Ślepo wierzy w
prezesa. Jest uważany za jego wtyczkę w rządzie. Ale gdy wierny cień
Kaczyńskiego ostatnio przemówił własnym głosem, zrobiło się gorąco
Aleksandra Pawlicka
Pierwszą decyzją,
jaką podjął Mariusz Błaszczak, gdy został ministrem spraw wewnętrznych, było
zaproszenie egzorcysty.
- Ksiądz przyszedł odprawić egzorcyzmy, aby wyplenić złe duchy po
poprzednikach. Dopiero gdy poświęcił gabinet, minister Błaszczak mógł zacząć w
nim urzędować - opowiada były już pracownik resortu. Trochę to dziwne, bo
przecież jego poprzedniczka Teresa Piotrowska, minister w rządzie Ewy Kopacz,
była w resorcie nazywana katechetką, bo skończyła studia teologiczne.
- Ale widać minister Błaszczak postanowił w sposób dosłowny wcielić w życie
doktrynę swego szefa: „Polska zaczyna się od PiS. Wszystko, co przedtem, należy
wypalić ogniem do żywego” - mówi mój rozmówca.
NIEROZUM
Jego znak rozpoznawczy to wręcz ślepa wiara w prezesa PiS. W partii
mówią o nim: „przezroczysty”, „mister nobody”.
Ale też: „solidna firma, choć prochu nie wymyśli, to jeśli dostanie
recepturę, będzie go produkować”.
Jeden z dawnych partyjnych kolegów Błaszczaka: - Mariusz to przedłużenie
Kaczyńskiego, ale w zupełnie innym stylu niż Adam Lipiński, który też jest
człowiekiem cienia, ale ma swoje zdanie,
intelektualny wkład w partię. Mariusz zatrzymuje się tuż przed momentem
intelektualnego przetrawienia treści. On potrafi tylko spijać z ust prezesa.
Współpracownicy Błaszczaka zgodnie powtarzają, że zawsze pojawia się i
znika wraz z Jarosławem. Gdy Kaczyński postanawia wycofać się z pierwszej
linii frontu na kilka dni, wycofuje się i Błaszczak. - I wyłania się dopiero
wtedy, gdy dostaje od szefa wytyczne - opowiada mój rozmówca.
Pytanie, czy to, co mówił w czasie konferencji prasowej po zamachach w
Nicei, również było efektem ustaleń z Kaczyńskim? Błaszczak błysnął wyjątkową
niekompetencją, a jego diagnoza przyczyn zamachów we Francji wprawiła polską
i zachodnią opinię publiczną w zdumienie. Szef MSW mówił o kwiatkach
malowanych na chodnikach kredkami w kolorach tęczy, co dla niego jest „wyraźnym
nawiązaniem do LGBT”, oraz o „ideologii
multi-kulti, która króluje na Zachodzie i przynosi tragiczne rezultaty”.
Ambasador Francji w Polsce Pierre Buhler dyplomatycznie skwitował,
że takie tłumaczenie źródeł terroryzmu jest trudne do zaakceptowania.
Krytykowali też polscy politycy. Dawny kolega partyjny Ludwik Dorn stwierdził,
że takie wypowiedzi to „polityczna nekrofilia”, a samego Błaszczaka nazwał „chodzącą
niekompetencją i nierozumem”. Adrian Zandberg, lider Partii Razem, dodał: „Ci,
którzy przy okazji zamachów wykorzystują sytuację, by rozkręcać nienawiść, nie
mówią jednego: jakie mają rozwiązanie? Rozumiem, że dla ministra Błaszczaka
idealnym rozwiązaniem jest homogeniczna etnicznie Polska, w której wszyscy są
białymi katolikami. Czy tych, którzy są inni, wyznają inną religię, mają
ciemniejszy kolor skóry, chciałby zapędzić jak przed kilkudziesięciu laty do
stodoły?”.
Minister Błaszczak nie odpowiadał na te zarzuty. Nie chciał też
rozmawiać z „Newsweekiem”, tłumacząc się brakiem czasu.
- Wydaje mi się, że powiedział po prostu to, co myśli większość ludzi w
PiS, a że nie ma w swoim otoczeniu sprawnego PR-owca, to nie miał z kim
swojego występu skonsultować - mówi polityk PiS.
- Gdy Błaszczak zaczynał pojawiać
się w mediach jako poseł, nosił ze sobą nawet specjalne chusteczki, aby zawsze
móc się przypudrować i nie świecić się na wizji. Dziś jako minister zapomina,
że gdy otwiera się usta, to trzeba wiedzieć, co się chce powiedzieć.
WYCINKI
Błaszczak uważany jest za wtyczkę prezesa w rządzie. Ma
kontrolować Beatę Szydło i być przeciwwagą dla Zbigniewa Ziobry. Gdy
Ziobro jakiś czas temu odszedł z PiS i dryfował na obrzeżach polityki, Błaszczak
triumfował: „Może przekażę panu Ziobrze chusteczkę, żeby otarł łzy, bo tak
odbieram jego lamenty”. Z zasady jest nieufny wobec każdego, kto mógłby
stanowić zagrożenie dla prezesa.
- Rolą Błaszczaka jest patrzenie wszystkim na ręce. W partii mówi się,
że to on przygotowuje dla prezesa słynne teczki na każdego. Zbiera wycinki z
gazet - opowiada były polityk PiS. - Gdyby ktoś próbował w partii wybić się na
niepodległość, Błaszczak ma być jak dzwonek alarmowy. Jeśli na posiedzeniu
rządu dochodzi do spięcia, to on informuje o tym centralę partii na
Nowogrodzkiej, zanim jeszcze Szydło zdąży sięgnąć po telefon.
Ta ścisła współpraca zaczęła się w czasach, gdy Błaszczak był szefem
Kancelarii Premiera w rządzie Jarosława
Kaczyńskiego. Funkcję tę pełnił najpierw u Kazimierza Marcinkiewicza, a gdy
ten okazał się zbyt niezależny i został zmuszony do dymisji na rzecz szefa
partii, Błaszczak awansował na jednego z najbliższych współpracowników prezesa
PiS. W latach 2006-2007 spędzali ze sobą całe dnie. Szef kancelarii przyjeżdżał
do pracy przed godziną 9 i pracował do 21. - Potem odsyłał do domu wszystkich
pracowników i sam szedł do gabinetu premiera na rozmowy w cztery oczy albo w
najbardziej zaufanym gronie. Czasami przeciągały się do północy, najczęściej kończyły ok. godz. 23 - mówi
współpracownik Błaszczaka z tamtego okresu.
Pod koniec rządów PiS Błaszczak dostąpił zaszczytu, który jest
marzeniem każdego członka PiS - przeszedł z prezesem na „ty”. Stało się to w
momencie, gdy miał zaledwie 38 lat, a prezes zwykle jest po imieniu tylko z
zaufanymi osobami po czterdziestce.
Błaszczak z Kaczyńskim zna się od czasów Porozumienia Centrum. Wtedy
młodego i skromnego działacza z Legionowa przyprowadził do Kaczyńskiego Przemysław
Gosiewski. Przetrwali razem chude lata 90., gdy PC było poza parlamentem. Potem
razem tworzyli PiS. Gdy Lech Kaczyński został prezydentem stolicy, Błaszczakowi
przypadła funkcja burmistrza warszawskiego Śródmieścia.
- Cały czas pchał go Gosiewski. Także wsadzenie Błaszczaka do Kancelarii
Premiera było jego pomysłem, a że Kaczyński ufał Przemkowi, to korzystał na
tym i Błaszczak - opowiada polityk PiS.
O Gosiewskim, który w 2010 r. zginął w katastrofie smoleńskiej,
Błaszczak stale pamięta. W 2015 r. współorganizował w Sejmie konferencję „Dla
Ciebie Polsko, Ojczyzno moja. Przemysław Gosiewski (1964-2010)”. Wzięło w niej
udział tysiąc osób, także prezes PiS i szef Radia Maryja.
- Przemka i Mariusza jedna rzecz na pewno różni. Przemek był rasowym politykiem,
lansował wiernych sobie ludzi, budując w ten sposób własną siłę w partii.
Mariusz tej umiejętności na ma. To człowiek pozbawiony ambicji politycznych - mówi
były współpracownik Błaszczaka.
W oczach współpracowników to wada, ale w ocenie Kaczyńskiego zaleta.
Dzięki niej Błaszczak jest żołnierzem absolutnie bezpiecznym, niestanowiącym
zagrożenia dla swojego generała. Wykona każdy rozkaz, nie zbuntuje niezadowolonych,
nie dokona wolty, nie odejdzie z partii, nie wbije noża w plecy. Partyjni
koledzy mówią o nim czasami z kpiną „Płaszczak”. A jednocześnie zazdroszczą, bo
Błaszczak należy do grona nielicznych wybrańców, którzy mają numer prywatnej
komórki prezesa oraz prawo dzwonienia o każdej porze.
KLAMKA
- Błaszczak przypomina trochę Lecha Kaczyńskiego. Bardziej
urzędnik niż polityk. Sumienny, pracowity, uprzejmy, kochają go wszystkie sekretarki,
bo prędzej sam zaparzy kawę, niż miałby je opieprzyć za jej brak - mówi
polityk PiS. A do tego jest skromny. Przez lata jeździł zielonym fiatem punto
i od święta złotym polonezem. To drugie auto odziedziczył po ojcu, który
pracował w FSO. Całkiem niedawno stare samochody zamienił na fiata 500 w
wersji kombi.
Błaszczaka i prezesa Kaczyńskiego łączy także sceptyczny stosunek do
internetu oraz mediów społecznościowych. Szef MSWiA ma konto na Twitterze od
2010 r., a na nim zaledwie 11 wpisów, przy czym przez pierwsze pięć lat były
tylko dwa sprowadzające się do „Witam serdecznie”. Pozostałe pochodzą z 2015 i
2016 r. i - podobnie jak informacje zamieszczane na profilu ministra na
Facebooku - dotyczą głównie konferencji i oficjalnych spotkań ministra.
Osobistych komentarzy nie ma.
Przede wszystkim jednak Błaszczak ma dobre notowania u Tadeusza Rydzyka
- nie wykorzystuje ich do budowania własnej pozycji
politycznej. Błaszczak jedzie do Rydzyka, gdy trzeba załatwić sprawy istotne
dla partii. I nie zniechęca się nawet wtedy, gdy przychodzi mu pocałować
klamkę. Tak było w 2014 r. przed eurowyborami, gdy z Joachimem Brudzińskim
pojechali do Drohiczyna, aby udobruchać goszczącego tam ojca Tadeusza, mającego
do PiS pretensje o przyznanie marnych miejsc na listach wyborczych wybrańcom
Radia Maryja. Rydzyk nawet się z nimi nie przywitał, wymawiając się bólem
głowy.
- Brudziński był wtedy wściekły, a Błaszczak spokojnie tłumaczył, że to
tylko chwilowe napięcie z Toruniem - opowiada polityk PiS.
Błaszczak towarzyszy prezesowi w
pielgrzymkach Radia Maryja na Jasną Górę, w urodzinowych fetach tego radia w
Toruniu, w spotkaniach w siedzibie redemptorystów w Rembertowie. Czasami
takie narady trwają nawet do północy.
- Jego pozycja u prezesa jest dziś naprawdę silna. Jeśli dodać do tego
fakt, że stoi na czele kluczowego resortu, to może poczuł się wreszcie na tyle
silny, że postanowił mówić własnym głosem? - zastanawia się mój rozmówca,
komentując ostatnie wystąpienie ministra. - Może uznał, że skoro inni mogą
walić na odlew, zyskując w ten sposób popularność, to dlaczego nie on? Skoro
obowiązuje zasada im ostrzej, tyle lepiej, to dlaczego i on nie miałby zaistnieć
w mediach?
Błaszczak zanim został ministrem, był właściwie tylko raz bohaterem
medialnego skandalu. Gdy w 2011 r. wyszedł ze studia weekendowego programu
Moniki Olejnik i groził jej skargą do Rady Etyki Mediów za napastliwe jego zdaniem
zachowanie dziennikarki.
Jako minister przed kredkami i multi-kulti wsławił się interwencją w
sprawie zatrzymania córki radnej PiS, która wraz z rodziną organizowała
kontrpikietę do Marszu Równości w Gdańsku. Uczestnicy tej pikiety obrzucali
wyzwiskami uczestników marszu, a w policjantów rzucali kamieniami i petardami.
Gdy policja obezwładniła córkę radnej, minister uznał, że „inna metoda powinna
być stosowana wobec osiłków, a inna wobec słabszych”, i jako zwierzchnik
policji wszczął wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie. Dał tym jasno do
zrozumienia, że w państwie PiS „naszych” ruszać nie można.
Na celowniku znaleźli się za to ci, których bronią są kolorowe kredki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz