne pytanie. Myślę, że za parę
dekad będę wierny mojej zasadzie: uczyć bez oceny moralnej, zgodnie z
ustaleniami kolegów naukowców.
Reporter Marcin Kącki, który
opisał dzisiejszy Białystok niepotrafiący przerobić swojej historii, pokazuje młodych
ludzi, którzy na jednym ramieniu mają tatuaż Polski Walczącej, na drugim
swastykę.
Młodzi żyją dzisiaj w natłoku
sprzecznych informacji o świecie. Nie zawsze mają szansę wyrwać się z szarej
codzienności, zdobyć lepsze wykształcenie i pracę. Ich frustracja sprzyja
łatwej ideologizacji. Takiemu młodemu chłopakowi ze ściany wschodniej wmawia
się: jeśli w życiu jest ci źle, nie jest to twoja wina, wina leży po stronie
jakiejś obcej siły.
Istnieje ktoś, kto stoi nam,
prawdziwym Polakom katolikom, na przeszkodzie, i tego kogoś trzeba wyeliminować. Kiedy ja widzę dziś, jak przez Polskę
maszeruje ONR, dla mnie, historyka, to niezwykle przykre. A jeszcze bardziej
przykre jest dlatego, że patronem tych wydarzeń jest Kościół katolicki.
Ci, którzy maszerują, to ludzie
mojego pokolenia. Urodzeni na przełomie lat 80. i 90., wychowani w wolnej
Polsce. W czasach, w których na historii można było swobodnie uczyć o zbrodniach
faszyzmu i nazizmu. Więc skąd ta ich ignorancja?
To, o czym już mówiłem:
nierówności społeczne, brak szans na życiowy rozwój sprzyjają zasiewaniu w
głowach radykalnych poglądów. Innej odpowiedzi nie mam.
A co zrobił ich nauczyciel
historii, żeby przez 27 lat wolnej Polski wbić do głowy tym dzieciakom, co w
historii było dobre, a co złe?
Nie ma złej czy dobrej historii.
Trzeba ją tylko traktować jak naukę, a nie wyznanie wiary.
A dobrzy i źli nauczyciele?
Wszyscy jesteśmy teraz w niezwykle
trudnej sytuacji. Można nie zauważyć, że już uległo się wpływowi swoich czasów
albo własnych przekonań. Właśnie dlatego zacząłem wśród kolegów propagować
pojęcie „klauzuli sumienia historyka”, żebyśmy nie zapomnieli, jaka jest nasza
rola.
Trzeba też jednak pamiętać, że najlepsza
edukacja nie gwarantuje nam, że w umysłach młodych ludzi nie zrodzą się radykalne
poglądy. Dwa lata temu miałem dobrego ucznia. Angażował się w naukę historii,
miał bardzo dobre wyniki. Wiedział o dziejach narodowych wystarczająco dużo,
by wyrobić sobie o nich własne zdanie, a mimo to właśnie on z całej klasy
został członkiem ruchu narodowego. Dziś głosi hasła o nieustannej walce o
odkłamywanie historii. Mimo to musimy nieustannie edukować i pokazywać, jak
jedno wydarzenie może być różnie interpretowane w historiografii.
Opłaca się uczyć różnych
spojrzeń?
Ja w to wierzę. Wie pan,
barbarzyńcy nie zawsze wygrywają. A historia totalitaryzmów pokazuje, że
kończą zawsze tak samo - na śmietniku historii.
Ciągle wierzy pan w swój zawód?
Tak, bo wierzę w człowieka, więc
także w historyka - w jego kompetencje, mądrość i wierność powołaniu. Sędziowie
walczą dziś w Polsce o to, żeby swój zawód wykonywać uczciwie i zgodnie ze
sztuką zawodową. Ja jako historyk walczę o to samo.
Arkadiusz Kierys - doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Autor książek i
publikacji, prezes Stowarzyszenia Rojsty, propagującego edukację humanistyczną
wśród młodzieży. Nauczyciel historii w ZS UMK Gimnazjum i Liceum Akademickim
oraz I Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz