poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Cuda wszechmogących



Polityka gospodarcza stała się domeną polityków, którzy chcą swym wyborcom pokazać, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Nawet jeśli są kosztowne i pozbawione sensu.

Radom ma szczęście, że Bóg zesłał mu dwóch po­lityków wszechmogących - Marka Suskiego, szefa gabinetu politycznego premiera Morawieckiego, oraz Adama Bielana, wicemarszałka Senatu. Dzięki temu miasto, jeszcze niedawno uchodzące za upa­dłe, ma szanse stać się poważną aglomeracją z europejskim portem lotniczym, odbudowanym zamkiem Kazimierza Wielkiego i nowym stadionem piłkarskim. A nawet z dostępem do morza. Dziś i takie cuda są możliwe.
   Radomiak Radom, drugoligowy klub piłkarski, potrzebuje wsparcia? Takie rzeczy załatwia się od ręki. Sponsorem zostaje Poczta Polska. Podpisanie umowy odbywa się uroczyście, w obec­ności prezesa Poczty Polskiej i wicemarszałka Senatu, żeby kibice wiedzieli, komu mają być wdzięczni. Bielan dziękuje prezesowi, że ten pozytywnie zareagował na jego prośbę. „Rozmawiamy też z prezesem Sypniewskim o tym, by w Radomiu - już po wybudo­waniu nowego stadionu - organizować ogólnopolski turniej dla młodych piłkarzy” - wyjaśnia polityk.

Drugie Okęcie
Oczywiście wyciąganie pieniędzy z państwowych spółek to nie jest szczyt politycznej wszechmocy. Właściwie to sprawa dość powszechna. Wielu polityków tą drogą zdobywa fundusze, by ku­pować sympatię wyborców-kibiców. Inna sprawa, że nie zawsze skutecznie, o czym wie najlepiej prezes TVP Jacek Kurski, kibic Lechii Gdańsk.
   Głośno jest ostatnio o senatorze PiS Stanisławie Kogucie, wcze­śniej liderze kolejarskiej Solidarności, który do niedawna był poli­tykiem wszechmogącym w rodzinnych Stróżach na Nowosądecczyźnie. Jego oczkiem w głowie jest Kolejarz Stróże, wiejski klub, który przez wiele sezonów grywał w pierwszej lidze z poważnymi szansami na awans do Ekstraklasy i który może od niedawna po­chwalić się nowoczesnym stadionem. Co prawda pierwotny plan przewidywał 6 tys. miejsc (wyszło 2 tys.), ale w końcu Stróże mają tylko 2,6 tys. mieszkańców.
   Jak takie cuda były możliwe, sporo mogą powiedzieć szefowie PKP PFRON i innych państwowych i prywatnych firm, do których senator zwracał się o pieniądze. Teraz pytają ich o to prokuratorzy, bo wygląda na to, że senator Kogut w swojej wszechmocy trochę przesadził. A może - jak chcą miejscowi - po prostu wszedł w lo­kalny konflikt z innymi politykami, którzy mogą od niego więcej?
   Marszałkowi Bielanowi Bóg jednak powierzył poważniejsze zadania. Musi uratować przed bankructwem Port Lotniczy Ra- dom-Sadków, który naraża miasto na śmieszność, a co gorsza pustoszy jego kasę. Zbudowano go, wykorzystując infrastrukturę
miejscowego lotniska wojskowego, wbrew wszelkim regułom biz­nesu lotniczego. Zakładano, że jak będzie lotnisko, przewoźnicy sami się zlecą. To często spotykana logika przy publicznych inwe­stycjach infrastrukturalnych: zbudujmy, a potem jakoś to będzie.
   Przewoźnicy się nie zlecieli. Przez krótki czas można było z Ra­domia polecieć do Rygi. Ostatnio SprintAir latał do Gdańska, Wro - cławia, Berlina, Pragi i Lwowa, ale w zeszłym roku zrezygnował. Dziś Port Lotniczy Radom jako jedyny w kraju nie ma żadnych rozkładowych połączeń.
   Tylko cud może go uratować. I cud się zdarzył. Na razie jest zwiastun - list intencyjny między władzami Radomia i przedsię­biorstwem państwowym Porty Lotnicze (PPL) w sprawie rozbu­dowy portu Radom-Sadków. Oczywiście podpisywanie odbyło się pod okiem marszałka Bielana, by wyborcy wiedzieli, kto jest największym cudotwórcą.
    „Będzie to bardzo duży port lotniczy, obsługujący nie tylko region radomski, aglomerację warszawską, ale również cen­tralną Polskę, województwo świętokrzyskie, dużą część woje­wództwa lubelskiego i łódzkiego” - zapowiedział Bielan. - Za­stanawiająca jest nieobecność ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, konstytucyjnie odpowiedzialnego za transport lot­niczy i nadzorującego PPL. Nawet głosu nie zabrał, a przecież z punktu widzenia biznesowego ten projekt kompletnie nie ma sensu i zakończy się klapą - przekonuje dyr. Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
   Plan jest taki: Radom-Sadków zostanie zapasowym lotniskiem dla Okęcia, a także przejmie od niego obsługę tanich linii i czar­terów. PPL zastąpią samorząd w roli głównego akcjonariusza Sadkowa i zatroszczą się o nowe inwestycje, dzięki czemu lotni­sko zyska szansę nawet na obsługę 10 mln pasażerów rocznie, czyli niewiele mniej, niż dzisiaj ma Chopin. Trzeba będzie jednak m.in. wydłużyć pas startowy, zbudować nowe płyty postojowe, drogi kołowania.
   To kolejne drogie inwestycje. Jeśli PPL im nie podoła, pomoże wojsko. Taką w każdym razie deklarację złożył Antoni Maciere­wicz, kiedy był szefem MON. Jest kolejnym politykiem gotowym dla Radomia czynić cuda. Dzięki niemu miasto ma już dziś sie­dzibę centrali Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a nad rzeką Radom- ką pojawiła się... Stocznia Wojenna (kolejny temat do żartów). W sprawie lotniska Macierewicz deklarował, że rozbudowa ma kluczowe znaczenie dla obronności kraju. A poza tym miasto, które w przeszłości tyle wycierpiało, na to zasłużyło.
   Nie zasłużył za to podwarszawski Modlin, port lotniczy za­wdzięczający błyskawiczny rozwój tanim liniom, a głównie ir­landzkiemu Ryanairowi. To dziś dla Polaków największy przewoź­nik lotniczy i sól w oku państwowego PLL Lot. Większościowym właścicielem modlińskiego portu jest samorząd Mazowsza, a mniejszościowym PPL. Jeszcze niedawno PPL chciały przejąć Modlin i stworzyć duoport ze stołecznym Okęciem. Dziś wola­łyby, aby Modlin zniknął. Przynajmniej dopóki politycy PiS nie odbiją mazowieckiego samorządu z rąk opozycji.
   Lot marzy zaś, by Ryanair i inne tanie linie nie psuły mu in­teresów, więc gdyby je przenieść do odległego Radomia, było­by mu dużo łatwiej konkurować. - Zamknięcie portu w Modli­nie oznaczałoby ogromne straty, zmarnowanie setek milionów złotych środków publicznych, konieczność zwrócenia unijnego dofinansowania i gigantyczną awanturę, jaką rozpęta główny poszkodowany, czyli Ryanair - przewiduje Marek Serafin, eks­pert rynku lotniczego. Jego zdaniem dramatycznie pogorszyłaby się też dostępność taniej oferty przewozowej dla mieszkańców aglomeracji warszawskiej i Polski północno-wschodniej, stano­wiących prawie połowę pasażerów obsługiwanych przez Modlin. Dobrowolnie żadna linia nie przeniesie się z Okęcia i Modlina na lotnisko leżące ponad dwie godziny drogi od Warszawy, a przy­musowo wykwaterować będzie je trudno.
   Mimo to marszałek Bielan i poseł Suski chętnie dają wykłady na temat rynku lotniczego, udowadniając, że radomski port ma do odegrania kluczową rolę. Przecież centralna Polska to lotnicza pustynia, więc nawet po zbudowaniu w nieodległym Barano­wie gigantycznego Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK) - cudu obiecanego przez samego prezesa Kaczyńskiego - i tak dla Radomia pozostanie ważne zadanie lotniska zapasowego.
   - Pomysł z blokowaniem lotniska w Modlinie i rozbudową Radomia to typowa zagrywka przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. PiS chce ratować twarz, bo pomysł, by w Ra­domiu stworzyć port lotniczy, narodził się, gdy miastem rządził prezydent z PiS. O losie tego projektu przesądzą wybory - uważa Adrian Furgalski. - Jeśli PiS odbije Mazowsze, o Radomiu zapo­mni, bo opcja modlińska jest sensowniejsza. Jeśli przegra, będzie pewnie dalej to ciągnął. Z tego punktu widzenia sukces PiS miałby pewne zalety - śmieje się ekspert.

Druga Rospuda
Radomski cud Bielana i Suskiego przestraszył polityków, którzy aspirują do roli wszechmogących. Zwłaszcza wicepremiera Piotra Glińskiego, posła z Łodzi, miasta, które także ma port lotniczy. Plany Bielana i Suskiego mogą zwiastować upadek nie tylko Modlina, ale także łódzkiego portu im. Reymonta. Zwłaszcza po powstaniu CPK, jeśli to Radom zyska status lot­niska zapasowego.      
   Gliński uspokaja łodzian, że sprawy tak nie zostawi, bo Ra­dom nie umywa się do Łodzi. - Będę rozmawiał na ten temat zarówno z Ministerstwem Infrastruktury, jak i z premierem - obiecał Gliński w Radiu Łódź. Skarżył się jednak, że cała spra­wa nie była z nim konsultowana. W rankingu wszechmogą­cych Gliński nie plasuje się wysoko, dlatego Bielan z Suskim już uspokoili radomiaków, że w tej walce Łódź jest bez szans.
To nie jedyna porażka ministra kultury. Zabiegał o budowę zachodniej obwodnicy Łodzi, ale mu się nie udało. Obiecał, że będzie walczył u samego premiera o szybki tramwaj miejski z Łodzi do Ozorkowa, ale i tego cudu może nie dokonać.
   Politycy wszechmogący to ludzie zwykle niezajmujący się sprawami ekonomicznymi, więc nie przejmują się, że forsowa­ne przez nich projekty są kosztowne i pozbawione sensu. Ła­two za to ulegają podpowiedziom lokalnych lobbystów, którzy potrafią swoje opowieści dostroić do miłej uchu melodii. Dziś cenione są melodie o sile państwa, godności, wstawaniu z kolan, wielkich inwestycjach, a także walce z wrogami zewnętrznymi.
   Dlatego Jarosława Kaczyńskiego tak urzekła opowieść o porcie w Elblągu, który mógłby się stać drugą Gdynią, gdyby tylko przekopać Mierzeję Wiślaną. Zaszachujemy tym Rosjan, bo Elbląg to kluczowy port dla obronności Polski, jak utrzymuje MON. Kie­dy gen. broni Mirosław Różański, dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, odmówił złożenia podpisu uznającego strategiczny walor przekopu, bo - jak tłumaczył - Zalew Wiślany ma przeciętnie 1,7 m głębokości, więc żadna jednostka Marynarki Wojennej tam nie wpłynie i nie wykona manewru, musiał podać się do dymisji.
   Elbląg to dla prezesa miasto sentymen­talne, bo tu w 1989 r. rozpoczynał swoją parlamentarną karierę. Obiecał elblążanom przekopywanie Mierzei i zabrał się za to, kiedy był premierem. Ale nie zdążył. Dlatego po wyborach 2015 r. natychmiast doprowadził do uchwalenia specjalnej ustawy. Przy­gotowania trwają. - Ten projekt nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Potrzeby przeładunku towarów zaspokajają z naddatkiem porty w Gdańsku i Gdyni, które są jeszcze przecież rozbudowywane - wyjaśnia prof. Włodzimierz Rydzkowski, szef Katedry Polityki Transportowej na Wydziale Ekonomicznym Uni­wersytetu Gdańskiego. - Przekop to inwestycja wysokiego ryzyka, nie tylko ekonomicznego, ale i ekologicznego. Komisja Europejska może się na to nie zgodzić i będziemy mieli nową Rospudę - twier­dzi profesor. Obwodnica Augustowa przez dolinę rzeki Rospudy to też był cud obiecany przez Kaczyńskiego. Skończył się fiaskiem i poważnymi stratami.
   Przekop czy Centralny Port Komunikacyjny to są cuda z naj­wyższej półki, dostępnej tylko dla prezesa. Oba nie mają eko­nomicznego sensu, ale mają sens polityczny, a to się dziś liczy. Każdy polityk chce mieć na swoim koncie jakieś cuda, choćby najbardziej bezsensowne.
   Najprostszą sprawą jest zatrzymywanie dalekobieżnych eks­presów na małych stacjach, bliskich sercu polityka. Przykład dał kiedyś Przemysław Gosiewski, który zatrzymał ekspresy we Włoszczowie. Ten cud powtórzyła potem Beata Szydło w Brzeszczach, sprawiając np., że ekspres Chopin z Warsza­wy do Wiednia omija Katowice, by móc zatrzymać się w jej rodzinnym miasteczku. O dokonaniach senatora Koguta, który w Stróżach zatrzymuje ekspresy, nawet nie wspominamy.
   Wyższy poziom mocy są w stanie zademonstrować polity­cy wskrzeszający z martwych upadające firmy. Takich cudów dokonała Beata Szydło, doprowadzając do przejęcia przez
koncern Tauron kopalni węgla kamiennego w rodzinnych Brzeszczach, choć ta kwalifikowała się do stopniowego za­mknięcia. Podobnego cudu dokonał minister energii Krzysztof Tchórzewski, ratując spółkę Polimex-Mostostal.
   Zajęły się tym państwowe spółki energetyczne. Choć za­ważyć miała konieczność ochrony potencjału polskiej firmy budującej elektrownie, to dla wyborców Tchórzewskiego było jasne, że ich rodak ratuje przede wszystkim Mostostal Siedlce. Dlatego Tchórzewski doprowadził do wyodrębnie­nia siedleckiej firmy. A po to, by krajanie i wyborcy dostrzegli jego wszechmoc, zorganizował uroczystą wizytę w Siedlcach premier Szydło.

Drugi Harry Potter
W rankingu cudotwórstwa gospodarczego wysoką pozycję zajmuje też Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrznych i pierwszy po Bogu w PiS. Brudziński jest panem na zachodnim Pomorzu i robi wszystko, żeby szczecinianie dostrzegli, jaka drzemie w nim moc. Budowa obwod­nicy Szczecina to pestka. Wskrzeszenie upadłej przed laty Stoczni Szczeciń­skiej i sprawienie, że będzie budować gigantyczny prom, to jest coś. To nic, że na terenie dawnej stoczni działa dziś wiele firm produkcyjnych. Wszystko da się odwrócić.
   Brudziński, we współpracy z innym szczecińskim politykiem Markiem Gróbarczykiem, ministrem gospodarki morskiej, dokonali już cudu, przy któ­rym bledną inne: zaprosili Mateusza Morawieckiego (wówczas jeszcze wice­premiera) na uroczyste położenie stępki pod budowę promu samochodowo-pasażerskiego dla państwowej Polskiej Że­glugi Bałtyckiej. Dopiero kilka miesięcy później PŻB podpisała umowę na wykonanie projektu promu. Rozpoczęcie budowy przed rozpoczęciem projektowania to wyższa szkoła cudotwórstwa.
   Brudziński specjalnie się tym nie chwali. Uważa, że wypo­minająca mu to i domagająca się kontroli opozycja tylko ma­rudzi. Do odbudowy szczecińskiej stoczni Gryfia zatrudnił państwowy Lotos, który jest gotów wyłożyć na to pieniądze. Gryfia zajmie się recyklingiem starych statków. Co wspólnego z tym ma Lotos? Lotos ma pieniądze, a kiedy prosi druga osoba w PiS, to się nie odmawia.
   Jest w końcu specjalna grupa antycudotwórców, czyli tych, którzy dla zdobycia marki wszechmogących są w stanie zatrzy­mać często poważne inwestycje. Do nich z pewnością można zaliczyć Jana Dziedziczaka, wiceministra spraw zagranicz­nych, który obiecał, że nie dopuści do budowy odkrywkowych kopalni węgla kamiennego w Wielkopolsce, co może przesą­dzić o zamknięciu wielkich elektrowni korzystających z tego paliwa. Autorem antycudów energetycznych są też minister Marek Suski i marszałek Senatu Stanisław Karczewski, którzy skutecznie zablokowali budowę linii najwyższych napięć Kozienice-Warszawa, mającej zapewnić bezpieczeństwo ener­getyczne stolicy. Linia przechodziłaby jednak nad terenami powiatu grójeckiego, gdzie mieszkają oni sami i ich wyborcy. To najprzyjemniejsze z cudów, kiedy można samemu sobie zrobić dobrze.
Adam Grzeszak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz