Wizyty ministrów w
Trybunale i sędziów TK w siedzibie PiS. Inwigilacja pracowników, naciski na
stronę postępowania, ręczne sterowanie składami sędziowskimi i praca dla
rodziny eurodeputowanego. Tak działa polski sąd konstytucyjny
Michał Krzymowski
Pracownicy biura Trybunału
Konstytucyjnego mówią, że pod rządami prezes Julii Przyłębskiej i sędziego
Mariusza Muszyńskiego TK zamienił się w jeden z departamentów Ministerstwa
Sprawiedliwości. Gmach odwiedzają szefowie tego resortu i powiązani z nimi posłowie,
z wykładami dla pracowników przyjeżdżają publicyści sympatyzujący z „dobrą
zmianą”. A sędziowie bywają w biurze PiS, Kancelarii Premiera i Kancelarii
Sejmu.
TECZKA ŁĄCZEWSKIEJ
Jak ustalił
„Newsweek", Julia Przyłębska i Mariusz Muszyński w 2016 r. gościli w głównej siedzibie partii
rządzącej przy ul. Nowogrodzkiej. W tym czasie Trybunałem kierował jeszcze
profesor Andrzej Rzepliński, ale Przyłębska była już dopuszczona do orzekania.
Muszyński uzyskał ten status dopiero po wizycie w PiS, w grudniu 2016 roku.
U kogo gościli Przyłębska z Muszyńskim - u Jarosława Kaczyńskiego czy
u innego polityka PiS? Zespół Prasy i Informacji TK
nie odpowiedział na pytania „Newsweeka”. - Choćbym chciała, to nie mam panu
czego wysłać. Nie przekazano mi żadnych informacji w tej sprawie - mówi nam
pracownica Trybunału odpowiedzialna za kontakty z mediami. Z naszych
informacji wynika, że sędziowie wchodzili do biura partii nie głównym wejściem,
ale tylnymi drzwiami znajdującymi się w głębi podwórka. Tymi samymi, z których każdego ranka korzysta prezes PiS.
Sędziowie TK nie tylko gościli w biurze partii rządzącej, ale też
przyjmowali jej polityków w gmachu swojego urzędu. Jak podaje portal oko.press,
minister-koordynator ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński w ciągu ostatnich
siedmiu miesięcy był w Trybunale trzykrotnie.
Służby prasowe TK podają, że jedna
z tych wizyt miała charakter kurtuazyjny i jej celem było złożenie gratulacji
Julii Przyłębskiej w związku z objęciem przez nią funkcji prezesa (sędziowie
złożą później rewizytę w Kancelarii Premiera).
W tym czasie Trybunał badał sprawy
ważne dla Kamińskiego: ustawę antyterrorystyczną i zasady kontroli operacyjnej
stosowanej przez służby. W przypadku obu postępowań prezes Przyłębska zmieniała
skład sędziowski, a sprawozdawcą zostawał Mariusz Muszyński.
- Wśród urzędników powszechna jest wiedza o tym, że w trakcie jednej z
wizyt Kamińskiego do sekretariatu sędziego Muszyńskiego przyniesiono teczkę
personalną pracownicy biura Trybunału Iwony Łączewskiej - mówi „Newsweekowi”
rozmówca z TK, który jest gotowy potwierdzić tę relację przed sądem. Trybunał
nie odpowiedział na nasze pytanie w tej sprawie.
Łączewska jest żoną sędziego, który w marcu 2015 roku skazał Kamińskiego
na trzy lata więzienia za przekroczenie uprawnień przy operacji CB A, związanej
z aferą gruntową. W biurze TK pracuje do dziś. Jak zaznaczają nasi rozmówcy,
po wizycie Kamińskiego nie spotkały jej żadne nieprzyjemności.
Kilka tygodni temu Łączewską wybrano do komisji, która ma porządkować
trybunalskie archiwa. Mówi jej znajoma: - Zasiadanie w tej komisji nie uwłacza
niczyjej godności, ale to boczny tor. Do tej samej komisji skierowano na
przykład byłego dyrektora Zespołu Prezydialnego, drugiego najważniejszego urzędnika
biura w czasach Andrzeja Rzeplińskiego. Porządkowanie archiwów odbywa się w
piwnicy. Iwona przedstawiła zaświadczenie lekarskie o alergii i odmówiła
udziału w pracach komisji. Jej pismo od tygodnia czeka na odpowiedź, ale
liczymy się z tym, że sprawa może się zakończyć dyscyplinarnym zwolnieniem.
SĘDZIA Z DOJŚCIEM DO RZĄDU
Wizyty polityków PiS
w gmachu Trybunału to od kilku miesięcy norma. Mówi sędzia wstanie spoczynku Stanisław
Biernat, do 27 czerwca wiceszef TK: - W budynku Trybunału widziałem w pierwszym
półroczu 2017 r. posła Arkadiusza Mularczyka, a także wiceministra
sprawiedliwości Marcina Warchoła, odwiedzających pokoje, które zajmują Julia
Przyłębska i Mariusz Muszyński. Od pracowników Trybunału słyszałem o bytności
w Trybunale ministra Zbigniewa Ziobry. Wizyty polityków w gabinecie
Przyłębskiej lub Muszyńskiego były szeroko komentowane wśród pracowników
Trybunału, nieprzyzwyczajonych do takich praktyk.
Ten sam zestaw nazwisk podają nam pozostali rozmówcy. Resort
sprawiedliwości zapytany o wizyty Ziobry i Warchoła
w gmachu Trybunału milczy. Poseł Mularczyk z PiS odpowiada pytaniem: - To
interesujące. Którzy pracownicy TK twierdzą, że mnie widywali?
- Pracownicy byli i obecni proszący o anonimowość. Oficjalnie potwierdza
to sędzia Biernat.
- Miałem kilka rozpraw, na których występowałem w imieniu Sejmu. Pewno
wtedy mnie widzieli - twierdzi poseł.
Sędzia Biernat mówi, że było inaczej: - Mularczyka spotkałem na
schodach w Trybunale po jego wyjściu z pokoju Julii Przyłębskiej czy Mariusza
Muszyńskiego. Nie było wtedy żadnych rozpraw. Być może był na spotkaniu także z
innymi nowymi sędziami, ale tego nie wiem.
Muszyński nie kryje się ze swoim i kontaktami z politykami PiS. Gdy się
czyta wewnętrzną korespondencję Trybunału, do której dotarliśmy, można odnieść
wrażenie, że traktuje je jako atut, dzięki któremu uda mu się zaskarbić
sympatię starych sędziów i pracowników. 13 października zeszłego roku
Muszyński, wtedy jeszcze niedopuszczony do orzekania, rozsyła e-mail:
„Przesyłam do wiadomości odpowiedź rządu RP skierowaną do Komisji Weneckiej.
Bardzo interesująca merytorycznie. Polecam lekturę (...). Udało mi się też
uzyskać polską wersję, którą załączam”. Media ujawnią
ten dokument dopiero nazajutrz. Dwa tygodnie później ze skrzynki sędziego dublera wychodzi kolejny załącznik:
„Dostałem do lektury odpowiedź Rządu RP na zalecenia KE [Komisji Europejskiej
- red.]. To kompletny tekst w przeciwieństwie do krążących w mediach
fragmentów”.
DORADCA PREZES, CZYLI MĄŻ BRATANICY
Za kadencji Przyłębskiej
rusza też cykl wykładów dla pracowników,
które wygłaszają ludzie partii rządzącej. W maju referat o „liberalnej
postdemokracji” prezentuje europoseł Prawa i Sprawiedliwości Zdzisław
Krasnodębski. W gmachu przy al. Szucha po jego wizycie zostaje coś więcej niż
pamiątkowe zdjęcia. Po kilku tygodniach do grona doradców Przyłębskiej dołącza
bowiem Robert Lubański, były
asystent deputowanego, a prywatnie mąż jego bratanicy. Lubański nie jest
wyjątkiem - szefem zespołu prezydialnego TK jest Marcin Koman, inny były
asystent Krasnodębskiego (zatrudniono go dwa miesiące przed wykładem). -
Żadnego z tych panów nie rekomendowałem, z nikim nie rozmawiałem, by ich
zatrudnić. Wręcz przeciwnie, byłem niezadowolony z ich odejścia, gdyż oznaczało
ono osłabienie mojego zespołu - zapewnia w e-mailu do „Newsweeka” europoseł.
Miesiąc po Krasnodębskim Trybunał odwiedza publicysta tygodnika
„wSieci” Bronisław Wildstein. Tytuł wykładu: „Porewolucyjna Europa i prawo”.
Przyłębska przedstawia go jako „jednego z największych polskich pisarzy”. Gdy
kilkanaście dni później sędzia Biernat będzie odchodzić z Trybunału, Przyłębska
wyśle do niego kierowcę z podarkiem na pożegnanie. Będzie I to książka
Wildsteina. Pani prezes powie później w wywiadzie, że celowo sprezentowała mu
dzieło autora nielubianego przez „elity, których częścią jest Biernat”.
Sędziowie przyjmują gości w Trybunale, ale też sami składają wizyty -
nie zawsze miłe. Kilka miesięcy temu Biuro Analiz Sejmowych odwiedza Michał
Warciński, jeden z nowych członków TK. Kontakty między sędziami a pracownikami
Biura to kwestia niezwykle delikatna, bo Sejm jest stroną postępowań przed Trybunałem.
To tak, jakby sędzia bywał u adwokat a o skarżonego albo u prokuratora.
Opowiada były wicedyrektor Biura Jakub Borawski: - Pamiętam, że nawet
kordialnie z nim się przywitałem, bo sędzia Warciński przed wyborem do
Trybunału był dyrektorem w Biurze Analiz Sejmowych. Po fakcie dowiedziałem się,
że spotkał się tam z wicedyrektorem Biura Przemysławem Sobolewskim i ekspertem
do spraw legislacji odpowiedzialnym za przygotowanie stanowiska Sejmu na jedno
z postępowań przed Trybunałem. Pracownik wyszedł z tej rozmowy bardzo wzburzony
i niebawem odszedł z Biura. Podobno sędzia Warciński zagroził mu wyrzuceniem z
pracy, jeśli ten nie będzie pisał odpowiednich stanowisk.
Dzwonimy do pracownika, na którego - według relacji Borawskiego -
krzyczał sędzia Warciński. - Nie chciałbym tego komentować - mówi. Prosi, by
nie podawać jego nazwiska.
LIST OTWORZYĆ I SKSEROWAĆ
Przeglądamy składy
sędziowskie w najważniejszych postępowaniach toczących się przed trybunałem za
kadencji Przyłębskiej. Wyraźna jest prawidłowość: w sprawach o dużym
politycznym znaczeniu sprawozdawcą zostaje Muszyński. Tak dzieje się z prawem o
zgromadzeniach (legalizującym cykliczność miesięcznic smoleńskich), z ustawą o
Krajowej Kadzie Sądownictwa, z regulaminem wyboru pierwszej prezes Sądu
Najwyższego i z wyborem trzech sędziów TK dokonanym przez Sejm w listopadzie
2010 roku.
Uwagę zwracają też roszady w składach sędziowskich. Znaleźliśmy trzy
postępowania, w których prezes Trybunału zmieniała skład. Za każdym razem
robiła to bez wskazania powodu i za każdym razem w wyniku tych przetasowań
większość zyskiwali nowi sędziowie, kosztem tych starych. Ani razu zmiana
składu nie przynosiła odwrotnego efektu - czyli osiągnięcia przewagi przez
członków 'TK wybranych w poprzednich kadencjach Sejmu. - To wygląda jak ręczne
sterowanie orzeczeniami - nie ma wątpliwości jeden z prawników zatrudnionych w
TK.
Inny dodaje: - Obsadzanie Muszyńskiego w roli sprawozdawcy nie jest
przypadkiem. To on sprawuje prawdziwą władzę w Trybunale, Przyłębska jest
papierowym prezesem.
Kilka miesięcy temu „Gazeta Wyborcza” podała, że Muszyński w latach 90.
przebywał w Niemczech jako agent wywiadu UOP o przybranym
nazwisku „Badeński”. Jego szpiegowska przygoda miała się skończyć dekonspiracją
i wydaleniem z polskiej ambasady w Berlinie, w której pracował jako szef
działu prawnego. Dziś jako członek sądu konstytucyjnego Muszyński sprawuje
kontrolę nad całą instytucją Przegląda teczki pracowników, osobiście otwiera
korespondencję sędziów, nadzoruje kadrowe roszady, wprowadza swoje porządki. W
Trybunale od pół roku obowiązują na przykład nowe zasady ruchu na bramkach
wejściowych. Żeby wyjść z budynku, każdy pracownik musi odbić kartę jak w
fabryce i wpisać do zeszytu ewidencji”
prowadzonego przez Straż Trybunalską swoje dane, stanowisko, godzinę wyjścia,
godzinę planowanego powrotu i cel. W niektórych przypadkach do opuszczenia
gmachu potrzebna jest także pisemna zgoda
przełożonego. - Wyjście do apteki czy do sklepu po bułkę jest praktycznie
niemożliwe. Jakiś czas temu wystąpiłem o pozwolenie na wyjście z budynku i
dostałem je po trzech dniach - opowiada jeden z prawników.
Na polecenie Muszyńskiego wprowadzono też zwyczaj czytania listów adresowanych
do pozostałych sędziów i pracowników. Kilka tygodni temu jedna z prawniczek
zatrudnionych w Trybunale odebrała w biurze list polecony z sądu pracy z
wezwaniem na sprawę między byłym pracownikiem a TK. Koperta była rozerwana i
miała dołączoną adnotację, że pismo z sądu skserowano i przekazano
pełnomocnikowi Trybunału występującemu w tej sprawie. W jednym z e-maili do
pracowników TK Muszyński zapewnia, że kontroli podlega jedynie służbowa
korespondencja, ale w innym przyznaje, że zdarzyło mu się otworzyć przesyłkę z
książką zaadresowaną do sędzi Sławomiry Wronkowskiej-Jaśkiewicz, a w kolejnym
- że przeglądał osobiste zaproszenie dla prof. Biernata na
konferencję jubileuszową w Trybunale Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Co do zmian personalnych: Muszyński dokonuje ich
osobiście. Kilka miesięcy temu wezwał do siebie asystenta jednego ze starych
sędziów, człowieka z doktoratem i habilitacją. Powiedział mu, że nie pasuje do
nowego zespołu, i w kilkudziesięciosekundowej rozmowie zakończył z nim
współpracę. Innemu z asystentów, pracującemu z sędzią Wronkowską, zaproponował
zmianę warunków zatrudnienia. - Wronkowska poszła z nim do Muszyńskiego, ale
odbiła się od drzwi.
Muszyński wpuścił asystenta, a
jej nie. Powiedział, że jej nie zapraszał. Wronkowska, dystyngowana pani
profesor, była tym zdruzgotana. Dla niej to był szok. „Jak można się tak
zachować?” - dziwiła się. Poszła na skargę
do Przyłębskiej, ale żadnych konsekwencji nie wyciągnięto.
KLUCZEM W ZĘBACH
Wieloletnia pracownica TK: -
Muszyński wprowadził do Trybunału nowy, niespotykany dotąd styl. Kilka miesięcy
temu wezwał mnie na rozmowę; przyjął mnie rozwalony na kanapie, a ja stałam na
baczność.
Inna historia rozpowszechniona wśród
pracowników przez młodego prawnika z tak zwanej „skargi”, czyli Zespołu Wstępnej
Kontroli Skarg Konstytucyjnych i Wniosków: Muszyński wzywa go do swojego
gabinetu i kładzie przed nim wydruk z jego Facebooka - złośliwy wpis poświęcony
wypowiedzi marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego dotyczącej Sądu Najwyższego.
Mówi, że to krytyka pracodawcy, i żąda wyjaśnień. - Ale ja nie jestem
zatrudniony w Kancelarii Senatu, tylko w Trybunale Konstytucyjnym - odpowiada
prawnik.
Muszyński wyciąga na to drugi wydruk. Tym
razem to polubienie postu prof. Uniwersytetu Warszawskiego
Marcina Matczaka, wytykającego
niekonstytucyjny tryb powołania Julii Przyłębskiej na p.o. prezesa TK. - Skąd
pan to ma? - dziwi się prawnik. Zwraca uwagę, że jego profil nie jest
ogólnodostępny, a zamieszczone tam wpisy mogą czytać tylko znajomi. Muszyński
mówi, że ktoś anonimowo przesłał mu zrzuty z ekranu. Na koniec dodaje, że słyszał
jeszcze o udziale pracownika w demonstracji KOD poświęconej Trybunałowi. Ale -
jak mówi - traktuje to jako plotkę, bo w przeciwnym razie dalsza współpraca
byłaby niemożliwa.
Sędzia Muszyński, którego chcieliśmy zapytać
o to spotkanie, rzuca słuchawką: - Proszę do mnie nie dzwonić.
Na pytania wysłane SMS-em nie odpisuje.
Podobnie jak Zespół Prasy i Informacji Trybunału, który w ogóle nie reaguje na
e-maile „Newsweeka”.
Jedną z niewielu osób, które odpłacały Muszyńskiemu
tym samym, był Andrzej Rzepliński. Jeszcze za jego prezesury trzej sędziowie
niedopuszczeni do orzekania - Muszyński, Lech Morawski i Henryk Cioch -
przychodzą na naradę. - Numery 16, 17, 18 wychodzą - zarządza Rzepliński,
tradycyjnie zwracając się do sędziów dublerów za pomocą numerów. Morawski i
Cioch opuszczają salę, ale Muszyński siedzi dalej. Rzepliński podchodzi i
pyta: - Czy pan potrzebuje specjalnego zaproszenia? Muszyński znika za
drzwiami.
Prawnik z biura TK: - Poziom ludzi, którzy
się tu pojawili po objęciu prezesury przez Przyłębską, jest taki, że wstyd
mówić. Jeden z nowych pracowników spytał niedawno, dlaczego w jednym z wyroków
jest sformułowanie „artykuł nie jest niezgodny z konstytucją”. Przecież to podwójna
negacja, dziwił się. A przecież ten zwrot należy do klasyki orzecznictwa! Ręce
opadają. Z nowymi sędziami jest niewiele lepiej. Niedawno jeden z nich podczas
narady dłubał sobie kluczem w zębach. Dla profesorów, którzy całe życie spędzili
na uniwersytetach, te obyczaje są wstrząsem.
Po kilku dniach obcowania z ludźmi z nowego
zaciągu jeden ze starych profesorów będzie kręcić głową w rozmowie ze
współpracownikiem: - Wiem, że nieprzyjemne
sytuacje mogą się zdarzyć na targu, w kontakcie z niewychowanym sąsiadem. Ale
w sądzie konstytucyjnym?
Prawnik z kilkunastoletnim
stażem w TK:- Niekompetentni sędziowie zdarzali się za wszystkich rządów, ale
Trybunał świetnie sobie z nimi radził. Niewprawiony sędzia dostawał doświadczonego
asystenta z doktoratem, habilitacją i od razu wiedział, w jakich ramach wolno
mu się poruszać. Dziś asystentami zostają sędziowie sądów rejonowych, którzy
nie znają się na prawie konstytucyjnym. Pamięć instytucjonalna tego urzędu jest niszczona na wszystkich
poziomach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz