Kaczyński jest
potrzebny tym, którzy go wspierają, ale ta masa jest też potrzebna
Kaczyńskiemu. Bez niej nic nie znaczy. Kiedyś jego „lud Boży” zacznie
zazdrościć działaczom PiS i dostrzegać ich grzechy. I wtedy PiS
się skończy – mówi prof. Zbigniew Mikołejko.
Rozmawia Renata Kim
NEWSWEEK: Czy dzieci się
pana boją? Brzydzą się może?
PROF. ZBIGNIEW MIKOŁEJKO:
Wręcz przeciwnie, lezą do mnie jak pszczoły do
miodu. Uwielbiam je zresztą i na ogół dobrze się z nimi dogaduję, choć nie nadaję
się na miss turnusu, a i wiek też wiadomy. Może sobie schlebiam, ale dzieci
interesują się mną, bo są ciekawe świata we wszystkich jego aspektach, także w
tym, co dotyczy starości i umierania. Posłowie
PiS uważają, że choroba, starość i śmierć to sprawy nieodpowiednie dla
dziecięcych umysłów. Proponują, by domy opieki dla osób starszych nie
sąsiadowały z obiektami dla dzieci.
- To absurd. Dzisiejszy świat jest
mocno owładnięty quasi-religią wiecznego życia i wiecznej młodości. Ma swoiste rytuały
-jak odsysanie tkanki tłuszczowej, ma własne świątynie w postaci klubów fitness
i raje w postaci wakacji na Karaibach. Niechętnie patrzy na starzenie się,
chorowanie, umieranie. Ciężko chorych zamyka się w szpitalach i hospicjach,
ukrywa za białymi parawanami, dzieci nie prowadzi się na pogrzeb dziadków.
Nawet w kinie trudno zobaczyć miłość dwojga starszych ludzi, z jej gorzką,
przerażającą ironią, ze śmiercią w tle, jaku Roberta Altmana w „Trzech
kobietach”. A PiS ma do tej religii wiecznej młodości podejście cyniczno-praktyezne.
Co to znaczy?
- Wykorzystuje nastroje ludzi rzeczywiście
skrzywdzonych, ale także złe emocje zdrowych, młodych kobiet i mężczyzn,
rozpychających się łokciami, nieliczących się z nikim i z niczym, depczących
słabych. PiS odwołuje się więc także do kogoś, kto przypomina tytułowego
„rwacza” z powieści Ilii Erenburga i Edka z „Tanga” Mrożka - chama krzepkiego
i bezwzględnego. „Rwacz” korzysta z rewolucyjnego chaosu i bierze co się da:
kobiety, dobra materialne i awans społeczny. A Edek bierze wszystko z powodu
bezwolności, przyzwolenia i lęków mieszczańskiego, inteligenckiego świata. Polski
Edek - rosły facet, trzydziestoparoletni, miłośnik szybkich samochodów,
brzuchaty, w bejsbolówce - to jeden z głównych klientów PiS.
Nastały czasy Edka?
- Nastały. Edek nic nie potrafi,
jest głupi, ale głupota, jak już zauważył Erazm z Rotterdamu, jest
skuteczniejsza od działań ludzi myślących. Bo człowiek refleksyjny, w miarę
rozumny zastanawia się, ma wątpliwości. Edek wątpliwości nie ma, działa w
stadzie. Człowiek myślący może, owszem, wyrazić solidarność z innymi, ale dba
o swoją indywidualność. A w Edkach nie ma nic indywidualnego - produkowani są
standardowo z tymi swoimi bejsbolówkami i gaciami do kolan, z quadami, z piwskiem w łapie i z marzeniem o luksusowych autach. I to
właśnie dla Edka i jego pyskatych partnerek rząd PiS chce zlikwidować klasy
integracyjne w polskich szkołach.
W czym im przeszkadzają dzieci niepełnosprawne?
- No, przecież nie są krzepkie,
sprawne i piękne. Zdaniem Edka oczywiście, bo to jest estetyka wyniesiona z
filmów kategorii C o przemocy i seksie, z tandetnych obrazów ludzkiego samca
i ludzkiej samicy.
A nie chodzi raczej o to, że konserwatywni politycy
uważają, iż o brzydkich i trudnych rzeczach się nie mówi? Więc i te niepełnosprawne dzieci lepiej schować?
- Systemy totalitarne manifestują
swoją sprawność, siłę, zdrowie. Mają skłonność do marginalizowania ludzi
starych, chorych i kalek. A jednocześnie potrafią tych ludzi używać do własnych
celów.
Celowo użył pan określenia „totalitarny”?
- Nie użyłem go w stosunku do
Kaczyńskiego, tylko aby pokazać, że jego partia czyni użytek z rozmaitego
dziedzictwa - także reżimów autorytarnych i totalitarnych XX wieku. Kult masy,
wodzostwo ożenione z ornamentami państwa liberalnego, zamykanie ust opozycji,
kontrola nad mediami, przyzwolenie dla różnych formacji, co prawda marginalnych
jeszcze, ale głośnych, ksenofobicznych, rasistowskich. Do tego przyzwolenie
dla mowy nienawiści i populizm różnego chowu. Niektórzy mówią, że Kaczyński
to system autorytarny w stylu lat 30., ale to nieprawda. Tam, gdzie trzeba,
korzysta z zasobów lat 30., ale gdzie trzeba - także z języka i środków
liberalnych. To bardzo skuteczne w zdobywaniu poparcia mas. Partie liberalne i
ludowe z takich środków nie korzystają.
Co je powstrzymuje?
- Przyzwoitość, większa
odpowiedzialność, większe poszanowanie prawa i zasad demokratycznych, troska o
tożsamość... Jak się przyjrzeć ludziom PiS, to widać, że są oni od Sasa do
Lasa. Od więźniów systemu komunistycznego i zasłużonych, wręcz heroicznych
dysydentów, po komunistyczne hieny w osobach peerelowskich prokuratorów i
sędziów. I nie ma znaczenia, skąd przychodzisz, byłeś nas wzmocnił. To jest
wielka siła PiS, że mimo antykomunistycznych deklaracji nie patrzy w rodowody.
A dlaczego akurat teraz Edek tak się ośmielił?
- Z prostej przyczyny: rządy PiS
to nie są rządy prawa i sprawiedliwości, tylko w najlepszym przypadku rządy na
granicy prawa. To okazja, by ludzie niekompetentni, bez właściwości i
kręgosłupów moralnych, kierujący się moralnością Kalego, mogli awansować tylko
dlatego, że są „nasi”. Niezależnie, co byśmy powiedzieli o poprzednich
rządach, to za ich czasów obowiązywała jednak zasada kompetencji, panowała
praworządność. Teraz mamy do czynienia ze stanem wyjątkowym - używając
kategorii Carla
Schmidta. Bo skoro nie działa Trybunał Konstytucyjny, to nie
można orzec o zgodności lub niezgodności przepisów z konstytucją. Poruszamy
się, jeśli nie w czarnej strefie norm, to przynajmniej w szarej.
Długo to potrwa?
- Nie wiem. Działania PiS już budzą
ogromny opór moralny, zwłaszcza tych, którzy nie chcą zatracenia dorobku
ostatnich 27 lat. Dramat polega na tym, że w czasie transformacji wiele grup
zostało odtrąconych. Ale wcale nie ci, którzy najgłośniej teraz wrzeszczą.
Odtrąceni i w pewnym sensie skrzywdzeni zostali ludzie o niskim statusie,
niskim wykształceniu, starzy. Ale są tacy, którzy faktycznie zostali skrzywdzeni,
i tacy, którym tak się tylko zdaje, więc są zagniewani. Socjologowie dopiero
teraz zaczynają dostrzegać to, że istnieje coś takiego jak „interes emocjonalny”
w działaniach mas. A powinni byli wcześniej.
I tylko Jarosław Kaczyński tak dobrze zdiagnozował
nastroje?
- Przyczyna nie leży w Kaczyńskim,
tylko w samozadowoleniu tych, którzy stworzyli nowy liberalno-demokratyczny
system. W demonstrowaniu przez nich pewnego rodzaju wzgardy dla odrzuconych.
Kaczyński to świetnie wykorzystał. Kiedy Donald Tusk spostponował kiboli, to on
natychmiast ich dowartościował. Tych, których liberalny system odrzucał,
Kaczyński brał natychmiast pod swoje skrzydła. A system odrzucał zarówno tych
nie- radzących sobie, skrzywdzonych przez zmianę, jak i tych, którzy kierowali
się w swoich działaniach ksenofobią, rasizmem i nacjonalizmem.
Uderzyłby się pan w pierś i powiedział: „Ja też jestem z
tych liberalnych elit, które nie rozumiały, gdzie bije tętno narodu?”.
- Nie, nie uderzyłbym się.
Dlaczego?
- Wielokrotnie próbowałem zwrócić
uwagę środowisk liberalno-demokratycznych chociażby na to, że zaspokojenia
wymagają interesy emocjonalne różnych grup. I niekoniecznie trzeba je
zaspokajać przez dawanie pieniędzy. Ojciec Rydzyk dostrzegł tych, których
zlekceważono, i powiedział im: „Jesteście solą ziemi, macie znaczenie”. Ci
ludzie - tak strasznie samotni, tak strasznie bezradni, nasyceni rozmaitą
agresją, wynikającą między innymi z odtrącenia, niezauważania - nagle stali
się tym sposobem zdyscyplinowaną, silną armią.
Czy oni gardzą elitami?
- Gardzą elitami, bo poniekąd
elity wzgardziły nimi. Określenie Tuska, które wszyscy rozbawieni podjęliśmy,
czyli „moherowe berety”, było tyleż prawdziwe, ile pogardliwe. A trzeba było
coś zrobić z tym naznaczeniem - żeby „moherowe berety” przestały nimi być, a
zostały obywatelami nowoczesnego liberalno-demokratycznego państwa. Na tym
polegał problem. Nie na zabraniu babci dowodu, tylko na tym, żeby babcia
zyskała świadomość, że jest kimś, że jej los leży w rękach w miarę sprawnego i
humanitarnego systemu praw.
Teraz babcia może się czuć uspokojona?
- Niby tak, ale jest traktowana
przez PiS instrumentalnie. Da się babci jakiś symboliczny ochłap, pogłaszcze
ją słowami, ale zaraz uderzy ustawą, która ma w sobie wiele z pogardy, bo
mówi, że dzieci nie powinny jej starości i samotności oglądać. PiS wie, że w
gruncie rzeczy ci ludzie mają niewielkie znaczenie, więc nie zamierza im
niczego dawać.
Nie sądzi pan, że to największa siła PiS, dzięki której
będzie długo wygrywać z liberalnymi elitami?
- Do czasu. Jest bowiem coś, z
czym obecny rząd sobie nie radzi, czyli gospodarka. Zatrudnia ludzi
niekompetentnych, podatnych na pokusy korupcji. Ich język jest bezczelny,
pełen pychy i chamstwa. Gdyby nie to, PiS miałoby 50 procent poparcia, a nie
około 30. Bo ludzie widzą przecież te przejawy niekompetencji, nepotyzmu
gorszego jeszcze niż za poprzednich rządów, bardziej drapieżnego. I zaczynają
już doświadczać niesprawności gospodarczej, ale także prawnej.
Jakieś przykłady?
- Ludzie dostrzegają chociażby to,
co stało się ze stadninami. Dostrzegają panią, która leczy kasztanami,
awansowaną na wysoko płatnego członka zarządu, polonistę jako wiceministra
spraw wewnętrznych. Widzą „krewnych i przyjaciół królika”, którymi obsadza
się ważne stanowiska i daje im ogromne pieniądze. O ile więc wcześniej mogli
się cieszyć, że „dobrze tym urzędasom”, „tym dziennikarzynom”, których
wywalają z roboty, to teraz widzą, że w ich miejsce przychodzą znacznie gorsi,
straszliwie niekompetentni i butni. Wymowny jest ten odpływ mas ludzkich od
mediów zawłaszczonych przez PiS. Jak się odchodzi od telewizora, to się
odchodzi od propagandy systemu i słucha czegoś innego, co jest antysystemowe.
Kiedy Polacy przestaną popierać PiS?
- To nie stanie się od razu, choć
w wielu z nas jest pragnienie, żeby to PiS już sobie poszło. Ja na pewno mam
dość, zwłaszcza że jestem człowiekiem w pewnym wieku i państwowcem,
przywiązanym do reguł prawnego i demokratycznego państwa. Chciałbym bardzo,
żeby PiS już sobie poszło, bo jest tam chmara szkodników.
Czym najbardziej szkodzą?
- Proszę mi powiedzieć, gdzie nie
szkodzą, skoro sięgają nawet po stadniny koni?
Niektórzy mówią, że to talibowie, którzy chcą zrujnować
wszystko, co było zbudować od nowa, po
swojemu.
- A ja: Czerwoni Khmerzy. Oczywiście
Khmerzy mordowali, a nie posądzam Pis o dążenie do takich działań. Ale i tak
bez przerwy serwowane są nam groźby o karach. Sam ich doświadczam.
Od kogo?
- Od „ludu” pisowskiego. Od Edków.
Portale takie jak wPolityce i inne kłamliwe „szczujnie” uruchamiają ten
proces. Z mojego wywiadu, który ma trzy kolumny, wyjmują dwa zdania, dodają do
tego komentarz i tak nakręcają ludzi, którzy wysyłają mi e-maile i listy, piszą
straszne, szalone rzeczy. Wygnanie z kraju czy internowanie jest tu
najmniejszą karą; to jest morze najstraszliwszej nienawiści. Zaprawionej
urojoną ksenofobią, bo raz jestem Żydem, raz Ukraińcem, raz Białorusinem, a
innym razem hitlerowcem, „ruskiem”, stalinowcem. Wszystko im się miesza.
Piszą, że jestem „nieókiem”, a jednocześnie słyszę: „Przestań obrażać Polaków,
bo przyjdziemy i cię powiesimy”.
Boi się pan?
- Nie, mogłem się tego spodziewać.
Gwoli sprawiedliwości, do takich rzeczy posuwa się również lewactwo; różne feministki
pisały na mnie donos do mojego dyrektora, a nawet kiedyś zaatakowały mnie i
moją żonę w teatrze.
Pan często prowokuje.
- Bo nie zgadzam się na różne
bezczelne rzeczy. Dyskutuję. Można się ze mną nie zgadzać, można być w tej
niezgodzie nawet drapieżnym, ale nie wolno grozić mi zabójstwem, śmiercią czy
rozlewać potoki kłamstw oraz gnojówki słów. Najgorsze, że ci atakujący
najmocniej nigdy w ręku nie mieli tekstu, za który mnie atakują, a tym
bardziej książki czy felietonu. Po prostu „szczujnia” podała kłamstwa, a w
warunkach kryzysu potrzebny jest jakiś kozioł ofiarny, na którego można skierować
złe emocje i przelać własne winy.
Gdzie tu kryzys? Jest plan Morawieckiego, państwo
nacjonalizuje OFE, pieniądze z 500+ płyną, zaraz powstaną tanie mieszkania
czynszowe...
- To jest właśnie kryzys.
Pieniądze już się kończą. A przecież rząd nie ma własnych pieniędzy, tylko
nasze - wyjmuje z jednej kieszeni obywatela i przekłada do drugiej. Zresztą
wszelka zmiana, także ta naprawdę dobra, jest sytuacją kryzysu. Powstaje pewien
zamęt, przewartościowanie wartości i hierarchii społecznej, czemu towarzyszą
niepewność, odtrącanie jednych i wywyższanie drugich. Trzeba to jakoś
przełamać, a najlepszym sposobem jest znalezienie kozła ofiarnego. Świetnie
nadają się do tego jajogłowi. Klasyczny przykład: „Balcerowicz musi odejść”.
Albo najnowszy: „Balcerowicz to oszołom”.
- I jeszcze: „Liberałowie są
lewactwem”, co jest absurdem do entej potęgi. Trwa więc szukanie kozła
ofiarnego. W pewnym momencie PiS i jego przywódcy też się nim staną. Mam
nadzieję, że po jak najkrótszych rządach. Francuski pisarz i podróżnik markiz
Astolphe-Louis-Leonor de Custine w XIX w. pisał w „Listach z Rosji”, że to
nieprawda, że car jest wszechmocny; car jest
najwyższym niewolnikiem systemu. Tak samo z Kaczyńskim. Owszem - jest
potrzebny tym wszystkim, którzy go wspierają, ale ta masa jest też potrzebna
Kaczyńskiemu. Bez niej on nic nie znaczy, jest najwyższym niewolnikiem
systemu, który stworzył. Ale kiedyś „lud Boży” zacznie zazdrościć prominentnym
działaczom PiS i dostrzegać ich wielkie grzechy. I wtedy PiS się skończy.
A jak my, jako społeczeństwo, będziemy zmienieni po ich
rządach?
- Tu jest pewien problem, bo w
Polsce nigdy nie rozliczano rządów autorytarnych. Z racji wojny, później
komunizmu, nie rozliczono ludzi odpowiedzialnych za rozmiar klęski z 1939 r.
Nie rozliczono stalinizmu - to jeszcze jako tako, bo parę osób trafiło do
więzienia. Po 1989 r. nie rozliczono ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie i
przemoc z epoki komunizmu. Tak więc znaczne odłamy polskiego społeczeństwa
utwierdziły się w mniemaniu, że można sięgać po działania autorytarne bez
ponoszenia odpowiedzialności. Chociażby symbolicznej, ale w miarę powszechnej
i w miarę widowiskowej. Nie muszą to być sądy, wystarczyłoby potępienie
moralne.
Za co by pan rozliczył PiS?
- Za wiele rzeczy. Powinno się
wyłonić instytucję – taką narodową komisję prawdy i sprawiedliwości – która
na oczach społeczeństwa dokonałaby moralnego, symbolicznego oczyszczenia. Żeby
ci ludzie przyszli i odpowiedzieli nam, dlaczego posuwali się do niecnych
działań.
Co by nam dało takie rozliczenie?
- Ono nam wszystkim jest
potrzebne, żebyśmy zobaczyli, że ci, którzy posuwają się do zła, a faryzejsko
głoszą dobro, zostali w jakiś sposób ukarani. Nie przez sądy, nie przez
więzienie, nie przez obozy internowania, nie przez wyrzucanie z pracy, tylko
przez obnażenie własnych, nieczystych działań przed wszystkimi. Także przed
sobą. Bo teraz są zaślepieni i pyszni. Widać ich dziką radość, że wreszcie
dorwali się do władzy. I poniekąd wierzą w jej wieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz