We wrześniu 270
asesorów wejdzie do sądów. To, czy ostatecznie zostaną sędziami, w dużej mierze
zależy od Zbigniewa Ziobry. Jedni zrezygnowali z asesury, inni liczą na szybkie
awanse.
Przed
budynkiem Kraj owej Szkoły Sądownictwa i
Prokuratury (KSSiP) nastrój niepewności mieszał się ze złością i
zrezygnowaniem. - Po prawie dziesięciu latach nauki do zawodu sędziego za
godzinę zdecyduje się moje życie zawodowe, to gdzie będę mieszkał, czy w ciągu
kilku tygodni będę musiał organizować przeprowadzkę całej mojej rodziny, być
może z jednego końca Polski na drugi - mówi rozgoryczony 30-latek, aplikant
KSSiP. I dodaje, że gdyby wiedział, że tak to wszystko będzie wyglądało, to
swoje marzenia o tym, by zostać sędzią, już
dawno odłożyłby na półkę.
W zeszłym tygodniu
352 aplikantów, po pięciu latach studiów prawniczych, ponad trzyletniej
aplikacji, po kilkunastomiesięcznych stażach referendarskich i wielu z nich po
miesiącach oczekiwania na konkurs sędziowski, miało stawić się w Krakowie po
etaty asesorskie. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przez wiele miesięcy
wstrzymywał konkursy na zwalniające się etaty sędziów, kosztem sprawności
działania sądów. Dla aplikantów szkoły uzbierały się 323 etaty.
W maju minister przeforsował ustawę, według której droga do
zawodu sędziego prowadzi głównie przez asesurę. Dotąd, żeby zostać sędzią,
każdy musiał wystartować w konkursie. Od teraz - przewidują sędziowie -
konkursów na wolne stanowiska będzie jak na lekarstwo. Każdego roku ze szkoły
podporządkowanej ministrowi wyjdzie kilkudziesięciu absolwentów, którzy, jako
asesorzy, będą zajmować zwalniane etaty. Asesorzy będą mieli prawie takie same
uprawnienia jak sędziowie. Nie będą mogli jednak stosować tymczasowego
aresztu, rozpoznawać zażaleń na postanowienia o odmowie wszczęcia śledztwa i
zajmować się sprawami z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego.
Oświadczanie przy kamerach
Zarządzenie Ziobry z listą etatów
w sądach rejonowych pojawiło się 6 lipca. Po miesiącu w pierwszych rzędach w
auli krakowskiej szkoły zasiedli aplikanci, którzy na egzaminie sędziowskim
zdobyli największą liczbę punktów. Mieli przywilej wyboru etatów. Przedtem
przemówiła do nich Małgorzata Manowska, powołana na dyrektora szkoły przez
ministra Ziobrę, była wiceminister w jego resorcie za pierwszych rządów PiS.
„Te rozwiązania są zgodne z konstytucją. (...) Będziecie stanowić korpus
doskonałych sędziów, niezależnych od nacisków zewnętrznych i wewnętrznych.
Niezawisłość jest stanem ducha”. - Ta przemowa miała nas chyba przekonać,
że nie będziemy traktowani jako sędziowie z korpusu Ziobry, ale jest dowodem na
to, że będzie wręcz odwrotnie - mówi jeden z aplikantów.
Każdy z wyczytywanych aplikantów podchodził do stołu
prezydialnego, okazywał do jednej z czterech kamer zainstalowanych w auli
dowód osobisty i oświadczał, w jakim sądzie przyjmuje etat. Reszta w napięciu
wykreślała ze swojej listy ten etat, z nadzieją, że ten,
który sobie wybrali, zostanie wolny, aż oni staną przed mikrofonem. - Mówi
się, że prezesi sądów, którzy lada dzień będą wymienieni przez ministra, nie
mają zaufania do procedury rozdzielania tych etatów, stąd chyba to okazywanie
dowodów do kamery, które nas trochę szokuje, i nagrywanie całej
procedury - opowiada aplikantka, która
zdobyła na tyle dużo punktów, że mogła wybrać sąd w mieście swojego
dotychczasowego zamieszkania. Między aplikantami krążyła nieoficjalna lista, na
której rezerwowali etaty, ale nie dotarła do wszystkich. Kilkunastu wyłamało
się z wcześniejszych ustaleń, większość musiała wybrać te sądy, w których
etaty pozostały wolne, a nie te, które sobie upatrzyli, zgodne z ich
dotychczasowym miejscem zamieszkania.
32 aplikantów w ogóle nie pojawiło się w szkole, 48 oświadczyło,
że rezygnuje z prawa wyboru etatu asesorskiego (mogą pozostać na stanowisku
referendarskim w dotychczasowym miejscu pracy), 270 przyjęło asesurę.
Bez demonstracji
Dziesięć lat temu Trybunał
Konstytucyjny uznał, że instytucja asesora nie jest zgodna z zasadą
trójpodziału władzy, bo podlega ministrowi sprawiedliwości. Dwa lata temu asesorzy
mieli powrócić w poprawionej, zgodnej z konstytucją, wersji. Prezydent
Bronisław Komorowski po konsultacjach zaproponował, by oddzielić asesorów od
ministra. Miała ich mianować niezależna Krajowa Rada Sądownictwa, a ślubowanie
przyjmować miał od nich prezydent. Jednak wraz z powrotem PiS do władzy, dwa
miesiące temu, wróciły niekonstytucyjne przepisy. Dyrektor Manowska publikuje
na stronie szkoły oświadczenia, w których wciąż przekonuje o ich konstytucyjności.
„KRS ma realny wpływ na udzielanie asesorowi votum do
orzekania, przez możliwość sprzeciwu w stosunku do konkretnych asesorów” -
napisała na początku sierpnia. Mówi się, że gdzieś w połowie września - MS nie
podało jeszcze terminu - asesorzy przyjadą do Warszawy i przed Ziobrą złożą
ślubowanie. Rozjadą się po sądach, a Rada będzie miała 30 dni na ewentualne
zgłoszenie sprzeciwu.
„Powierzenie
Ministrowi Sprawiedliwości kompetencji mianowania asesorów sądowych jest w
oczywisty sposób sprzeczne z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego” - czytamy w
opinii KRS do ustawy. Sędziowie twierdzą, że wprawdzie przewiduje się udział
KRS w procedurze powierzania asesorom obowiązków sędziego, ale sprowadza się
to jedynie do możliwości zgłoszenia przez Radę sprzeciwu. Jeśli KRS nie wypracuje
przez miesiąc stanowiska, to oznacza milczącą zgodę. Tak naprawdę udział Rady w
całej procedurze jest iluzoryczny.
- 30 dni to drastycznie mało na wypowiedzenie się Rady w tak
ważnej sprawie. Nie ma fizycznej możliwości, aby w tak krótkim czasie
rzetelnie pochylić się i przeanalizować kandydatury 270 asesorów - mówi rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek. Dodaje, że
jeszcze nie zapadła decyzja, jak rozwiązać ten problem. Wiadomo, że trzeba
obsadzić te etaty, bo sprawy w sądach czekają, ale z drugiej strony nominacje
to na tyle poważna sprawa, że nie powinno być takiego pośpiechu. Sędzia Dagmara
Pawełczyk-Woicka, która reprezentowała MS podczas wyboru etatów asesorskich w
krakowskiej szkole, mówi, że nie wyobraża sobie, aby KRS oprotestowała te nominacje:
- To by było wystąpienie przeciwko własnemu państwu. Oni mają obowiązek
stosować prawo, a nie się buntować. Nie wierzę, żeby KRS urządzała jakąś
demonstrację.
Pewnie polityczna KRS, jak planował Ziobro (prezydent
zawetował ustawę o KRS), szybko poradziłaby sobie z decyzją. I z pewnością w
przyszłości miesiąc wystarczy, bo nikt nie łudzi się, że PiS ponownie nie
przeforsuje podporządkowania Rady partii rządzącej.
Asesorzy teraz albo nigdy
33-letnia aplikantka, która
właśnie oświadczyła przed całą salą, że rezygnuje z prawa do wyboru etatu
asesorskiego, mówi: - Półtora roku temu musiałam przeprowadzić się z mężem
i córką do innego miasta, bo przecież już raz musieliśmy wybierać etat
referendarza z listy ministerialnej. Ale to miała być ostatnia przeprowadzka,
bo potem mieliśmy startować w konkursach na wolne etaty sędziowskie, zgodnie z
naszym wyborem miejsca. Jednak minister nie ogłaszał konkursów. Zostały jej
do wyboru etaty asesorskie oddalone o kilkaset kilometrów od domu. Kupiła
mieszkanie na kredyt, dziecko zaczęło chodzić do szkoły, mąż ma swoją firmę. -
Od zawsze chciałam być sędzią, ale nie mogę znów fundować rodzinie
rewolucji w życiu - opowiada aplikantka. Zostanie więc na stanowisku
referendarza z pensją około 5 tys. zł na rękę, bo o asesurę (z pensją o 300 zł
wyższą) nie można się ubiegać po raz drugi. Wybór był jednorazowy: teraz albo
nigdy. Mówi, z żalem, że stanowisko referendarza nie zaspokaja jej ambicji. To
praca w wydziałach rejestrowych, pisanie nakazów zapłaty, zmiany w spółkach
czy w księgach wieczystych. Lata nauki na sędziego na nic się tu nie przydają.
Dodatkowo, zgodnie z nową ustawą, wszystkim, którzy zdali
egzamin sędziowski, po pięciu latach wygaśnie prawo do startowania w konkursie
na sędziego, jeśli w ogóle będą organizowane. Zresztą niektórzy nasi rozmówcy
obawiają się, że nawet jeśli wystartują w konkursie, to odmowa asesury może
się na nich zemścić. Snują czarne scenariusze, że Ziobro niebawem przejmie KRS
i nawet jak wystartują w konkursie, to polityczna Rada może uznać, że nie mają
nieskazitelnego charakteru i sędziami nie
zostaną. - To skandal, że po tylu latach nauki - wyrzeczeń moje uprawnienia stracą ważność - oburza się nasza rozmówczyni.
Raczej nie myśli dziś o tym, aby w najbliższym czasie wpisać
się na listę adwokatów czy radców prawnych. Powód jest dość prozaiczny,
finansowy. Podczas nauki w KSSiP aplikanci pobierają co miesiąc na rękę 3 tys.
zł stypendium. Muszą je odrobić po zakończeniu szkoły, pracując przez trzy lata
w sądownictwie powszechnym lub w prokuraturze. Jeśli ktoś będzie chciał
wcześniej odejść z zawodu, to musi oddać 100 tys. zł. Każdy przepracowany
miesiąc proporcjonalnie pomniejszy ich zobowiązanie. Wielu, którzy nie przyjęli
asesorskich etatów, po odpracowaniu długów planuje zostać adwokatami albo radcami.
- Ale będziemy mieli już po 33-35 lat i będziemy zaczynać od zera. Ludzie w
większych miastach mają łatwiej, bo mogą zatrudnić się w dużych kancelariach.
My z mniejszych miejscowości raczej decydowaliśmy się na etaty asesorskie i
przeprowadzki - opowiada aplikant.
Kuźnia kadr
Kolejne roczniki, które wyjdą z
KSSiP, nie będą już musiały odbywać stażu referendarskiego, więc czeka ich
najwyżej jedna przymusowa przeprowadzka, już tylko za etatem asesorskim. Ale
jeśli chodzi o przyszłych absolwentów, to - jak napisała w swojej opinii do
ustawy KRS - będą jeszcze bardziej związani z ministrem sprawiedliwości.
Zgodnie z napisaną przez Ziobrę ustawą, o powierzeniu stanowiska asesorskiego
decyduje liczba punktów zdobytych na egzaminie sędziowskim przed szkolną
komisją. Od teraz aż siedmiu na dziewięciu jej członków będzie wskazywał
minister właśnie. Ziobro przejmuje nad szkołą całkowitą kontrolę: nadzór nad
aplikacjami, wskaże i powoła członków Rady Programowej Szkoły, może powołać i
odwołać dyrektora, skompletuje komisje egzaminacyjne, może sprzeciwić się
zatrudnieniu danego wykładowcy. Jak mówi się w środowisku, to już nie będzie
kuźnia elity sędziowskiej, ale kuźnia kadr ministra Ziobry, dopóki będzie
rządził.
Trudno mówić o niezależności asesora, który musi pracować
ze świadomością, że przecież ocenia go minister sprawiedliwości. A ten - jako
polityk i przedstawiciel władzy wykonawczej - dał
sobie wielki wpływ na karierę i awans zawodowy asesora.
- Choć chcę wierzyć, że nie
dadzą się złamać, to będą pozostawać pod presją, która może wywoływać
zachowania konformistyczne albo powodować brak zaufania do nich - mówi sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy
Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Asesorzy po czterech latach będą oceniani przez losowo wybranych
wizytatorów, czy nadają się na sędziego. Wizytatorów, również ocenianych przez
Ziobrę, zgodnie z podpisaną przez prezydenta ustawą o ustroju sądów
powszechnych będą wybierać prezesi sądów, których minister w najbliższych
tygodniach będzie wymieniał na takich, którzy jemu odpowiadają. Poza tym Ziobro
pełni także funkcję prokuratora generalnego i ma bezpośredni wpływ na
stanowisko procesowe oraz może występować przed sądami powszechnymi w
charakterze strony (oskarżyciela) w sprawach rozpoznawanych przez asesorów
sądowych, których mianuje. - Jak zachowa się taki asesor, który będzie
wiedział, że tak naprawdę od ministra właśnie zależy to, czy zostanie sędzią?
- pyta jeden z sędziów.
Jeśli zależny od ministra wizytator oceni, że asesor sędzią
zostać nie może, to pozostaje mu odwołać się do KRS, która powoła swoich
wizytatorów. Ale opanowana przez polityków partii rządzącej Rada - jak to się
pewnie stanie - raczej nie zmieni tej decyzji. Właśnie dlatego asesorzy sądowi,
jako osoby pozbawione jeszcze doświadczenia zawodowego i życiowego, a także
podlegające ocenie wizytatorów opiniowanych przez ministra sprawiedliwości,
są w szczególności narażeni, na nawet niezamierzone przyjmowanie postaw
konformistycznych.
Awans co roku
Aplikantka z wysokim wynikiem na
liście egzaminacyjnej mówi, że ona nacisków się nie obawia. - To jest
bzdura, to jest dla nas krzywdzące, ja się niczego nie boję, a poza tym w
sądach przyda się przewietrzenie - mówi i zaznacza, że weto prezydenta nie
było potrzebne, więc chyba jest zwolenniczką „dobrej zmiany”. Ktoś inny dodaje,
że zmiany w sądownictwie są konieczne, środowisko sędziów jest zakonserwowane,
a on „liczy na awans co roku”.
Na zamkniętym forum aplikantów ktoś zaproponował, aby
zbojkotować te etaty, bo przecież w jawny sposób uzależniają asesorów od
ministra sprawiedliwości. - Kilka osób poparło inicjatywę, ale na
pomysłodawczynię wylało się też wiadro hejtu, że nie po to tyle się uczyliśmy,
by dziś tracić szansę na zostanie sędziami. Za chwilę pojawiła się propozycja
innego listu z poparciem dla ministra, który daje wreszcie szansę na awans
sędziowski - relacjonuje aplikant. Mówi,
że są podzieleni, że zainwestowali tak wiele swojego życia, że za wszelką cenę
chcą zostać sędziami, a inni wypierają to, że będą zależni od Ziobry. Żaden
list ostatecznie nie został wysłany.
32-latek, który został właśnie asesorem, mówi, że włożył
wiele lat nauki, wyrzeczeń i pieniędzy, by zostać sędzią, że rodzina pokłada w
nim nadzieję: - Liczę na to, że nigdy nie będę musiał wybierać między
utrzymaniem rodziny a własnym sędziowskim sumieniem. Jego kolega z
aplikacji dodaje, że jak będą na niego naciskać, to odejdzie, zapłaci karę, bo
jest na tyle dobrze wykształcony, że poradzi sobie na rynku. Przed krakowską
szkołą słychać też głosy, że trzeba się zachować przyzwoicie i nie ulegać
naciskom, bo za dwa lata władza może się zmienić.
Asesura - ale niezależna od polityków - jest pożądaną drogą
dojścia do zawodu sędziowskiego. Także zwracanie przez aplikantów stypendium
nie powinno budzić sprzeciwu. Niestety, istnieje obawa, a czytając wprowadzane
przez PiS przepisy - nabrać podejrzeń, że ta partia będzie nadużywała władzy
do manipulowania asesorami i do łamania sędziowskiej niezależności.
Anna Dąbrowska
PS Nasi rozmówcy z
KSSiP nie zgodzili się na publikację swoich nazwisk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz