wtorek, 10 października 2017

Eurooszuści z PiS



Na wstępie najdroższej imprezy w historii PiS do pustych krzeseł przemawiało kilku europosłów. Po to, żeby móc zapłacić za nią pieniędzmi europarlamentu

Michał Krzymowski

Hala Torwaru w Warszawie, 20 czerw­ca 2015 r., kilka tygodni po wyborczym zwycięstwie Andrzeja Dudy. Szczera twarz Stanisława Ożoga, podkarpackiego europosła PiS, wypełnia górną część tele­bimu. Pod nią mieni się plansza z małym, ledwo czytelnym logo: biały lew na nie­bieskim tle, obok napis „Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów” (z anglojęzycznym skrótem ECR). Gdy poseł Ożóg podsumowuje swój dorobek w komisji monetarnej euro- parlamentu, boczna trybuna Torwaru świeci pustkami. W po­zostałych sektorach - atmosfera luźnego pikniku. Ci, którzy już weszli, są zajęci robieniem selfie i rozmowami. Na tasujących się na scenie europosłów mało kto patrzy.
   Działacz PiS, który był obecny na Torwarze:
- Ci europosłowie to było jak support przed koncertem. Ludzie się kręcą, piją piwo, gadają i czekają na występ Metalliki - w międzycza­sie ktoś tam brzdąka na scenie, ale nikt na to specjalnie nie zważa.
Obecność europosłów na konwencji wy­borczej PiS słabo się tłumaczy. Idą wybory do Sejmu, a tu na scenie brylują politycy z man­datami w Brukseli. Poza tym partia co rusz uderza w antyeuropejskie tony.
   Dochodzi południe. Hala za półtorej godzi­ny wypełni się do ostatniego miejsca i załopocze flagami. Z telebimu zniknie logo z lwem, a na scenie pojawi się Jarosław Kaczyński, by ogłosić, że kandydatem PiS na premiera bę­dzie Beata Szydło. Z sufitu poleci konfetti, na ekranie pojawi się twarz prezesa partii, a profesjonalna kamera niczym w filmie akcji będzie objeżdżać liderów dookoła.
   Ustaliliśmy, że gdyby nie poseł Ożóg i jego koledzy z euro­parlamentu, impreza na cześć Beaty Szydło nie miałaby tak spektakularnej oprawy: wystąpienia europosłów to gra pozo­rów, podkładka, dzięki której politycy PiS mogą sięgnąć do unij­nej kasy.

BRUKSELA PROMUJE SZYDŁO
Mówi nasz informator z siedziby PiS na Nowogrodzkiej: - Trik jest bardzo prosty. ECR, czyli frakcja konserwatywna, w któ­rej są nasi posłowie, ma w budżecie setki tysięcy euro na spot­kania i konferencje. Wystarczy ściągnąć deputowanych i można urządzić imprezę za unijne pieniądze.
   Mechanizm, który PiS wykorzystało do sfinansowania konwen­cji na Torwarze, jest sprytny, ale pociąga za sobą dwa pytania.
   Po pierwsze - czy płacąc za imprezę 20 czerwca 2015 r., europarlament wsparł akcję promocyjną PiS? Unijne przepisy kate­gorycznie zabraniają wykorzystywania środków pochodzących z europarlamentu „do bezpośredniego lub pośredniego finan­sowania innych partii politycznych, w szczególności krajowych partii politycznych”. Grożą za to konsekwencje karne i koniecz­ność zwrotu środków.
   Po drugie - czy europarlament nie padł ofiarą wyłudzenia? Pre­zentacja deputowanych, za którą zapłaciła Bruksela, trwała tylko kilkadziesiąt minut. Kolejne dwie godziny zajęła wyborcza ma­sówka PiS, która z pracą deputowanych nie ma nic wspólnego.
   Audytorzy europarlamentu, którzy rutynowo zajmują się prześwietlaniem wydatków frakcji, przy wydatkach na „meetings and conferences” (spotkania i konferencje) drobiazgowo spraw­dzają wszystkie szczegóły: zaproszenia dla uczestników, zdjęcia z imprez, relacje, które ukazały się na stronach internetowych organizatorów.
   W wypadku imprezy z Torwaru sprawa wydaje się jednoznacz­na. W sieci do dziś można znaleźć zaproszenia na „konwencję Prawa i Sprawiedliwości”, zamieszczane przez partyjnych dzia­łaczy. W żadnym nie ma mowy o prezentacji europosłów czy im­prezie ECR. W dniu imprezy na Torwarze na drzwiach wejściowych do hali wisiały też nie- pozostawiające wątpliwości plakaty: „Witajcie. Konwencja Prawa i Sprawiedliwości”.
   Strona internetowa PiS przezornie zachęca­ła do śledzenia transmisji z konwencji od go­dziny 12, o której właśnie miała się skończyć prezentacja deputowanych. Tyle że rozdziele­nie wydarzeń było fikcją: obie imprezy odbyły się w tej samej hali, na tle tej samej scenogra­fii, przy tym samym nagłośnieniu i oświetle­niu. Czy w takim razie sprzęt opłacony przez europarlament został za darmo użyczony na konwencję PiS? Jeśli tak, to mogło dojść do wyłudzenia i sprawą powinna się zająć OLAF. unijna służba walcząca z defraudacjami.

PREZES MÓWI: TERAZ TY
Zaraz po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezy­denckich Jarosław Kaczyński rozpisuje role na najbliższe lata. Siebie obsadza na czele całego obozu prawicy; chce nadal kie­rować partią i z tylnego siedzenia sterować rządem. Do premie­rostwa się nie pali - nie lubi urzędowania w kancelarii, rautów, zagranicznych podróży. Rolę posłusznego szefa rządu chce po­wierzyć Beacie Szydło, która dzięki sprawnemu kierowaniu sztabem Dudy zyskała popularność wśród wyborców. Z punktu widzenia prezesa jej głównym atutem jest jednak brak politycz­nego zaplecza. Partia wciąż traktuje ją jak ciało obce i niepewne, dzięki czemu będzie łatwiej ją sobie podporządkować.
   Gdy kandydatura stanie na wewnętrznej naradzie, kierow­nictwo partii przyjmie ją bez entuzjazmu. Jedyny głos sprze­ciwu pada z ust Antoniego Macierewicza. Mówi: - Jarku, to ty powinieneś zostać premierem.
   Prezes puszcza to mimo uszu i zarządza: kandydatką jest Szydło, jej prezentacja odbędzie się 20 czerwca na Torwarze.
   To będzie największa i najdroższa impreza w historii PiS: na pięć tysięcy ludzi, ze specjalnie zbudowaną sceną na środku hali, wielkim, kilkunastometrowym diodowym ekranem i efek­townym oświetleniem. Podczas imprezy przemówią: prezes, prezydent elekt i kandydatka na premiera.
   Jedynym problemem są pieniądze. Kilka miesięcy wcześniej Prawo i Sprawiedliwość zaciągnęło 20 mln zł kredytu, ale po­nad połowę tej kwoty - 13 mln - pochłonęły wybory prezyden­ckie. A przecież kampania parlamentarna, zazwyczaj bardziej kosztowna, jeszcze się nawet nie zaczęła.
   - Wtedy pojawił się pomysł, by sięgnąć po pieniądze z europarlamentu. Przecież frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należymy, siedzi na setkach tysięcy euro - opowiada nasz rozmówca z Nowogrodzkiej.
   - Który z europosłów pilotował finansowanie imprezy?
   - Według mojej wiedzy byli to Ryszard Czarnecki i Tomasz Poręba.
   - Czy kierownictwo partii znało kulisy całej akcji?
   - Oczywiście, akceptacja dla takich decyzji zawsze zapa­da na najwyższym politycznym szczeblu, w gronie trzech osób
- Jarosława Kaczyńskiego, jego najbliższego współpracowni­ka z pełnomocnictwem do podejmowania decyzji finansowych Joachima Brudzińskiego i Beaty Szydło, która w tamtym czasie była skarbnikiem partii.

PRZEKRĘT? JAKI PRZEKRĘT!
Nie wiadomo, ile dokładnie europarlament wydał na konwencję na Torwarze. Szefowie ECR nie chcą rozmawiać z „Newsweekiem” o pieniądzach. Sekretarz generalny gru­py, Irlandczyk Frank Barrett, odsyła nas do służb prasowych i finansowych frakcji.
   - Ja nic nie wiem, proszę się kontaktować z naszym biurem lub polskimi deputowanymi - sugeruje z kolei Czech Jan Zahradil, członek władz ECR.
   Idziemy za jego radą i dzwonimy do Gabriela Beszłeja. To polski zastępca sekretarza generalnego grupy i zaufany Jarosława Kaczyńskiego, w polskiej części frakcji nic nie dzieje się bez jego wiedzy. Nic z tego - Beszłej nie odbiera telefonu i nie odpisuje na esemesy. Także służby prasowe europarlamentarnej grupy nie odpowiadają na pytania o kwotę przeznaczoną na imprezę na Torwarze.
   Europosłów, którzy występowali na Torwarze, pytamy w e-mailach o szczegóły imprezy - ale nie dostajemy odpowiedzi. Do kilkorga udaje nam się dodzwonić.
   Europoseł Kazimierz Ujazdowski (podobnie jak Ożóg przema­wiał na Torwarze do częściowo pustej hali): - Od stycznia jestem poza delegacją PiS w ECR, nie mam informacji.
   Ryszard Czarnecki uważa, że nie było żadnego przekrę­tu: - Musi pan wiedzieć, że w ostatni poniedziałek prezydium europarlamentu omawiało nasze sprawozdanie za lata 2015 i 2016. Wszystko zostało zaakceptowane, nasza pula nie została pomniejszona choćby o euro.
   To ciekawe, bo biuro prasowe europarlamentu w e-mailu prze­słanym do „Newsweeka” podaje, że audytorzy wykryli niepra­widłowości także przy czterech imprezach opłaconych przez ACRE (dwie z nich odbyły się w 2015 r. w Polsce). ACRE to mię­dzynarodowa partia, do której należy PiS - grupa ECR jako klub parlamentarny jest z nią powiązana, skupia tych samych polity­ków, ale dysponuje oddzielnym budżetem. W wyniku dochodze­nia przeprowadzonego w ACRE ustalono, że partia musi zwrócić europarlamentowi w sumie 617 tys. euro.
   Czy za imprezę na Torwarze też trzeba będzie oddać pienią­dze? To możliwe, jeśli europejskie służby rozpoczną w tej sprawie nowe postępowanie.
   Czarnecki obiecuje, że odszuka dokumenty dotyczące czerw­cowej konwencji. Oddzwania po kilku godzinach: - Prezentacja eurodeputowanych odbyła się pod auspicjami ECR. Była dodat­kiem do konwencji, tyle mogę potwierdzić. Jak wyglądała strona finansowa, z ręką na sercu mówię, że nie wiem.

EKIPA MASTALERKA
Ile kosztowała konwencja na Torwarze? Nasi rozmów­cy, zbliżeni do Nowogrodzkiej, podają kilka kwot, wszystkie od pół miliona wzwyż. - Wynajem hali, transport pięciu tysięcy osób, budowa sceny, nagłośnienie, oświetlenie i wielki diodowy ekran. To było gigantyczne przedsięwzięcie, znacznie przewyż­szające koszt słynnej konwencji w budynku spółki ATM, która rozpoczęła kampanię Dudy - twierdzi jeden z polityków. Spraw­dzamy rachunki PiS. Wynika z nich, że za same autokary dla działaczy, wybierających się na prezentację kandydatury Beaty Szydło, partia zapłaciła niemal 200 tys. zł.
   Archiwalne materiały z konwencji robią wrażenie. Dzień przed konwencją zapowiadają portal 300polityka.pl. Publikuje zdję­cia z hali, na środku której już stoi specjalnie zbudowana scena z wielkim ekranem. „Jutro ma pojawić się tu ponad pięć tysię­cy uczestników. Jak się dowiadujemy, w planach są przemówie­nia Beaty Szydło, Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy. To ma być mocny start kampanii parlamentarnej Prawa i Sprawied­liwości, o skali większej nawet niż pierwsza konwencja Andrzeja Dudy” - można przeczytać w tekście. Portal zauważa, że imprezę szykuje ekipa, która pracowała już z prezy­dentem elektem. Czyli ówczesny rzecznik PiS Marcin Mastalerek i współpracujące z nim agencje marketingowe. Mastalerek - podobnie jak reszta polityków PiS - nie odpowiedział na nasze pytania.
   Sprawdziliśmy: konwencja rozpoczy­nająca kampanię Dudy z lutego 2015 r. kosztowała blisko 900 tys. zł (i to bez uwzględnienia wydatków na dowóz dzia­łaczy). Pracująca dla PiS agencja eventowa Justpoint zainkasowała wtedy dwa przele­wy po 382 tys. zł. To za jej pośrednictwem PiS zamawiało oświetlenie, budowę sceny i nagłośnienie. Za halę partia płaciła sama - w lutym poszedł przelew do spółki ATM na 29 tys. zł.
   Jeśli w czerwcu PiS działało według tego samego schematu, to w historii rachunku partii brakuje przelewu za wynajem Tor­waru. Dziwi też kwota wypłacona agencji Justpoint. To jedynie 340 tys. zł, a prze­cież konwencja na cześć Szydło była znacz­nie większa od tej lutowej, urządzonej dla Dudy. Odpowiednio więcej musiała więc kosztować. Kto pokrył koszty, których nie widać na rachunku PiS? Biuro prasowe ECR milczy.

METODA NA ZIOBRĘ
Ludzie PiS od lat wykonują manewry finansowe, które po­zwalają obejść polski system finansowania partii politycznych.
   Impreza na Torwarze miała niemal identyczny schemat jak ta, którą prawie rok temu prześwietlił „Newsweek” - w 2013 roku partia dzisiejszego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry (dziś znów związanego z PiS, wtedy w niełasce u Kaczyńskiego) zorganizowała w Krakowie swoją krajową konwencję. Spotkanie, na które Parlament Europejski przekazał ok. 40 tys. euro, w rocz­nym raporcie europarlamentarnej frakcji figurowało jako „konfe­rencja klimatyczna”. Listkiem figowym były banery z tekstami na temat klimatu, ustawione w holu krajowskiego kina Kijów. Ich fo­tografie razem ze sprawozdaniem finansowym trafiły do Brukseli.
   Na zjeździe Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski, Beata Kempa i Patryk Jaki prezentowali hasła likwidacji immunitetu i szyb­kich sądów dla polityków i wspólnie z widownią pląsali w takt piosenki „We Are the Champions”.
   Organizując tę konwencję, ludzie Ziobry naruszyli europejskie przepisy. Po tym, jak opisaliśmy tę sprawę, od jesieni 2016 roku badają wspomniana wyżej unijna agenda OLAF.
Kolejna impreza, zorganizowana według tego samego sche­matu, to opisana m.in. przez „Gazetę Wyborczą” konwencja PiS z lipca 2015 r. w Katowicach (dwa tygodnie po imprezie na Tor­warze). Tam również pieniądze, przekazane PiS przez Euro­pejskich Konserwatystów i Reformatorów (ACRE), wydano na partyjny zjazd. Ile? Co najmniej 100 tys. euro.
   Audytorzy Parlamentu Europejskiego od kilku miesięcy badają finanse ACRE. Frak­cja prawdopodobnie zostanie ukarana za złamanie przepisów. W Państwowej Komi­sji Wyborczej też leży wniosek o zbadanie tej sprawy, złożyli go działacze partii Razem.
   Ludzie prezesa Kaczyńskiego wyciągają pieniądze nie tylko na konwencje. W 2016 r. „Newsweek” ujawnił, że Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry w latach 2012-2014 otrzy­mała setki tysięcy złotych w przelewach od emerytów, a także studentów związanych z europosłami Solidarnej Polski i ich asy­stentów. Na zapleczu partii krążyły pie­niądze pochodzące z unijnych grantów otrzymywanych przez MELD, europejskie ugrupowanie zrzeszające m.in. Zbigniewa Ziobrę i Jacka Kurskiego. Sute zlecenia od MELD dostawali znajomi deputowanych, którzy później przekazywali Solidarnej Pol­sce wielotysięczne darowizny. Po naszym tekście prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Trwa ono do dzisiaj. Przypomnij­my, że prokuratura dziś podlega Ziobrze.
   Na defraudacji brukselskich grantów niedawno złapano innego polityka MELD, duńskiego europosła Mortena Messerschmidta. Musiał zwracać pieniądze na sympozja, które nigdy się nie odbyły - w rzeczywi­stości szły na kampanię jego partii.

DBAJMY O SWOJE
Torwar, 20 czerwca 2015 r. Godzinę po europosłach na sce­nę wychodzi Beata Szydło. Przemawia ponad 40 minut. - Unia Europejska jest nam potrzebna, ale musimy pamiętać o jednym: w Unii Europejskiej każdy dba o swój interes. Każde państwo dba o to, żeby jego interesy były zabezpieczone. I my musimy działać dokładnie tak samo! - mówi.
   Dostaje rzęsiste oklaski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz