-
Mariusz Kamiński stoi za wyrzuceniem mojej żony z ABW. Była mobbingowana - mówi
Paweł Wojtunik, były szef CBA.
Rozmawiała Anna Gielewska
Nie ma takich przypadków.
?
Mam na myśli pana publiczną
kłótnię z Mariuszem Kamińskim. Pan by uwierzył, że były szef służby przypadkiem
przechodzi obok miejsca, w którym trwa spotkanie z jego następcą, i zadaje
pytanie, po którym dochodzi do awantury? Dodajmy, że panowie od lat nie pałają do siebie przyjaźnią, a na miejscu są kamery.
Nic nie poradzę na teorie
spiskowe, jakie snuje otoczenie tego pana. Białobrzegi to moje rodzinne miasto,
w sobotę przyjechałem do mamy i teściów, którzy tam mieszkają. Byliśmy z żoną w
kościele - przez 10 lat byłem tu ministrantem, animatorem oazy, grałem na
gitarze na pielgrzymkach. Może to on celowo przyjechał na moją
„ojcowiznę” (śmiech). Z ambony
ksiądz mówi, że zaprasza na spotkanie z przedstawicielem rządu, to poszedłem.
Padło nazwisko? Mariusz Kamiński
to zdeklarowany ateista.
Nie podał, może dlatego. Ale
ludzie już wiedzieli, o kim mowa i pytają mnie przed kościołem, czy idę.
Poszedłem razem z moją żoną posłuchać, rzadko mam okazję spotykać pana
ministra osobiście. Jak składałem dymisję, to ani on, ani premier dla mnie
czasu nie mieli. Byłem ciekaw, czy on będzie w stanie spojrzeć w oczy mojej
żonie po tym, co jej zrobiono. Zaraz o tym powiem. Znam komunizm m.in. z filmów
Barei, nie byłem nigdy w ZSMP ani żadnej takiej organizacji. Takiego poziomu
dupolizostwa, klakierstwa, wyznań miłosnych i propagandy w jednym miejscu nie
widziałem. Zapytałem o nagrody.
Pan wypomina nagrody, oni
ośmiorniczki w Sowie.
Nie wypominam nagród, byłem
jedynie ciekaw, co o tym sądzi osoba, która patrzy na ręce władzy. Kiedy
zadałem pytanie, myślałem, że to będzie normalna rozmowa: dwóch szefów służb
CBA w jednym miejscu. Kamiński przeprowadził na mnie dziki atak. To zresztą
dowód na to, że te wszystkie działania represyjne wobec mnie i mojej żony to
efekt zemsty Kamińskiego.
Jakie działania?
Kamiński stoi za wyrzuceniem
mojej żony z ABW. Zastosowano wobec niej mobbing już w
dniu mojego odwołania. Została przeniesiona bez powodu z departamentu ochrony
informacji niejawnych, gdzie była pracownikiem merytorycznym, do biura
logistyki, rzucona do jakiegoś małego pokoiku. To, że żona nie składała żadnych
wniosków w sprawie mobbingu, wynika tylko z tego, że jesteśmy ludźmi
honorowymi. Później wyjechaliśmy za granicę, gdzie jestem oficjalnie dyplomatą
unijnym. Na świecie praktyką jest, że na ten czas małżonkowi przysługuje
bezpłatny urlop. W ABW jest przepis, że co pół roku wnioskuje się o
przedłużenie takiego urlopu. Żona dostała w lipcu zgodę na wyjazd,
przeprowadziliśmy do Kiszyniowa całe nasze życie, wyjechaliśmy z małym
dzieckiem. W grudniu nagle się okazało, że jest niezbędna w pracy, odmówiono
jej przedłużenia urlopu. Dziecko było akurat po semestrze w nowej szkole, w
obcym języku. Ja nie mogłem przerwać kontraktu. Dążono więc do tego, żebyśmy
się rozdzielili albo żeby ona odeszła ze służby, choć na początku powiedziano
jej: To nie jej wina, że jest żoną tego, kogo jest, rodzina dla „naszej opcji”
jest ponad wszystko i że bez problemu dostanie urlop. Za poradą jednego z
polityków partii rządzącej zrobiłem coś trochę wbrew sobie: napisałem pismo do
trzech osób w państwie: pana Kaczyńskiego, premier Szydło i do komisji służb
specjalnych, z prośbą o zwrócenie uwagi na tę patologiczną sytuację.
Dostał pan odpowiedź?
Nie. Wiedzieliśmy, że to pułapka
na żonę, bo funkcjonariusz, żeby móc przebywać za granicą, musi mieć zgodę
szefa. Odeszła więc ze służby, ale to był dla niej traumatyczny moment. To, co
jej zrobiono, było świństwem, żeby nie powiedzieć, skurwysyństwem. Widać, że
polityczne hasła o rodzinie to jedynie
slogany pod publikę.
Czy to wynik osobistych
urazów?
Kamiński sam opisał ten uraz w
Białobrzegach, w tym swoim hejcie, który wylał na mnie i moją żonę. Po prostu
rzygnął nienawiścią na nas, krzycząc, żebym wracał do Brukseli. Gdybym był
zwykłym obywatelem, tobym uznał, że mi grożą. Wie pani, my nie jesteśmy
superszczęśliwi, że mieszkamy w Mołdawii, ale to są takie smutne momenty, kiedy
cieszymy się, że nie musimy być tutaj, w Polsce. Jego bliscy współpracownicy
powiedzieli mi już dawno: Mariusz nigdy ci nie wybaczy.
Pan go zwolnił ze służby.
I z tego powodu, że skierowałem
zawiadomienie dotyczące nieprawidłowości w sprawie willi w Kazimierzu. Tyle że
w obu przypadkach miałem rację. Długa procedura zwolnienia Kamińskiego wynikała
z tego, że on szukał formuły na zanegowanie od
wołania przez premiera i udawał,
że nigdy nie był funkcjonariuszem CBA. Odsyłał nam należną pensję. To była
szopka. Kiedy ja zostałem odwołany ze stanowiska, a też byłem funkcjonariuszem,
miałem broń, legitymację, teczkę tak jak on. I nie mam do
nikogo pretensji, że byłem przez trzy miesiące zablokowany w dyspozycji
- czekając na zwolnienie. Jego zwolnienie nastąpiło
w związku z aktem oskarżenia, a od odpowiedzialności przed zarzutami za sprawę
willi uratowali go koledzy z Sejmu, nie wyrażając zgody na ściganie karne.
Zresztą wszystkie kroki prawne w tych sprawach były mi doradzane przez jego
byłych prawników.
Miał pewnie też poczucie, że
był szykanowany, zwalniał pan jego ludzi z CBA.
Ale to nieprawda! Nie
prowadziłem czystek. Po roku robiliśmy nawet takie ze - stawienie na rzecz
speckomisji - zmieniło się ok. 20 proc. kadry, z czego dużo osób po prostu
odeszło z Kamińskim. Jak przyszedłem, niektóre departamenty były puste.
Natomiast były też przypadki osób, które nie miały poświadczenia bezpieczeństwa
albo były czwartym dyrektorem departamentu bez określonych obowiązków. Zastępcy
Kamińskiego - Bejda i Wąsik - zadeklarowali w mediach, że odchodzą. Kiedy
zapytałem, czy składają rezygnację, powiedzieli, że nie. Wysłałem więc wniosek
do premiera o odwołanie - pozostawali
jeszcze cztery miesiące na wikcie CBA, odeszli z wielomiesięcznymi odprawami,
czego im nie wypominam, ale bądźmy precyzyjni. Jak ja odchodziłem, Kamiński
wskazał nazwiska ludzi, którzy mają być odwołani i Bejda zwolnił większość
tych, którzy ze mną pracowali. Nie mógł znieść, że on był ojcem tej służby, a
ja ją zaadoptowałem po 2,5 roku i kierowałem
nią przez ponad sześć lat.
Wierzy pan jeszcze w
instytucję CBA? PO chce ją zlikwidować.
To nie był mój pomysł, żeby tam
pójść. Zgodziłem się zreformować CBA. Stąd opierałem się w dużej mierze na
fachowcach z policji, w tym z CBŚ. Nie kolegach z CBŚ, jak niektórzy usiłują
insynuować. Ja nie miałem i nie mam swojego dworu, grupki „całuśników” od
wódki, papierosów i plotkowania. Premii nie było, roboty dużo, ale widziałem z
satysfakcją, jak ci ludzie, którzy pracowali wcześniej z Kamińskim, przychodzili
i mówili: „Teraz jestem dumny, że noszę legitymację
CBA’. Doceniali pracę bez ciśnienia politycznego, bo ludziom też przeszkadza,
że nie do końca wiedzą, w czym biorą udział. Wcale nie lubią zakładać
kominiarek i biegać przed kamerami z zatrzymanymi, których się potem wypuszcza
do domów. Niestety, kierownictwo CBA samo prowadzi tę służbę do rozwiązania.
Maciej Wąsik uważa, że za
pana czasów CBA było zakładem emerytalnym.
To jakaś kolejna bzdura. Wydaje
mi się, że Wąsik i jego koledzy wysłali więcej osób na emeryturę niż ja. Mam
pewien problem z polemikami z panem Wąsikiem - nie jestem politykiem ani
politykierem, tylko oficerem policji. Gdybym był złośliwy, mógłbym powiedzieć,
że za ich czasów CBA miało poziom „wydziału zabójstw” straży miejskiej.
Ale wytknął mu pan, że był
kierownikiem hotelu. Na co on odpowiedział, że pan urządzał w tym hotelu
zakrapiane imprezy. Imprezowa instytucja z tego CBA.
Niektórym najwyraźniej wszystko
kojarzy się z pijaństwem i imprezami. Na miejscu panów Wąsika i Kamińskiego
chyba wolałbym się nie zagłębiać w takie kwestie i nie licytować. Brzmi to jak
szantaż. Jeśli ma moje zdjęcie np. całującego się z mężczyzną, to niech je
pokaże. To poziom dna, na który ja nie chcę schodzić. Nie w moim stylu.
Naprawdę, ja mam pierwszą żonę, kochającą rodzinę, nie nadużywam alkoholu.
Alkohol w służbach jest
problemem?
Zamknąłbym tę dyskusję
stwierdzeniem, że tam, gdzie pracuj ą dorośli mężczyźni, ale i kobiety, zdarza
się, że się socjalizują. W prywatnych firmach to wręcz zalecane, takie
spotkania integracyjne. Nie widzę nic zdrożnego w tym, że po służbie raz na
jakiś czas w bezpiecznym miejscu napiją się wódki. Ale nie znam sytuacji, w
której doszłoby do jakichś incydentów czy powstałby materiał obciążający, bo
wtedy bym reagował.
Gangster Jakub R. i jego
brat, Marcin, zarzucają Kamińskiemu i Wąsikowi manipulacje w sprawie dotyczącej
afery reprywatyzacyjnej. Czy te związki powinny być wyjaśnione? Czy po prostu
gangsterzy lubią topić tych, którzy ich ścigają?
Zdarza się, że przestępcy,
którzy wcześniej współpracowali, próbują topić policjantów.
Policjanci powinni wiedzieć,
jakie jest ryzyko. Pamiętać o BHP, nie tracić czujności. Bo wtedy mogą popełnić
błąd, powiedzieć słowo za dużo, pójść samemu na spotkanie, nie zrobić notatki.
Dawno temu wymyślono mechanizmy, jak się przed tym chronić: przy spotkaniach
pracować z partnerem, żeby mieć świadka, każdą czynność rejestrować, dokumentować.
Najprostszą metodą wyjaśnienia jest wykazanie, że to nieprawda. Ale jeżeli się
okazuje, że nie można tego zanegować, to sprawę powinna badać niezależna służba
lub prokuratura. Problem z sytuacją, o którą pani pyta, jest taki, że słyszałem
tylko jakieś oświadczenie premiera, że wszystko rozumie, ale opinia publiczna
nie wie, kto tę sprawę zbadał.
Kto dzisiaj może zbadać taką
historię?
Obawiam się, że nie ma dzisiaj
takiej instytucji. Która służba jest wolna od związków z grupą tych osób? ABW?
CBA? Nie ma takiego demokratycznego kraju, w którym cały aparat podlega pod
polityka, wiceprezesa partii rządzącej. Na dodatek, moim zdaniem, tak
nieobliczalnego. W czasach, gdy władza ma pokusę monopolu, przejawia chciwość
i jednocześnie niszczone są wszelkie standardy,
potrzebny jest niezależny policjant. Takiego policjanta dzisiaj nie ma,
niezależnie od ambicji niektórych, by zostać szeryfami.
Prokuratura?
Polacy mają prawo mieć
ograniczone zaufanie do prokuratury upolitycznionej na wielu poziomach. Ci,
którzy kiedyś zwalczali mafię pruszkowską, są dzisiaj gnębieni. A ci, których
ścigaliśmy, piszą książki i uważają, że polityka państwa jest świetna.
Frustrujące. Nad tym wszystkim jest w jednej osobie minister sprawiedliwości,
prokurator generalny, lider partii koalicyjnej, nadzorujący segment spółek
Skarbu Państwa. Czynny parlamentarzysta. To przecież permanentny konflikt
interesów! Jest on na dodatek oskarżycielem posiłkowym we własnej rodzinnej
sprawie, gdzie siedzi obok prokuratora i sądu, z którymi ma relacje służbowe.
Pan by złożył poręczenie za
Stanisława Gawłowskiego?
Jak ja bym złożył, tobym mu
raczej nie pomógł (śmiech).
Pytam serio. Ta sprawa
zaczęła się jeszcze za pana czasów.
Nic nie mogę na ten temat mówić.
Ale przypominam o domniemaniu
niewinności i równości wobec prawa. Bycie
politykiem nie może polegać na tym, że jego prawa są mniejsze niż szeregowego
przestępcy z grupy żoliborskiej. Moją największą wątpliwość budzi to, że sprawa
Gawłowskiego trwała tak długo. Pamiętam z czasów CBŚ w latach2005-2007te
przeciągania realizacji, żeby prokuraturze generalnej konferencje prasowe się nie zbiegały. Tak było np. z
zatrzymaniem ministra Wąsacza, wiem, bo brałem w tym udział. Po tamtej akcji
prokurator generalny wydał instrukcję zakazującą filmowania zatrzymań. Byliśmy
w czymś, co się nazywa maski show - łapania, zamykania, łamania praw człowieka.
To już było, teraz te metody wracają po przerwie. I dlatego nie mam totalnie
zaufania do terminów, sposobu realizacji.
Ekipa Kamińskiego zarzuca
panu, że nie dokończył spraw - choćby w przypadku Jakuba R., nie przeprowadzono
takich czynności jak sprawdzenie billingów.
Może to wynika z niezrozumienia
przez tych ludzi sposobu funkcjonowania służb? To tak, jakbym pytał, dlaczego
afera komisji majątkowej czy informatyczna nie były zrobione za ich czasów,
tylko za moich? Ale idąc tym tokiem myślenia - to nie są wszystkie sprawy,
które pamiętam, a które mogły być już zrealizowane, a jeszcze nie są, choć mija
już kilka lat. Zostały zamiecione pod dywan czy czekają?
To znaczy?
Za chwilę są wybory, pewnie
będziemy obserwować wzmożenie służb. Czy znowu usłyszymy, kto jest dobry, a kto
zły, na kogo głosować?
Wobec pana też toczy się
kilka postępowań.
Wobec mnie nie, nie mam żadnych
zarzutów. To wynik zemsty. Bezprawnie zabrano mi poświadczenie bezpieczeństwa,
ciągną się jakieś absurdalne śledztwa, jak z Franza Kafki. Na przykład w
Radomiu sprawa dotyczy tego, że nałożyłem
klauzulę na dokumenty, z których w mojej ocenie błędnie zdjęła ją ABW. Chodziło
o 11 taśm. Zrobiłem to, by chronić metody pracy operacyjnej.
Najsłynniejszych taśm w
Polsce.
To śledztwo zostało już raz
umorzone kilka lat temu. Po wyborach sprawę podjęto na polecenie Warszawy i
przeniesiono do Radomia. Po roku nagle znowu zaczynają wzywać funkcjonariuszy.
A sprawa jest raczej na medal niż zarzuty.
Czuje się pan ścigany?
Oczywiście. Koordynator służb publicznie
pokazał, że jestem jego wrogiem numer jeden. Co to oznacza dla całej armii jego
przydupasów i lizusów? To oczywiste. Pan Kamiński już wcześniej sobie pozwalał
na takie polityczne komentarze - że będę się bronił w prokuraturze itd. Może to
jest taki mechanizm, jaki się czasem spotyka w rodzinach patologicznych -
dziecko bite potem samo bije. Mam wrażenie, że niektóre osoby wywodzące się z
prześladowanej kiedyś opozycji, stosują teraz podobne metody do tych, jakie
kiedyś stosowano wobec nich. Takie metody jak komuniści.
Dlaczego nie chciał pan
rozmawiać z posłami komisji śledczej do sprawy Amber Gold?
Komisja chciała zrobić wyłącznie
medialny show. Co do formy przesłuchania - tylko z mojej elegancji i szacunku
dla komisji wynikało to, że po prostu nie wstałem i nie wyszedłem. Są różne
metody prowadzenia przesłuchania. Jak ktoś się chce czegoś dowiedzieć, to
przesłuchuje zupełnie inaczej niż mnie. A teksty typu „Teraz to my pana
przesłuchujemy, a nie pan nas”, no to są sformułowania policjanta w drugim
tygodniu służby. Ja jestem dużym chłopcem i wiem, jak było, pomysł wezwania
zgłosił poseł Krajewski, bliski kolega Kamińskiego i Wąsika. Próbowano mi
włożyć do brzucha wyrośnięte i do tego nie moje dziecko. Ja nie jestem
politykiem. Nie chodziłem do toalety dzwonić i się konsultować. Żartowaliśmy
kiedyś w biurze, że zdobyłem już koronę komisji śledczych - byłem świadkiem chyba na wszystkich poza komisją Rywina. Zawsze
odbywały się tam głównie polityczne pojedynki, z jednym wyjątkiem, jakim
była komisja Olewnika. Ale ta przebija wszystko.
Paweł
Wojtunik - Absolwent prawa
Uniwersytetu w Białymstoku. Od 1992 r. w policji. W 2007 r. został szefem CBŚ.
Od 2009 r. szefował CBA, po wyborach parlamentarnych w 2015 r. złożył
rezygnację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz