Katarzyna Lubnauer to
pierwsza kobieta, która bez męskiego nadania zdobyła wysokie stanowisko w
polskiej polityce. Czy osobiste zwycięstwo uda jej się przekuć w sukces całej
opozycji?
Marek
Edelman ponoć zawsze zwracał się do niej per „matematyczko”. Z racji zawodu,
ale może także z powodu jej skłonności do konkretu oraz skrupulatności.
Szefowała wówczas śródmiejskiemu kołu Unii Wolności w Łodzi, którego Edelman
był członkiem. To było dobre 20 lat temu. Bo choć na ogólnopolskiej scenie
Katarzyna Lubnauer zaistniała dopiero w 2015 r., jej polityczne dossier jest
całkiem spore - przeszła przez UD, UW i Partię Demokratyczną. Pod koniec lat
90. udało jej się zdobyć mandat łódzkiej radnej; później jednak było już
trudniej. Nie powiodło jej się w wyborach do Sejmu (w 2001 r. z listy UW i w
2005 r. z listy PD), do Parlamentu Europejskiego (2004 r., UW), jak i w
samorządowych, w których startowała kolejno w 2002, 2006 i w 2010 r. (z list:
lokalnego komitetu „Łódź na fali”, LiD i PO). Drzwi do wielkiej
polityki otworzył przed nią dopiero Ryszard Petru. Dziś sama wystawia go za
drzwi, pozbawiając władzy nad partią, którą zbudował, i niwecząc szanse na realizację
jego marzenia o fotelu premiera. - Brutus też dokonał zamachu na Cezara,
żeby ocalić demokrację - tłumaczy Katarzyna Lubnauer.
Długo była jego bliską współpracowniczką, lojalną, bardzo pracowitą,
stojącą w cieniu popularnego lidera. Później jednak ambicje wzięły górę.
Zaczęła coraz śmielej grać na siebie, krok po kroku budować swoją
rozpoznawalność oraz pozycję w klubie i w partii. Być może i na to wpływ miała
„Madera”. Lubnauer próbowała przecież kryć Petru, wmawiając dziennikarzom, że
lider N wybrał się do Portugalii „w sprawach partyjnych”; ten jednak wystawił
ją na śmieszność, ogłaszając następnego dnia, że chodziło wyłącznie o sprawy
prywatne. Podczas konferencji cały czas stała u boku Petru, minę miała jednak
nietęgą.
To musiał być cios: szef N poświęcił
jej reputację, aby ratować własny wizerunek. Kompromitacji jednak nie uniknął.
Sprawa sylwestrowego wypadu Petru zaciążyła na notowaniach jego partii, a jemu samemu - jak zauważył ostatnio
Marek Migalski - odebrała powagę: coś, co choć nieuchwytne, dla polityka jest
niezwykle istotne.
Na światło dzienne zaraz zaczęły wychodzić również inne problemy szefa N
- jego klubowi koledzy skarżyli się, że nie potrafi zarządzać partią ani
opracować długofalowej strategii, że otacza się klakierami i nie szanuje tych,
którzy mają odmienne zdanie (POLITYKA 7). Czterech najbardziej krytycznych
posłów przeszło w końcu z klubu N do Platformy. Równolegle swoją pozycję
zaczęła umacniać Katarzyna Lubnauer. Kilka tygodni po wybuchu skandalu została
rzeczniczką partii - co zagwarantowało jej dostęp i uwagę mediów; a pod koniec
kwietnia - szefową klubu Nowoczesnej (rozdzielenie funkcji przewodniczącego
partii i szefa klubu parlamentarnego miało pomóc uspokoić sytuację w N i
pozwolić odbić się w sondażach).
Cały czas była też wiceszefową
partii. Bilans roku zamyka zaś jako jej przewodnicząca. Wewnątrzpartyjne wybory
wygrała jednak o włos, a właściwie o głos. - Niewiele brakowało, a Katarzyna
nie miałaby większości bezwzględnej i byłaby druga tura. Ona dostała 149
głosów, Ryszard -140, ale było 5 głosów wstrzymujących się - zaznacza Jerzy
Meysztowicz, dotychczasowy wiceprzewodniczący partii, który choć z Lubnauer
zna się dłużej niż z Ryszardem Petru - bo jeszcze z czasów Unii - głosował na
założyciela N. - Postawiłem na Ryszarda, bo z Kaśką byłem w UW, zaś z
Ryszardem tworzyłem Nowoczesną. A to różnica.
Na dziobie
Wygrana z człowiekiem, który
stworzył Nowoczesną i którego nazwisko do czasu listopadowej konwencji wciąż
było wpisane w oficjalną nazwę partii, to niewątpliwy sukces. Okupiony jednak
sporym ryzykiem. Drogę do zwycięstwa, zgodnie z polityczną sztuką, Katarzyna
Lubnauer torowała sobie, zawierając taktyczne sojusze, m.in. z Kamilą
Gasiuk-Pihowicz. Dlatego dla partyjnych kolegów pierwszym sprawdzianem nowej
przewodniczącej będzie umiejętność wywiązania się z podjętych zobowiązań. Najbardziej
wymownym testem jej skuteczności będzie doprowadzenie do wyboru posłanki
Pihowicz na szefową klubu. Lubnauer ma tego świadomość, dlatego też zdecydowała
o przesunięciu rady krajowej na 16 grudnia (początkowo planowano, że odbędzie
się ona zaraz po konwencji). Rada wybiera bowiem zarząd partii, a od jego
składu będzie zależało, czy Katarzynie Lubnauer uda się zbudować w klubie
poparcie dla kandydatury Kamili Gasiuk-Pihowicz. Stąd nowe władze klubu zostaną
wybrane najpewniej dopiero w styczniu.
- Kaśka ma teraz partię podzieloną na pół, musi więc popracować, aby
ci, którzy poparli Ryszarda, też dali jej mandat zaufania. Ważna będzie tu
kwestia zarządu: tego, kto się w nim znajdzie, jacy będą wiceprzewodniczący.
Jeżeli Katarzyna doprowadzi do powołania takiego koncyliacyjnego gremium,
myślę, że klub przychyli się do pomysłu powołania Kamili na szefową. W innej
sytuacji trudno przesądzać, czy to się uda - mówi poseł Meysztowicz.
Nowa przewodnicząca zaczęła więc objazd po regionach - w pierwszej kolejności tych, z których delegaci chętniej
głosowali na dotychczasowego lidera. Musi przekonać ich do siebie, osłabić
wewnętrzną opozycję. Ważne będą także sondaże - jeśli nastąpi oczekiwany
wzrost poparcia, Lubnauer może spać spokojnie. Akurat pierwszy poważny sondaż
po jej wyborze (IBRiS dla „Rzeczpospolitej”) pokazuje wzrost notowań N o połowę
- po raz pierwszy od dawna partii udało się przekroczyć próg 10 proc. To bardzo
wzmacnia Lubnauer. Jeśli jednak dobre sondaże się nie utrzymają, a szefowej N
nie uda się wywiązać z obietnic ani załagodzić stosunków ze stronnikami Petru,
którzy uważają, że go zdradziła, jej pozycja i kompetencje będą kwestionowane. W tle - jak słyszymy - wisi nawet groźba
rozłamu, do którego mógłby doprowadzić były przewodniczący, jeśli wraz ze
swoimi ludźmi opuściłby klub i porozumiał się z kołem UED (platformerscy
banici). W skrajnej wersji Nowoczesna mogłaby nawet zostać zdegradowana do
poziomu koła poselskiego (według regulaminu Sejmu klub tworzy co najmniej 15
posłów).
Za burtą
To wyjątkowo trudna sytuacja,
dlatego też wiele zależy od tego, jak zachowa się sam Ryszard Petru. Urażona
duma i chęć odwetu to naturalne emocje - czy jednak były przewodniczący będzie
potrafił je powściągnąć i działać dla dobra partii, którą stworzył? Na pewno
nie pomogła w tym propozycja, jaka miała paść ze strony Katarzyny Lubnauer.
Według informacji Onetu jeszcze podczas konwencji nowa szefowa N zaoferowała
Petru, aby pokierował tzw. Radą Mędrców - co odebrano jako złośliwość i chęć
dodatkowego upokorzenia byłego lidera Nowoczesnej. Dziś Lubnauer tłumaczy, że
przekręcono jej słowa. - Mówiłam o radzie politycznej, doradczej. Zdaję
sobie sprawę, że mój ruch może być dla Ryszarda trudny do akceptacji, ale
musimy poukładać nasze stosunki. On zaś musi się zastanowić, czy projekt,
który jest jego dzieckiem, chce wzmacniać czy osłabiać. Dobrze by było, gdyby
chciał zająć się gospodarką, bo po rządach PiS będziemy potrzebowali dobrego
programu gospodarczego. On jest w stanie go stworzyć.
Również Monika Rosa, sojuszniczka Petru, która podkreśla jednak, że
akceptuj e wybór delegatów i zamierza wspierać dla dobra partii nową
przewodniczącą, uważa, że były lider mógłby zająć się opracowywaniem programu.
Ale nie tylko gospodarczego. - Ryszard bardzo dobrze potrafi formować
przekaz, tworzyć wizję i przekonywać do niej Polaków. To ważne zarówno w
kontekście najbliższych wyborów, jak i kolejnych lat. Warto byłoby to
wykorzystać, bo ciężko jest pracować programowo, strategicznie i jednocześnie
zarządzać partią - mówi Rosa.
W rozmowie nad polityczną przyszłością eksprzewodniczącego pojawia się
również wątek zagraniczny. - Ryszard dobrze też odnajduje się w kwestiach
międzynarodowych, w naszych stosunkach z ALDE- podkreśla Lubnauer. Unika
jednak odpowiedzi, czy to oznacza, że będzie chciała wystawić Petru w wyborach
do europarlamentu. To byłoby z pewnością wygodne rozwiązanie. Jest jednak
jeszcze jedna kwestia: finanse. Strata subwencji i kilkumilionowe długi
powodują, że partia musi się mocno gimnastykować, aby zaspokoić nawet bieżące
potrzeby. Tuż przed wyborami Petru miał przekonywać, że to on ma „linki do
sponsorów”: dojścia do ludzi biznesu, z którymi Lubnauer nie ma kontaktu. Nowa
przewodnicząca stara się być w tej kwestii optymistką - przynajmniej
oficjalnie. Ale o tym, jak pilne są potrzeby finansowe Nowoczesnej, chyba
najlepiej świadczy fakt, że w pierwszym liście do sympatyków prosiła nie o
zaufanie, ale o wsparcie pieniężne.
Nie dziwi więc, że w N czekają teraz przede wszystkim na to, co powie
były lider: czym będzie chciał się zająć, jak będzie postrzegał swoją rolę i
polityczną przyszłość. Po porażce z Lubnauer zniknął z przestrzeni publicznej.
Oficjalnie przebywał w Amsterdamie, gdzie uczestniczył w kongresie partii ALDE.
- Jesteśmy na razie na etapie
esemesów. Ale nie spodziewałam się, że nasze relacje po moim geście będą lepsze
- mówi Lubnauer.
W doku
„Kontakt esemesowy” nowa
przewodnicząca N jeszcze do wczoraj miała również z Grzegorzem Schetyną. Po
wygranej napisała do niego, zaproponowała spotkanie, aby „lepiej się poznać”. Bo dotychczasowe
relacje obojga były mocno zdystansowane. Ze strony Lubnauer widać nieufność w
stosunku do Schetyny, którą w Platformie odbierają jako „zaszłości jeszcze z
czasów UW”: pretensje dawnej unitki do człowieka, który opuścił szeregi partii,
aby współtworzyć PO. Już kilkanaście lat temu nie było łatwo. Iwona
Śledzińska-Katarasińska, która wraz z Lubnauer działała w łódzkiej UD i UW, a
następnie przeszła do nowo powstałej PO, wspomina: - Kiedy Unia przygasała,
a część z nas przystępowała do Platformy, to dawni koledzy z UW wręcz
przechodzili na drugą stronę ulicy na mój widok! Te zaszłości między
unitami i platformersami wciąż gdzieś jeszcze się tlą. A według posłanki PO
Nowoczesna ma teraz jeszcze większy problem z określeniem, z kim tak naprawdę
wojuje: - Przecież Kasia mówi o powrocie do korzeni Nowoczesnej. A te
korzenie to opozycja do Platformy!
W PO żartują, że Ryszardowi Petru „została przynajmniej miłość”, ale
wyraźnie widać tam rozczarowanie zmianą lidera w N. Bo paradoksalnie, mimo
męskich ambicji i rywalizacji o prym w opozycji, Schetyna i Petru potrafili
się dogadać - wbrew niektórym medialnym
doniesieniom spotykali się, szczególnie często w tygodniu poprzedzającym wybory
w Nowoczesnej. Ale to właśnie te spotkania na finiszu wewnątrzpartyjnego
wyścigu, a przede wszystkim decyzja o poparciu przez Nowoczesną Rafała
Trzaskowskiego w wyborach na prezydenta stolicy, miały zaważyć na wyniku. Wśród
działaczy N panuje przekonanie, że Petru zachował się zbyt impulsywnie: chciał
uciec do przodu, wykonał ruch, który owszem został dobrze przyjęty na zewnątrz,
ale wewnątrz partii wywołał dysonans. Bo wyglądało to tak, jakby wyjątkowo
tanio sprzedał swoją skórę Schetynie. A jedynym wygranym w całej sytuacji był
Paweł Rabiej, któremu obiecano wiceprezydenturę. Lubnauer zakwestionowała tzw.
porozumienie warszawskie. Chce pertraktować. To może dobry sygnał dla
działaczy N, ale z pewnością nie dla warszawiaków. Jeśli Nowoczesna wystawiłaby
własnego kandydata albo poparła kogoś innego, byłoby to wyłącznie na rękę PiS.
Pod pokładem
Strategia nowej szefowej N w
kontekście wyborów samorządowych może wydawać się dość zuchwała. Sprowadza się
ona do takiej oto myśli: Platforma ma 15 z 16 sejmików, ma więc co tracić;
Nowoczesna nie ma nic, tym samym nie ma nic do stracenia, może więc stawiać
warunki. Na tym podkreślaniu „podmiotowości” i dystansowaniu się wobec PO
Lubnauer budowała też swój przekaz w wewnętrznej kampanii. Doktryna
„współkonkurowania”, którą ogłosiła przed rokiem, wciąż więc obowiązuje. Stąd
też stronnicy nowej przewodniczącej krytykują pomysł „zjednoczonej opozycji”,
proponując w zamian „koalicję wielu podmiotów”. Próbując dociec, na czym polega
różnica, można dojść do wniosku, że w rozumieniu polityków N „zjednoczona
opozycja” oznacza wejście na listy Platformy. Tyle że lider PO nigdy tak tego
nie przedstawiał. Zresztą, pod szyldem samej Platformy byłoby mu trudniej
poszerzyć elektorat i zdobyć głosy potrzebne do odsunięcia PiS.
Poważny sojusz partii opozycyjnych to nie możliwość, ale konieczność -
zwłaszcza teraz, kiedy PiS bezpardonowo kroi pod siebie ordynację wyborczą.
Zmontowanie go to również zadanie Katarzyny Lubnauer. - Jest bardzo
inteligentna i pracowita, ale zarazem przeambicjonowana - opowiada jeden z
łódzkich działaczy Nowoczesnej. - Nie jestem zdziwiony ostatnimi wydarzeniami,
bo bywa bezwzględna, tak budowała swoją pozycję w regionie.
Bo szefowa N sprawia czasem wrażenie osoby chłodnej, kalkulującej każdy
ruch i próbującej wszystko kontrolować. Zagadnięta podczas niedawnego spotkania
z ludźmi biznesu i dyplomacji o to, czy aby nie powinna być bardziej nakierowana
na ludzi, trochę „populistyczna”, odparła, że potrafi być miła i ciepła, ale
przecież czas spotkania jest ograniczony, więc
wyszła z założenia, że lepsze będą konkrety. Możliwe, że to do bólu
pragmatyczne podejście do życia powoduje, że nie jest politykiem
charakterystycznym. Mimo wysokich funkcji nie zagościła dotąd w „Uchu Prezesa”,
w którym prezentowano nawet mniej znaczące postaci. Do niedawna niewiele też
było wiadomo o tym, jaka jest prywatnie. Niemal wszystkie rozmowy z nią
sprowadzały się wyłącznie do polityki. Teraz to się zmienia.
Lubnauer dzieli się z mediami swoją pasją do gotowania i żeglugi - ma
patent sternika morskiego i instruktora żeglarstwa. Robertowi Mazurkowi („DGP”)
opowiadała nawet o swoich nieudanych doświadczeniach z dietą pudełkową oraz
słabości do krwistego mięsa. O mężu Macieju, starszym od niej o siedem lat, nie
chce jednak opowiadać. - Nie lubi, kiedy jest tematem rozmów publicznych -
ucina. 55-latek, podobnie jak ona - umysł ścisły, jest wiceprezesem zarządu
spółki produkującej elektronarzędzia. Poznali się na żaglach, kiedy miała 18
lat; pobrali się na początku lat 90. Nadal dzielą wspólną pasję, choć przez
politykę jest ku temu coraz mniej okazji. Lubnauer chętnie za to chwali się
dokonaniami córki, 20-letniej studentki medycyny, która na co dzień opiekuje
się ich domem w Łodzi i kotką Myszą. - Rzadko bywam w domu, raczej tylko w
weekendy i to niecałe. Dlatego to Ania zapewnia funkcjonowanie domu: to, żeby
było coś w lodówce czy żebyśmy na przykład mieli prezenty na święta.
W wolnych chwilach szefowa N lubi czytać - z lżejszych rzeczy sięga po
kryminały, np. Marininy. Podpowiedź dla córki: na mikołajki chciałaby najnowszą
książkę Zygmunta Miło- szewskiego. Dopytywana o polityczne marzenia, przyznaje:
- Zawsze chciałam zrobić jedną
rzecz - zrewolucjonizować polską edukację.
Na żaglu
Nawet jej oponenci podkreślają, że
jest niezwykle pracowita. Nie wypiera się, że już w szkole była prymuską, choć
matematykę wybrała „z lenistwa” - bo egzaminy wydawały jej się prostsze niż na
medycynę czy architekturę. Zrobiła doktorat, uczyła studentów, była bliska
habilitacji, ale równolegle ciągnęło ją do polityki. - W przypadku
mężczyzny ambicja jest uważana za pozytyw, zaś w przypadku kobiety - za coś
chorobliwego. Jeszcze miesiąc temu nie miałam ambicji być przewodniczącą
Nowoczesnej, ale doszłam do wniosku, że odpowiedzialność za projekt wymaga,
abym wyszła poza swoją strefę komfortu. Bo N potrzebowała zmiany przywództwa, a
tylko ja mogłam jej zapewnić bezpieczną zmianę. Traktuję życie zadaniowo
- podkreśla.
Ambicje w polityce są ważne, ale kiedy okoliczności wymuszają
współpracę różnych środowisk i charakterów, trzeba nastawić się przede
wszystkim na szukanie porozumienia. W opozycyjnej układance Lubnauer mogłaby
spróbować przyciągnąć lewicę. Sama też o tym myśli - zamierza spotkać się
m.in. z szefem SLD Włodzimierzem Czarzastym. Mało kto wie, ale na początku
swojej politycznej kariery była mocno lewicująca - przynajmniej w kwestiach
światopoglądowych. - Kaśka była taką młodą nakręconą działaczką, ta
lewicowość mocno w niej tkwiła, chciała walczyć o prawa kobiet. Od tego czasu
przeszła pewną zmianę, bo nie chce narzucać w tych kwestiach żadnego kierunku,
a raczej patrzy na to, jakimi poglądami kieruje się przeciętny członek czy
sympatyk N - opowiada poseł Meysztowicz.
Doświadczenia z młodości mogą się teraz przydać, bo przy konserwatywnej
kotwicy zarzuconej przez PO opozycja potrzebuje sternika, który wypłynie po
wciąż marnie zagospodarowany lewicowy, liberalny
elektorat.
Malwina Dziedzic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz