piątek, 8 września 2017

Zaciąg Ziobry



We wrześniu 270 asesorów wejdzie do sądów. To, czy ostatecznie zostaną sędziami, w dużej mierze zależy od Zbigniewa Ziobry. Jedni zrezygnowali z asesury, inni liczą na szybkie awanse.

Przed budynkiem Kraj owej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP) nastrój niepewności mie­szał się ze złością i zrezygnowaniem. - Po pra­wie dziesięciu latach nauki do zawodu sędziego za godzinę zdecyduje się moje życie zawodowe, to gdzie będę mieszkał, czy w ciągu kilku tygodni będę musiał organizować przeprowadzkę całej mojej rodziny, być może z jednego końca Polski na drugi - mówi rozgoryczony 30-latek, aplikant KSSiP. I dodaje, że gdyby wie­dział, że tak to wszystko będzie wyglądało, to swoje marzenia o tym, by zostać sędzią, już dawno odłożyłby na półkę.
   W zeszłym tygodniu 352 aplikantów, po pięciu latach studiów prawniczych, ponad trzyletniej aplikacji, po kilkunastomiesięcznych stażach referendarskich i wielu z nich po miesią­cach oczekiwania na konkurs sędziowski, miało stawić się w Kra­kowie po etaty asesorskie. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przez wiele miesięcy wstrzymywał konkursy na zwalnia­jące się etaty sędziów, kosztem sprawności działania sądów. Dla aplikantów szkoły uzbierały się 323 etaty.
   W maju minister przeforsował ustawę, według której droga do zawodu sędziego prowadzi głównie przez asesurę. Dotąd, żeby zostać sędzią, każdy musiał wystartować w konkursie. Od teraz - przewidują sędziowie - konkursów na wolne stano­wiska będzie jak na lekarstwo. Każdego roku ze szkoły podporządkowanej ministrowi wyjdzie kilkudziesięciu absolwentów, którzy, jako asesorzy, będą zajmować zwalniane etaty. Ase­sorzy będą mieli prawie takie same uprawnienia jak sędzio­wie. Nie będą mogli jednak stosować tymczasowego aresztu, rozpoznawać zażaleń na postanowienia o odmowie wszczęcia śledztwa i zajmować się sprawami z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego.

Oświadczanie przy kamerach
Zarządzenie Ziobry z listą etatów w sądach rejonowych poja­wiło się 6 lipca. Po miesiącu w pierwszych rzędach w auli kra­kowskiej szkoły zasiedli aplikanci, którzy na egzaminie sędziow­skim zdobyli największą liczbę punktów. Mieli przywilej wyboru etatów. Przedtem przemówiła do nich Małgorzata Manowska, powołana na dyrektora szkoły przez ministra Ziobrę, była wice­minister w jego resorcie za pierwszych rządów PiS. „Te rozwią­zania są zgodne z konstytucją. (...) Będziecie stanowić korpus doskonałych sędziów, niezależnych od nacisków zewnętrznych i wewnętrznych. Niezawisłość jest stanem ducha”. - Ta przemo­wa miała nas chyba przekonać, że nie będziemy traktowani jako sędziowie z korpusu Ziobry, ale jest dowodem na to, że będzie wręcz odwrotnie - mówi jeden z aplikantów.
   Każdy z wyczytywanych aplikantów podchodził do stołu prezydialnego, okazywał do jednej z czterech kamer zainsta­lowanych w auli dowód osobisty i oświadczał, w jakim sądzie przyjmuje etat. Reszta w napięciu wykreślała ze swojej listy ten etat, z nadzieją, że ten, który sobie wybrali, zostanie wolny, aż oni staną przed mikrofonem. - Mówi się, że prezesi sądów, którzy lada dzień będą wymienieni przez ministra, nie mają zaufania do procedury rozdzielania tych etatów, stąd chyba to okazywanie dowodów do kamery, które nas trochę szokuje, i nagrywanie całej procedury - opowiada aplikantka, która zdobyła na tyle dużo punktów, że mogła wybrać sąd w mieście swojego dotychczasowego zamieszkania. Między aplikantami krążyła nieoficjalna lista, na której rezerwowali etaty, ale nie dotarła do wszystkich. Kilkunastu wyłamało się z wcześniej­szych ustaleń, większość musiała wybrać te sądy, w których etaty pozostały wolne, a nie te, które sobie upatrzyli, zgodne z ich dotychczasowym miejscem zamieszkania.
   32 aplikantów w ogóle nie pojawiło się w szkole, 48 oświad­czyło, że rezygnuje z prawa wyboru etatu asesorskiego (mogą pozostać na stanowisku referendarskim w dotychczasowym miejscu pracy), 270 przyjęło asesurę.

Bez demonstracji
Dziesięć lat temu Trybunał Konstytucyjny uznał, że insty­tucja asesora nie jest zgodna z zasadą trójpodziału władzy, bo podlega ministrowi sprawiedliwości. Dwa lata temu ase­sorzy mieli powrócić w poprawionej, zgodnej z konstytucją, wersji. Prezydent Bronisław Komorowski po konsultacjach zaproponował, by oddzielić asesorów od ministra. Miała ich mianować niezależna Krajowa Rada Sądownictwa, a ślubo­wanie przyjmować miał od nich prezydent. Jednak wraz z po­wrotem PiS do władzy, dwa miesiące temu, wróciły niekon­stytucyjne przepisy. Dyrektor Manowska publikuje na stronie szkoły oświadczenia, w których wciąż przekonuje o ich kon­stytucyjności. „KRS ma realny wpływ na udzielanie asesorowi votum do orzekania, przez możliwość sprzeciwu w stosunku do konkretnych asesorów” - napisała na początku sierpnia. Mówi się, że gdzieś w połowie września - MS nie podało jeszcze terminu - asesorzy przyjadą do Warszawy i przed Ziobrą złożą ślubowanie. Rozjadą się po sądach, a Rada będzie miała 30 dni na ewentualne zgłoszenie sprzeciwu.
    „Powierzenie Ministrowi Sprawiedliwości kompetencji mia­nowania asesorów sądowych jest w oczywisty sposób sprzecz­ne z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego” - czytamy w opinii KRS do ustawy. Sędziowie twierdzą, że wprawdzie przewiduje się udział KRS w procedurze powierzania asesorom obowiąz­ków sędziego, ale sprowadza się to jedynie do możliwości zgło­szenia przez Radę sprzeciwu. Jeśli KRS nie wypracuje przez miesiąc stanowiska, to oznacza milczącą zgodę. Tak naprawdę udział Rady w całej procedurze jest iluzoryczny.
   - 30 dni to drastycznie mało na wypowiedzenie się Rady w tak ważnej sprawie. Nie ma fizycznej możliwości, aby w tak krót­kim czasie rzetelnie pochylić się i przeanalizować kandydatury 270 asesorów - mówi rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek. Do­daje, że jeszcze nie zapadła decyzja, jak rozwiązać ten problem. Wiadomo, że trzeba obsadzić te etaty, bo sprawy w sądach cze­kają, ale z drugiej strony nominacje to na tyle poważna sprawa, że nie powinno być takiego pośpiechu. Sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka, która reprezentowała MS podczas wyboru etatów asesorskich w krakowskiej szkole, mówi, że nie wyobraża sobie, aby KRS oprotestowała te nominacje: - To by było wystąpienie przeciwko własnemu państwu. Oni mają obowiązek stosować prawo, a nie się buntować. Nie wierzę, żeby KRS urządzała ja­kąś demonstrację.
   Pewnie polityczna KRS, jak planował Ziobro (prezydent zawetował ustawę o KRS), szybko poradziłaby sobie z decyzją. I z pewnością w przyszłości miesiąc wystarczy, bo nikt nie łudzi się, że PiS ponownie nie przeforsuje podporządkowania Rady partii rządzącej.

Asesorzy teraz albo nigdy
33-letnia aplikantka, która właśnie oświadczyła przed całą salą, że rezygnuje z prawa do wyboru etatu asesorskiego, mówi: - Półtora roku temu musiałam przeprowadzić się z mę­żem i córką do innego miasta, bo przecież już raz musieliśmy wybierać etat referendarza z listy ministerialnej. Ale to mia­ła być ostatnia przeprowadzka, bo potem mieliśmy startować w konkursach na wolne etaty sędziowskie, zgodnie z naszym wyborem miejsca. Jednak minister nie ogłaszał konkursów. Zostały jej do wyboru etaty asesorskie oddalone o kilkaset kilometrów od domu. Kupiła mieszkanie na kredyt, dziec­ko zaczęło chodzić do szkoły, mąż ma swoją firmę. - Od za­wsze chciałam być sędzią, ale nie mogę znów fundować rodzi­nie rewolucji w życiu - opowiada aplikantka. Zostanie więc na stanowisku referendarza z pensją około 5 tys. zł na rękę, bo o asesurę (z pensją o 300 zł wyższą) nie można się ubie­gać po raz drugi. Wybór był jednorazowy: teraz albo nigdy. Mówi, z żalem, że stanowisko referendarza nie zaspokaja jej ambicji. To praca w wydziałach rejestrowych, pisanie naka­zów zapłaty, zmiany w spółkach czy w księgach wieczystych. Lata nauki na sędziego na nic się tu nie przydają.
   Dodatkowo, zgodnie z nową ustawą, wszystkim, którzy zdali egzamin sędziowski, po pięciu latach wygaśnie prawo do star­towania w konkursie na sędziego, jeśli w ogóle będą organizo­wane. Zresztą niektórzy nasi rozmówcy obawiają się, że na­wet jeśli wystartują w konkursie, to odmowa asesury może się na nich zemścić. Snują czarne scenariusze, że Ziobro niebawem przejmie KRS i nawet jak wystartują w konkursie, to politycz­na Rada może uznać, że nie mają nieskazitelnego charakteru i sędziami nie zostaną. - To skandal, że po tylu latach nauki - wyrzeczeń moje uprawnienia stracą ważność - oburza się na­sza rozmówczyni.
   Raczej nie myśli dziś o tym, aby w najbliższym czasie wpi­sać się na listę adwokatów czy radców prawnych. Powód jest dość prozaiczny, finansowy. Podczas nauki w KSSiP aplikanci pobierają co miesiąc na rękę 3 tys. zł stypendium. Muszą je odrobić po zakończeniu szkoły, pracując przez trzy lata w są­downictwie powszechnym lub w prokuraturze. Jeśli ktoś bę­dzie chciał wcześniej odejść z zawodu, to musi oddać 100 tys. zł. Każdy przepracowany miesiąc proporcjonalnie pomniejszy ich zobowiązanie. Wielu, którzy nie przyjęli asesorskich etatów, po odpracowaniu długów planuje zostać adwokatami albo rad­cami. - Ale będziemy mieli już po 33-35 lat i będziemy zaczynać od zera. Ludzie w większych miastach mają łatwiej, bo mogą zatrudnić się w dużych kancelariach. My z mniejszych miejscowości raczej decydowaliśmy się na etaty asesorskie i przeprowadzki - opowiada aplikant.

Kuźnia kadr
Kolejne roczniki, które wyjdą z KSSiP, nie będą już musiały odbywać stażu referendarskiego, więc czeka ich najwyżej jedna przymusowa przeprowadzka, już tylko za etatem asesorskim. Ale jeśli chodzi o przyszłych absolwentów, to - jak napisała w swojej opinii do ustawy KRS - będą jeszcze bardziej związani z ministrem sprawiedliwości. Zgodnie z napisaną przez Ziobrę ustawą, o powierzeniu stanowiska asesorskiego decyduje licz­ba punktów zdobytych na egzaminie sędziowskim przed szkol­ną komisją. Od teraz aż siedmiu na dziewięciu jej członków bę­dzie wskazywał minister właśnie. Ziobro przejmuje nad szkołą całkowitą kontrolę: nadzór nad aplikacjami, wskaże i powoła członków Rady Programowej Szkoły, może powołać i odwołać dyrektora, skompletuje komisje egzaminacyjne, może sprzeci­wić się zatrudnieniu danego wykładowcy. Jak mówi się w śro­dowisku, to już nie będzie kuźnia elity sędziowskiej, ale kuźnia kadr ministra Ziobry, dopóki będzie rządził.
   Trudno mówić o niezależności asesora, który musi pracować ze świadomością, że przecież ocenia go minister sprawiedliwo­ści. A ten - jako polityk i przedstawiciel władzy wykonawczej - dał sobie wielki wpływ na karierę i awans zawodowy asesora.
- Choć chcę wierzyć, że nie dadzą się złamać, to będą pozostawać pod presją, która może wywoływać zachowania konformistyczne albo powodować brak zaufania do nich - mówi sędzia Bartło­miej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
   Asesorzy po czterech latach będą oceniani przez losowo wy­branych wizytatorów, czy nadają się na sędziego. Wizytatorów, również ocenianych przez Ziobrę, zgodnie z podpisaną przez prezydenta ustawą o ustroju sądów powszechnych będą wybie­rać prezesi sądów, których minister w najbliższych tygodniach będzie wymieniał na takich, którzy jemu odpowiadają. Poza tym Ziobro pełni także funkcję prokuratora generalnego i ma bezpośredni wpływ na stanowisko procesowe oraz może wy­stępować przed sądami powszechnymi w charakterze strony (oskarżyciela) w sprawach rozpoznawanych przez asesorów sądowych, których mianuje. - Jak zachowa się taki asesor, który będzie wiedział, że tak naprawdę od ministra właśnie zależy to, czy zostanie sędzią? - pyta jeden z sędziów.
   Jeśli zależny od ministra wizytator oceni, że asesor sędzią zo­stać nie może, to pozostaje mu odwołać się do KRS, która powo­ła swoich wizytatorów. Ale opanowana przez polityków partii rządzącej Rada - jak to się pewnie stanie - raczej nie zmieni tej decyzji. Właśnie dlatego asesorzy sądowi, jako osoby pozbawione jeszcze doświadczenia zawodowego i życiowego, a także podlega­jące ocenie wizytatorów opiniowanych przez ministra sprawie­dliwości, są w szczególności narażeni, na nawet niezamierzone przyjmowanie postaw konformistycznych.

Awans co roku
Aplikantka z wysokim wynikiem na liście egzaminacyjnej mówi, że ona nacisków się nie obawia. - To jest bzdura, to jest dla nas krzywdzące, ja się niczego nie boję, a poza tym w sądach przyda się przewietrzenie - mówi i zaznacza, że weto prezydenta nie było potrzebne, więc chyba jest zwolenniczką „dobrej zmiany”. Ktoś inny dodaje, że zmiany w sądownictwie są konieczne, środowisko sędziów jest zakonserwowane, a on „liczy na awans co roku”.
   Na zamkniętym forum aplikantów ktoś zaproponował, aby zbojkotować te etaty, bo przecież w jawny sposób uzależniają asesorów od ministra sprawiedliwości. - Kilka osób poparło ini­cjatywę, ale na pomysłodawczynię wylało się też wiadro hejtu, że nie po to tyle się uczyliśmy, by dziś tracić szansę na zostanie sędziami. Za chwilę pojawiła się propozycja innego listu z popar­ciem dla ministra, który daje wreszcie szansę na awans sędziowski - relacjonuje aplikant. Mówi, że są podzieleni, że zainwestowali tak wiele swojego życia, że za wszelką cenę chcą zostać sędziami, a inni wypierają to, że będą zależni od Ziobry. Żaden list ostatecz­nie nie został wysłany.
   32-latek, który został właśnie asesorem, mówi, że włożył wie­le lat nauki, wyrzeczeń i pieniędzy, by zostać sędzią, że rodzina pokłada w nim nadzieję: - Liczę na to, że nigdy nie będę musiał wybierać między utrzymaniem rodziny a własnym sędziowskim sumieniem. Jego kolega z aplikacji dodaje, że jak będą na niego naciskać, to odejdzie, zapłaci karę, bo jest na tyle dobrze wy­kształcony, że poradzi sobie na rynku. Przed krakowską szkołą słychać też głosy, że trzeba się zachować przyzwoicie i nie ulegać naciskom, bo za dwa lata władza może się zmienić.
   Asesura - ale niezależna od polityków - jest pożądaną drogą dojścia do zawodu sędziowskiego. Także zwracanie przez apli­kantów stypendium nie powinno budzić sprzeciwu. Niestety, istnieje obawa, a czytając wprowadzane przez PiS przepisy - na­brać podejrzeń, że ta partia będzie nadużywała władzy do mani­pulowania asesorami i do łamania sędziowskiej niezależności.
Anna Dąbrowska
PS Nasi rozmówcy z KSSiP nie zgodzili się na publikację swoich nazwisk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz