Kaczyński tak bardzo podkręcił
wewnętrzny konflikt polityczny, że jest on zagrożeniem dla polskiego państwa
Gdy
Donald Tusk - faktycznie naruszając niepisaną zasadę powstrzymywania się
wysokich urzędników UE od interwencji w życie polityczne krajów, z których pochodzą
- napisał na Twitterze, że działania PiS niepokojąco przypominają plan Kremla,
w polskiej polityce zawrzało. Media partii Kaczyńskiego rozpoczęły wobec niego
kampanię nienawiści, a czołowi przedstawiciele rządu zaczęli prześcigać się w
antyrosyjskich deklaracjach. Antoni Macierewicz na Międzynarodowym Forum
Bezpieczeństwa w kanadyjskim Halifaksie mówił, że pomiędzy Zachodem i Rosją
„to nie jest już zimna wojna, ale wojna gorąca”, po raz kolejny udowadniając
zachodnim przywódcom, że ekipa rządząca Polską jest nieobliczalna.
Opozycja prowadzi z kolei własną politykę
tweetów, nawiązującą do wypowiedzi Tuska. Przy okazji kolejnej próby odwołania
rządu Beaty Szydło Platforma, Nowoczesna i PSL będą chciały pokazać w debacie
sejmowej, że plan Kremla jest realizowany przez rządzących Polską.
Zanim diagnoza Tuska rozpłynie się w zgiełku
polityki partyjnej, warto się zastanowić, o co właściwie chodzi z tym planem
Kremla.
DESTABILIZACJA ZACHODU
Na początku 2014 r., tuż przed zwycięstwem majdanu i utratą przez Kreml kontroli nad Ukrainą, Polska,
Europa i cały liberalny Zachód były zupełnie innym miejscem niż dzisiaj. Wciąż
wprawdzie trwało wygrzebywanie się z konsekwencji kryzysu finansowego 2007
r., a napięcia globalizacji podmywały stabilność zachodnich społeczeństw,
jednak Putin nie zdetonował jeszcze w zemście za Majdan wszystkich swoich „min”
zakopanych przez Rosjan w świecie zachodnim. Nie aktywował agentów wpływu, nie
rozpoczął wojny dezinformacyjnej w internecie, nie zaczął jeszcze na ogromną
skalę wspierać prawicowych i lewicowych populizmów, które miały zdestabilizować
zachodnie demokracje.
Dziś - w porównaniu z sytuacją z początku
2014 r. - liberalny Zachód ze światowego hegemona stał się pobojowiskiem. Zwycięstwo
brexitu sparaliżowało jedno z kluczowych państw NATO. Zwycięstwo
Trumpa w USA obezwładniło władzę wykonawczą w najsilniejszym państwie Zachodu.
Trafiona została nawet „żelazna” Angela Merkel, która wydawała się nie do
ruszenia - rządziła przecież państwem, które w dwie dekady po zjednoczeniu stało
się niekwestionowanym przywódcą zjednoczonej Europy. Dziś jej polityczny los
zależy od tego, czy SPD wróci do wielkiej koalicji. Jeśli nie, to w nowych
wyborach populiści z AfD i Die Linke zdobędą jeszcze więcej
głosów, co doprowadzi do destabilizacji kolejnego kluczowego państwa Zachodu.
Oczywiście paranoją byłoby obwinianie
jedynie Putina za polityczne konsekwencje kryzysu finansowego z 2007 roku czy
społecznych i ekonomicznych napięć globalizacji. Niemniej to właśnie Putin
precyzyjnie uderzał w kluczowe punkty politycznego kryzysu Zachodu. Mścił się
za Majdan i utratę Ukrainy, a także za „kolorowe rewolucje”, które dekadę
wcześniej obalały sojuszników Rosji w obszarze dawnej „radziecji”. Kremlowscy
technolodzy władzy i propagandyści Putina mówią o
tym zupełnie otwarcie, oferując zachodnim „realistom politycznym” prosty deal - zostawcie nas w spokoju ze swoimi prawami człowieka i
liberalnymi normami, wycofajcie poparcie dla opozycji, przestańcie wspierać
NGO-sy w naszym obszarze wpływów, zablokujcie Sorosa, a wtedy my przestaniemy
destabilizować wasze społeczeństwa. A to - jak widzicie - umiemy robić.
NA POLECENIE PUTINA
Polska miała w tym planie własne ważne miejsce. W czerwcu 2014 r., a więc także już po Majdanie,
ujawniono prowadzone na długo wcześniej podsłuchy kluczowych postaci w Polsce.
Zostały one zlecone przez człowieka, który od lat był partnerem rosyjskiego
biznesu w obszarze handlu surowcami energetycznymi - najbardziej zinfiltrowanym
przez służby Putina.
Korzystający z afery podsłuchowej politycy
PiS i prawicowi liderzy opinii publicznej ze szczególną zaciekłością
zaatakowali Radosława Sikorskiego. Bo choć akurat w nagraniach z jego udziałem
nie było elementów obciążających politycznie czy prawnie, a jedynie wizerunkowo,
to właśnie jemu udało się przeforsować w Unii projekt Partnerstwa Wschodniego,
co przyczyniło się do wybuchu i zwycięstwa Majdanu.
Do roku 2014 Polska, pod różnymi
rządami, była gwarantem stabilności całej wschodniej flanki Unii Europejskiej
i NATO. Po aferze taśmowej - i w konsekwencji po
przejęciu władzy przez PiS - stała się największym w regionie źródłem
destabilizacji. Dziś polski rząd daje się wykorzystać do każdej gry mającej
zablokować wysiłki na rzecz integracji Zachodu. Politycy PiS mają swój udział
w radykalizowaniu każdego kryzysu niszczącego jedność Unii.
Sam Jarosław Kaczyński świadomie
uczestniczył także w innych elementach planu Kremla wobec Europy. W 2014 r.
wojna w Syrii trwała już od kilku lat. Wcześniej tamtejszy dyktator, wspierany
militarnie i politycznie przez Rosję Baszar al-Asad, nie wypuszczał jednak
obywateli próbujących uciekać przed wojną i represjami. Byli mordowani w
drodze, mordowani na granicach - wszędzie
tam, gdzie wojska reżimu zachowały kontrolę. Dopiero pomiędzy 2014 i 2015
rokiem al-Asad otworzył granice i wypuścił miliony uchodźców. Jak twierdzi
wielu zachodnich analityków i przedstawicieli służb, uczynił
to na polecenie Putina.
Uchodźcy szybko dotarli do Europy, co
rozpoczęło kryzys imigracyjny, destabilizujący wiele liberalnych rządów, ale
najbardziej uderzający w Unię Europejską. A przecież ukraiński Majdan
zwyciężył nie tylko pod sztandarem niepodległej Ukrainy, ale także pod
gwiaździstym sztandarem zjednoczonej Europy. Uderzenie w Unię miało więc
pozbawić Ukraińców wszelkiej nadziei; pokazać im, że nie ma dla nich alternatywy,
żadnego stabilnego miejsca poza obszarem wpływów Kremla.
Jarosław Kaczyński był jednym z najważniejszych
europejskich polityków - obok Farage’a, Marine Le Pen, liderów Pegidy i AfD (wszystkich wspierał Kreml)
- którzy wykorzystali sprowokowany przez Rosję kryzys imigracyjny. Lider PiS
użył lęku przed masową imigracją z krajów islamskich nie tylko do zdobycia
władzy i poprawienia swojego wyniku wyborczego, ale przede wszystkim do
zniszczenia pozytywnego wizerunku Unii Europejskiej w oczach Polaków. Sam się
w tym duchu wielokrotnie wypowiadał, a także dał przyzwolenie na
przedstawianie w całej PiS-owskiej propagandzie Unii jako miejsca, gdzie
panoszą się bezkarnie islamscy uchodźcy i powstają kolejne „strefy, gdzie
obowiązuje szariat”.
Jak już dzisiaj wiemy - z przecieków FBI, MI5, a nawet z ostatnich analiz przeprowadzonych przez
ekipę Facebooka - były to główne tematy upowszechniane od początku kryzysu imigracyjnego
przez putinowskie farmy trolli. Oczywiście cała siła putinowskiej propagandy
polegała na tym, że odwoływała się do autentycznych lęków, radykalizowała
faktyczny kryzys i była dalej kolportowana przez ludzi naprawdę uważających
się za „obrońców białej Europy”.
PAŃSTWO FRONTOWE
Jarosław Kaczyński radykalizował konflikt wewnętrzny w
Polsce, kiedy walczył o zdobycie władzy. Nie
ma w tym niczego dziwnego, podobnie postępował Wałęsa w czasie wojny na górze,
Miller w okresie rządów AWS czy Tusk po wyborczej klęsce 2005 roku.
Jednak Kaczyński - jako pierwszy polski
przywódca po 1989 roku - ten konflikt wewnętrzny celowo jeszcze bardziej
zradykalizował już po zdobyciu władzy. Zmusił cały swój obóz do prowadzenia
wyniszczającej wojny domowej. Jego ludzie - ministrowie rządu Beaty Szydło,
szefowie kontrolowanych przez PiS mediów, nawet nowi prezesi spółek skarbu
państwa - są rozliczani nie z realnych osiągnięć, ale z zakresu prowadzonych
przez siebie czystek czy z brutalności ataków wobec opozycji i społecznych elit.
Przed rokiem 2014 silnej i skonsolidowanej
Unii Europejskiej, a także silnemu i skonsolidowanemu NATO (przed brexitem i Trumpem) zależało na
stabilności w Europie Wschodniej. I Zachód miał instrumenty, żeby taką
stabilność wymuszać. Tymczasem w obecnej sytuacji, kiedy Polska znowu stała się
państwem frontowym, temperatura wewnętrznego konfliktu wytworzona przez
Kaczyńskiego od czasu Smoleńska i jeszcze przez niego podkręcona po zdobyciu
władzy stała się podstawowym zagrożeniem dla polskiego państwa.
Dzięki dostarczonemu przez Jarosława
Kaczyńskiego alibi - w postaci konieczności prowadzenia faktycznej wojny
domowej - szef MON Antoni Macierewicz prowadzi czystki wśród kadry
oficerskiej, zrywa lub opóźnia kolejne kontrakty na zakup nowoczesnej broni,
osłabia lub zrywa kontakty z kluczowymi sojusznikami Polski, szczególnie tymi
z UE. W atmosferze nasilającego się wewnętrznego konfliktu Witold
Waszczykowski konsekwentnie niszczy polską dyplomację, prowadzi zupełnie
uznaniowe czystki albo korzysta z kolejnych ustaw i regulacji uchwalanych
przez PiS. Każdy wywołany celowo lub przez kompletną nieudolność konflikt z
instytucjami europejskimi czy z najważniejszymi europejskimi sojusznikami
można w tej atmosferze przedstawić jako „atak na polską suwerenność” lub
„niedopuszczalne wspieranie opozycji wewnętrznej”. Zbigniew Ziobro i Patryk
Jaki, Mariusz Błaszczak i Jarosław Zieliński od dwóch lat gwarantowali bezkarność
radykalnym narodowcom, ponieważ Jarosław Kaczyński uznał ich za sojusznika w
walce z liberalną Polską.
Koszty tej polityki dla naszego państwa są
wymierne. Choćby to, co się działo w ostatnich dniach. Mieliśmy niszczącą dla
wizerunku naszego kraju rezolucję Parlamentu Europejskiego. Łódź przegrała
konkurencję o zorganizowanie wystawy International Expo 2022. A Polska została wyeliminowana już w pierwszej turze
głosowań ze starań o ulokowanie w naszym kraju nowych siedzib Europejskiej
Agencji Leków oraz Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego - mimo obietnic
Mateusza Morawieckiego, że rząd wywalczy przeniesienie do Polski części
instytucji unijnych, opuszczających Wielką Brytanię po brexicie. Unia przygotowuje też regulacje, które doprowadzą do
obcięcia europejskich środków dla naszego kraju w konsekwencji niszczenia
przez PiS rządów prawa.
Polska po dwóch latach rządów Kaczyńskiego,
Macierewicza i Waszczykowskiego jest zniszczona przez wewnętrzny konflikt,
bezbronna i osamotniona. To jest właśnie skutecznie realizowany plan Kremla
wobec naszego kraju.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz