W śledztwie w sprawie
kolizji z udziałem auta pani premier przesłuchano dziesiątki świadków,
część po kilka razy, w obecności psychologa, badając,
czy są poczytalni. Postępowanie, z którym nie radzi sobie
trzech prokuratorów, przedłużono po raz kolejny.
Wojciech Cieśla
Funkcjonariusze
BOR zgodnie trzymają się jednej wersji: jechali przepisowo, na sygnale. Kierowca
seicento musiał ich widzieć, to on spowodował wypadek limuzyny, którą pędziła z
lotniska do domu Beata Szydło.
Przez przypadek oprócz kierowcy seicento na własne oczy kraksę widzą
cztery osoby. Żadna nie słyszy sygnałów.
Kwestia, czy limuzyna jechała na sygnale, czy nie, jest kluczowa - to
ona rozstrzyga, kto jest sprawcą: młody mężczyzna z seicento czy oficerowie,
którzy powinni chronić panią premier.
Jak ustalił „Newsweek”, prokuratura nie potrafi zamknąć postępowania w
sprawie wypadku. Wyjątkowo starannie bada za to, czy przypadkowi świadkowie są poczytalni.
Część z nich była przesłuchiwana już po dwa razy, większość poddano testom
psychologicznym, Jednego ze świadków wysłano na badania do szpitala w Krakowie
- Pani psycholog bardzo się interesowała, czy nie zdarza mi się utrata
świadomości - opowiada mężczyzna.
To niejedyna dziwna rzecz, która wydarzy się w tym śledztwie.
TA PREMIER SIĘ ROZWALIŁA
Ulica Powstańców Śląskich zachęca, żeby przyspieszyć. Długa prosta od centrum handlowego w stronę dworca w
Oświęcimiu: po jednej stronie zbryzgany błotem chodnik, po drugiej kolejowe
tory. Ciemno. Po zmroku nie ma tu żywej duszy.
10 lutego wieczorem ulicą mknie kolumna trzech rządowych samochodów.
Pancerne audi z Beatą Szydło jedzie w środku. Pierwszy samochód BOR mija rondo,
za nim jadą dwa kolejne. Dojeżdżają do wysepki na środku jezdni, po wysepce
następują dwie ciągłe linie (przejechanie ich to wykroczenie) i małe skrzyżowanie
z ul. Orzeszkowej. Samochody jadą dalej, pierwszy z nich wyprzedza z lewej
seicento, które zbliża się do krawędzi jezdni. Drugi nie zdąży - seicento
zaczyna skręcać, kierowcy BOR brakuje miejsca, zahacza o auto i pancerne audi
A8L 6,3 Security wali w drzewo. Samochód
jest do kasacji.
Od zjazdu z ronda do uderzenia w
drzewo mijają sekundy.
Trzydzieści metrów od wypadku, pod piętrowym zniszczonym domem z tabliczką
NFZ, stoi troje ludzi - Waldemar, Barbara, Ewa. To niepijący od dawna alkoholicy,
właśnie skończyli zajęcia terapii grupowej, rozchodzą się do domów. Na ich
oczach limuzyna wbija się w drzewo.
Czwartym świadkiem jest Marek: - Po
terapii poszliśmy na kawę na parterze. Spieszyłem się, za dwadzieścia siódma
ruszyłem na autobus. Byłem na chodniku, kilka metrów od tego drzewa. Najpierw
przejechał szybko jeden samochód. Bez sygnału. Chwilę potem usłyszałem huk.
To ta premier się rozwaliła. Właściwie mogła rozwalić się na mnie.
O tym, że, to była premier,
usłyszałem z „Wiadomości”.
Na korze drzewa na Powstańców Śląskich do dzisiaj widać szramę po
uderzeniu. Mieszkańcy nazywają je świętą lipką i BOR-owiec, i Beata Szydło,
których po wypadku zabrało pogotowie, szybko doszli do siebie,
NIGDY NIE WŁĄCZALI SYGNAŁU
Świadek Marek: - Podszedłem, żeby sprawdzić, co się
dzieje, udzielić pomocy. Wyskoczyło trzech, machnęli odznakami,
„nie podchodzić!”. Jak nie podchodzić, to nie, poszedłem na dworzec.
Świadek Waldemar: - Nie mieli włączonych sygnałów. Nigdy nie mieli. Do
niedawna mieszkałem w Rajsku, po sąsiedzku z rodzinną miejscowością pani
premier, wiele razy widziałem, jak pędzili z nią wte i wewte. Ani syreny, ani
świateł. Jak przyjeżdżała do sklepu w dwa samochody, to też po cichu. No więc,
jak to się zdarzyło, mówię do kolegi: „Beatka się stukła”. Nazjeżdżało się
zaraz samochodów, ale od nas nikt nic nie chciał. Pojechaliśmy do domów.
Wypadek urzędującej premier elektryzuje Polskę. Śledztwo w tej Sprawie
zostaje objęte specjalnym nadzorem, interesują się nim Prokuratura Krajowa i
ABW. Ale przez wiele tygodni nikt nie odnajduje świadków zdarzenia - policja
nie kwapi się, żeby odwiedzić ośrodek terapii, który stoi 30 metrów od miejsca wypadku.
Robi to dopiero telewizja TVN.
Waldemar: - Dopiero jak mnie pokazali w TVN, gdzieś w
marcu, policja przyniosła wezwanie na przesłuchanie. Oprócz prokuratorki na
przesłuchaniu siedziała psycholog. Opowiedziałem, co widziałem, trwało to
jakieś pół godziny. Po jakimś czasie znowu wezwanie, znowu psycholog i
prokuratorka. Tym razem maglowała mnie dwie godziny. Kazała robić testy na
refleks, jak na prawo jazdy. Aż zadzwoniłem do niej potem sprawdzić, jak wypadłem.
„Prawidłowo” - odpowiedziała.
Marek: - Jestem rencistą, nie śmierdzę groszem. Mieszkam daleko od
Oświęcimia. Pojechałem na pierwsze przesłuchanie - odwołali. Pojechałem na
drugie, z psychologiem. Prokurator bardzo się dopytywała, czy jestem pewien, że
nie jechali na sygnale. Za trzecim razem kazali mi jechać do szpitala do
Krakowa, na badania psychologiczne. Poczułem się jak obywatel drugiej
kategorii. Nie zwrócili za bilety, maglowali, czy na pewno jestem normalny, pytali o poczytalność i
utraty świadomości. Na głowie mam ślad po trepanacji, po krwiaku. Bardzo ich
to interesowało. Poczułem się upokorzony.
Nie wiadomo, jaki klucz do badań psychologicznych przyjęła prokuratura -
nie wszyscy świadkowie z terapii zostali przesłuchani w obecności psychologa.
MĄŻ, ŻONA I DOWODY
W nocy 10 lutego, gdy śmigłowiec z Beatą Szydło
odlatuje do szpitala, na miejscu gromadzi się
tłum: policjanci z drogówki, funkcjonariusze BOR z Warszawy, oficerowie ABW,
prokuratorzy. Rządzący mają złą passę: wszyscy mają w pamięci wypadek limuzyny
z Andrzejem Dudą na autostradzie A4, zaledwie dwa tygodnie wcześniej w swojej
limuzynie rozbił się Antoni Macierewicz.
Teoretycznie na miejscu wypadku szefowej rządu powinien być prokurator
okręgowy Rafał Babiński, ale jest na wczasach w Zakopanem. Choć działa tu już
prokurator rejonowa z Oświęcimia, z Krakowa przyjeżdża zastępczyni
Babińskiego, prokurator Maria Zębala. Z mężem, Jakubem, biegłym z Instytutu
Ekspertyz Sądowych (IES), ekspertem w dziedzinie badania wypadków samochodowych.
Opowiada jeden z krakowskich prawników: - Mąż prokuratorki jako ekspert w
sprawie wypadku, który bada żona? To niedopuszczalne. Pani Zębala powinna się
natychmiast wyłączyć z tej sprawy albo pogonić męża do domu. Nic takiego się
nie stało.
Prokuratura przekonuje dziś, że śledcza Zębala była tylko obecna przy
oględzinach, „ale nie wykonywała żadnej czynności”. A jej mąż? „Ograniczył się
jedynie do czynności technicznej podłączenia licencjonowanego urządzenia do
odczytywania danych z rejestratorów wypadkowych z wykorzystaniem systemu Bosch
CDR”.
To bardzo ważna informacja: każdy samochód wyprodukowany w Niemczech
wyposażony jest w EDR
(Event Data Recorder), rejestrator danych
wypadku. Dane z rejestratorów można ściągnąć za pomocą urządzenia firmy Bosch o
nazwie CDR. Ale to badanie może się odbyć w odpowiednich warunkach, bez
pośpiechu, nie w nocy, na zabłoconej ulicy.
ŚLEDZTWO KRĄŻY PO POLSCE
Policja na miejscu wypadku zatrzymuje 21-letniego
Sebastiana K., kierowcę seicento, Opowiada znajomy K.: - Jak wyglądało
zatrzymanie? Chaos. Najpierw musiał siedzieć w seicento. Potem wyciągnęli go z
samochodu, chcieli zabrać na komendę. Ale zapomnieli czegoś i wrócili. Kazali
mu poczekać na krawężniku, więc czekał. W końcu dojechali, trwało to bardzo
długo. Gdyby chciał uciec, mógł to zrobić osiem razy.
Sebastian K. jest trzeźwy, mimo to policja (sąd uzna, że niesłusznie)
zatrzymuje go na komendzie. Prokuratura stawia zarzut spowodowania wypadku.
Dziś K. w sprawie wypadku jest jedynym podejrzanym.
Prokurator okręgowy dostaje telefon z Prokuratury Krajowej, po którym
kończy wczasy i wraca do Krakowa. 14 lutego prokuratura organizuje
konferencję, na której dezawuuje świadków - tych, którzy opowiadają
dziennikarzom, że nie słyszeli sygnałów kolumny BOR.
Wkrótce zaczynają się przecieki ze śledztwa. - Prokurator mówi o czymś
na przesłuchaniu, adwokat z chłopakiem wychodzą, a to, o czym mówił im
prokurator, jest już na jednym z portali - opowiada jedna z osób zbliżonych do
śledztwa.
Dwoje posłów opozycji - Agnieszka Pomaska i Cezary Tomczyk (oboje z PO)
- złoży do prokuratury zawiadomienie, zarzucając
śledczym bezzasadne zatrzymanie kierowcy i uniemożliwienie mu korzystania z
adwokata podczas przesłuchania.
Prokuratura w Krakowie przekazuje
ten wątek do prokuratury w Kielcach. Ta - do
prokuratury w Tarnobrzegu. Ta pod koniec sierpnia umorzy śledztwo „w sprawie
niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez policjantów i
prokuratorów”. Adwokat Sebastiana K. skarży tę decyzję - wtedy sprawa, zataczając
pętlę niemal 500
kilometrów po Polsce, ląduje w Jaworznie.
Chcieliśmy poznać uzasadnienie umorzenia. Prokuratura z Tarnobrzega się
na to nie Zgodziła.
Rozmówca „Newsweeka” z Krakowa: - Sprawa
dotyczyła także ujawniania informacji ze śledztwa. Co się stało z tym wątkiem?
Nie wiadomo.
Pytam prokuraturę. Bez odpowiedzi.
MILCZENIE I DOWODY NIEJAWNE
Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi aż troje:
prokuratorów - Agata Chmielarczyk-Skiba, Konrad Szewczyk i Katarzyna
Dziubek. Tak duże zespoły zajmują się jedynie najpoważniejszymi przestępstwami
- kryminalnymi, zorganizowaną przestępczością. Prokuratorzy wiedzą, że sprawą
interesuje się prawa ręka Zbigniewa Ziobry, Bogdan Święczkowski.
Już w lutym przesłuchują Beatę Szydło - ale
w kancelarii tajnej, nie dopuszczając do przesłuchania pani premier adwokata
Sebastiana K. Powód tajności? Przesłuchanie dotyczy „procedur bezpieczeństwa
transportu najważniejszych osób w państwie, które ta procedury dotyczą
informacji niejawnych”.
Spytaliśmy prokuraturę, kto i na
jakiej podstawie prawnej zwolnił premier Beatę Szydło z tajemnicy w sprawie informacji
niejawnej? Na jakiej podstawie prawnej przez trzy godziny opowiadała o
procedurach bezpieczeństwa? Bez odpowiedzi.
Opowiada dziennikarz z Krakowa: - Żeby
zbadać, jak zachowuje się pancerne audi za kilka milionów, prokuratura
pożyczyła identyczny wóz od BOR. No i w trakcie eksperymentu ktoś uszkodził
samochód.
Pytamy prokuraturę o incydent. Bez odpowiedzi.
Spytałem też MSWiA, BOR i prokuraturę o to, gdzie i kiedy wydobyto rejestratory
limuzyny BOR? Ile ich było? Gdzie dziś znajduje się audi, którym jechała
premier Szydło? W jaki sposób jest zabezpieczone - w końcu jest dowodem w
sprawie?
Bez odpowiedzi.
Jeszcze zimą z prokuratury wyciekły informacje, że biegli badają czarne
skrzynki limuzyny. Chodzi m.in. o rejestratory
EDR - te same, które badał po nocy mąż pani prokurator (sądząc po liczbie
zleconych ekspertyz - prawdopodobnie nieskutecznie).
Heinz Burg z firmy IbB Accident Reconstruction, która w
Niemczech szkoli wszystkich polskich ekspertów od EDR, na pytanie o dane z EDR
lekko wzdycha: - EDR gromadzą dane sprzed
wypadku, ale tylko w USA. To informacje o prędkości, pozycji pedału gazu,
obrotach silnika na kilka sekund przed wypadkiem. Oficjalnie w Europie po
wyciągnięciu kluczyka ze stacyjki dane się nie zachowują. W Polsce potrafi je
odzyskiwać zaledwie kilkoro ludzi.
CHŁOPAKI DOPIERO SIĘ UCZĄ
Jeden z polskich ekspertów: - Zadanie, żeby zgrać dane z 70-80 modułów, a tyle jest w
audi A8 i każdy ma swoją pamięć, jest niemal niewykonalne. Najczęściej
eksperci nie wiedzą nawet, co wymontować z samochodu. Jeśli nawet odzyskają
zapis z EDR, to jest on bez obrazu, w takim odczycie nie ma innych danych poza
prędkością i ewentualnie krzywą ruchów kierownicą. A tego, czy jechali na
sygnale, nie będzie widać.
Jan Unarski, ekspert Instytutu
Ekspertyz Sądowych: - CDR/EDR jest jednym z systemów poboru danych z jazdy pojazdu,
tyle że rozpowszechnionym głównie w USA. Daje duże możliwości przy ocenie
fałszowania liczników, zatajania poprzednich kolizji itd., nieco mniejsze
- w przypadku wypadków drogowych. Tu lepszy jest UDS
AT.
Według informacji „Newsweeka” limuzyna BOR miała system UDS AT, rodzaj
nowocześniejszej czarnej skrzynki. Ale i na nim nie zachowują się informacje,
czy limuzyna jechała na sygnale, czy nie.
Pytam prokuraturę o odczyty z UDS AT. Bez odpowiedzi. Jeden z polskich
ekspertów: - UDS AT to kompletna egzotyka. Jedna z krakowskich instytucji ma
od niedawna sprzęt do odczytu UDS AT. Ale to tylko sprzęt. Chłopaki dopiero się
uczą.
Do dziś w sprawie audi wbitego w drzewo prokuratorzy przesłuchali około
stu świadków. Wydali dziesiątki tysięcy złotych na ekspertyzy, eksperymenty
procesowe, delegacje i analizy. Miesiąc temu po raz kolejny przedłużyli
śledztwo - ma się skończyć 10 lutego 2018 r., dokładnie w rocznicę wypadku
premier Szydło.
Waldemar, świadek z terapii: - Dobrze mi poszło na testach u pani
psycholog. Skoro tak, to może sobie wreszcie zrobię prawko.
Marek: - Myślę czasem o tych przesłuchaniach. Nie piję od półtora roku.
Czy przez to jestem gorszym świadkiem? Innej kategorii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz