Przemęczona,
zestresowana, spięta. Urzędnicze obowiązki i presja prezesa Kaczyńskiego męczą
premier Beatę Szydło. Współpracownicy twierdzą, że jest psychicznym wrakiem
Michał Krzymowski
Ważny
polityk PiS: - Beata jedzie na oparach. Męczy ją ciągła huśtawka. Gdy tylko
ustabilizuje swoją pozycję, ma chwilę wytchnienia, zaraz wpada w kolejny
dołek. Pojawiają się pretensje z Nowogrodzkiej i wszystko zaczyna się od nowa.
Z jednej strony Szydło musi sprostać oczekiwaniom prezesa, a w rządzie nieustannie
napiera na nią Morawiecki. Kiedyś miała jeszcze sojusz z prezydentem, ale dziś
jest z nim na wojennej ścieżce.
PREWKA DLA PREZESA
Andrzej Duda i Beata Szydło jeszcze dwa lata temu byli
najbliższymi współpracownikami. Razem
przeszli przez wygraną kampanię - on jako kandydat na prezydenta, ona jako
szefowa jego sztabu - i darzyli się zaufaniem. Dwa lata po tym zwycięstwie po
dawnej przyjaźni nie ma śladu.
24 lipca, kilka godzin po ogłoszeniu prezydenckiego weta wobec ustawy o
Sądzie Najwyższym, Szydło jedzie do Belwederu z wiadomością od prezesa: Duda ma
wycofać się ze swojej deklaracji i podpisać projekt nadesłany przez parlament.
Gdy prezydent odmawia, Szydło wraca na Nowogrodzką zrelacjonować Jarosławowi
Kaczyńskiemu przebieg półtoragodzinnej rozmowy. I dostaje kolejne zadanie:
wieczorem ma wygłosić konkurencyjne orędzie, które przykryje występ Andrzeja
Dudy.
Choć do emisji prezydenckiego orędzia zostało jeszcze parę godzin,
ludzie z głównej siedziby TVP przy Woronicza dzwonią do pałacu prezydenckiego
z ponagleniami: - Kiedy będzie nagranie? Dajcie cokolwiek, chociaż prewkę
[poglądowy plik o niższej rozdzielczości - red.].
Opowiada człowiek z Kancelarii Prezydenta: - Jeszcze nie wiedzieliśmy,
że Szydło też zamierza wystąpić, więc nasz pracownik w końcu zapytał, skąd ten
pośpiech. „Prezes Telewizji chce to mieć”, przyznał człowiek z Woronicza. Gdy
wieczorem się okazało, że jest konkurencyjne orędzie, zrozumieliśmy, że Szydło
chciała wiedzieć, co powie Duda, aby zneutralizować jego przekaz.
Dwa lata wcześniej, czerwiec 2015 r. Prezydent elekt kompletuje skład
kancelarii. Na Nowogrodzką dociera, że do pałacu wybierają się ludzie, którzy
pracowali z Andrzejem Dudą w kampanii. Na czele administracji ma stanąć
Szydło. Kaczyński orientuje się, że pod bokiem przyszłej głowy państwa rodzi
się nowy ośrodek polityczny, który będzie stanowić przeciwwagę dla partii.
Przebija ofertę Dudy i proponuje Szydło stanowisko premiera, jeśli jesienią
PiS wygra wybory. Od tej pory regularnie przeciwstawia ją prezydentowi.
Grudzień 2015 r., Sejm w pośpiechu przepycha nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. W pałacu prezydenckim i Kancelarii
Premiera - moment zawahania. Szydło milczy, a Duda bez zgody partii zwołuje
konsultacje z klubami parlamentarnymi. Kaczyński wzywa na Nowogrodzką Elżbietę
Witek, szefową gabinetu Szydło, i nakazuje: - Ela, musicie się włączyć.
Szydło wygłasza z mównicy sejmowej ostre przemówienie wymierzone w
Platformę i udziela telewizyjnych wywiadów, w których powtarza tezy z
Nowogrodzkiej. Na polecenie prezesa prosi Dudę, by wrócił z urlopu w Wiśle i
podpisał ustawę przysłaną przez parlament.
Styczeń 2016 r. - prezydent odbiera nagrodę Człowieka Wolności
tygodnika „wSieci”. Podczas przemówienia dziękuje dwóm osobom: Kaczyńskiemu i
Szydło. Prawdopodobnie nie wie, że nie ma ich na sali. Są na Nowogrodzkiej na
naradzie ścisłego kierownictwa partii. - Jarosław specjalnie wybrał taki
termin. Chodziło o postawienie
współpracowników przed wyborem: ja czy Andrzej. Szydło, podobnie jak pozostali,
wybrała prezesa - opowiada członek władz PiS.
Poseł: - Szydło jest w trudniejszym położeniu niż Duda. Wie, że Jarosław
może ją w każdej chwili zdymisjonować, dlatego musi mu być posłuszna. Poza tym
w jej otoczeniu nie ma ludzi, którzy popychaliby ją ku emancypacji. Na Andrzeja
naciskają bliscy i kilku bojowo nastawionych doradców, u Beaty tej presji nie
ma.
KELNERZY, LUDZIE BEATY
W PiS mówi się, że Szydło utrzymuje się na powierzchni
dzięki strategii woła. Z pokorą znosi
wezwania na Nowogrodzką i żądania Kaczyńskiego. Nie przeciwstawia mu się i nie
sili na samodzielność. Karnie wykonuje polecenia. Jej jedynym celem jest
przetrwanie w fotelu premiera. Wie, że gdyby sprzeciwiła się prezesowi,
skończyłaby jak Kazimierz Marcinkiewicz.
Wbrew pozorom to sprytna strategia. Kaczyński skarży się
współpracownikom, że jest wobec niej bezsilny. Gdy wydaje polecenia, Szydło potakuje, ale z ich wypełnieniem bywa różnie. -
Jarosław twierdzi, że Beata realizuje 30-40 procent jego żądań. On oczywiście
może ją potem ponownie wezwać i zdyscyplinować, ale Szydło w takich sytuacjach
będzie udawać głupią i kiwać głową - mówi człowiek z Nowogrodzkiej. - Prezes -
ciągnie rozmówca „Newsweeka” - często popada z tego powodu w irytację. Mówi
współpracownikom, że czas na przyśpieszenie, a szefowa rządu najwyraźniej nie
dotrzymuje mu kroku. Narzeka, że Beata to inna liga - trzeba jej tłumaczyć
kwestie, które sama powinna łapać w lot. Choć wydaje się, że jest bliski
wymiany premiera, to poprzestaje na pogróżkach. Szydło trwa dalej.
Strategia wołu to nie tylko pokorne wykonywanie poleceń prezesa, ale
też nieustanne szukanie kontaktu z nim, bo na Nowogrodzkiej nieobecni nie mają
racji. Kto nie umie przebić się do szefa ze swoim przekazem, musi wiedzieć, że
zrobią to za niego inni. A że najbliżej ucha Jarosława są ludzie wrogo
nastawieni do Kancelarii Premiera, to Szydło od czasu do czasu popada w niełaskę.
Traci kontakt z prezesem i miewa trudności, by dostać się do niego na
spotkanie.
- Jestem pełen podziwu dla Beaty - ironizuje człowiek z Nowogrodzkiej.
- Jest wszędzie. Bywa na wszystkich możliwych uroczystościach i imprezach,
szczególnie jeśli zjawia się na nich prezes. Nie przepuści żadnej okazji, żeby
mu się pokazać. Jak ona znajduje na to czas?
Rzut oka na wydarzenia z ostatnich trzech miesięcy. 10 maja - premier u boku Jarosława Kaczyńskiego pojawia się na miesięcznicy
smoleńskiej. Maszeruje na Krakowskie Przedmieście i składa kwiaty pod pałacem prezydenckim. 6 czerwca - wita
pierwszą dostawę amerykańskiego gazu w Świnoujściu, podkreśla, że powstanie
gazoportu to zasługa Lecha i Jarosława Kaczyńskich. 18 czerwca, dzień urodzin
braci - dołącza do prezesa i pielgrzymuje do krypty Lecha na Wawelu.
Wyjazdy w teren, uświetnianie uroczystości i przecinanie wstęg to pewne
punkty w kalendarzu Beaty Szydło. W ciągu ostatnich kilkunastu tygodni premier
gościła w Jawiszowicach na 95-leciu Ochotniczej Straży Pożarnej, świętowała
setną rocznicę objawień fatimskich w Zakopanem i spotkała się ze sportowcami
na warszawskim Torwarze. W Przecieszynie otworzyła boisko sportowe, a w
Świnnej Porębie - niedokończony zbiornik. Była na jubileuszu Straży Pożarnej w
Warszawie, na Dniu Dziecka, gościła na kongresie gospodarczym w Krakowie.
Pojawiła się na uroczystościach w elektrowni Jaworzno i na Dniu Strażaka w
Skidziniu.
Polityk PiS: - Jej głównym zmartwieniem jest to, co myśli o niej prezes
i jak pokazują ją w tabloidach i telewizji. Niestety, odbija się to na rządzie.
Pani premier niespecjalnie interesuje się tym, co dzieje się w resortach. To
nie przypadek, że wielu ministrów chce, by została do końca kadencji. Wiedzą,
że kto inny na jej miejscu patrzyłby im na ręce.
Inny: - Szydło niszczy w zarodku wszystkie ambitne pomysły ministrów.
Robi to z obawy przed reakcją mediów. Skąd u niej to wyczulenie? Od
„kelnerów”!
„Kelnerami” określa się dwójkę
byłych pracowników biura prasowego PiS - Annę Plakwicz i Piotra Matczuka,
którzy za czasów Szydło kierowali Centrum Informacyjnym Rządu. Kilka miesięcy
temu oboje odeszli z Kancelarii Premiera i założyli firmę PR-owską Solvere. Poseł: - To oni umawiali ustawki Szydło z tabloidami i
stali za większością jej PR-owskich akcji. Są doświadczeni i mają kontakty
wśród dziennikarzy. Dlaczego „kelnerzy”? Nie mam pojęcia. To przezwisko
wymyślił im Zbigniew Ziobro, który kiedyś współpracował z Matczukiem.
PANI BIGOS IDZIE DO BANKU
Polityk zbliżony do Szydło: - Beata rzeczywiście jest w nie
najlepszej formie. Cały czas odczuwa
skutki lutowego wypadku, po którym miała złamane żebro i mostek. A przecież z
powodów wizerunkowych i politycznych prawie od razu wyszła ze szpitala i
wróciła do pracy bez rehabilitacji. Dziś to wszystko się na niej odbija.
Inny rozmówca wskazuje, że Szydło jest osobą skrytą, nie ma powiernika,
który mógłby zapewnić jej psychiczne wsparcie. Jej najbliższą współpracownicą
jest szefowa gabinetu premiera Elżbieta Witek. Ta jednak, jako posłanka PiS,
jest jednocześnie podwładną Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym brakuje jej politycznego
doświadczenia. Inny z jej doradców - Witold Olech, PR-owiec i autor przemówień
- to z kolei człowiek ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. W przeszłości
pracował przy jego kampaniach i od lat przyjaźni się z jego bratem Witoldem.
Blisko z Szydło jest też marszałek Senatu Stanisław Karczewski; podobnie jak
ona mieszka w rządowym kompleksie przy Parkowej, gdzie z żoną zajmuje sąsiednią
willę. - Ale jemu też trudno zaufać.
W partii wszyscy wiedzą, że
Staszek z każdą informacją lata do prezesa - twierdzi jeden z posłów.
Najważniejszym politycznym stronnikiem szefowej rządu jest Zbigniew
Ziobro, ale i w tym przypadku trudno mówić o zaufaniu. To raczej taktyczny
sojusz przeciwko wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu, przed którym Szydło
zazdrośnie strzeże swojej pozycji. - Przed wyborami Beata blisko współpracowała
z Mateuszem. Miała z nim świetne relacje, ale gdy tylko wyczuła z jego strony
zagrożenie, momentalnie zaczęła go zwalczać - opowiada jeden z rozmówców.
Konflikt z Morawieckim dał o sobie znać wiosną, gdy wicepremier doprowadził
do usunięcia ze stanowiska prezesa PZU Michała Krupińskiego, bliskiego
współpracownika ministra sprawiedliwości. Kilka tygodni później - po
kontrakcji Szydło i Ziobry na Nowogrodzkiej - spółka przeszła pod osobisty
nadzór szefowej rządu, a na jej czele stanął człowiek ministra Paweł Surówka.
Szydło tak mocno zabiegała o PZU, że Kaczyński po jednym ze spotkań z nią pytał
retorycznie współpracowników: - To czyim ona jest premierem? Moim czy Zbyszka?
Drobne złośliwości wymierzone w Morawieckiego kosztują szefową rządu
dużo energii. Kilka miesięcy temu Szydło zwołała naradę w szerokim gronie,
sprawdziła kalendarz wicepremiera i zmieniła godzinę zebrania tak, by
Morawiecki nie zdążył. W tych intrygach brakuje jednak strategii. Pani premier
potrafi rozdzierać szaty w sprawie PZU, a potem oddaje prawie całą władzę w
spółce ludziom Ziobry.
Przy innych okazjach forsuje kompromitujące kandydatury, głównie
znajomych z rodzinnych Brzeszcz. Stanowisko prezesa Tauronu Wydobycie powierza
koledze ze szkoły, powiatowemu działaczowi partii Zdzisławowi Filipowi. Do
władz zrepolonizowanego banku Pekao deleguje z kolei przyjaciółkę Sabinę Bigos-Jaworowską
i Michała Kaszyńskiego, kolegę swego męża Edwarda.
Znajomy: - Każdy premier jest poddany gigantycznym obciążeniom
fizycznym i psychicznym. A taki, który ma nad sobą despotycznego lidera
partii, działa pod podwójną presją. Czasem się zastanawiam, jak Szydło to
wszystko odreagowuje. Przecież sportu nie uprawia, alkohol w jej przypadku też
odpada. W jednym z wywiadów mówiła, że w domu w Brzeszczach zawsze myje okna.
Może to jest jej sposób?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz