Czy pisowscy notable
ze Stalowej Woli poniosą odpowiedzialność za tragiczny wypadek ucznia na
szkolnej strzelnicy?
Mataczenie,
nakłanianie do fałszywych zeznań, prywatne spotkania prowadzących śledztwo z
podejrzanymi, tajemnicze zawirowania wokół dowodu rzeczowego. Wszystko po to,
by samorząd Stalowej Woli i dyrekcja szkoły uniknęły zarzutów.
Stalową Wolą rządzi PiS. I to prawie na 100 proc. Z tej partii jest
prezydent Lucjusz Nadbereżny, którego osobiście zachwalał Jarosław Kaczyński, bo
dofinansowuje wyjazdy lokalnych patriotów na marsze niepodległości do Warszawy,
starosta powiatowy Janusz Zarzeczny i wszyscy radni miejscy z wyjątkiem dwóch.
Nie przypadkiem to właśnie tu fetował przed dwoma tygodniami Święto
Niepodległości prezydent RP Andrzej Duda, który prezydenta Stalowej Woli
odznaczył za zasługi. Nic się w mieście
zdarzyć nie może bez zgody PiS:
wszystkie stanowiska, także w oświacie, rozdzielane są z partyjnego klucza.
Normalka. To tu dyrektorka szkoły, słynna ostatnio na całą Polskę, prywatnie
przyjaciółka mamy prezydenta Stalowej Woli, na portalu społecznościowym
zachęcała do wstępowania do ONR. To w Stalowej Woli nominacje na stanowisko
dyrektora szkoły radnej PiS Agaty Krzek ogłosił portal STW24, jedyne opozycyjne
medium w mieście, na dzień przed upływem terminu składania ofert konkursowych.
Po tygodniu radna dostała stanowisko. - To, że się nie wycofali, świadczy o
skali arogancji pisowskiej władzy w mieście - mówi redaktor naczelny Artur
Szczęsny. Jego portal jako pierwszy poinformował również o tym, co dzieje się
wokół tragicznego wypadku na szkolnej strzelnicy. Inne lokalne media jakby nie
widziały, że partyjna sitwa działa poza prawem.
I sprawiedliwością.
Nie ten odłamek
Wypadek wydarzył się w maju
zeszłego roku, na zajęciach zaliczających strzelanie, przedmiot obowiązkowy
dla klasy sportowo-wojskowej, do której chodził Rafał. W wielu szkołach powstają
takie klasy, są nawet o profilu narodowo-wojskowym. Raz, że dobrze się
przypodobać nowej władzy, dwa, że na taki profil są przeznaczane dodatkowe
pieniądze. Od września zaś MON realizuje program pilotażowy edukacji wojskowej
w szkołach mundurowych. Na razie w 57 szkołach, które dostaną dodatkowe
finansowanie z budżetu. Docelowo klasa wojskowa ma być w każdym powiecie. Podobnie
zresztą jak strzelnica: Sejm uchwalił już odpowiednią nowelizację. Pieniądze na
rewitalizację starych strzelnic i budowę nowych są zabezpieczone w budżecie
MON. W Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Stalowej Woli strzelali jak zwykle
czwórkami i nagle Rafał krzyknął, a z oka polała się krew. Kilkanaście godzin
później chirurg usunął mu z oka odłamek metalu, który spowodował całkowitą
utratę wzroku w lewym oku. Odłamek przez półtora roku leżał w policyjnym
depozycie, pomijając krótką wycieczkę do biegłego. - Od początku coś mi nie
pasowało, bo zrobiłam zdjęcie tego kawałeczka metalu zaraz po operacji syna w
klinice w Lublinie - mówi matka Rafała. A potem, podczas przesłuchania,
zobaczyła kawałek śruciny znacznie mniejszych rozmiarów. Różnicę wielkości
potwierdziło badanie tomografii komputerowej, jakiemu poddano Rafała jeszcze
przed zabiegiem. Wystąpiła zatem o dołączenie do śledztwa nagrania ze
szpitalnej kamery. Okazało się, że nagranie jest uszkodzone,
brakuje w nim właśnie tego fragmentu, w którym lekarze wyjmują odłamek z oka i
go zabezpieczają. Lekarka operująca Rafała dziś, po tak długim czasie
(zeznawała 16 listopada), nie jest w stanie jednoznacznie potwierdzić ani
wykluczyć czy kawałek śrutu, który badał biegły specjalista balistyki, to ten sam
odłamek, który wyjęła z lewego oka chłopca.
Prokurator Marek Grela z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu,
prowadzący obecnie śledztwo: - Na razie nie stwierdziliśmy, żeby ktoś
zamienił dowód. Trwają badania. Wysłaliśmy odłamek ponownie do biegłego do
analizy balistycznej.
Inni biegli mają sprawdzać, czy na odłamku, który jest w prokuraturze,
są ślady DNA Rafała.
Mecenas Iwona Zielinko reprezentująca Rafała i jego rodziców mówi, że
najprawdopodobniej w oko Rafała wbił się odprysk od ramki kulochwytu. -
Wyszczerbienie w prawym górnym rogu jednego z kulochwytów jest widoczne na
zdjęciu - dodaje. Kulochwyty - ale prawidłowe, z atestem, mają chronić
strzelających, wyłapywać pociski. Te na szkolnej strzelnicy atestu nie miały.
Były obudowane metalowymi ramkami, od których pociski mogły się odbijać.
Dodatkowo okazały się zbyt małe i nienachylone pod kątem 45 stopni. Uczniowie
zeznali, że nauczyciel Krzysztof Sz., instruktor strzelectwa, którego uczniowie
nazywają Majorem z racji jego wojskowej przeszłości, kazał im przynosić z domu
kawałki tektury ze starych opakowań i montować je za kulochwytami. Po wypadku
mówili, że pewnie Rafał wyciął za małą tekturkę.
Zajęcia w strzelnicy zawieszono, a podczas wakacji za kulochwytami
położono gumę. Sama strzelnica, w zaadaptowanej piwnicy (wcześniej była tam
biblioteka) budynku stojącego obok szkoły, również nie miała atestu. Były w
niej metalowe lampy i kaloryfery, od których również mogły się odbijać pociski.
Po wypadku Rafała, w trakcie policyjnych oględzin pomieszczenia, stwierdzono
na posadzce i parapetach okien liczne fragmenty śrutu, a na ścianach
zarysowania pochodzące z rykoszetów.
W dodatku strzelnica działała bez regulaminu, który powinien podpisać
prezydent Stalowej Woli. Dyrektor szkoły podczas przesłuchania twierdził, że
obiekt, w którym strzelali uczniowie i gdzie doszło do wypadku, jest „salą do
strzelectwa sportowego i nie stanowi strzelnicy w rozumieniu ustawy”. Mimo że
wcześniej sam podpisał „Regulamin użytkowania strzelnicy pneumatycznej”.
A karabinki pneumatyczne szkoła kupiła na azjatyckim targowisku w Wólce
Kosowskiej od Bułgara. Dokumenty po angielsku i deklaracja z nieczytelną
pieczątką, że broń ma moc poniżej 17 dżuli. Po wypadku i zbadaniu karabinków
przez policyjnych biegłych okazało się, że to nieprawda. Trzy na cztery (szkoła
miała 12 sztuk, ale policjantom po zdarzeniu przekazano tylko 4) miały większą
moc. A zatem były bronią, na którą wymagane jest zezwolenie.
- Uczniowie strzelali też z
kałasznikowów - mówi mecenas Iwona
Zielinko. - Instruktor zabierał ich w ramach zajęć na poligon w Nisku i tam
każdy próbował, jak trafia się w tarczę z kbk AK.
Kompres z papieru toaletowego
Rodzice Rafała początkowo nie
zwrócili uwagi na to, że chociaż pogotowie wezwał uczeń, a mamę Rafała
zawiadomiła koleżanka syna z klasy, w notatce służbowej sporządzonej przez
młodszego aspiranta stalowowolskiej policji zapisano, że zrobił to nauczyciel
Krzysztof S. Oraz że udzielił poszkodowanemu pomocy w postaci zimnego okładu.
Tymczasem Major posłał jednego z uczniów do łazienki po papier toaletowy i
tym papierem przykrył krwawiące oko Rafała. I to nie od razu. Najpierw, kiedy
koledzy kładli Rafała na ławce, siedział na krześle i patrzył. Na strzelnicy
nie było nawet apteczki. A gabinet szkolnej higienistki był już zamknięty.
Żaden z uczniów nie nosił okularów ochronnych. Może dlatego, że niewiele
przez nie widać. Zresztą okularów były tylko trzy pary, a uczniowie strzelali
czwórkami, na czterech stanowiskach. Regulamin – ten podpisany przez dyrektora
szkoły, a nie jak wymaga prawo przez prezydenta miasta - nie przewidywał
obowiązku zakładania okularów. Dyrektor szkoły Włodzimierz S.: „Uczniowie, na których Statut Szkoły nakłada obowiązek
odpowiedzialności za własne życie i zdrowie, zostali wyposażeni w obiektywne
wytyczne, które zawarte są w Regulaminach Sal Dydaktycznych, które to zawierają
odpowiednie nakazy i zakazy powinnego zachowania się”. Czyli - chłopak sam
sobie winien.
Pierwsze miesiące były ciężkie dla Rafała i jego rodziców. Nie mieli
czasu ani głowy do tego, by interesować się śledztwem. Że jest niemrawe i
najwyraźniej zmierza do umorzenia, zorientowali się po wakacjach. Tymczasem
okazało się, że NFZ płaci tylko za pierwszą operację Rafała, tę ratującą
życie. Kolejne zabiegi (a chłopak przeszedł już cztery), których celem było
zachowanie gałki ocznej, niewidomej, ale jednak własnej, z tęczówką, choć bez
źrenicy, wyglądającą niemal jak zdrowe oko, NFZ uznał za zabiegi estetyczne.
Na leczenie wydali do tej pory ok. 190 tys. zł. Kosztują operacje, ale też leki
na regulację ciśnienia w gałce ocznej, które chronią Rafała przed całkowitą
ślepotą, bo na skutek urazu w drugim, zdrowym oku, teraz działającym za dwa,
rozwinęła się jaskra i przez dwa tygodnie wydawało się, że chłopak całkiem straci
wzrok.
Przed wypadkiem Rafał uprawiał sporty walki, jeździł na motorze, marzył
o startach w wyścigach motocyklowych, miał już nawet za sobą próbne jazdy. I
swoją niebieską yamahę, ale czasem mąż matki pozwalał mu się przejechać na
hondzie, której zazdrościło mu całe miasto. „Jeżdżące arcydzieło”, jak napisał
internauta w komentarzu pod artykułem w lokalnej prasie opisującym wypadek
Rafała. I zastanawiał się, „co musi czuć ten młody wiedząc, że już nigdy nie
poleci ponad trzy paczki na godzinę?”.
Czuł się naprawdę kiepsko. Potrzebna była pomoc psychologa. Kolejne
pieniądze. Żeby zapłacić za leczenie Rafała rodzina sprzedała motory. Gdy matka
zwróciła się do dyrektora szkoły o numer
polisy ubezpieczeniowej, nic nie uzyskała. To wtedy zrozumiała, że muszą wziąć
adwokata.
Pomocna prokuratura i policja
W listopadzie zeszłego roku
adwokat dr Iwona Zielinko złożyła wniosek do Prokuratury Okręgowej w
Tarnobrzegu o objęcie nadzorem postępowania lub o przejęcie sprawy. Była to
jedna z jej pierwszych czynności. Powód: „wielogodzinne, nieformalne (poza
siedzibą prokuratury) spotkania funkcjonariuszy Prokuratury Rejonowej w
Stalowej Woli z kierownictwem Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im Tadeusza
Kościuszki.
Z tych samych powodów (spotkanie w pizzerii Fiori z dyrektorem szkoły
Włodzimierzem S., wicedyrektorką Longiną O. oraz dwoma innymi świadkami)
mecenas zażądała wyłączenia ze śledztwa funkcjonariuszy Komendy Powiatowej
Policji w Stalowej Woli. Nie powiadamiano jej o przesłuchaniach uczniów,
kolegów Rafała. I zauważyła, że wielu bardzo tonuje wypowiedzi, zasłania
niepamięcią lub wręcz zaprzecza wcześniejszym stwierdzeniom z relacji tuż po
zdarzeniu. - Dyrektor szkoły i nauczyciel natychmiast dowiadywali się, co
zeznawali uczniowie - mówi mecenas. - A nauczyciel nachodził kilku z
nich w ich domach, nakłaniał do fałszywych zeznań i groził szkolnymi sankcjami.
Adwokat wystąpiła o ponowne przesłuchanie uczniów, zawiadomiła też
kuratora oświaty i wojewodę, którzy nie wykazywali zainteresowania wypadkiem na
szkolnej strzelnicy. Kuratorium kontrolę w szkole przeprowadziło dopiero po
kilku miesiącach.
Mecenas miała też zastrzeżenia do bezstronności i rzetelności
policjantów odpytujących świadków. I tak, przesłuchując wicedyrektor szkoły
Longinę O., aspirant sztabowy Dariusz G. nie umieścił w protokole fragmentu zeznań, w którym przyznała, że jej
córka Agata została zraniona rykoszetem na szkolnej strzelnicy. Najpierw
wicedyrektor twierdziła, że żaden wypadek przy strzelaniu nigdy przedtem się w
szkole nie wydarzył, ale gdy mecenas, obecna przy przesłuchaniu, zapytała o jej
córkę, zranioną niegroźnie rykoszetem, wicedyrektor potwierdziła. Policjant
pominął to w protokole.
Fałszywe zeznania
O tym, że na strzelnicy wcześniej
nigdy nie było żadnego wypadku, zeznawał także Major, nauczyciel, i to
dwukrotnie. Dziś wiadomo, że poszkodowanych było około 70 uczniów! Rodzice
Rafała zgromadzili oświadczenia od tych, którzy dostawali rykoszetem w rękę
lub w nogę. Uczennica, którą odłamek drasnął w policzek, kilka centymetrów od
oka, zeznała, że panicznie bała się zajęć strzeleckich.
- Śledztwo ruszyło dopiero, kiedy przejęła je Prokuratura w
Tarnobrzegu - mówi matka Rafała. Wiosną postawiono zarzuty dyrektorowi
szkoły Włodzimierzowi S.
- Majorowi. Narażenie uczniów
korzystających ze strzelnicy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia
lub uszczerbku na zdrowiu oraz spowodowania nieumyślnego ciężkiego uszczerbku
na zdrowiu w postaci ciężkiego kalectwa u 16-letniego wtedy pokrzywdzonego.
Kodeks karny przewiduje za to karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
Dyrektor Włodzimierz S. nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień.
Prawdopodobnie odpowie też za doprowadzenie do samowoli budowlanej; okazało
się, że cały budynek postawiono z pogwałceniem prawa. Strzelnicę zamknięto,
szkoła ma obowiązek przywrócić w tych pomieszczeniach stan pierwotny.
Inne wątki, dotyczące pozostałych osób, które również mogły się
przyczynić do tego, że Rafał został kaleką, prokurator wyłączył do osobnych
postępowań. Na razie prowadzone są w sprawie, nikt nie ma zarzutów.
Nadzór nad szkołami ponadgimnazjalnymi sprawuje starostwo. Przez prawie
pół roku od wypadku starostwo nie przeprowadziło nawet kontroli w szkole.
Wnioskowała o to mecenas Iwona Zielinko. Starosta Janusz Zarzeczny od początku
usiłował odciąć się od całej sprawy, twierdząc, że w ogóle nie wiedział o
istnieniu strzelnicy i klas wojskowych. Tymczasem jeszcze jako wicestarosta w
2009 r. podpisał uchwałę zarządu powiatu stalowowolskiego, upoważniającą
dyrektora szkoły Włodzimierza S. do złożenia wniosku o dofinansowanie
utworzenia klas wojskowych. - Według mojej wiedzy starosta powinien mieć
postawiony zarzut składania fałszywych zeznań - mówi Andrzej Szlęzak, który
przez trzy kadencje był prezydentem miasta. - Cała ta sprawa pokazuje, jak
działa sitwa. Zaangażowane są osoby z różnych szczebli władzy, które łączy
partyjna legitymacja Prawa i Sprawiedliwości.
Adwokat Iwona Zielinko nie kryje: zamierza doprowadzić do tego, żeby
także starosta usłyszał prokuratorskie zarzuty. - Mamy trudnego
przeciwnika, bardzo ustosunkowanego - mówi mecenas. - A bezczelność,
buta, arogancja, działanie z pozycji siły to dla sitwy typowe.
Od starosty, dyrektora szkoły i nauczyciela Rafał i jego rodzice nie
usłyszeli nawet słowa przepraszam. Za to matka Rafała ma sprawę karną o
zniesławienie starosty i wicedyrektora szkoły. Wszczętą z urzędu, bo pomówieni
są funkcjonariuszami publicznymi. Za satyryczny wierszyk, jaki opublikowała na
swoim profilu. Wcześniej rodzice Rafała zwrócili się do starosty o
sfinansowanie przynajmniej jednej operacji. Odmówił. Zamierzają domagać się
odszkodowania w procesie cywilnym. – Będzie im ciężko dojść sprawiedliwości
- mówi jeden z dwóch opozycyjnych
radnych w mieście Daniel Hauser. - PiS już ma przecież prokuraturę, za chwilę
weźmie sądy.
Agnieszka Sowa
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń