Dezubekizacja według
PiS to golenie do gołej skóry. Ma boleć. Mniejsza, kogo i dlaczego.
Piotr Pytlakowski
Wojciech
Raczuk, były milicjant z Białej Podlaskiej, który ani jednego dnia nie
przepracował w Służbie Bezpieczeństwa, z pisma Zakładu Emerytalno-Rentowego
MSWiA dowiedział się, że podjęto decyzję obniżającą jego rentę inwalidzką.
Dotychczas dostawał nieco ponad 2 tys. zł, od 1 października jego renta
wyniesie 854 zł na rękę.
- Opłaty za mieszkanie i leki
wynoszą ok. 800 zł - mówi. - Nie wiem,
jak za 54 zł mam przeżyć miesiąc.
Marian L. dostał nowe wyliczenie resortowej emerytury. Z prawie 4 tys.
zł spadnie mu do 1,7 tys. zł. Nie był w SB, ale pod koniec lat 80. skończył
kilkumiesięczny kurs organizowany w Legionowie przez Wyższą Szkołę Oficerską.
Do 2007 r. był policjantem.
1 października wchodzi w życie tzw. ustawa dezubekizacyjna (o zmianie
ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy policji i służb specjalnych
oraz ich rodzin). Dotyczy osób, które zaczynały
służbę w czasach PRL i, jak
określono: pełniły ją „na rzecz totalitarnego państwa”. Uchwalono ją 16
grudnia 2016 r. podczas słynnej już nocy, kiedy marszałek Kuchciński przeniósł
obrady do Sali Kolumnowej, gdzie nie wpuszczono części posłów opozycji. Wszystko
odbywało się w pośpiechu, głosowania nie poprzedzono konsultacjami,
zamarkowano debatę. Przepchnięto przepisy wadliwe i według wielu prawników
niezgodne z konstytucją.
Dezubekizacja dla 50 tys.
Zgodnie z ustawą obniżono do
najniższego wymiaru emerytury i renty tych, którzy przepracowali w Służbie
Bezpieczeństwa PRL całe dorosłe życie, ale też tych, którzy u schyłku PRL
zaledwie otarli się o SB, przeszli weryfikację i w III RP byli
funkcjonariuszami policji czy UOP/ ABW. Ustawa obejmuje też absolwentów i
studentów WSO w Legionowie kształcącej kadry dla SB, a nawet uczestników kursów
organizowanych przez legionowską szkołę. Tnie równo. Tyle samo - czyli 1,7 tys. zł - emerytury dostanie posterunkowy z
wiejskiego komisariatu i były komendant główny policji.
Taka sama renta inwalidzka i
rodzinna - 854 zł - przypadnie osobom
przewlekle chorym oraz żonom lub dzieciom zmarłych funkcjonariuszy, także
tych, którzy polegli z rąk bandytów.
Współautor ustawy Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i
administracji, oszacował, że tzw. regulacje emerytalne (czytaj: obniżki)
obejmą ok. 32 tys. osób. - To nieprawda - mówi Zdzisław Czarnecki, szef
Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP. - Nie uwzględnił między innymi
pobierających renty rodzinne. Wyliczyliśmy, że ustawa uderzy w co najmniej 50
tys. osób.
Dotyczy nie tylko byłych esbeków, ale też funkcjonariuszy BOR, Straży
Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej, Żandarmerii Wojskowej (dawniej WSW),
pracowników pionu wywiadu i kontrwywiadu, łączności i techniki MSW i wszystkich
służb resortu wykonujących zadania m.in. dla SB, np. departament PESEL czy
Zakład Konstrukcji Sprzętu Operacyjnego. A także byłych milicjantów
nadzorujących administracyjnie lokalne piony SB, w tym komendantów wojewódzkich
MO i część ich zastępców. Lista jest długa, liczy kilkadziesiąt pozycji.
Ofiarą tak pomyślanej dezubekizacji zostanie prawdopodobnie generał
policji Jerzy Stańczyk, jeden z najbardziej cenionych szefów policji w III RP.
Był komendantem wojewódzkim w Szczecinie i Warszawie, a w latach 1995-97
komendantem głównym. Teraz dotknie go kara, bo w latach 80. był zastępcą szefa
Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych (w Kielcach i Szczecinie). Jego
emerytura zostanie zredukowana do 1,7 tys. zł.
Propagandowo akcję obniżania emerytur esbeckim oprawcom - jak ich nazwano
- przeprowadzono wzorcowo. PiS szedł do wyborów z taką obietnicą i teraz ją
spełnia. Elektoratowi konsekwencja rządzącej partii bardzo się podoba, tym
bardziej że esbek to przecież synonim zła. Odebranie nadmiernych przywilejów
oprawcom to postulat słuszny. Jest tylko jeden warunek - o tym, kto był
oprawcą, nie decyduje elektorat PiS ani minister spraw wewnętrznych. To powinna
być wyłącznie decyzja sądu, ale tak nie jest w tym przypadku. Teraz rolę sądu
powierzono IPN, który z automatu wyszukuje w archiwach wszystkich podpadających
pod ustawę.
Zabójcy górą
W Służbie Bezpieczeństwa w 1989 r.
pracowało ok. 24 tys. funkcjonariuszy. Prawie połowa z nich pozytywnie
przeszła weryfikację (nie stwierdzono, że byli, jako się rzekło, oprawcami) i
zasiliła UOP policję, Straż Graniczną i inne służby państwowe. Państwo zawarło
z nimi umowę, która gwarantowała, że nie spotka ich retorsja działająca wstecz.
Mają pracować zgodnie z regułami, a w zamian będą wynagradzani według
ustalonych stawek, a potem pobierać emeryturę zgodną z taryfikatorem.
Nie tylko PiS złamał umowę, bo te warunki były już wcześniej zmieniane.
W 1994 r. zmniejszono pełną emeryturę funkcjonariuszy ze 100 do 75 proc. W
2009 r. koalicja PO-PSL przy poparciu PiS uchwaliła zmianę ustawy, obniżając
wysokość emerytur funkcjonariuszom i żołnierzom aparatu bezpieczeństwa PRL
służącym do 1990 r. z 2,6 proc. za każdy rok służby do 0,7 proc. Wysokość
średniej emerytury wypłacanej z ZER MSWiA wynosiła wówczas 2870 zł, a dla osób,
którym obniżono emeryturę ustawą z 2009 r., spadła do 2125 zł.
Ustawa dezubekizacyjna z 2016 r. wprowadziła stawkę 0,0 proc. za każdy
rok przepracowany w SB do 1990 r. i 2,6 proc. za lata następne, ale w sumie
funkcjonariusze nie mogą pobierać więcej niż 1700 zł.
Były wiceminister spraw wewnętrznych gen. Adam Rapacki zauważa, że
przestępcom, w tym na przykład zabójcom odbywającym karę pozbawienia
wolności, za każdy rok odsiadki liczy się 0,7 proc. podstawy do emerytury. - Zabójca
księdza Jerzego Popiełuszki będzie miał wyższą emeryturę niż komendant główny
policji - mówi. - Paradoksalnie wyższe
emerytury będą mieli funkcjonariusze SB, którzy nie poddali się lub nie
przeszli weryfikacji, podjęli pracę w cywilu, niż ci, którzy uwierzyli państwu
polskiemu i uczciwie służyli Polakom.
Wspomniany Wojciech Raczuk pracował w służbie kryminalnej MO. W 1982 r.
brał udział w pościgu za niebezpiecznym przestępcą, słynnym swego czasu Józefem
Koryckim, hersztem bandy działającej na Podlasiu. Korycki na widok milicjantów
sięgnął po pepeszę. Jedna z serii dosięgła ppor. Raczuka. Dostał sześć kul w
okolice klatki piersiowej. Cudem przeżył, ale do pracy już nie wrócił.
Przeszedł kilka operacji, wycięto mu część wątroby. Zakwalifikowano go do II
grupy inwalidzkiej. - Jeszcze na zwolnieniu lekarskim dostałem nowy
przydział służbowy na funkcję zastępcy komendanta komisariatu do spraw
politycznych - mówi. - Przełożeni nie wiedzieli, że ja już do pracy nie
wrócę i szukali dla mnie jakiegoś zajęcia za biurkiem. Mieli świadomość, że mój
stan zdrowia wyklucza ganianie za bandytami.
Wkrótce przeszedł na rentę, zastępcą komendanta pozostał jedynie na
papierze. Teraz objęła go ustawa dezubekizacyjna, bo stanowisko zastępcy ds.
polityczno-wychowawczych znalazło się w wykazie funkcji pełnionych na rzecz
totalitarnego państwa. - Najbardziej bolą mnie słowa premier Szydło, że ta
ustawa dotyczy bandytów, oprawców narodu polskiego - zauważa z żalem. - Za
to, że przelałem krew i utraciłem na zawsze zdrowie, zostałem teraz oprawcą?
Piotr Wróbel, jeden z najlepszych w latach 90. specjalistów do walki z
przestępczością zorganizowaną, w połowie lat 80. podjął pracę w milicji. - Skierowano
mnie do szkoły w Legionowie - opowiada. - A potem przyszła
transformacja i już jako policjant ścigałem najgroźniejszych gangsterów.
Teraz zostanę za to ukarany.
Grażyna Biskupska, b. szefowa Wydziału Terroru Kryminalnego KSP,
absolwentka bibliotekoznawstwa, w 1987 r. podjęła pracę w MSW jako
maszynistka. Chciała być milicjantką, ale powiedziano jej, że to na razie
niemożliwe, bo akurat kobiet nie potrzebują. I teraz za te trzy lata biurowej
pracy w resorcie uznano ją za wrogi element. W lutym 2017 r. odwołała się na
podstawie art. 8a ustawy, który mówi, że decyzją ministra można odstąpić
od obniżania emerytury ze względu na krótkotrwałą służbę przed 1 lipca 1990
r. oraz rzetelne wykonywanie zadań po tym terminie, w szczególności z
narażeniem życia i zdrowia. Niewątpliwie spełnia te warunki. Decyzji do dzisiaj
nie dostała.
Nie tylko ona. Większość funkcjonariuszy pracujących po 1989 r.
odwołała się, ale bez odzewu. Ministerstwo przekracza wszystkie
administracyjne terminy udzielania odpowiedzi. Jedna z policjantek dostała
zawiadomienie, że w jej sprawie decyzja spodziewana jest dopiero w maju 2018
r. Jedyna rada, jakiej udzielają urzędnicy
resortu, to odwoływanie się do wydziału XIII (ds. ubezpieczeń społecznych)
Sądu Okręgowego w Warszawie.
Odmienny przypadek to niewątpliwie Kazimierz Sulka, były funkcjonariusz
wydziału IV SB w Suchej Beskidzkiej. Pracował tam półtora roku do 30 listopada
1986 r., kiedy na własną prośbę odszedł. Powodem była odmowa wykonania rozkazu
dokonania zamachu na życie ks. Adolfa Chojnackiego z parafii w Juszczynie. Po
dwóch tygodniach Sulka trafił pod fałszywym zarzutem do aresztu, gdzie spędził
ponad dwa lata. Udało mu się wysłać do księdza Chojnackiego gryps z
ostrzeżeniem. Ksiądz przeczytał jego treść z ambony podczas kazania.
Publicznie przyznał, że życie zawdzięcza byłemu esbekowi. Tę wersję
potwierdziła później senacka komisja prawa człowieka i praworządności pod kierunkiem
Zbigniewa Romaszewskiego.
Kazimierz Sulka po 1990 r. w policji już nie pracował, bo podupadł na
zdrowiu i przeszedł na rentę. Dzisiaj dostał decyzję o obniżeniu renty do sumy
854 zł. Pyta, dlaczego potraktowano go jak złego esbeka, a nie człowieka, który
zaryzykował wolność, aby ocalić księdza?
Tylko sąd ostateczny
Zdzisław Czarnecki z Federacji
Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP mówi, że trzy osoby po tym, jak dostały
decyzje o obniżeniu świadczeń, popełniły samobójstwo,
a kilka innych zmarło na skutek zawałów serca i udarów mózgu. - Ludzie nie
są w stanie pogodzić się z tak jawną niesprawiedliwością - zauważa.
Wszystkim,
których ta ustawa krzywdzi, pozostaje droga prawna. Kilka takich spraw prowadzą
adwokatki Monika Gąsiorowska i Justyna Metelska. Obie mają przekonanie, że nowe
prawo łamie wszystkie możliwe normy i narusza Konstytucję RP.
- Ta ustawa nawet nie
pozostawia miejsca na indywidualne traktowanie ludzi. Działa jak brzytwa i
tnie każdego równo - mówi Justyna
Metelska. Skargi trafiają do warszawskiego Sądu Okręgowego, gdzie we właściwym
wydziale pracuje tylko troje sędziów, więc ich rozpatrywanie może trwać
latami.
Sąd może zmienić decyzję ZER MSWiA, stosując wprost konstytucję. Może
też zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego, aby ten rozstrzygnął zgodność
ustawy z najwyższym prawem (tu akurat wynik wydaje się przesądzony) albo do
Sądu Najwyższego z pytaniem o wykładnię. Kiedy ministrowi Ziobrze uda się plan
zglajchszaltowania SN i ta droga pozostanie zamknięta. Wtedy ofiary ustawy
dezubekizacyjnej pójdą do Strasburga. Nie są już młodzi, więc przed
międzynarodowy sąd dotrą tylko niektórzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz