piątek, 13 października 2017

"Jak hartuje się elektorat" i "Lekcje pogardy"



Jak hartuje się elektorat

Programy informacyjne to tylko szpica. Cała ramówka TYP ma przenosić widzów w alternatywną rzeczywistość

Kalina Błażejowska

Codziennie o 19.30 blisko dwa miliony polaków oglądają raport z oblężonej twierdzy. Twierdzy broni silny rząd, dbają­cy o dobrobyt i bezpieczeństwo mieszkańców. Rząd ma zawsze ra­cję i odnosi same sukces)-, dlatego właśnie nieustannie atakują go wrogie siły: ze wschodu Rosja, z zachodu Niemcy (znacznie gorsi), a zza oceanu miliarder George Soros. Regularne ataki przypusz­cza też Unia Europejska, zachęcana przez wrogów wewnętrznych: „totalną” opozycję, postkomunistów i organizacje pozarządowe. Oblężenie trwa już prawie dwa lata, ale twierdza się nie poddaje. Rządzący i rządzeni są niezłomni jak czczeni przez nich bohatero­wie, a siły do walki dodaje im gorliwie praktykowana wiara.

Teleranek w IPN
Nadając ten raport. „Wiadomości” nadają ton całej telewizji pu­blicznej. Ten sam przekaz prezentowany jest na różnych antenach i w różnych programach, od publicystycznych po satyryczne. Bywa wspierany repertuarem filmowym: gdy w lipcu przepchnię­to przez Sejm i Senat ustawy o sądownictwie, w najlepszym czasie antenowym zamiast filmu obyczajowego „Zakazana żona” poka­zano „Układ zamknięty”, a tydzień później zamiast komedii ro­mantycznej „Pamiętaj o niedzieli” - „Komornika”. Nie próbowa­no nawet udawać, że filmy, ilustrujące patologie systemu, znala­zły się w ramówce przypadkiem. Zapowiadano je w „Wiadomo­ściach”.
   Ale TVP pod kierownictwem Jacka Kurskiego służy nie tylko bieżącej polityce: równie ważna jest polityka historyczna, czyli wybiórcza pamięć o dziedzictwie i tradycji. A także religia (katolic­ka) i kultura (patriotyczna). Właśnie zapowiedziano, że 16 wrze­śnia na Festiwalu w Opolu odbędzie się widowisko „Jan Pietrzak. Z PRL u do Polski”, kolejny już w tym roku jego koncert transmi­towany przez telewizję publiczną (podobno nic zabraknie szla­gierów „Żeby Polska była Polską” i „Niech żyje Polska”). Ostat­nie odcinki teleturnieju „Wielki Test” dotyczył kolejno: wiedzy o Wyspiańskim, Jasnej Górze i polskich piosenkarzach stulecia.
Pierwsze premiery przywróconego przez „dobrą zmianę” Teatru Telewizji to: „Zło­dziej w sutannie” - o akcji uwolnienia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. „Wojna, moja miłość” - o agentce polskie­go podziemia Krystynie Skarbek, i „Lek­cja polskiego” - o miłości Tadeusza Ko­ściuszki. Patriotyczna tematyka nie omi­ja nawet „Teleranka”: w marcu cały odcinek poświęcono żołnierzom wyklętym, a jego główną atrakcją była wizyta dzie­ci w „pokoju zagadek Instytutu Parnię ci Narodowej”. Z kolei w odcinku emito­wanym w czerwcu 2016 r. pokazano, że najlepszy sposób na spędzenie wakacji to obóz wojskowy, a największą dziecięcą radością są próby do spektaklu o powstaniu warszawskim. Niestety, martyrologiczny przekaz do najmłodszych chyba nie trafia: gdy program emitowano jeszcze w „Jedyn­ce”, a nie tematycznym TVP ABC, oglądało go średnio 240 tys. widzów. Z czego tylko 14 tys. miało od 4 do 12 lat.

Unia i uchodźcy, Niemcy i nawałnice
Zakres tematów prezentowanych w pu­blicznej telewizji jest ograniczony i pod porządkowany narracji partii rządzą­cej. Sprawdźmy, jakie tema­ty z ostatniego miesiąca były najmocniej obecne w „Wiadomościach”. Po pierwsze, Niem­cy. Pojawiali się na paskach pra­we tak często jak Polska i Polacy, ale za­wsze w negatywnym kontekście: „Wy­stawmy Niem­com rachunek za zbrodnie”, „Gdańsk czci nie­mieckiego nazi­stę”, „Niemcy mordowali i rabowali”, „Niemcy chcą zburzyć polski Kościół”, „Niemieckie media bronią niemieckiego interesu", „Zagrożona demokracja w Niemczech”, „Niemiecka polityka znów groźna dla Europy”, „Niemcy nie chcą silnej Polski”. „Szokujące dowody niemieckiego bestialstwa”, „Niemcy finansują antyrządowe protesty”. I tak dalej, dzień po dniu. Najczęściej chodziło o reparacje wojenne, ale informowano też m.in. o nazistowskim patronie gdańskiego tramwaju, niepotwierdzonych planach wyburzenia kościoła w Essen, polskich mediach koncer­nu Ringier Axel Springer, polityce migra­cyjnej Angeli Merkel, rocznicach paktu Ribbentrop Mołotow i wybuchu II wojny oraz o niemieckim dofinansowaniu stowarzyszenia Akcja Demokracja.
   Po drugie, sukcesy gospodarcze rządu. Przykładowo: „Inwestycje napędzają pol­ską gospodarkę”, ..Perły polskiej gospodar­ki odzyskują blask”, „Polacy skorzystają z silnej gospodarki”, „Polacy skorzystają ze wzrostu gospodarczego”, „Zagraniczni inwestorzy stawiają na Polskę”, „Polska atrakcyjna dla inwestorów”. „Polski kapi­tał rośnie w siłę”. Mówiono o wynikach fi­nansowych Polskiej Grupy Górniczej, re­kordowo niskiej stopie bezrobocia, popra­wie ściągalności VAT, wzroście PKB, pla­nach otworzenia w Polsce oddziału banku inwestycyjnego JP Morgan.
   Po trzecie, Unia. Czyli: „Podwójne stan­dardy w grze przeciwko Polsce”, „Kolej­ne ataki i groźby Fransa Timmermansa”, „Silna Polska przeszkadza nie tylko Rosji”, „Tragiczne skutki unijnej polityki mi­gracyjnej”, „Bruksela chce zabrać Polkom przywileje”, „Polski rząd nie ulegnie szan­tażowi Brukseli”. Powodzono, ze unijni urzędnicy - podejrzewając łamanie pra­worządności, doszukując się dyskrymina­cji w zróżnicowaniu wieku emerytalnego i domagając się wypełnienia kwot relokacji uchodźców - działają przeciwko Polsce. Przekonywano, że ich wątpliwości są bez­zasadne, a postulaty szkodliwe.
   Po czwarte, Rimini. A więc „Bandyci po chodzący z Afryki zgwałcili Polkę” „Bestie z Rimini w rękach policji”, „Herszt zwy­rodnialców z Rimini to uchodźca”. Przy każdej okazji podkreślano afrykańskie pochodzenie sprawców (nawet gdy ich tożsa­mość nie była jeszcze znana), od początku przedstawiając tragedię jako bezpośredni efekt unijnej polityki migracyjnej. O postę­pach w śledztwie informowano przez kil­ka dni. Dla porównania: sprawie zmarłej w sierpniu Polki, która przez dziesięć dni była gwałcona i torturowana przez trzech Polaków w Lodzi, poświęcono w „Wiadomościach” jeden materiał.
   Po piąte, polska pomoc dla Syrii. Od koń­ca sierpnia codziennie emitowano materiały typu „Polska pomaga Syryjczykom”, czyli obrazki z działalności polskich organizacji humanitarnych korzystających z rządowego dofinansowania. Nieludzkie warunki, w jakich żyją Syryjczycy w prowizorycznych obozach w Libanie, w ruinach Homs i Aleppo, pokazywano jako przykład „skutecznej pomocy na miejscu”.
   Po szóste, odbudowa po nawałnicach. Ten sam pasek, „Skuteczna pomoc ofiarom nawałnic”, pojawiał się co kilka dni. Dowodzono, ze - wbrew temu. co mówi opozycja i przychylne jej media - rząd świetnie radzi sobie z opanowywaniem skutków katastrofy.

Fundusz Popierania Radosnej Twórczości
Dobór tematów i tytułów to tylko najbardziej oczywista z propagandowych zagrywek. Jest ich o wiele więcej: jedno­stronność, mieszanie komentarza z informacją, cytowanie wypowiedzi wyrwanych z kontekstu, nadużywanie uogól­nień. wyolbrzymianie i przemilczanie, montaż wedle zasady „wrogów poka­zać jak najgorzej”, jest cyniczne korzy­stanie z wątpliwych źródeł, takich jak tabloidy (materiał „Wiadomości” o Woodstocku. „Najbardziej obskurny festiwal świata”, oparto na błędnie przetłumaczonym tytule z brytyjskiego portalu specjalizującego się w treściach erotycznych), internetowe sondy (materiał „Szwedzi popierają politykę polskiego rządu” musiała prostować ambasada Szwecji) i filmiki krążące na Twitterze (w materiale „Europa w czasie ramadanu” skecz francuskiego komika pokazano jako autentyczne nagranie dowodzące islamizacji Europy), jest wreszcie recykling w służbie ideologicznej spójności: nagłos ki z „Wiadomości” powtarzają się w „Panoramie” lub odwrotnie.
   A co jeśli władza zalicza wpadkę? Albo gdy w obozie pojawia się konflikt? Stra­tegie są trzy. Pierwsza: nie informować. W ogóle. Druga: informować jak najkrócej. najlepiej beznamiętnie przytaczając oficjalny komunikat. Trzecia: informo­wać. ze jest zupełnie inaczej (np. dać mate­riał „Grupa Wyszehradzka zachowuje jedność” akurat wtedy, gdy w Grupie rysują się poważne pęknięcia). Czwarta: puścić nagrania z podsłuchów do których wła­śnie „dotarli” dziennikarze, a w których ks. Kazimierz Sowa albo Radosław Sikorski używają brzydkich wyrazów.
   I to wszystko dzieje się naprawdę? W mediach publicznych zastanawiają się szczęśliwi ignoranci, którzy telewizji na co dzień nie oglądają. A przecież minęło ponad półtora roku. odkąd PiS uchwalił małą ustawę medialną i Jacek Kurski zajął fotel prezesa TVP. Opadła już gorączka u dziale kadr w „programie dobrowolnych odejść” z telewizji publicznej zwolniło się 250 osób. Były czystki, był drenaż wątpliwych talentów innych stacji: telewizji Trwam i Republika. Powstał zdyscy­plinowany zespół, złożony z dwóch świetnie uzupełniających się grup. Pierwsza to doświadczeni dziennikarze (jak Krzysztof Ziemiec czy Danuta Holecka), którzy dla wielu widzów utracili wiarygodność ja­ki czas temu. więc teraz nie mają już nic do stracenia. Druga to młodzi czeladnicy (jak Ewa Bugala czy Damian Diaz). którzy jeszcze nie zdążyli uformować kręgosłu­pa. więc nawet nie trzeba im go było prze­trącać.
   Mniejsza o zdolności czy umiejętności: wszyscy mają szansę zostać przodownika­mi na medialnym odcinku dobrej zmia­ny. Kto się stara, ten zostaje zauważony: w maju Dominika Wielowieyska ujawniła odręczną notatkę Jacka Kurskiego doty­czącą nagród z Funduszu Popierania Twór­czości. Prezes rozdzielił 225 tys. zł pomię­dzy 19 osób. Najwięcej miejsca na liście zajmowały nazwiska z „Wiadomości”. Prowadzący Michał Adamczyk otrzymał 20 tys. zł, reporter Marcin Tulicki -15 tys., pozostali - od 5 do 10 tys. zł.

Twarze przekazu
Ale dla propagandowego efektu równie ważni są stali eksperci, w materiałach za­powiadani magiczną frazą: „eksperci są zgodni...” „wśród ekspertów nie ma wąt­pliwości...”.
   Zacytujmy kilku z tego zastępu męż­czyzn zawsze gotowych do słusznej wypo­wiedzi na każdy temat Dr hab. Piotr Wawrzyk z UW, europeista, w TVP Info: „Sąd Najwyższy stał się niejako ostatnią ostoją elit III RP”. Dr Lech Jańczuk z KUL, polito­log, specjalista od samorządu, w „Wiado­mościach” o imigrantach z Afryki: „To są ludzie obcy kulturowo cywilizacji łaciń­skiej, w związku z czym nie asymilują się z nami”. Prof. Witold Modzelewski z UW, współtwórca polskiego systemu podatko­wego. w „Wiadomościach” o obniżeniu wieku emerytalnego: „Bądźmy powścią­gliwi w straszeniu obywateli negatywny­mi skutkami ważnych obywatelskich de­cyzji”. Dr hab. Kazimierz Kik z UJK, w TVP Info: „Neoliberalna opozycja obwieszcza Polakom, że wolność jest wartością nad­rzędną... Otóż nie. Otóż widzimy, że dzisiaj (ważniejsza jest) odpowiedzialność”.
   Chórowi ekspertów wtóruje chór publi­cystów związanych z mediami prezentują­cymi szerokie spektrum prawicy: od „wSieci” (od niedawna pod nazwą „Sieci”) i wPolityce.pl, przez „Do Rzeczy”, aż do „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”.
   Do obrazu powszechnej zgody - z rzad­ka zaburzanego przez tych polityków opozycji, którzy wciąż mają siłę chodzić na Woronicza - potrzebni są jeszcze za­chwyceni widzowie. Najlepiej wyselek­cjonowana publiczność odwiedza „Stu­dio Polska” (TVP Info), prowadzone przez Jacka Łęskiego i Magdalenę Ogórek która w roli gwiazdy ekranu sprawdza się rów­nie dobrze jak w roli Nemezis Leszka Mil­lera. Ten publicystyczny program jest po prostu godzinnym seansem ignorancji, kłamstw, uprzedzeń i nienawiści. W cza­sie, gdy eksperci i osoby z widowni wygła­szają kontrowersyjne tezy i postulaty, do­tyczące np. powszechnego dostępu do bro­ni czy kary śmierci, na pasku pokazywane są tweety od widzów. Oto próbka z ostat­niego odcinka (pisownia oryginalna). Ma­rek: „Ja jako polak mam gdzieś europe. Pol­ska jest priorytetem. Powrót do szlachec­kiej Polski”, Kazik: „Nawet Lenin nie po­lepszył komunistom ich bytu tak jak to polepszył im Wałęsa”, Janusz Hoś: „wolę żyć poza unią niż pod francuskimi i nie­mieckimi butami”, Jakub Gosik: „Warto­ści Uni Europejskiej to jihad, coran, i zama­skowani ninja na ulicach”.
   Widzowie mają też głos w programie „W tyle wizji”, prawicowej imitacji „Szkła kontaktowego” ze wstawką artystycz­ną w postaci wierszyków Marcina Wol­skiego. Dzwoni pani Sabina: „Ja chciałam o tych uchodźcach, myślę, że może przyj­mijmy tych czterech [z Rimini] i zróbmy z nimi porządek...”. Następny w kolejce jest pan Krzysztof, z wywodem na temat „tej strasznej Unii”: „jestem szczęśliwym człowiekiem, bo gdy było referendum, by­łem za, ale coś mnie tknęło i zagłosowałem przeciw. Cieszę się, mam czyste sumienie”. Prowadzący Rafał Ziemkiewicz odnosi się do obydwu głosów: „Uchodźcy - proszę, mówmy o nich w cudzysłowie, bo to nie są żadni uchodźcy. Gdyby to byli prawdziwi uchodźcy, tobyśmy ich przecież przyjęli, 100 tys. Czeczenów przyjęliśmy. (...) Nato­miast UE jest nam potrzebna gospodarczo, mamy wspólne interesy, ale nie jest nam potrzebna ta cała czapa polityczna pana Junckera. Pamiętajmy, że nikt nie musi nam robić łaski, i my też nikomu nie mu­simy robić łaski”.

Jedna trzecia ufnych
Jak na to wszystko reagują inni widzowie - ci, którzy nie tweetują, nie dzwonią i nie siedzą w studio? Wbrew opinii Jacka Kur­skiego, „ciemny lud” nie jest w ciemię bity: w ocenie wiarygodności TVP straciła sporo i wypada gorzej niż TVN czy Polsat. Dane CBOS z kwietnia 2017 r. pokazują, że we­dług 64 proc. badanych programy infor­macyjne i publicystyczne w telewizji pu­blicznej sprzyjają rządowi i partii rządzą­cej (w 2012 r. było to 30 proc.), zdaniem 34 proc. ankietowanych programy te są wiarygodne i zasługują na zaufanie, zda­niem 32 proc. są niewiarygodne i nie zasłu­gują na zaufanie (w 2012 r. odpowiednio: 50 proc. i 12 proc.).
   Spada też oglądalność: zarówno całej TVP, jak i wszystkich jej programów in­formacyjnych. Zmniejszają się wypływy z reklam, zwiększają straty spółki. Prezes Kurski, zawsze gotowy do racjonalizacji, o złe wyniki oskarżył dokonującą pomia­rów niemiecką firmę Nielsen. W czerwcu podpisał więc umowę z polską Netią, która ma dokonywać pomiarów na niereprezen­tatywnej grupie „realnych, rzeczywistych widzów”. Kurski zapewnił, że w wyni­kach od Netii „oglądalność »Wiadomości« i »Teleexpresu« jest o 60-70 proc. większa niż wykazywana przez Nielsena”.
   Bo dane od Nielsena, czyli z reprezen­tatywnej grupy nierealnych widzów, są druzgocące. W porównaniu do sierpnia 2016 r. „Wiadomości” straciły 21,58 proc., czyli 514 tys. widzów. „Teleexpress” - 22,91 proc., czyli 507 tys. widzów. „Pano­rama” - 24,09 proc, czyli 313 tys. widzów. Za to wyniki TVP Info, co wieczór nada­jącego pasmo żółci (popularne programy Ewy Bugały i Michała Rachonia), ostatnio się poprawiły: w porównaniu do sierpnia 2016 r. udział stacji w rynku zwiększył się o 28,82 proc.
   Dlaczego Jacek Kurski, budzący nieuf­ność nawet w Radzie Mediów Narodo­wych, wciąż jest prezesem TVP? Bo Jaro­sławowi Kaczyńskiemu (nie udawajmy, że w tej sprawie ktoś z rządu ma coś do powiedzenia) wcale nie chodzi o widzów, którzy odpływają. Chodzi o tych, którzy zostają. To właśnie twardy elektorat PiS: ludzie starsi, słabo wykształceni, z małych miast i wsi. Skoro oglądają, znaczy, że wie­rzą. A jeśli wierzą, zagłosują na PiS w kolej­nych wyborach. Nieżelazny elektorat za­wsze można zyskać. Żelaznego nie można stracić.

Czarne jest białe
Swoją wizję mediów Jarosław Kaczyński przedstawia jasno. W kwietniu 2016 r. wy­stąpił na konferencji „Środki społecznego przekazu w służbie dobra wspólnego” we Włocławku. Mówił o mediach głównego nurtu, powstałych po transformacji ustro­jowej: „Dążono do społecznej demobiliza­cji. Ten przekaz był uzupełniany poprzez przekaz nieco inny, nastawiony na jedno: na niszczenie wartości (...) Urbanowski panświnizm”. Za remedium na medialną „sieczkę w głowach” uznał „dojrzałą for­mę mediów narodowych”. Miesiąc później w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” stwierdził: „W Polsce za pomocą telewizji można wykreować obraz, jaki się chce, bo społeczeństwo nie analizuje tego, co tam widzi, tylko przyjmuje jako prawdziwe”.
   Mówił więc o tym, przed czym w 2008 r. przestrzegał Lech Kaczyński w wywiadzie dla RMF FM, zapowiadając weto noweliza­cji ustawy medialnej: „Jeżeli my wracamy do struktur, w ramach których rząd mianu­je szefa telewizji, i to ma być odpolitycznie­nie mediów publicznych, to mamy do czy­nienia z taką sytuacją, ja aż milknę, że jeżeli się ma odpowiednie poparcie w mediach, to można dosłownie wszystko. Można po­kazywać czarną ścianę i mówić, że jest bia­ła”. Odnosząc się do faktu, że TVP kierował wtedy „jego człowiek”, Andrzej Urbański, prezydent stwierdził: „W soboty i niedzie­le co najmniej staram się nie oglądać »Wia­domością żeby się nie zdenerwować. Takie one są propisowskie i proprezydenckie”.
   Słowa te mogą pamiętać niektó­rzy prorządowi publicyści, oburzają­cy się na obecny kształt TVP - czy to na Twitterze, czy we wpisach na por­talu wPolityce.pl. Ostatnio przed sze­reg wystąpił. Piotr Zaremba, ocenia­jąc, że droga obrana przez TVP jest „dziś kompromitująca, jutro może też auto destrukcyjna”. Bronisław Wildstein, pro­wadzący w TVP2 program „Południk Wildsteina” i udzielający się w „Wiado­mościach” jako komentator, ocknął się już w maju. Wyznał, że oglądając TVP Info czuje się jak za czasów Gierka. W sierpniu natomiast, na wieść o zwolnieniu szefo­wej „Wiadomości” Marzeny Paczuskiej, stwierdził, że „pion informacyjny TVP wpadł w korkociąg”. I pytał dramatycznie: „Czy szefowie TVP uwierzyli, że są dwie Polski, a ich rolą jest wyłącznie podgrze­wanie zapału »swoich«?”. Podzielił się też gorzką anegdotą: „Niedawno zaczepił mnie stosunkowo młody człowiek. Nie żaden bełkoczący o dyktaturze kodowski oszołom. »Czy zapomnieliście, że lu­dzie myślą?« - zapytał”.
Myślący myślącymi, krytycy krytykami, prezes Kaczyński i prezes Kurski wiedzą swoje. Żeby pranie mózgów było skutecz­ne, musi być robione w najwyższej tempe­raturze i na najwyższych obrotach.
Kalina Błażejowska

Lekcje pogardy
           
Sympatycy PiS-u za rządów PO podkreślali, że zabójstwo partyjnego działacza w Łodzi w 2010 r. było efektem eskalacji języka polityki. Szczucie na opozycję też może mieć takie konsekwencje.

MARCIN ŻYŁA: Otrzymał Pan od­powiedź KRRiT na swoją skargę z czerwca?
MICHAŁ BILEWICZ: Nie. nadal czekam.
Przypomnijmy: skarga dotyczy­ła programu TVP Info „Minęła dwudziesta”. Islam nazwano tam „ideologią polityczną”, a proroka Mahometa - „mordercą” i „pedofi­lem”.
Jeszcze wcześniej skarżyłem program satyryczny „Studio YaYo”, w którym prowadzący śpiewał m.in., że sukcesami polskiego rządu „zasępił się sam Roth­schild, mistrz lichwy znamienity”. Pio­senka zawierała antysemicką insynu­ację, że Żydom - czyli bankierom i spe­kulantom - zależy na niepowodzeniu Polski Wówczas KRRiT stanęła w obro­nie nieskrępowanej wolności słowa, twierdząc, że fundamentem programów satyrycznych jest chroniona prawem eu­ropejskim „wolność do wyrażania opi­nii”.
W czerwcowym programie „Minę­ła dwudziesta” Miriam Shaded z Fun­dacji Estera nawoływała do deporta­cji z Europy wszystkich muzułmanów, a więc także rdzennych mieszkańców, np. Tatarów. Jako eksperta zaproszo­no też b. funkcjonariusza SB - co cieka­we, nawet tak go przedstawiono - który mówił, że Biblia jest „księgą tolerancji”, a Koran to „księga przemocy”, „dzieło szatana”. Gdyby takie słowa skierowa­no przeciwko chrześcijanom, zapewne zareagowałaby prokuratura. Ciekaw je­stem, jak zachowa się w tym przypadku KRRiT - czy również stanie na stanowi­sku, że wolność słowa stoi ponad uczu­ciami religijnymi, ponad zakazem dys­kryminacji na tle religijnym? Byłoby to niebezpieczne stanowisko, ponieważ ułatwiałoby nawoływanie w mediach do przemocy.
Zauważa Pan czasem, że ludzie, których znał Pan długo, zaczynają nagle mówić językiem „Wiadomo­ści"?
Zdarza mi się to. Problem nie ograni­cza się jednak do widzów TVP, ponieważ eskalacja języka perswazji sprawia, że wszyscy zaczynamy postrzegać polity­kę w uproszczony i dychotomiczny sposób. Większość odpowiedzialności za taki stan rzeczy spada na media publiczne i polityków PiS, ale nawet ci, którzy nie zgadzają się z tym językiem - myślą nim. Dla mediów krytycznych wobec rządu jed­na, w miarę przytomna wypowiedź b. wi­ceministra Michała Królikowskiego staje się od razu powodem, aby go bezustannie chwalić. Coś normalnego staje się czymś niezwykłym, godnym szczególnej uwagi.
„Sędziowska kasta”, „opozycja totalna"... Bezrefleksyjnie przejmuje­my te sformułowania w codziennym języku. Dlaczego?
Granice naszej rzeczywistości wyznacza­ją granice naszego języka - wiemy to już od czasów antropologicznych badań Edwarda Sapira i Benjamina L. Whorfa nad rdzen­nymi mieszkańcami Ameryki. Tym bar­dziej dotyczy to współczesnej polityki. Sam fakt istnienia pewnych pojęć i braku innych wpływa na to, jak widzimy świat Natrętne używanie takich pojęć radykalizuje też przeciwników politycznych. Pro­wadzi do tego, że np. wśród demonstrują­cych pod Pałacem Prezydenckim pojawiają się gniew i pogarda - efekt tego, że obraża się ich w mediach publicznych.
Czy programy informacyjne w TVP to propaganda?
Mają cechy propagandy i są bardzo bli­skie temu, co znamy z prac Jakuba Kar­pińskiego, Michała Głowińskiego czy Victora Klemperera, czyli naukowców, którzy sami byli świadkami takiego języ­ka w demokracjach ludowych oraz w na­zistowskich Niemczech. Pewne jego ele­menty są stałe: z jednej strony propagan­da sukcesu władzy i projektowanie wła­snych poglądów na cały naród, z drugiej - obelgi pod adresem przeciwników po­litycznych. Do tego dochodzą ataki na ludzi, którzy nie są przeciwnikami po­litycznymi, lecz np. wychowali się w in­nym kręgu kulturowym, urodzili się mu­zułmanami.
Czy dziś, w miesiącach silnej polary­zacji politycznej, jesteśmy bardziej podatni na język perswazji?
Obelżywe określenia wpływają na po­stawy ludzi nieświadomie i niezależnie od ich poglądów. Niedawno we Włoszech przeprowadzono badania, podczas któ­rych dano uczestnikom do przeczytania tekst zawierający słowo frocio („pedał”). Po pewnym czasie zapytano ich, jaki prefero­waliby podział publicznych pieniędzy: ile przeznaczyć na programy prewencji HIV w społeczności LGBT, ile na terapię płod­ności dla par heteroseksualnych. Proszę zgadnąć, jakie były wyniki.
Badani „odbierali” pieniądze homo­seksualistom.
Dotąd wiele badań na temat języka per­swazji prowadzono np. w Rwandzie, gdzie podczas ludobójstwa w 1994 r - media uży­wały bardzo brutalnego języka. W słyn­nym Radiu Tysiąca Wzgórz, mówiąc o Tutsich używano określenia inyenzi („ka­raluchy”)- Albo - było to nawiązanie do ich wzrostu - „wysokie drzewa” [o wpływie propagandy na ludobójstwo w Rwandzie mówi Joanna Kos-Krauze). Wezwanie, które rozpoczę­ło ludobójstwo, brzmiało: „Ściąć wysokie drzewa”. Wystarczyło użyć metafory, żeby potem było łatwiej zmobilizować ludzi do chwycenia za maczety.
Wydawałoby się, że Rwanda to sytu­acja szczególna. Mamy już jednak przykła­dy z Włoch i innych zamożnych krajów, gdzie brutalny język nieświadomie zmie­nia przekonania. Pytanie brzmi: czy sły­sząc o „potomkach zdrajców”, „zdradziec­kich mordach” i „bojówkach totalnej opo­zycji”, ktoś nie poczuje, że tak naprawdę nie ma do czynienia z pełnoprawnymi ludźmi?
W naszych najnowszych badaniach, których wyniki ukażą się na łamach pi­sma „Aggressive Behavior”, pokazywali­śmy przykłady nienawistnych komenta­rzy z intemetu i prasy. Uczestnicy myśle­li, że mają oceniać wpływ kroju litery na zdolność zapamiętywania treści. Pierw­sza grupa czytała komentarze naładowane emocjami, jednak niemające cech mowy nienawiści, druga - obelżywe wobec kon­kretnych grup ludzi, np. osób homoseksu­alnych, muzułmanów czy Ukraińców. Po pewnym czasie zmierzyliśmy badanym poziom uprzedzeń. Okazało się, że ci, któ­rzy czytali nienawistne komentarze, sta­wali się bardziej uprzedzeni, i to dokład­nie w stosunku do grup, których dotyczył nienawistny przekaz. Byli np. mniej goto­wi zaakceptować Ukraińca czy muzułma­nina jako swojego sąsiada. Co jednak jesz­cze gorsze - przestawali być wrażliwi na mowę nienawiści, zaczynali ją traktować jako coś zupełnie naturalnego.
Im częściej ktoś widzi takie wypowiedzi, tym mniej emocjonalnie na nie reaguje. Odwrażliwienie staje się normą. To bardzo niebezpieczne, ponieważ działa nie tylko na ludzi o poglądach skrajnych czy wy­łącznie w niestabilnej sytuacji politycznej.
Co się dzieje dalej?
Zaczynamy myśleć: „a może jednak coś w tym jest”? Np. w tej „totalnej opozy­cji”? Wtedy automatycznie obwiniamy ofiary, szukamy w nich czegoś, co by mo­gło świadczyć o tym, że zasłużyły na takie traktowanie w mediach.
W jednym z ostatnich wydań „Wia­domości” mówiono o awarii systemu kontroli przestrzeni powietrznej. Na pasku: „Tajemnicza awaria w czasie grudniowego puczu”. W materiale: sugestia, że awaria miała związek z opozycją, która w tym czasie bloko­wała mównicę w Sejmie. I komentarz: „Posłowie PiS niczego nie przesądza­ją, ale trudno im uwierzyć w zwykły zbieg okoliczności”. Przecież to jest tak toporne, że trudno uwierzyć, że działa.
A może właśnie nie działa? Oglądalność programów informacyjnych TVP spada. Tak jawna propaganda, sugerująca absur­dalne związki przyczynowo-skutkowe, jest łatwa do wychwycenia dla w miarę świadomego odbiorcy. Dla mnie niebez­pieczniejsze są np. brutalne wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego, regularnie ko­mentującego w „Minęła dwudziesta”, któ­ry w programie o premier Kopacz domagał się, by „zamknąć babę”, a wypowiadając się o premierze Tusku kazał „złapać dziada za ryżą czuprynę i przymknąć jak krymi­nalistę”. Jeśli taki język pojawia się w pu­blicystycznym prime time, staje się lekcją pogardy.
Mediom publicznym udało się na pew­no jedno: powiązać islam z terroryzmem. Za każdym razem, gdy dochodzi do zama­chu, obok pojawia się informacja o napły­wie uchodźców do Europy. To typowe za­rządzanie strachem.
Druga rzecz, która się udaje TVP, to nie­reprezentatywne wybieranie informacji. Wczoraj prowadziłem zajęcia na szkole letniej dotyczącej migracji. Jedna z uczest­niczek z Chorwacji zapytała mnie o gwałt dokonany na Polce w Rimini przez imi­grantów. Wiemy, że w tym samym cza­sie w Polsce doszło do wielu gwałtów. Ale to ten konkretny przypadek polskie me­dia nagłośniły do tego stopnia, że nawet w Chorwacji przedstawiano to jako ważną informację międzynarodową.
Media, które selektywnie raportują takie sytuacje i budują przekonanie o niebez­pieczeństwie napaści na tle seksualnym ze strony uchodźców lub muzułmanów, mogą doprowadzić do tego, że np. ktoś po bije w tramwaju współpasażera o śniadej skórze i będzie się czul jak bohater, który broni bezpieczeństwa polskich kobiet.
Przeciwników politycznych też można tak przedstawić?
Zgodzi się z tym zapewne także wie­lu sympatyków PiS-u, którzy za rządów PO podkreślali,, że zabójstwo działacza PiS-u w Łodzi w 2010 r. było efektem eska­lacji języka polityki. Notoryczne szczucie na opozycję może mieć takie konsekwen­cje.
Ostatnio wrócił temat niemiecki. Putinowska Rosja, choć obecna w ne­gatywnym przekazie TVP, bywa przywoływana rzadziej niż Zachód. Czy Polacy uwierzą w złych Niemców?
Myślę, że nie, ponieważ stosunek Pola­ków do Niemców nie jest aż tak negatyw­ny jak stosunek do muzułmanów. Żydów czy uchodźców. W najnowszym Polskim Sondażu Uprzedzeń, przeprowadzonym wiosną 2017 r., zaobserwowaliśmy, że co trzeci Polak zna osobiście Niemców. Wła­dzy trudno będzie ich obrzydzić. Widzi­my to w danych: Polacy mający kontakt z Niemcami deklarują znacznie bardziej pozytywny stosunek do nich. To się oczy­wiście przenosi na znajomych i rodziny.
Propaganda antyniemiecka może jednak zdziałać coś innego: ugruntować wśród Polaków przekonanie, że są ofiarami, i że ich status ofiary pozostaje wciąż niedocenio­ny. Badania robione w Izraelu wskazują na to, że gdy u ludzi wzbudzi się takie po czucie, są bardziej skłonni zgodzić się na łamanie praw człowieka. Np. samo przy­pominanie o wyjątkowości Holokaustu, o tym, że Żydzi są głównymi. niemal jedy­nymi ofiarami II wojny światowej. powodowało, że potem ludzie chętniej deklaro­wali poparcie dla rozwiązań siłowych wo­bec Palestyńczyków czy sąsiadów - Izraela.
Myślenie w takich kategoriach to wspólna cecha Likudu i PiS-u. W Polsce też może doprowadzić do radykalizacji. Niektórzy mogą przestać tolerować przeciwników politycznych, ponieważ jakoby burzą oni narodową jedność a przecież musimy być silni, skoro w historii głównie nas mordowano... W tym kierunku zmierza nieustanne przypominanie o zbrodniach, których byliśmy ofiarami. Nieprzypadkowo do rangi symbolu urosła Inka. sa­nitariuszka torturowana i zamordowana w stalinowskim więzieniu. Kiedy wzbudzono dyskusję o reparacjach, kibice Legii wywiesili na stadionie gigantyczny transparent z sugestywnym zdjęciem dziecka, które zabija niemiecki żołnierz.
Czy wobec propagandy jesteśmy bezsilni?
Myślę, że przekroczenie pewnych norm - jak w przypadku wypowiedzi „eksperta” Cejrowskiego czy sejmowych wystąpień najbardziej krewkich polityków - może okazać się nie do zniesienia dla samych wyborców PiS. W niedawnych badaniach zauważyliśmy, że to właśnie konserwaty­ści mają największą alergię na mowę nie­nawiści. Pomimo ze nie zgadzają się oni na przyjęcie uchodźców czy małżeństwa osób homoseksualnych, ich tolerancja dla wul­garnego języka w mediach jest ograniczo­na. W tym sensie można się spodziewać napięcia pomiędzy działaniami kontrolo­wanej przez PiS telewizji a preferencjami wyborców tej partii. Ale nie musimy cze­kać na efekty tego napięcia z założonymi rękami.
Swoje ostatnie zgłoszenie do KRRiT upubliczniłem dlatego, że chciałem mo­delować pewne zachowanie. Żeby widzo­wie mieli świadomość, że gdy są świadka mi naruszenia praw-a w telewizji, powin­ni zareagować. Jest tez prokuratura: choć podlega ona kontroli politycznej, to waż­ne, by w jej statystykach takie zgłosze­nia znalazły odbicie. W intemecie mamy możliwość flagowania. zgłaszania treści, które łamią zasady YouTube’a czy Facebooka. W takie narzędzia wierzę bardziej niż w zabieranie głosu w dyskusjach pod komentarzami. Tam chłodne i racjonalne głosy giną.
 Rozmawiał Marcin Żyła

Dr hab. Michał Bilewicz - jest psycholo­giem społecznym, profesorem na Wydziale Psychologii UW, gdzie kieruje Centrum Badań nad Uprzedzeniami. Wiceprzewodniczący Komitetu Psychologii PAN.

2 komentarze:

  1. Przecież bestie z Rimini nie spadły z księżyca, a czym niby są jak nie wytworem zbrodniczej polityki Merkelowej, Tuska i jej pozostałych europejskich przydupasów. Z tego facia taki doktor jak z koziej zupy trąbą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoj durny i od rzeczy komentarz jest przykładem, że Pan Doktor ma rację.

      Usuń