Jarosław Kaczyński
zlekceważył aferę z nagrodami, a teraz wini za sondażowy zjazd dwie Beaty -
Szydło i Kempę. Kryzys PiS staje się elementem wewnętrznej rozgrywki w partii
Renata Grochal
Poniedziałkowy
wieczór w Sejmie w ubiegłym tygodniu. Na posiedzenie klubu PiS przychodzi Jarosław
Kaczyński. Gdy wchodzi na salę, po raz pierwszy od lat nie ma entuzjazmu.
- Widzę, że oklaski są niemrawe, ale domyślam się dlaczego
- Kaczyński próbuje rozładować atmosferę. - Jeżeli teraz nie zareagujemy
twardo, to przegramy wybory - dodaje, aby podkreślić powagę sytuacji. I
zdyscyplinować posłów, którym nie podoba się ustawa o obcięciu wynagrodzeń
parlamentarzystów o 20 procent. Kaczyński tłumaczy, że decyzję podjął komitet
polityczny PiS. Ale to on jest autorem pomysłu, więc pretensje należy kierować
do niego.
- Skoro zarobki posłów mają być obcięte, to może by też
ograniczyć zarobki prezesów spółek skarbu państwa o połowę? - pada pytanie z
sali. Jego autorka dostaje brawa. Choć prezes Kaczyński deklarował, że będzie
teraz „wprowadzał skromność”, to pisowscy prezesi wciąż doją państwowe spółki.
Kolega Kaczyńskiego ze studiów Wojciech Jasiński, do niedawna prezes Orlenu, w
ciągu dwóch lat zarobił ponad 4 miliony złotych. Były poseł Andrzej Jaworski,
b. członek zarządu PZU, obecnie w zarządzie Polskiego Cukru, zarobił 2
miliony, wiceprezes PKO BP Maks Kraczkowski - prawie 700 tys. złotych w pół
roku. Tymczasem posłowie, którzy mieli dotąd 9,8 tys. złotych pensji brutto
(plus 2,4 tys. zł diety), po obniżce mają zarabiać 7,9 tys. (plus dieta 1,9
tys.).
Kaczyński odpowiada, że dobrych prezesów trzeba dobrze
wynagradzać, ale zapewnia, że zostaną im odebrane premie. Będzie to oznaczało
odejście 3-4 szefów kluczowych spółek, ale warto zapłacić taką cenę, by
powstrzymać sondażowe spadki.
Z sali pada jeszcze jedno pytanie: czy decyzja o obniżce
wynagrodzeń parlamentarzystów została uzgodniona z prezydentem? Jarosław
Kaczyński odpowiada, że nie - Duda też nie konsultował z PiS weta w sprawie
ustawy degradacyjnej. Jednak ludzie prezydenta mówili, że podpisze on ustawę o
cięciu pensji.
POSEŁ PIS I ŚWIĘCONA
WODA
Choć tylko poseł Tadeusz Cymański głośno mówi, że jest
wściekły na decyzję prezesa, ale za nią zagłosuje, to frustracja w klubie
PiS jest równie wielka jak w opozycji. - To nie my wzięliśmy po kilkadziesiąt
tysięcy złotych premii, tylko ministrowie, a teraz mamy być za to ukarani.
Skoro poseł PiS ma jeść tylko kamienie i popijać wodą święconą, to może
Kaczyński też zrezygnuje ze swojej ochrony, na którą partia wydaje 1,5 mln zł
rocznie? - denerwuje się jeden z czołowych polityków PiS. Nazwiska nie poda,
bo prezes zagroził, że jeśli ktoś nie zagłosuje za obcięciem pensji, to nie
znajdzie się na liście wyborczej.
Inny poseł PiS dodaje, że Kaczyński oderwał się od
rzeczywistości. - Dla prezesa obcięcie pensji to nie problem, bo on nie ma
rodziny, partia wozi go po całym kraju, wynajmuje hotel. Ale ja mam na
utrzymaniu niepracującą żonę i dwójkę dzieci!
Podobne nastroje panują wśród ministrów, którzy mają
oddać nagrody. - Nie mam. Wydałem. Będę musiał wziąć kredyt. Żonie to się nie
spodoba, ale co zrobić - mówi mi jeden z
nich.
Prezes PiS, jak słyszę od jego współpracowników, za
aferę z nagrodami wini Beatę Szydło i Beatę Kempę, byłą szefową Kancelarii
Premiera, zaufaną współpracownicę Zbigniewa Ziobry. Politycy bliscy premierowi
Morawieckiemu przekonali go, że to Kempa do spółki z Szydło
wymyśliły nagrody, które ministrowie dostawali pod stołem jako stały dodatek do
pensji. Chcą wykorzystać sprawę, żeby jeszcze bardziej osłabić Szydło i wbić
szpilę ziobrystom.
Kempa zaprzecza, jakoby to ona była współautorką pomysłu
z nagrodami. „To jest kłamstwo” - odpisuje mi w esemesie. Jednak nie chce
odpowiedzieć, kto wpadł na ten pomysł.
Sam Kaczyński miał o nagrodach nie wiedzieć. - Był
wściekły - zapewnia mnie jeden z jego ludzi.
Według ustaleń „Newsweeka” prezes PiS mocno zbeształ obie
Beaty podczas spotkania z ministrami u marszałka Marka
Kuchcińskiego (ogłosił wtedy członkom rządu, że mają przekazać premie na Caritas). - Powiedział, że osoby, które podjęły
decyzję o tych premiach, nie mają kwalifikacji do pełnienia najwyższych
funkcji w państwie - mówi doradca prezesa PiS. Szydło była zdruzgotana.
Później Kaczyński spotkał się z komitetem wykonawczym
partii, czyli szefami 41 partyjnych okręgów. Powiedział, że dotarły do niego
informacje, że ktoś próbuje buntować ministrów, by nie przekazywali nagród na
Caritas. Zapewnił, że znajdzie wszystkich spiskowców, a o miejscach na listach
do Parlamentu Europejskiego mogą zapomnieć. W partii są przekonani, że i te
słowa były skierowane do Szydło i jej przyjaciółki minister edukacji Anny
Zalewskiej, które chcą jechać do Brukseli. Dlatego Zalewska mówiła później do
kamer TVN24, że „z przyjemnością przekaże swoją nagrodę na Caritas”.
Według strategów PiS po aferze z nagrodami Szydło nie
będzie już jedną z głównych twarzy kampanii samorządowej, bo jest zbyt dużym
obciążeniem dla partii. Z kolei ziobryści winą za kłopoty sondażowe PiS
próbują obarczać Morawieckiego. - Poseł PO Krzysztof Brejza złożył interpelację
w sprawie nagród w grudniu, a odpowiedź dostał w lutym. Było dużo czasu, by się
przygotować na atak opozycji. Można było pokazać sukcesy w zwiększaniu
wypływów z VAT i powiedzieć, że co prawda daliśmy ministrom 1,5 miliona
zł nagród, ale dzięki ich ciężkiej pracy skarb państwa zyskał miliardy - mówi
mi jeden z ludzi Ziobry. Morawiecki uznał jednak, że to nie on wpadł na pomysł,
by rozdawać co miesiąc nagrody, i nie będzie ich bronić.
WOLTA KACZYŃSKIEGO W
SPRAWIE PAZURKÓW
Prezes Jarosław Kaczyński początkowo zlekceważył
problem. Wierzył, że Szydło przekona Polaków, że ministrom „premie się
należały”. Dlatego zachęcał ją, aby broniła nagród w Sejmie, choć wcale się do
tego nie paliła. Później, gdy TVN opublikował
sondaż, w którym poparcie dla PiS zjechało o 12 punktów procentowych, na serio
się wystraszył.
- Prezes jest przekonany, że jeśli w ciągu kilku tygodni
nie powstrzymamy spadków, to przegramy wybory parlamentarne, bo wpadniemy w
korkociąg. Samo przekazanie nagród na cele charytatywne nic by nie dało, bo
było już na to za późno. Opozycja nas atakowała, dlatego trzeba było uciekać
do przodu, stąd pomysł obcięcia pensji posłów i senatorów - wyjaśnia rozmówca
z Nowogrodzkiej. Przyznaje, że to populizm, ale ludziom to się spodoba, bo
uważają, że politycy i tak za dużo zarabiają. Do projektu mają być dopisane
także obniżki pensji wójtów, prezydentów miast, burmistrzów oraz marszałków
województw, bo w większości samorządów rządzą PO i PSL i to uderzy w ich
działaczy.
Kaczyński wykonał woltę, zostawiając upokorzoną Szydło na
spalonym. Wcielił się w rolę dobrego cara, który gromi złych bojarów. Odciął
się od nagród i kazał ministrom przekazać je Caritasowi. Jednocześnie
zaprzeczył, że powiedział związanemu z PiS i wciąż wspierającemu Beatę Szydło
portalowi wPolityce.pl,
że namawiał Szydło, aby w sejmowym wystąpieniu
„pokazała pazurki”.
Co ciekawe - portal nie zareagował na oskarżenie o
kłamstwo, choć współpracownik prezesa potwierdza, że Michał Karnowski
(podpisany pod wywiadem skrótem MK) złapał prezesa na korytarzu, gdy ten
wychodził z bankietu na Stadionie Narodowym po przyznaniu premierowi
Morawieckiemu nagrody im. Lecha Kaczyńskiego. To tam wyciągnął od niego kilka
zdań obrony byłej premier, których teraz Jarosław Kaczyński się wypiera.
WOJNY O SPÓŁKI
Wśród strategów Kaczyńskiego panuje opinia, że manewr z obniżką pensji parlamentarzystów trochę pomoże
PiS odbudować społeczne poparcie, ale do poziomu sprzed afery
z nagrodami już ono nie wróci.
- Do końca kadencji będziemy balansować na granicy
samodzielnych rządów, a coraz bardziej prawdopodobne jest, że po wyborach bez
koalicji z Kukizem się nie obejdzie - mówi ważny polityk Zjednoczonej Prawicy.
Dodaje, że jeśli PiS chce myśleć o drugiej kadencji, to jak najszybciej trzeba
pozamykać fronty i przeciąć spory różnych koterii, które coraz częściej
wyciekają do mediów.
Ale łatwo nie będzie. Oprócz wojny Ziobry z Morawieckim
coraz więcej emocji wywołują walki o kontrolę nad spółkami. Najnowsze starcie
rozegrało się o KGHM - między wiceprezesem
PiS Adamem Lipińskim a koordynatorem ds. służb specjalnych Mariuszem
Kamińskim. Ku zdziwieniu pisowskich działaczy przegrał Kamiński, chociaż ma on
na prezesa wielki wpływ, bo dzięki kontroli nad służbami może podsuwać mu haki
na niewygodne osoby. To jego raport pozbawił stanowiska byłego ministra skarbu
Dawida Jackiewicza, a także zaufanego Antoniego Macierewicza Arkadiusza Siwkę
- byłego prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej. I chociaż w obu przypadkach
prokuratura nie postawiła nikomu zarzutów, to obaj zostali wyeliminowani z
polityki.
Lipiński - szef PiS w okręgu legnickim - przekonał jednak prezesa, że musi odzyskać kontrolę nad
KGHM, jeśli PiS chce myśleć o dobrym wyniku w wyborach samorządowych na Dolnym
Śląsku. Miedziowy gigant to tysiące posad dla działaczy, których miał zwalniać
były już prezes Radosław Domagalski, człowiek Mariusza Kamińskiego, popierany
też przez Elżbietę Witek, przyjaciółkę Szydło, z którą Lipiński wojuje w
regionie.
Kaczyński zgodził się na wymianę prezesa. Jednak - jak
żartują w PiS - Lipiński przerażony tym, że po raz pierwszy w życiu własnymi
rękami wykonał egzekucję,
nie może powołać nowego prezesa
i kombinat jest sparaliżowany.
TŁUSTE KOLACJE PREZESA
W PiS coraz częściej słychać głosy, że prezes,
który w czerwcu skończy 69 lat, przestaje panować nad partią. Krąży nawet
plotka, że jest poważnie chory. Jednak bliski współpracownik Kaczyńskiego
zapewnia, że to bzdura.
- Raz na kilka tygodni jem z prezesem kolację i on się
naprawdę nie oszczędza. Lubi tłustą polską kuchnię, popija piwo lub wino do
posiłku. Jedyną przypadłością są kolana - opowiada mój rozmówca.
Kaczyński ma wytartą chrząstkę w kolanie, co bardzo boli
przy chodzeniu. Nie chce jednak iść na operację, bo to by go na kilka miesięcy
wyłączyło z życia. Dlatego w ostatnich miesiącach codziennie jeździł na
rehabilitację do szpitala na Szaserów. Prezes ma też ostrą alergię, która
utrudnia mu funkcjonowanie wiosną.
Moi rozmówcy przyznają, że w ostatnich miesiącach
rzeczywiście Kaczyński trochę usunął się w cień, ale to dlatego, by dać pole
Morawieckiemu. I chociaż premier słabo poradził sobie z kryzysem w relacjach
polsko-izraelskich, to Kaczyński i tak uważa, że to wariant lepszy niż Szydło.
Z Morawieckim się lepiej rozumie, rozmawiają nie tylko o polityce, ale też o
historii. Poza tym ma on szansę zażegnać konflikt z Unią Europejską. I nawet
jeśli PiS nie wygra wyborów samorządowych, to wymiany premiera przed wyborami
parlamentarnymi nie będzie.
Pomysłem na odzyskanie inicjatywy ma być komisja VAT-owska,
objazd kraju i nowe prezenty socjalne, np. 500 + dla emerytów, czyli wypłacany
raz w roku dodatek dla seniorów.
Jarosław Kaczyński ruszy teraz w Polskę na spotkania z
działaczami i wyborcami. Liczy, że dzięki ustawie o cięciu wynagrodzeń w parlamencie
i decyzji o przekazaniu przez ministrów nagród Caritasowi nie będzie musiał
się tłumaczyć z pazerności swojej ekipy. Przebierze się za Janosika, który
zabiera bogatym i oddaje biednym. To ulubiona opowieść PiS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz