W obozie dobrej
zmiany trwa spór o doktrynę. Kto zesłał Polsce Andrzeja Dudę Bóg czy prezes? A
jeśli prezes, to czy pomazańcowi wolno iść własną drogą?
Michał Krzymowski
Wtorkowe popołudnie,
dzień po ogłoszeniu prezydenckich ustaw o Sądzie
Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Do skromnej salki w żoliborskim domu
pielgrzyma Amicus wchodzi spóźniony Prezes. Czekającym na niego posłom od
razu rzuci się w oczy jego niezdrowy wygląd: jest blady i kuleje na jedną
nogę.
- Nie będę ukrywać, projekty pana prezydenta mnie zaskoczyły - zaczyna.
- Myślałem, że po ich prezentacji dojdzie jeszcze do rokowań, ale nie
doszło. Reforma sądownictwa jest potrzebna, ale nic na siłę.
Wytyka, że propozycja Dudy, by każdy Poseł głosował na jednego członka
KRS, jest nieprzemyślana. I podważa kompetencje prawników, którzy przygotowali
ten projekt. Jak mówi, członków Rady zamiast tego można by wybierać większością
3/5 w Sejmie, a w razie pata - W Senacie.
- Jeśli szybko nie uchwalimy reformy sądownictwa - ciągnie - to nic
więcej w tej kadencji już nie zrobimy. Nie będzie dekoncentracji mediów ani
zmian w ordynacji wyborczej. Nie możemy sobie pozwolić na kolejny konflikt z
naszym prezydentem.
Mówi też, że Duda podczas niedawnego spotkania w Belwederze po raz
kolejny narzekał na Zbigniewa Ziobrę. Sam nie powie o nim złego słowa, o
skonfliktowanym z prezydentem szefie MON Antonim Macierewiczu, który całe spotkanie
milczy, też nie. Za to zadeklaruje: - W listopadzie, na dwulecie rządu, dojdzie
do dużej rekonstrukcji. Są ministrowie, którzy radzą sobie bardzo dobrze, ale
są też tacy, którzy się nie sprawdzili.
I ci będą musieli odejść.
HORRENDUM,
IMPERTYNENCJA
Narada w żoliborskim domu pielgrzyma to druga z tak
zwanych ćwiartek. Kaczyński kazał podzielić klub PiS
na cztery części i po kolei spotyka się z każdą z nich.
Mówi polityk z jego otoczenia: - Jarosław wie, że posłom bardzo zależy
na dekoncentracji mediów i noweli ordynacji.
Dlatego uzależnia przeprowadzenie
tych zmian od reformy sądownictwa, która z kolei jest ważna dla niego. Chce w
ten sposób zmusić partię do wzmocnienia presji na prezydenta. Jak ta sprawa się
skończy? Myślę, że jakoś się dogadamy.
Współpracownik prezydenta: - Kompromis jest możliwy, ale Andrzej nie
zgodzi się, żeby PiS w pojedynkę obsadzało KRS, a tego właśnie chce Kaczyński.
Na razie mamy więc pat i nikt nie ma pomysłu, jak go rozwiązać. A takie rzeczy,
jak ostatni artykuł Jacka Karnowskiego, nie sprzyjają porozumieniu.
W najnowszym numerze tygodnika „Sieci Prawdy” ukazał się wywiad z
Jarosławem Kaczyńskim i tekst Karnowskiego, z którego wynika, że PiS nie
zaakceptuje prezydenckich projektów. W materiale znalazł się też opis relacji
panujących na szczytach władzy. Jak się okazuje - bardzo chłodnych i pełnych
złych emocji.
Kto zna Jarosława Kaczyńskiego, ten wie, że artykuł z „Sieci” tak
naprawdę jest napisany jego językiem. „Impertynencka zaczepka”, „horrendalne
rozwiązanie”, „Duda ma zasadniczą zaletę, nie jest Komorowskim”, „twierdzenie,
że prezydent był w pełni podporządkowany, to bajka”
- to słowa i zwroty typowe dla szefa PiS.
- Karnowski zrobił wywiad z Kaczyńskim, a to, co usłyszał od niego poza
protokołem, umieścił w artykule. Jak Duda zareagował na ten tekst? Był zażenowany
- przyznaje jeden z prezydenckich doradców.
Karnowski w swoim tekście przytacza pięć zarzutów pod adresem głowy
państwa.
Oskarżenie pierwsze: żona prezydenta jest źle wychowana. Karnowski:
„Jarosław Kaczyński uznał, że słynne zdanie Agaty Kornhauser-Dudy, wypowiedziane
niespełna tydzień przed drugą turą »Panie prezesie, ja się pana nie boję« było
dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką”.
Słowa padły ponad dwa lata temu, ale Kaczyński najwyraźniej cały czas
czuje się nimi dotknięty i wini za nie prezydenta. Tyle że Duda prawdopodobnie
nie wiedział, że jego żona akurat w taki sposób zwróci się do prezesa PiS. -
Namawialiśmy ją, by w jakiś sposób zasygnalizowała swoją polityczną
niezależność, ale słowa nie były uzgodnione. Agata powiedziała to, co czuła -
twierdzi były sztabowiec Dudy. Jej znajomy dodaje: - Ona naprawdę nie boi się
Kaczyńskiego. Zresztą od początku była przeciwna startowi Andrzeja, nie
chciała być pierwszą damą i do dziś niewiele się w tej sprawie zmieniło. Wśród
znajomych często mówi, że wolałaby, żeby Andrzej nie kandydował na drugą
kadencję.
Zarzut drugi: Duda ma za nic osobiste bezpieczeństwo prezesa. Chodzi
o skierowanie do Trybunału przepisu z PiS-owskiej
ustawy o zgromadzeniach, o obowiązku
rozdzielania wrogich demonstracji.
Z tekstu Karnowskiego wynika, że prezes odebrał to jako gest wrogi i
wymierzony w niego. Bo przecież zapis w ustawie miał uniemożliwić Obywatelom
RP atakowanie go podczas smoleńskich miesięcznic. „Kaczyński ruch prezydenta
odczytał jako działanie oznaczające brak szacunku dla jego bezpieczeństwa, rodzaj
złośliwości” - pisze Karnowski.
PREZYDENT CZEKA NA
ZNAK OD PREZESA
Zarzut numer trzy: Duda odmawia wizyt na
Nowogrodzkiej.
- Andrzej jest prezydentem, nikt mu tego nie odbiera, ale Jarosław jest
starszym mężczyzną, któremu on wszystko zawdzięcza. Wymaganie, by taki człowiek
przyjeżdżał do niego na herbatę do pałacu, to brak szacunku - mówi polityk z
otoczenia Kaczyńskiego. - Ja na miejscu Dudy nigdy bym sobie na to nie pozwolił.
Czy naprawdę stałoby się coś złego, gdyby Andrzej czasem przyjechał na
Żoliborz?
Duda w trakcie prezydentury był tam raz, kilka miesięcy po zaprzysiężeniu.
Pojawił się w nocy w sąsiadującej z domem prezesa willi, gdzie mieści się
Instytut Lecha Kaczyńskiego. Wizyta zakończyła się jednak skandalem, bo został
nakryty przez fotoreporterów „Faktu”. Powstało fatalne wrażenie: Kaczyński nie
chce przyjeżdżać do pałacu i to prezydent musi
pielgrzymować do niego.
Więcej wizyt na Żoliborzu nie było. Zaczęły się za to spotkania na
gruncie neutralnym, najczęściej w służbowym mieszkaniu byłego szefa gabinetu
głowy państwa Macieja Łopińskiego.
- Raz widzieli się też u prezydenckiego doradcy Wiesława Johanna, bo Jarosław cały czas nie chciał przyjeżdżać do pałacu.
Później te relacje jeszcze bardziej się rozluźniły - twierdzi człowiek znający
obu polityków.
- Bo prezydent odmawiał wizyt na Nowogrodzkiej?
- Ja miałem wrażenie, że to Kaczyński ograniczył kontakty z nim, nie dopuszczał
go do siebie. To jedna z jego metod: delikwent utrzymywany w dystansie jest
łatwiejszy w obróbce.
Duda - ciągnie rozmówca - szukał kontaktu z szefem PiS przy różnych
okazjach. Podczas premiery drugiej części biografii Lecha Kaczyńskiego miał
nawet czekać na sygnał od Jarosława, by wyjść w kuluary i porozmawiać, ale się
nie doczekał. Został zignorowany.
Cztery: Czy Duda nie zapomniał, komu wszystko zawdzięcza? „Jarosława
Kaczyńskiego irytowało pomijanie jego roli w doprowadzeniu
do wyboru prezydenta przez różne osoby z otoczenia Andrzeja Dudy, eksponujące
w zamian wątki mesjanistyczne” - pisze Karnowski. O co chodzi? Wyjaśnia dobrze
zorientowany poseł PiS: - To aluzja do ojca Andrzeja, który uważa, że jego syn
został zesłany Polsce przez Boga. Jarosławowi to się nie podoba.
„Wątki mesjanistyczne” pojawiły
się bardzo szybko, zaraz po wygranych wyborach prezydenckich. Jan Duda opowiedział „Super Expressowi” co czuł, gdy dowiedział się, że jego syn będzie kandydować
na najwyższy urząd w państwie: „Pan Bóg wskazał na naszego syna. Zrozumieliśmy
to jako powołanie do pełnienia pewnej służby. Nasz syn miał obowiązek przyjąć
to wskazanie Opatrzności”.
Poseł PiS: - Jakie wskazanie Opatrzności? Przecież to prezes wyznaczył
Andrzeja! Ludzie z Nowogrodzkiej, szczególnie ci wywodzący się z Porozumienia
Centrum, do dziś wracają do tego wywiadu. Uważają, że stary Duda ma duży wpływ
na syna i że go podburza.
Zarzut piąty: prezydent ma problem ze Smoleńskiem. Tu lista pretensji
jest długa. Duda miał odmówić wyjazdu na Wawel w towarzystwie prezesa
PiS (bo „prezydent nie może mieć żadnego pana”) i wycofać zgodę na budowę pomnika
Lecha Kaczyńskiego, proponując w zamian upamiętnienie wszystkich ofiar
Smoleńska. Zawiesił w pałacu tablicę poświęconą zmarłemu prezydentowi, ale
zbyt małą. Do tego w rocznicę katastrofy wygłosił apel o wzajemne wybaczenie -
a przecież najpierw musi być kara.
Współpracownik Andrzeja Dudy: - To typowe żale prezesa. Człowiek to czyta i dopiero się dowiaduje, że
zrobił coś źle. Prawda jest taka, że Jarosław nie może się pogodzić z tym, że w
pałacu mieszka ktoś inny niż jego brat. Wszystko inne jest wtórne.
PREZES SIĘ WŚCIEKŁ
Człowiek z Nowogrodzkiej: - Ten tekst miał być
elementem nacisku na Dudę, ale
Jarosław wypadł w nim fatalnie. To obraz człowieka małostkowego, złośliwego,
chowającego w sobie drobne urazy. Jeśli ktokolwiek cieszy się z tego artykułu,
to Ziobro. W jego interesie jest eskalacja konfliktu z prezydentem i
wysadzenie jego ustaw w powietrze. Karnowscy mają zresztą strategiczny sojusz
ze Zbyszkiem. Ich tygodnik stoi dziś na dwóch spółkach, PZU i Pekao. Obie są
zależne od Ziobry.
Czy w takim razie artykuł mógł powstać z inspiracji Ziobry i bez zgody
Kaczyńskiego? - To niemożliwe. Karnowski nie jest samobójcą. Wszystkie
informacje dostał od prezesa i miał jego zgodę, by użyć ich w tekście -
twierdzi osoba znająca kulisy rozmowy Kaczyński-Karnowski. Człowiek z Nowogrodzkiej
jednak zaznacza, że prezes udzielał tego wywiadu tuż po wielogodzinnym
spotkaniu z Ziobrą.
Kiedy do PiS trafiła wstępna wersja prezydenckich projektów, Kaczyński
zwołał naradę z udziałem najważniejszych współpracowników z partii i rządu:
Beaty Szydło, Ziobry i Joachima Brudzińskiego. - Zbyszek przedstawił bardzo
niekorzystną interpretację prezydenckich propozycji - twierdzi źródło z
głównej siedziby PiS.
Na spotkaniu nie ma Jarosława Gowina ani Mateusza Morawieckiego, więc
prezydenta nie ma kto bronić. Kaczyński i Ziobro są przekonani, że projekty są
elementem szerszego planu. Zgodnie z nim Duda miałby zakładać walkę o
reelekcję, jako kandydat popierany przez PiS i Kukiz’15, co dawałoby mu szansę
na zdobycie ponad 50% proc. głosów w drugiej
turze. Skąd pewność, że PiS poparłoby kandydata, który wetował jego ustawy?
Według Kaczyńskiego i Ziobry Duda zakłada, że PiS wyjdzie osłabione z wyborów
parlamentarnych w 2019 r., straci samodzielną większość i będzie musiało
zawiązać koalicję z Kukizem. Jej spoiwem miałby być wspólny kandydat na
prezydenta.
- Prezes był po tym spotkaniu wściekły. Na prezydenta za jego projekty
i na Gowina, którego po raz kolejny zaczął posądzać o knucie z pałacem. Dudzie
oberwało się podczas spotkania z Karnowskim, a na Gowina poszła seria krytycznych
wypowiedzi, dotyczących jego reformy szkolnictwa wyższego - ciągnie rozmówca.
I dodaje: - Podczas spotkania w Belwederze przed tygodniem Duda rozwiał część
zastrzeżeń prezesa, wycofał się też z najbardziej kontrowersyjnych przepisów.
Ale najważniejsza rozbieżność została. Duda nie zgadza się, by PiS
obsadziło cały skład KRS. A Kaczyński nalega, by w razie pata w Sejmie
członków Rady wybierał Senat, w którym jego partia ma miażdżącą przewagę.
- Dlaczego PiS miałoby zrezygnować z dekoncentracji mediów i zmian w ordynacji,
jeśli nie uda się uchwalić reformy sądownictwa? - Brak porozumienia w sprawie
sądów sprawi, że Duda zyska sympatię mainstreamowych mediów jako ten, który
powstrzymał Kaczyńskiego i Ziobrę - tłumaczy rozmówca zbliżony do Ziobry. -
Wątpliwe, by w tej sytuacji chciał ją stracić, podpisując dekoncentrację. A my
nie będziemy składać projektów tylko po to, by nadziać się na weto.
* * *
Na Żoliborzu zmierzcha. Posłowie wciąż mają wiele pytań, ale prezes już
nie odpowie na żadne z nich. - Przepraszam, że dziś tak krótko, ale muszę jechać.
Problemy zdrowotne - wyjaśnia. Gdy zacznie kuśtykać w kierunku wyjścia, sala
na pożegnanie zaskanduje: - Jarosław!
Jarosław!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz