Polityka gospodarcza
stała się domeną polityków, którzy chcą swym wyborcom pokazać, że nie ma dla
nich rzeczy niemożliwych. Nawet jeśli są kosztowne i pozbawione sensu.
Radom ma szczęście, że Bóg zesłał mu dwóch polityków
wszechmogących - Marka Suskiego, szefa gabinetu politycznego premiera
Morawieckiego, oraz Adama Bielana, wicemarszałka Senatu. Dzięki temu miasto,
jeszcze niedawno uchodzące za upadłe, ma szanse stać się poważną aglomeracją z
europejskim portem lotniczym, odbudowanym zamkiem Kazimierza Wielkiego i nowym
stadionem piłkarskim. A nawet z dostępem do morza. Dziś i takie cuda są
możliwe.
Radomiak Radom, drugoligowy klub piłkarski, potrzebuje wsparcia? Takie
rzeczy załatwia się od ręki. Sponsorem zostaje Poczta Polska. Podpisanie umowy
odbywa się uroczyście, w obecności prezesa Poczty Polskiej i wicemarszałka
Senatu, żeby kibice wiedzieli, komu mają być wdzięczni. Bielan dziękuje
prezesowi, że ten pozytywnie zareagował na jego prośbę. „Rozmawiamy też z prezesem
Sypniewskim o tym, by w Radomiu - już po wybudowaniu nowego stadionu -
organizować ogólnopolski turniej dla młodych piłkarzy” - wyjaśnia polityk.
Drugie Okęcie
Oczywiście wyciąganie pieniędzy z
państwowych spółek to nie jest szczyt politycznej wszechmocy. Właściwie to
sprawa dość powszechna. Wielu polityków tą drogą zdobywa fundusze, by kupować
sympatię wyborców-kibiców. Inna sprawa, że nie zawsze skutecznie, o czym wie
najlepiej prezes TVP
Jacek Kurski, kibic Lechii Gdańsk.
Głośno jest ostatnio o senatorze PiS Stanisławie Kogucie, wcześniej
liderze kolejarskiej Solidarności, który do niedawna był politykiem
wszechmogącym w rodzinnych Stróżach na Nowosądecczyźnie. Jego oczkiem w głowie
jest Kolejarz Stróże, wiejski klub, który przez wiele sezonów grywał w
pierwszej lidze z poważnymi szansami na awans do Ekstraklasy i który może od
niedawna pochwalić się nowoczesnym stadionem. Co prawda pierwotny plan
przewidywał 6 tys. miejsc (wyszło 2 tys.), ale w końcu Stróże mają tylko 2,6
tys. mieszkańców.
Jak takie cuda były możliwe, sporo mogą powiedzieć szefowie PKP PFRON i
innych państwowych i prywatnych firm, do których senator zwracał się o
pieniądze. Teraz pytają ich o to prokuratorzy, bo wygląda na to, że senator
Kogut w swojej wszechmocy trochę przesadził. A może - jak chcą miejscowi - po
prostu wszedł w lokalny konflikt z innymi politykami, którzy mogą od niego
więcej?
Marszałkowi Bielanowi Bóg jednak powierzył poważniejsze zadania. Musi
uratować przed bankructwem Port Lotniczy Ra- dom-Sadków, który naraża miasto na
śmieszność, a co gorsza pustoszy jego kasę. Zbudowano go, wykorzystując
infrastrukturę
miejscowego lotniska wojskowego,
wbrew wszelkim regułom biznesu lotniczego. Zakładano, że jak będzie lotnisko,
przewoźnicy sami się zlecą. To często spotykana logika przy publicznych inwestycjach
infrastrukturalnych: zbudujmy, a potem jakoś to będzie.
Przewoźnicy się nie zlecieli. Przez krótki czas można było z Radomia
polecieć do Rygi. Ostatnio SprintAir latał do Gdańska, Wro - cławia, Berlina,
Pragi i Lwowa, ale w zeszłym roku zrezygnował. Dziś Port Lotniczy Radom jako
jedyny w kraju nie ma żadnych rozkładowych połączeń.
Tylko cud może go uratować. I cud się zdarzył. Na razie jest zwiastun - list intencyjny między władzami Radomia i przedsiębiorstwem
państwowym Porty Lotnicze (PPL) w sprawie rozbudowy portu Radom-Sadków.
Oczywiście podpisywanie odbyło się pod okiem marszałka Bielana, by wyborcy
wiedzieli, kto jest największym cudotwórcą.
„Będzie to bardzo duży port
lotniczy, obsługujący nie tylko region radomski, aglomerację warszawską, ale
również centralną Polskę, województwo świętokrzyskie, dużą część województwa
lubelskiego i łódzkiego” - zapowiedział Bielan. - Zastanawiająca jest
nieobecność ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, konstytucyjnie
odpowiedzialnego za transport lotniczy i nadzorującego PPL. Nawet głosu nie
zabrał, a przecież z punktu widzenia biznesowego ten projekt kompletnie nie ma
sensu i zakończy się klapą - przekonuje dyr. Adrian Furgalski z Zespołu Doradców
Gospodarczych TOR.
Plan jest taki: Radom-Sadków zostanie zapasowym lotniskiem dla Okęcia, a
także przejmie od niego obsługę tanich linii i czarterów. PPL zastąpią
samorząd w roli głównego akcjonariusza Sadkowa i zatroszczą się o nowe
inwestycje, dzięki czemu lotnisko zyska szansę nawet na obsługę 10 mln
pasażerów rocznie, czyli niewiele mniej, niż dzisiaj ma Chopin. Trzeba będzie
jednak m.in. wydłużyć pas startowy, zbudować nowe płyty postojowe, drogi
kołowania.
To kolejne drogie inwestycje. Jeśli PPL im nie podoła, pomoże wojsko.
Taką w każdym razie deklarację złożył Antoni Macierewicz, kiedy był szefem
MON. Jest kolejnym politykiem gotowym dla Radomia czynić cuda. Dzięki niemu
miasto ma już dziś siedzibę centrali Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a nad rzeką
Radom- ką pojawiła się... Stocznia Wojenna (kolejny temat do żartów). W sprawie
lotniska Macierewicz deklarował, że rozbudowa ma kluczowe znaczenie dla
obronności kraju. A poza tym miasto, które w przeszłości tyle wycierpiało, na
to zasłużyło.
Nie zasłużył za to podwarszawski Modlin, port lotniczy zawdzięczający
błyskawiczny rozwój tanim liniom, a głównie irlandzkiemu Ryanairowi. To dziś
dla Polaków największy przewoźnik lotniczy i sól w oku państwowego PLL Lot.
Większościowym właścicielem modlińskiego portu jest samorząd Mazowsza, a
mniejszościowym PPL. Jeszcze niedawno PPL chciały przejąć Modlin i stworzyć
duoport ze stołecznym Okęciem. Dziś wolałyby, aby Modlin zniknął. Przynajmniej
dopóki politycy PiS nie odbiją mazowieckiego samorządu z rąk opozycji.
Lot marzy zaś, by Ryanair i inne tanie linie nie psuły
mu interesów, więc gdyby je przenieść do odległego Radomia, byłoby mu dużo
łatwiej konkurować. - Zamknięcie portu w Modlinie oznaczałoby ogromne
straty, zmarnowanie setek milionów złotych środków publicznych, konieczność
zwrócenia unijnego dofinansowania i gigantyczną awanturę, jaką rozpęta główny
poszkodowany, czyli Ryanair - przewiduje Marek Serafin, ekspert rynku lotniczego. Jego
zdaniem dramatycznie pogorszyłaby się też dostępność taniej oferty przewozowej
dla mieszkańców aglomeracji warszawskiej i
Polski północno-wschodniej, stanowiących prawie połowę pasażerów obsługiwanych
przez Modlin. Dobrowolnie żadna linia nie przeniesie się z Okęcia i Modlina na
lotnisko leżące ponad dwie godziny drogi od Warszawy, a przymusowo
wykwaterować będzie je trudno.
Mimo to marszałek Bielan i poseł Suski chętnie dają wykłady na temat
rynku lotniczego, udowadniając, że radomski port ma do odegrania kluczową rolę.
Przecież centralna Polska to lotnicza pustynia, więc nawet po zbudowaniu w
nieodległym Baranowie gigantycznego Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK) -
cudu obiecanego przez samego prezesa Kaczyńskiego - i tak dla Radomia
pozostanie ważne zadanie lotniska zapasowego.
- Pomysł z blokowaniem lotniska w Modlinie i rozbudową Radomia to
typowa zagrywka przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. PiS chce ratować
twarz, bo pomysł, by w Radomiu stworzyć port lotniczy, narodził się, gdy
miastem rządził prezydent z PiS. O losie tego projektu przesądzą wybory -
uważa Adrian Furgalski. - Jeśli PiS odbije Mazowsze, o Radomiu zapomni, bo
opcja modlińska jest sensowniejsza. Jeśli przegra, będzie pewnie dalej to
ciągnął. Z tego punktu widzenia sukces PiS miałby pewne zalety - śmieje się
ekspert.
Druga Rospuda
Radomski cud Bielana i Suskiego
przestraszył polityków, którzy aspirują do roli wszechmogących. Zwłaszcza
wicepremiera Piotra Glińskiego, posła z Łodzi, miasta, które także ma port
lotniczy. Plany Bielana i Suskiego mogą zwiastować upadek nie tylko Modlina,
ale także łódzkiego portu im. Reymonta. Zwłaszcza po powstaniu CPK, jeśli to
Radom zyska status lotniska zapasowego.
Gliński uspokaja łodzian, że sprawy tak nie zostawi, bo Radom nie umywa
się do Łodzi. - Będę rozmawiał na ten temat zarówno z Ministerstwem Infrastruktury,
jak i z premierem - obiecał Gliński w Radiu
Łódź. Skarżył się jednak, że cała sprawa nie była z nim konsultowana. W
rankingu wszechmogących Gliński nie plasuje się wysoko, dlatego Bielan z
Suskim już uspokoili radomiaków, że w tej walce Łódź jest bez szans.
To nie jedyna porażka ministra
kultury. Zabiegał o budowę zachodniej obwodnicy Łodzi, ale mu się nie udało.
Obiecał, że będzie walczył u samego premiera o szybki tramwaj miejski z Łodzi
do Ozorkowa, ale i tego cudu może nie dokonać.
Politycy wszechmogący to ludzie zwykle niezajmujący się sprawami
ekonomicznymi, więc nie przejmują się, że forsowane przez nich projekty są
kosztowne i pozbawione sensu. Łatwo za to ulegają podpowiedziom lokalnych
lobbystów, którzy potrafią swoje opowieści dostroić do miłej uchu melodii. Dziś
cenione są melodie o sile państwa, godności, wstawaniu z kolan, wielkich
inwestycjach, a także walce z wrogami zewnętrznymi.
Dlatego Jarosława Kaczyńskiego tak urzekła opowieść o porcie w Elblągu,
który mógłby się stać drugą Gdynią, gdyby tylko przekopać Mierzeję Wiślaną.
Zaszachujemy tym Rosjan, bo Elbląg to kluczowy port dla obronności Polski, jak
utrzymuje MON. Kiedy gen. broni Mirosław Różański, dowódca generalny rodzajów
sił zbrojnych, odmówił złożenia podpisu uznającego strategiczny walor przekopu,
bo - jak tłumaczył - Zalew Wiślany ma przeciętnie 1,7 m głębokości, więc żadna
jednostka Marynarki Wojennej tam nie wpłynie i nie wykona manewru, musiał podać
się do dymisji.
Elbląg to dla prezesa miasto sentymentalne, bo tu w 1989 r. rozpoczynał
swoją parlamentarną karierę. Obiecał elblążanom przekopywanie Mierzei i zabrał
się za to, kiedy był premierem. Ale nie zdążył. Dlatego po wyborach 2015 r.
natychmiast doprowadził do uchwalenia specjalnej ustawy. Przygotowania trwają.
- Ten projekt nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Potrzeby
przeładunku towarów zaspokajają z naddatkiem porty w Gdańsku i Gdyni, które są
jeszcze przecież rozbudowywane - wyjaśnia prof. Włodzimierz
Rydzkowski, szef Katedry Polityki Transportowej na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu
Gdańskiego. - Przekop to inwestycja wysokiego ryzyka, nie tylko
ekonomicznego, ale i ekologicznego. Komisja Europejska może się na to nie
zgodzić i będziemy mieli nową Rospudę - twierdzi profesor. Obwodnica Augustowa
przez dolinę rzeki Rospudy to też był cud obiecany przez Kaczyńskiego. Skończył
się fiaskiem i poważnymi stratami.
Przekop czy Centralny Port Komunikacyjny to są cuda z najwyższej półki,
dostępnej tylko dla prezesa. Oba nie mają ekonomicznego sensu, ale mają sens
polityczny, a to się dziś liczy. Każdy polityk chce mieć na swoim koncie jakieś
cuda, choćby najbardziej bezsensowne.
Najprostszą sprawą jest zatrzymywanie dalekobieżnych ekspresów na
małych stacjach, bliskich sercu polityka. Przykład dał kiedyś Przemysław
Gosiewski, który zatrzymał ekspresy we Włoszczowie. Ten cud powtórzyła potem
Beata Szydło w Brzeszczach, sprawiając np., że ekspres Chopin z Warszawy do
Wiednia omija Katowice, by móc zatrzymać się w jej rodzinnym miasteczku. O dokonaniach
senatora Koguta, który w Stróżach zatrzymuje ekspresy, nawet nie wspominamy.
Wyższy poziom mocy są w stanie zademonstrować politycy wskrzeszający z
martwych upadające firmy. Takich cudów dokonała Beata Szydło, doprowadzając do
przejęcia przez
koncern Tauron kopalni węgla
kamiennego w rodzinnych Brzeszczach, choć ta kwalifikowała się do stopniowego
zamknięcia. Podobnego cudu dokonał minister energii Krzysztof Tchórzewski,
ratując spółkę Polimex-Mostostal.
Zajęły się tym państwowe spółki energetyczne. Choć zaważyć miała
konieczność ochrony potencjału polskiej firmy budującej elektrownie, to dla
wyborców Tchórzewskiego było jasne, że ich rodak ratuje przede wszystkim
Mostostal Siedlce. Dlatego Tchórzewski doprowadził do wyodrębnienia siedleckiej
firmy. A po to, by krajanie i wyborcy dostrzegli jego wszechmoc, zorganizował
uroczystą wizytę w Siedlcach premier Szydło.
Drugi Harry Potter
W rankingu cudotwórstwa
gospodarczego wysoką pozycję zajmuje też Joachim Brudziński, minister spraw
wewnętrznych i pierwszy po Bogu w PiS. Brudziński jest panem na zachodnim
Pomorzu i robi wszystko, żeby szczecinianie dostrzegli, jaka drzemie w nim moc.
Budowa obwodnicy Szczecina to pestka. Wskrzeszenie upadłej przed laty Stoczni
Szczecińskiej i sprawienie, że będzie budować gigantyczny prom, to jest coś.
To nic, że na terenie dawnej stoczni działa dziś wiele firm produkcyjnych.
Wszystko da się odwrócić.
Brudziński, we współpracy z innym szczecińskim politykiem Markiem
Gróbarczykiem, ministrem gospodarki morskiej, dokonali już cudu, przy którym
bledną inne: zaprosili Mateusza Morawieckiego (wówczas jeszcze wicepremiera)
na uroczyste położenie stępki pod budowę promu samochodowo-pasażerskiego dla
państwowej Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Dopiero kilka miesięcy później PŻB podpisała
umowę na wykonanie projektu promu. Rozpoczęcie budowy przed rozpoczęciem
projektowania to wyższa szkoła cudotwórstwa.
Brudziński specjalnie się tym nie chwali. Uważa, że wypominająca mu to
i domagająca się kontroli opozycja tylko marudzi. Do odbudowy szczecińskiej
stoczni Gryfia zatrudnił państwowy Lotos, który jest gotów wyłożyć na to
pieniądze. Gryfia zajmie się recyklingiem starych statków. Co wspólnego z tym
ma Lotos? Lotos ma pieniądze, a kiedy prosi druga osoba w PiS, to się nie
odmawia.
Jest w końcu specjalna grupa antycudotwórców, czyli tych, którzy dla
zdobycia marki wszechmogących są w stanie zatrzymać często poważne inwestycje.
Do nich z pewnością można zaliczyć Jana Dziedziczaka, wiceministra spraw
zagranicznych, który obiecał, że nie dopuści do budowy odkrywkowych kopalni
węgla kamiennego w Wielkopolsce, co może przesądzić o zamknięciu wielkich
elektrowni korzystających z tego paliwa. Autorem antycudów energetycznych są
też minister Marek Suski i marszałek Senatu Stanisław Karczewski, którzy
skutecznie zablokowali budowę linii najwyższych napięć Kozienice-Warszawa,
mającej zapewnić bezpieczeństwo energetyczne stolicy. Linia przechodziłaby
jednak nad terenami powiatu grójeckiego, gdzie mieszkają oni sami i ich wyborcy.
To najprzyjemniejsze z cudów, kiedy można samemu sobie zrobić dobrze.
Adam Grzeszak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz