Im bliżej sezonu
wyborczego, tym wyraźniej widać, po co PiS chciał podporządkować rządowi, czyli
sobie, prokuraturę.
Ewa Siedlecka
O siódmej rano CBA wkracza do domu wiceministra
finansów w rządzie PO-PSL Jacka K. Zatrzymuje, przewozi na kilkugodzinne przesłuchanie
najpierw w Warszawie, potem wiezie do Białegostoku. Obawa mataczenia raczej nie
zachodziła, bo sprawa dotyczy zdarzeń sprzed blisko dziesięciu lat: zaliczenia
automatów do gier, tzw. jednorękich bandytów, do gier o „niskich wygranych”,
od zysków, z których odprowadza się niższy VAT. Sprawę ewentualnego
niedopełnienia obowiązków przez wiceministra K. prokuratura już badała. I
stwierdziła, że nie można mu przypisać tego przestępstwa. Teraz wiceminister
sprawiedliwości Patryk Jaki oświadcza, że nie zdobyto wprawdzie nowych dowodów,
ale „jest inna wizja, inne oczekiwania szefa”. Szef to Zbigniew Ziobro,
minister-prokurator generalny. Media, za prokuraturą, podają, że chodzi o
uszczerbek w podatkach wielkości 21 mld zł. A rzecz cała dzieje się dzień po
ogłoszeniu bardzo niekorzystnych dla PiS badań dotyczących poparcia dla partii
politycznych.
Deja vu: polityka
znów prowadzona jest za pomocą prokuratury i służb. Brakowało tylko
stwierdzenia pod adresem Jacka K.: „Już nikt nigdy przez tego pana okradziony
nie będzie”.
Zero ograniczeń
Teraz prokuratura i służby nie mają już takich ograniczeń,
jak za poprzednich rządów PiS. Ten rząd zaczął od uchwalenia nowego prawa o
prokuraturze. Takiego, żeby już nikt nie mógł postawić ministrowi
sprawiedliwości-prokuratorowi generalnemu zarzutu nadużycia władzy.
Zbigniew Ziobro
napisał ustawę, która pozwala mu robić to wszystko, co było nielegalne lub
wątpliwe prawnie, gdy rządził prokuraturą za poprzednich rządów PiS. Może
pokazywać komu chce akta sprawy. Może publicznie ujawniać wybrane z nich dowolnie
kawałki. Może ustawić każde śledztwo i nie grozi mu już zarzut naciskania na
prokuratorów i łamania zasady niezależności. Zasada ta przestała praktycznie
istnieć, bo prokurator generalny jako bezpośredni przełożony może zmienić
decyzję każdego prokuratora. Ma też środki nieformalnego nacisku, którymi może
zmusić prokuratora, by „sam” zrobił to, co mu każe prokurator generalny. Czyli
by ewentualną winę i odpowiedzialność wziął na siebie.
W grudniu Komisja Wenecka wydała opinię o tej ustawie: połączenie
funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego nie spełnia
międzynarodowych standardów dotyczących procedury mianowania prokuratora
generalnego oraz jego kompetencji. Taką opinię zamieściła też w grudniowych
zaleceniach dla Polski Komisja Europejska.
W obronie niezależności sądów były wielotysięczne protesty.
Prokuratury nikt nie bronił, mimo że było czego: po latach walki ojej
uniezależnienie od polityki, w 2010 r., została uwolniona spod podległości
rządowi. Ale politycy - głównie PiS, ale też PO, która reformę przeprowadziła -
od początku każdą prawdziwą czy wyimaginowaną wpadkę prokuratury tłumaczyli
brakiem politycznej zwierzchności. Koronnym dowodem na to, że reforma
prokuratury się nie udała, miała być afera Amber Gold. (Skąd
domniemanie, że gdyby prokuratorów nadzorowali politycy - to tej afery by nie
było?). Politykom udało się przekonać opinię publiczną, że to dowód na to, że
trzeba reformę odwrócić.
No i PiS ją odwrócił. Nie wiemy, czy prokuratura stała się
sprawniejsza w ściganiu przestępców, bo autor reformy Zbigniew Ziobro uwolnił
się od obowiązku, który ciążył na niezależnym prokuratorze generalnym Andrzeju
Seremecie: od corocznego składania premierowi sprawozdania z działalności
prokuratury.
Skręcanie śledztw
Widoczne dla opinii publicznej
efekty reformy to politycznie skręcane śledztwa. Niewidoczne - to setki
prokuratorów zdegradowanych i zsyłanych do prokuratur odległych od miejsca
zamieszkania za śledztwa przeciw interesom PiS, prowadzone za rządów PO, lub
za próby zachowania niezależności.
Przywracając i wzmacniając polityczną kontrolę nad
prokuraturą, PiS zapewnił sobie nie tylko narzędzie sprawowania władzy, w tym
bat na politycznych wrogów i konkurentów. Zabezpieczył też „swoich” przed
odpowiedzialnością - teraz i w przyszłości. Jednym z pierwszych takich działań
było uwolnienie premier Beaty Szydło od podejrzenia, że łamie prawo, nie
publikując wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Prokuratura umorzyła sprawę, a
uzasadnienie (że nie publikując, działała w obronie interesu publicznego, bo
nie wiadomo, czy te wyroki to wyroki) będzie w przyszłości przedstawiane jako
argument przeciwko pociągnięciu jej do odpowiedzialności przed Trybunałem
Stanu.
Sprawa braku publikacji wyroku TK, aby mogła dobrnąć do
szczęśliwego dla PiS końca, czyli umorzenia, wymagała trzykrotnej zmiany
prokuratora prowadzącego.
Sprawę tzw. głosowania kolumnowego
w Sejmie w grudniu 2016 r. prokuratura umorzyła, ukrywając dowody, że PiS
rozmyślnie uniemożliwił posłom opozycji udział w debacie i głosowaniu.
Prokuratura „w interesie społecznym” przystąpiła do prywatnego
procesu w sprawie śmierci po operacji serca, ojca ministra-prokuratora Ziobry.
I wszczęła postępowanie o zawyżoną zapłatę za opinię biegłych, w której bada
się udział sędzi prowadzącej sprawę. Ściganie Donalda Tuska: informacja o
możliwości postawienia mu „szeregu zarzutów” (m.in. o zdradę dyplomatyczną, bo
zgodził się, by katastrofa smoleńska badana była zgodnie z konwencją
chicagowską) pojawiła się niedługo przed wyborami na szefa Rady Europejskiej, w
których startował.
Prokuratura oczyściła konto Mariuszowi Kamińskiemu: 29
sierpnia 2016 r. Mariusz Matys z Prokuratury Rejonowej Warszawa wszczął i tego
samego dnia umorzył śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez
Kamińskiego, jako szefa CBA, w sprawie tzw. willi Kwaśniewskich w Kazimierzu
Dolnym.
Mieliśmy całą serię śledztw związanych z Trybunałem Konstytucyjnym
i jego niepokornym prezesem Andrzejem Rzeplińskim.
Inna grupa spraw dotyczy sędziów orzekających w sposób, który
nie spodobał się partii rządzącej. Trzeci rok trwa przenoszone po prokuraturach
w całej Polsce śledztwo w sprawie podszywania się pod sędziego Wojciecha Łączewskiego.
Prokuratora bada, czy ktoś się pod niego nie podszył na Facebooku, by spiskować
z szefem „Newsweeka” Tomaszem Lisem, jak obalić PiS. Wszczęcie sprawy pozwala
prokuraturze na stosowanie środków operacyjnych - w tym wypadku wobec sędziego
Łączewskiego, który uczestniczył w wydaniu wyroku skazującego na Mariusza Kamińskiego.
Innym sędzią, w którego „obronie” prokuratura prowadzi śledztwo, jest były
rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa Waldemar Żurek. Chodzi o liczne
groźby kierowane pod jego adresem, mailowo i telefonicznie. To umożliwia
służbom m.in. kontrolę jego telefonu i komputera.
Kolejna kategoria spraw to idące w tysiące postępowania
przeciwko działaczom KOD, Obywateli RP i innych organizacji oraz osobom
uczestniczącym w różnych formach społecznych protestów. Szczególną ochroną
przed odpowiedzialnością prokuratura objęła natomiast osoby i ugrupowania
głoszące hasła rasistowskie i ksenofobiczne.
Opór niewidzialny
Znamy nazwiska sędziów
niepokornych, którzy, ryzykując szykany ze strony władzy, wydają w sprawach
politycznych wyroki zgodne z własnym sumieniem i prawem.
Opór prokuratorów przed
politycznym skręcaniem śledztw i używaniem prokuratury do politycznych celów
też istnieje. Ale kryje go „tajemnica postępowania”. Prokuratura, to organ
„jednolity”, a nie zbiór pojedynczych osobowości - jak w sądownictwie.
Prokuratorzy są teoretycznie niezależni, ale w ramach podległości służbowej
dostają polecenia. Niezależność polega na tym, że mogą odmówić ich wykonania -
ale wtedy inny prokurator zostanie wyznaczony do wykonania brudnej roboty. A
opór prokuratora nie przedostaje się do opinii publicznej. Ani to, że potem
jest delegowany bez zgody do prokuratury dziesiątki lub setki kilometrów od
domu.
Stowarzyszenie Prokuratorów Lex Super Omnia
podaje, że ok. 200 prokuratorów zostało delegowanych „w dół”, co stało się w
prokuraturze PiS regularnym, choć pozaprawnym sposobem karania. Deleguje się
na 12 miesięcy w roku - jak mówi przepis. A że w każdym roku kalendarzowym może
to być 12 miesięcy - więc można prokuratora delegować w ten sposób dożywotnio,
każdego roku kalendarzowego zsyłając go na 12 miesięcy, po całej Polsce.
- Nie ma wyraźnej podstawy
prawnej, żeby skarżyć te delegacje, chyba że jako lobbing - mówi prezes Lex Super Omnia Krzysztof Parchimowicz, sam zesłany z
Prokuratury Krajowej do rejonowej.
Stowarzyszenie zrzesza 180 prokuratorów jawnie krytykujących
polityczne nadużywanie prokuratury. Parchimowicz: - Niemal każda nasza
aktywność publiczna skutkuje wzywaniem nas do składania oświadczeń na piśmie.
Na dziesięć osób w zarządzie tylko jedna nie jest uwikłana dyscyplinarnie.
On sam ma trzy postępowania dyscyplinarne - za publiczne
wypowiedzi. W tym za stwierdzenie, że w Prokuraturze Rejonowej dla Warszawy
Mokotowa jest brudno. I jedno karne: o to, że przedstawił kilka lat temu
prokuratorom, jako prokurator Prokuratury Generalnej, stanowisko Sądu
Najwyższego, że odpowiedzialność za wyłudzenie VAT może być
rozpatrywana albo z Kodeksu karnego albo Kodeksu karnego skarbowego (tam jest
niższe zagrożenie karą). Zdaniem PiS naraził tym Skarb Państwa na utratę 250
mld zł. Nie ma zarzutów, ale został przesłuchany „w charakterze świadka”.
Pojawiła się bowiem w prokuraturze nowa praktyka: słuchania w charakterze
świadka osoby, której się chce postawić zarzuty. Parchimowicz określają mianem
„podejrzany świadek”.
Dyscyplinowanie przez
blokowanie
Rzecznicy dyscyplinarni badają
różne grzechy członków Lex Super Omnia. Prokurator Ewa Wrzosek
krytycznie wystąpiła na zorganizowanym w Sejmie obywatelskim wysłuchaniu
publicznym w sprawie „ustaw sądowych”. Prokurator Andrzej Kaucz dał wywiad do
„Dziennika Gazety Prawnej”. Zarzut: wypowiadał się bez zgody przełożonego.
Piotr Wojtowicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy ma postępowanie
dyscyplinarne za udział w manifestacji w obronie wolnych sądów. Członkowie
zarządu LSO zostali przesłuchani jako „podejrzani świadkowie” w związku ze
stanowiskiem Stowarzyszenia krytykującym prokuratora regionalnego w Katowicach
Tomasza Janeczka. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że gdy po upadku
pierwszego rządu PiS powstało Stowarzyszenie Ad Vocem zrzeszające
tzw. ziobrystów, jego członkowie i sympatycy też mieli dyscyplinarki za wypowiedzi
w mediach.
Wtedy sądził ich zwykły sąd dyscyplinarny dla
prokuratorów, a potem sąd dyscyplinarny przy Sądzie Najwyższym. Teraz, gdy
zacznie działać ustawa o Sądzie Najwyższym, powstanie tam Izba Dyscyplinarna
do sądzenia sędziów i prokuratorów. A sądzić będą sędziowie wskazani przez
przejętą przez PiS Krajową Radę Sądownictwa.
I ławnicy wybrani przez
parlamentarną większość - czyli PiS.
Kolejną formą karania nielubianych przez władzę prokuratorów jest
blokowanie kariery zawodowej w innych zawodach prawniczych lub przejścia w
stan spoczynku ze względu na stan zdrowia. Prokuratorowi Andrzejowi Piasecznemu
prezydent Andrzej Duda odmówił, mimo pozytywnej rekomendacji Krajowej Rady
Sądownictwa, nominacji sędziowskiej. Piaseczny prowadził m.in. śledztwo w
sprawie nielegalnych nacisków wywieranych w 2007 r. przez ówczesnego szefa ABW
Bogdana Święczkowskiego i jego zastępcy Dariusza Ocieczka na funkcjonariuszy
Agencji, by nielegalnie podsłuchiwali Wojciecha Brochwicza, adwokata i byłego
wiceszefa kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. W ten sposób chciano ponoć
rozpracować jego kontakty z politykami PO. Sędziowskiej nominacji Piasecznego
„bez żadnego trybu” sprzeciwił się Bogdan Święczkowski, obecnie prokurator
krajowy.
Teraz tę formę nacisku będzie łatwiej stosować, blokując takie
nominacje już na poziomie przejętej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa.
Około 200 prokuratorów złożyło wnioski o przejście w stan
spoczynku ze względu na stan zdrowia. Prokurator generalny odrzucał te
wnioski, kierując prokuratorów do prokuratur rejonowych odległych od ich
miejsca zamieszkania. Motywacja: są potrzebni „ze względu na interes
prokuratury” i nie mają stwierdzonej trwałej utraty zdolności do pracy (ustawa
wymaga rocznego przebywania na zwolnieniu). Sąd Najwyższy uchylił kilka takich
decyzji, uzasadniając, że dobro prokuratury nie ma bezwarunkowego pierwszeństwa
przed zdrowiem prokuratora. Prokurator generalny od blisko pół roku nie wydaje
w tych sprawach decyzji, przez co prokuratorzy przebywający na zwolnieniach
dostają tylko połowę uposażenia (był okres, gdy nie dostawali go w ogóle).
Kiedy jedni tracą stanowiska i
funkcje - inni je zyskują. Zlikwidowano Prokuraturę Generalną i prokuratury
apelacyjne. Powołano Prokuraturę Kraj ową i
prokuratury regionalne - w nowym składzie, w dużej części złożonym z
prokuratorów, którzy po pierwszych rządach PiS założyli Stowarzyszenie
Prokuratorów Ad Vocem.
Są dziś w prokuraturze tym, czym tzw. Zakon PC
jest w PiS. Wymieniono kierownictwo prokuratur okręgowych i rejonowych - bez
konkursów, wolą tylko jednego człowieka - Zbigniewa Ziobry.
Około 1,2 tys. prokuratorów zostało delegowanych do prokuratur
wyższego szczebla. Mogą być w każdej chwili odwołani, a więc Zbigniew Ziobro
może liczyć na ich lojalność. Jest też 1,5 tys. awansowanych prokuratorów
funkcyjnych, dla których to nie tylko prestiż, ale i większe pieniądze.
Awansowani i delegowani w górę to często ludzie młodzi, bez doświadczenia,
„misiewicze”, których kariera zależy nie tyle od ich talentów, ile od
łaskawości przełożonych. Są w całym kraju, dzięki czemu gdziekolwiek trafiłaby
sprawa, którą partia się interesuje, zawsze znajdzie się prokurator, który ją
właściwie poprowadzi. Podobny plan PiS ma na sądy.
Prokuratorzy delegowani poza miejsce zamieszkania otrzymują
dodatki mieszkaniowe. Otrzymują je też prokuratorzy Prokuratury Krajowej,
którzy nie są delegowani i mieszkają w Warszawie - 3,5 tys. zł miesięcznie. „Gazeta Wyborcza” podała, że
kierownictwo Prokuratury Krajowej wywodzące się z Ad Vocem pobiera pensje wyższe od wynagrodzenia prezydenta RP Np.
prokurator krajowy Bogdan Święczkowski zarabia ponad 26 tys. zł brutto. A
prokurator Marek Pasionek, szef zespołu zajmującego się w prokuraturze
katastrofą smoleńską - ponad 29 tys. zł (dane za listopad 2016 r.).
Na przeczekanie
40 prokuratorów zdegradowanych na
początku „dobrej zmiany” poskarżyło się do Trybunału w Strasburgu. Ale ten nie
przyjął sprawy, odsyłając ich do sądów krajowych. Tyle że ustawa o
prokuraturze nie przewidziała dla prokuratorów degradowanych z przyczyn
organizacyjnych żadnego trybu odwoławczego - odsyła
„w sprawach nieuregulowanych” do ustawy o pracownikach urzędów państwowych.
Prokuratorzy nie próbują wnosić spraw o mobbing czy dyskryminację ze względu na poglądy. Krzysztof
Parchimowicz: - Nie wierzą, że się uda. Obawiają się, że będą za to następne
szykany. Poza tym taka walka niesłychanie obciąża emocjonalnie i czasowo. Na
własnym przykładzie wiem, że to zatruwa życie. Dlatego raczej stawiają na
przetrwanie niż na konfrontację.
Ta zasada obowiązuje w podległej politycznie polskiej prokuraturze
od początku III RP. A przedtem - w PRL. Politycy storpedowali próbę
uniezależnienia prokuratury. Przyczyniła się do tego także część prokuratorów:
frakcyjnymi walkami o rozmaite interesy torpedowali działania pierwszego i
ostatniego niezależnego prokuratora Andrzeja Seremeta. A Platforma nie
dokończyła reformy prokuratury, uniemożliwiając skuteczniejsze, niezależne
kierowanie nią.
Czy w przyszłości będzie w Polsce szansa na budowę niezależnej
prokuratury? Albo wprowadzenie sądowej kontroli wszelkich jej decyzji
procesowych (jak np. postawienie zarzutu, skierowanie aktu oskarżenia)? To
zależy nie tylko od tego, czy politycy zechcą oddać tę zabawkę. Także od prokuratorów,
z których część wygodnie urządza się w sytuacji, w której dla świętego spokoju,
albo i awansu, wystarczy słuchać władzy. I od opinii publicznej: czy będzie jej
zależało na prokuraturze odpornej na polityczne naciski? A to wcale nie jest
oczywiste, skoro dała się już raz przekonać, że prokuratura będzie
skuteczniejsza, jeśli przywróci się nad nią polityczne zwierzchnictwo.
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz