Polska prawica,
walcząca z Unią Europejską, jest trochę jak targowica, skupiająca również
patriotów, którzy w Rosji szukali obrony przed zmianami z Zachodu. Podobnie
dziś w Putinie prawica widzi obrońcę przed promocją homoseksualizmu czy
polityczną poprawnością
Przy okazji
Europejskiego Kongresu w Obranie Chrześcijan, który w listopadzie odbył się w
Krakowie, jego pomysłodawca - europoseł PiS Ryszard Legutko - wygłosił wiele
przemówień i udzielił licznych wywiadów. Wynika z nich, że jeśli
chrześcijaństwa trzeba przed kimś na naszym kontynencie bronić, to nawet nie
przed fundamentalizmem islamskim, ale właśnie przed Unią Europejską. Ona to
bowiem - twierdzi Legutko - odeszła od chrześcijaństwa, wprowadzając na to
miejsce niebezpieczną ideologię.
POWTÓRZONY BŁĄD TARGOWICZAN
Ryszard Legutko, podobnie jak inny pisowski
europoseł Zdzisław Krasnodębski, to jeden z tych polityków, którzy do Brukseli
pojechali nie po to, by budować i wzmacniać unijne instytucje, ale aby je
osłabiać i niszczyć. W Parlamencie Europejskim głos najczęściej zabierają po
to, by skrytykować Unię za atakowanie chrześcijaństwa i za to, że nie broni
chrześcijan przed prześladowaniami ze strony wyznawców innych religii.
Jeszcze mniej subtelna od nich jest Krystyna Pawłowicz, zanosząca modły
w intencji rozwalenia Unii. Do tego można dodać licznych duchownych z
polskokatolickiego Kościoła Tadeusza Rydzyka, którzy zarzucają Unii
depatologizację homoseksualizmu. A także Andrzeja Nowaka czy Marka Jurka -
postacie ważne dla polskiej prawicy, którzy bardziej niż Rosji boją się NATO i
Unii Europejskiej. Warto przypomnieć, że ten ostatni - w 1992 r., gdy Polska
wygrzebywała się dopiero z rosyjskiej strefy wpływów - apelował w „Czasie
Najwyższym”, byśmy nie wstępowali do NATO, gdyż „służy Ono do krępowania
suwerennych decyzji narodowych” i „pozwala Ameryce angażować się w sprawy
europejskie”.
Użycie przez dzisiejszą polską prawicę chrześcijaństwa do walki z Unią
Europejską przypomina błąd targowicy, która naprawdę nie była wyłącznie
zbiorowiskiem agentów. Skupiała także wielu żarliwych patriotów, którzy
wybrali Rosję przeciwko Zachodowi, dlatego że na swój sposób też kochali
Polskę, tyle że społecznie ultrakonserwatywną i jednolicie katolicką. Konstytucję
3 maja uważali za jakobińską, a członków reformatorskiego stronnictwa Sejmu
Wielkiego za zdrajców na żołdzie niemieckich protestantów. „Chrześcijański”
tron carycy Katarzyny jawił im się jako ostoja tradycyjnego porządku, odporna
na wszelką rewolucję. Podobnie jak dzisiaj jedynowładztwo Putina wydaje się wielu polskim prawicowcom gwarancją obrony przed
promocją homoseksualizmu czy polityczną poprawnością.
JUNCKER
TO NIE ROBESPIERRE
Jednak w tamtych czasach rewolucja francuska faktycznie
ścinała głowy katolickim księżom - targowiczanie mieli się czego bać. Żeby
dziś uznać Brukselę za miejsce prześladowania chrześcijan, trzeba po prostu
bezczelnie kłamać.
Zacznijmy od tego, że założyciele Unii Europejskiej - Robert Schuman i
Alcide de Gasperi - byli katolikami. Jak przypomina Róża Thun (też aktywna
działaczka katolickich stowarzyszeń, a jednocześnie gorąca zwolenniczka
Unii), „w stosunku do obu toczą się procesy beatyfikacyjne”. „Nawet to, że
zaczęli budować zjednoczoną Europę od
Wspólnoty Węgla i Stali - dodaje Róża Thun - nie znaczy, że chowali swoje
chrześcijaństwo do szafy, ale dla najważniejszego chrześcijańskiego przykazania,
miłuj bliźniego swego jak siebie samego, szukali w podzielonej i wykrwawionej
powojennej Europie najbardziej skutecznych narzędzi, najpierw ekonomicznych, a
później, w traktatach rzymskich, także ideowych”. Robert Schuman często
powtarzał, że „wszelka demokracja zawdzięcza swoje istnienie chrześcijaństwu”.
Ale także ostatni z wybitnych przywódców UE, Jacques Delors (socjalista, na dodatek z bardzo przywiązanej do laickości
Francji), gdy został przewodniczącym Komisji Europejskiej, powołał grupę
roboczą Dusza dla Europy. Do udziału w jej pracach zaprosił zarówno przedstawicieli
największych europejskich religii - chrześcijaństwa
(w tym katolicyzmu), judaizmu oraz islamu - jak i środowisk laickich,
humanistycznych i różnych nurtów europejskiej masonerii.
Dzieło Delors’a
zostało jednak zmarnowane, gdy podczas
pisania konstytucji europejskiej Valery Giscard d’Estaing i dominujący jeszcze wówczas w instytucjach unijnych
radykalni zwolennicy laicyzacji Europy usunęli z niej jakiekolwiek odniesienia
do chrześcijaństwa, a nawet do wszelkiej religii. Odrzucono wówczas polską
propozycję, by w europejskiej konstytucji umieścić formułę podobną do preambuły
Mazowieckiego/Wilkanowicza rozpoczynającej polską konstytucję z 1997 roku:
„My, wszyscy obywatele, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy,
sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i
niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych
źródeł...”.
Co charakterystyczne, fundamentaliści katoliccy (Marek Jurek) czy
ludzie używający religii cynicznie w swoich politycznych czy ideologicznych
grach (Jarosław Kaczyński, Ryszard Legutko), choć skarżą się na
niewprowadzenie preambuły Mazowieckiego do konstytucji europejskiej, to jej
obecność w konstytucji własnego kraju uważają za relatywizm, postmodernizm i
kapitulację polskich katolików. Chcą ją w Polsce zastąpić Invocatio Dei i innymi odniesieniami, które będą wykluczać
obywateli niebędących katolikami. Ale prawicowi katolicy w Brukseli czują się
słabi, a w Warszawie silni. Dlatego tutaj nie chcą przyznać innym praw,
których tam domagają się dla siebie. Nie o wiarę bowiem w tym sporze chodzi,
ale o władzę, o pokazanie, kto tu jest silniejszy.
Podczas gdy jedni używają do tego celu odniesień do świeckich praw człowieka,
inni używają Boga.
Róża Thun, która sama uważa za błąd usunięcie odniesień do
chrześcijaństwa z konstytucji europejskiej, przedstawia jednocześnie racje
zwolenników ścisłej świeckość i Unii. - Francuski dziennikarz z Marsylii,
którego pytałam: „Co wy macie za odlot z tą laicyzacją?”, odpowiedział mi:
„Dzięki temu odlotowi, kiedy ja z córkami idę do kościoła w niedzielę, moi
sąsiedzi spokojnie świętują ramadan; dopóki fundamentaliści obu naszych religii
nie przejmą państwa, można nad tym zapanować”.
Triumf zwolenników laickości, którzy usunęli wszelkie odniesienia do
religii z konstytucji europejskiej, okazał się ich pyrrusowym zwycięstwem.
Rozbudził w wielu katolikach przekonanie, że Unia tworzy przestrzeń, która
będzie im wroga. W dodatku od tamtego czasu stosunek sił pomiędzy Unią i
Kościołem się zmienił; najpierw kryzys finansowy, a potem imigracyjny powaliły
świeckie instytucje wspólnotowe na kolana, podczas gdy Kościół nauczył się
używać swojej nowej wunderwaffe - walki o ochronę życia. Wiernych w Europie
mobilizuje dziś wizja liberalnego holokaustu, czyli legalnej w wielu krajach
europejskich aborcji, a ostatnio nawet in vitro, gdyż
pojęcie „człowieka” zeszło w międzyczasie z poziomu embrionu na poziom zygoty.
PRZECIWKO KI EOLSKIEJ RELIGII
Tym, co najbardziej niszczy dziś Unię Europejską, a
wraz z nią może zniszczyć pokój na naszym kontynencie, jest „kibolska religia”.
Czyli takie rozumienie wiary, gdzie chrześcijański krzyż, półksiężyc islamu czy gwiazda Dawida stają się nowymi
plemiennymi totemami, kibolskimi znakami, pod którymi „wierni” (a w
rzeczywistości poganie, których ominęły tysiąclecia etycznej pracy trzech
monoteizmów) mordują się, wysadzają sobie świątynie, pozbawiają się wzajemnie
wolności i praw. A już z pewnością - jak polscy
krytycy UE, Legutko, Krasnodębski czy Jurek - zamiast samemu praktykować
uniwersalne miłosierdzie, sprawdzają, czy „nasi" mają w instytucjach
europejskich więcej do powiedzenia niż „obcy”.
W Unii Europejskiej nawet katolicyzm jest inny - co może być trudne do
pojęcia dla człowieka, który w Polsce ma kontakt wyłącznie z Kościołem Rydzyka
i Jędraszewskiego. W jednej z naw będącej siedzibą prymasa Belgii gotyckiej
katedry w Brukseli wisi kunsztownie wykonana rycina ,,Dzieci Abrahama”. Z korzenia
podpisanego „Abraham” (którego jako patriarchę czczą judaizm, chrześcijaństwo
i islam) wyrastają okazałe pnie trzech monoteizmów, rozgałęziając się dalej.
Chrześcijaństwo na katolicyzm, prawosławie, reformację i cały zagajnik
protestanckich wspólnot. Islam na szyitów, sunnitów, a potem na odrosty rozmaitych
herezji. Po stronie judaizmu przez długi czas wędruje ku górze samotny pęd z
napisem „diaspora”, którego jeden z ostatnich, najbardziej tragicznych pędów
został podpisany krótkim słowem Shoah (Zagłada).
Jeśli jest dzisiaj w Europie instytucja, która tak rozumie religię -
jako wiarę w jednego Boga, jedno: uniwersalne objawienie, nakaz praktykowania
miłosierdzia wobec wszystkich, a nie tylko „własnej rodziny” (sformułowanie
Jarosława Gowina), własnego narodu, własnego wyznania - jest to Unia
Europejska.
I trudno się dziwić, że papież
Franciszek pobłogosławił ją w 60. rocznicę podpisania traktatów rzymskich. Czy
polscy katolicy - nawet ci prawicowi - uwierzą zwierzchnikowi swojego
Kościoła, czy raczej Legutce, Krasnodębskiemu, Jurkowi, Pawłowicz, którzy
właśnie przed Unią chcą chrześcijaństwa bronić?
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz