Świat
dla ucznia ma być prosty: liczą się Bóg, kościół, Ojczyzna. I wreszcie on - Polak katolik.
Anna Szulc
Po drugim dniu zajęć w szkole siedmioletni
Olek przybiegł do mamy z wiadomością, że on już wie, że Jezus umarł, gdy miał
33 lata.
Olek jest synem
znanej psychoterapeutki i seksuolożki dr Aleksandry Sarny z Katowic. Oboje są
niewierzący. - Nie zapisałam dziecka na religię, a jednak się na niej znalazł -
denerwuje się psycholog. - Przypuszczam, że mając do wyboru siedzenie w świetlicy,
wolał zostać z resztą dzieci. To normalne w tym wieku, dla najmłodszych uczniów
najważniejsza jest grupa, najgorsza za to świadomość, że jest się innym.
Szkoda tylko, że nikt mnie nie zawiadomił, że Olek został na katechezie.
Religia jest w środku
zajęć lekcyjnych. - To norma w polskich szkołach. Tak jak normalne jest, że nie
ma w nich etyki, bo trudności organizacyjne, mało chętnych. A jeśli nawet, to
na przykład cztery godziny po lekcjach - zauważa Dorota Łoboda, współzałożycielka
ruchu „Rodzice przeciwko Reformie Edukacji”. - Chodzi o to, by nikt na etykę
nie chodził, za to ślęczał na religii. I żeby w uczniach ograniczyć do minimum
ciekawość świata. Świat ma być prosty: liczą się Bóg, Kościół, Ojczyzna. I
Polak katolik. Obiektywna, skomplikowana wiedza, dowody naukowe? Po co? I tak
państwo polskie nie ma żadnego wpływu na treści, które znajdują się w
podręcznikach do religii. Mogliby w nich napisać, że Słońce krąży wokół Ziemi -
nikt by nie zwrócił uwagi.
JAKIŚ ZOMBIAK
9-letni Kajtek z
Wielkopolski przyniósł do domu ćwiczenia do „Elementarza”. -
To nie były pomoce do katechezy, tylko podstawowe zagadnienia dla trzeciej
klasy. Czyli co? Zagadki na temat papieża, z których miało wynikać, że Jan
Paweł II był największym Polakiem i patriotą wszech czasów. Krzyżówki z
potrawami wielkanocnymi. Polecenia w rodzaju: wymień dni Wielkiego Tygodnia i
tak dalej. Kompletnie nie wiedziałam, jak to wszystko niewierzącemu dziecku z
niewierzącej rodziny wytłumaczyć - przyznaje matka chłopca, Katarzyna.
Ostatecznie wymyśliła rodzinny quiz z wiedzy o mazurkach i babach.
Próbowała też wyjaśnić synowi, na czym polega zmartwychwstanie Chrystusa: -
Umarł na krzyżu, wniesiono go do jaskini, po trzech dniach zmartwychwstał.
- Jak jakiś zombiak? - zdziwił się Kajtek.
Katarzyna nawet nie chce myśleć, co będzie wiosną, gdy
dzieci z klasy Kajtka będą się przygotowywać do Komunii Świętej. Widziała już
zestaw zatwierdzonych przez Kościół komunijnych pytań. Między innymi takie:
„Czy nie wyobrażałem sobie siebie lub innych osób w scenach pornograficznych?”,
„Czy nie bawiłem się z kimś w nieprzyzwoite zabawy?”, „Czy nie bawię się swoim
ciałem, dotykając miejsc intymnych?”, „Czy nie oglądałem filmów lub czasopism
zawierających treści pornograficzne?”.
Albo ten rebus dla dzieci: „zakryte części ciała”.
Poprawne odpowiedzi: o zakrytych miejscach nie mówimy, nie myślimy, nie
patrzymy na nie.
- Efekty takich przekazów widzę u siebie w gabinecie. W końcu
religię w szkole mamy od ponad dwóch dekad - zauważa dr Aleksandra Sarna. -
Przychodzi do mnie kobieta, żaląc się, że mąż nie pozwala jej na wizytę u
ginekologa, rozwala szafki w gabinecie, gdy słyszy, że powinna poddać się
dopochwowemu USG. „Nikt mojej żonie nie będzie tam wkładał” - ryczy. Albo młodziutka
dziewczyna, która chwali się, że tak jak ksiądz kazał, jest dziewicą. Uprawia
seks wyłącznie analnie.
Czy taka dziewica masturbuje się? Skądże! Jak mogłaby,
skoro w podręczniku do religii do klasy VII pod nazwą „W blasku Bożej prawdy”
(wydawnictwo Jedność) wyraźnie stoi, że onanizm to grzech gorszy niż wybuch
wojny atomowej. Z kolei prezerwatywy powodują zapalenia prącia.
Homoseksualizm? Oczywiście, że grzech. Najczęstsze
przyczyny homoseksualizmu to: nieufność wobec płci odmiennej na skutek
zranień zadanych przez rodzica, głód ojca, odrzucenie przez grupę rówieśniczą,
bunt przeciw Bogu, gwałt lub wykorzystanie seksualne w dzieciństwie.
Homoseksualizm można również nabyć z własnej winy: wystarczy przebywać w
nieodpowiednim środowisku, oglądać pornografię oraz prowadzić rozwiązły styl
życia. Na pocieszenie uczniowie dowiedzą się, że „to” da się leczyć. Pan Jezus,
jeśli się w niego wierzy, uzdrawia z homoseksualizmu.
W tej samej książce uczniowie przeczytają także, czym
różni się mężczyzna od kobiety: on z natury jest silny, ona za to piękna. Może
i piękna - ale zgodnie z treściami podręcznika do religii do klasy VII -
flirtować nie może. Bo bardzo łatwo pomylić miłość z pożądliwością. Pożądliwość
to cudzołóstwo, nawet jeśli dziewczynom i chłopcom wydaje się tylko niewinnym
flirtem.
Tylko jak zapanować nad flirtem? Podręcznik do religii
daje jasną odpowiedź i na to pytanie: „Żeby człowiek umiał panować nad sferą
seksu, musi umieć panować nad swoim ciałem nie tylko w dziedzinie płciowości.
Aby dać sobie radę z »tymi sprawami«, trzeba sobie dawać radę z higieną ciała,
z opanowaniem języka, ze sprzątaniem swego pokoju i sumiennością w pracy”.
I jeszcze: „Jest po prostu niemożliwe, żeby brudas, leń i
gaduła mógł poradzić sobie ze swoją erotyką. Biedni są ci chłopcy, których
ojciec nie nauczył męskości. Nie pokazał, co to znaczy męstwo, odwaga i bycie
prawdziwym dżentelmenem (...) potem to oni właśnie przy piwie licytują się, kto
ile panienek zaliczył. Mylenie miłości, która daje prawdziwe szczęście, z
pożądliwością (...) prowadzi do dramatów, gdyż popęd seksualny jest ślepy”.
Seks? Tylko małżeński, małżeństwo tylko sakramentalne.
Broń Boże z Murzynem lub Arabem. Takie małżeństwa nie mogą się udać. A dzieci?
Trzeba je mieć koniecznie, żadna antykoncepcja w grę nie wchodzi. W podręczniku
dla starszych klas przeczytamy: „antykoncepcja dla kobiety to śmietnik’. I
jeszcze, że poczęte dziecko kobieta ma... pod sercem.
Lekcje religii poszerzą także wiedzę licealistów o
relacji między władzą świecką a boską. Przeczytają oni: „Bądźcie poddani każdej
ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana”. W rozdziale poświęconym wolności i
wierze natkną się na zdjęcie z transparentem i z hasłem: „Tylko pod krzyżem,
tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem”.
CIAŁO NIEOMYLNE
Już kilka lat temu
Instytut Spraw Publicznych po analizie podręczników do religii uznał, że
podczas katechezy uczniowie dostają przekaz, że polskość równa się katolicyzm,
a Kościół promuje się w jej trakcie jako „ciało nieomylne”.
Kolejna modlitwa z podręcznika do VII klasy: „Boże, Ty powołałeś mnie do życia z polskich
rodziców i na polskiej ziemi. Dziedzictwo mego Narodu kształtowało moje myśli,
chleb polskiej ziemi żywił moje ciało. Nie mogę kochać Twojego świata, nie kochając
na pierwszym miejscu mojej Ojczyzny. Proszę więc, ześlij na nią
błogosławieństwo swoje”.
Do kompletu jeszcze króciutki
wiersz: „Pomódl się za rodziny, w których jest problem alkoholowy, niezgoda i
obojętność religijna”.
Aleksander Bugla, filozof i były katecheta, musiał odejść
ze szkoły, bo nie chciał zmuszać dzieci do klepania paciorków. Chciał za to, by
religia w szkole „dawała prawo uczniom do myślenia i własnych wyborów”.
- Także do wyboru wyznania -
podkreśla. Treści, które widzi dziś w podręcznikach, napawają go strachem. -
To tresura katolickich dżihadystów, młody człowiek nie ma prawa do wątpliwości
czy dyskusji. Ma mieć wdrukowane, że wszelka inność to złowroga mu obcość.
To, że faktycznie dzieci są w szkole uczone nienawiści,
pokazuje historia niedawnej kartkówki w jednej z podpoznańskich szkół. Pytanie
brzmiało: „Na co zasługuje człowiek niewierzący?”. „Na śmierć” - odpowiedziało
polskie katolickie dziecko. I dostało za to dobrą ocenę.
- Dzisiejsza edukacja przypomina nie lekcje, tylko szkolenie
- potwierdza Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton,
która od lat jeździ z warsztatami z edukacji seksualnej do polskich szkół. Przyznaje,
że treść podręczników ją przeraża. - Ale z drugiej strony mamy wreszcie jasną
sytuację. Nikt już się nie kryje, że to zwykła propaganda, szerzenie jedynej
słusznej ideologii. Jeśli uczeń kształcony jest po to, by oceniał
antykoncepcję pod względem moralnym i religijnym, to dla takich działań jak nasze,
paradoksalnie, otwierają się ogromne możliwości. My wiemy, że młodzi ludzie
czują się samotni, odrzuceni, że chcą mieć rzetelną wiedzę seksualną. Non stop dzwonią do nas z prośbą o poradę, o pomoc. Ostatnio
odezwał się chłopiec, którego wyrzucono z lekcji, bo śmiał powiedzieć, że są
inne orientacje, nie tylko heteroseksualna - opowiada.
Zdaniem Józefowskiej złaknione wiedzy dzieci będą
odchodzić z religii, a także z innych lekcji, na których przekazywana jest jedna
jedyna objawiona prawda: - Dostajemy też mnóstwo telefonów od rodziców, którzy
już się organizują, z własnej woli przygotowują dla swoich dzieci zajęcia
pozalekcyjne z nami. W Pontonie śmiejemy się, że czeka nas teraz partyzantka.
- Nie chcecie indoktrynacji? To walczcie! Wychodźcie na ulicę,
nie dajcie się stłamsić. Być może jedynym wyjściem dla rozumnych dzieci i ich
rodziców jest dziś organizowanie dla młodych tajnych kompletów - zauważa prof. Radosław Markowski, socjolog z SWPS.
Podobnego zdania jest pedagog, prof. Krzysztof
Konarzewski: - Po upadku komunizmu nie
mieliśmy jeszcze tak złej sytuacji w edukacji. Dzieci są oduczane samodzielnego
myślenia, wpaja im się, że są narodem wybranym, że Polacy są święci i wielcy.
Najgorsza jest coraz potężniejsza pruderia szkoły. Strach przed Kościołem
sprawia, że na uroczystościach religijnych, na katechezach siedzą dziś i
cierpią tysiące dzieci niewierzących. Najwyższy czas, by się zbuntować.
Katarzyna z Wielkopolski: - Ja już się zbuntowałam. Syn
również. Chętnie zmieni szkołę, wcale go nie interesuje, jak to właściwie z
tym Jezusem było.
Czy uda im się znaleźć w Polsce prawdziwie świecką placówkę?
Katarzyna ma wątpliwości. Niedawno przeczytała, że jedna ze szkół zapisała
sobie w statucie religię jako przedmiot obowiązkowy. Kurator oświaty, do
którego słano liczne protesty, nie widział w tym żadnego problemu.
WOJNA Z KATECHETKĄ
- Jestem w
permanentnym stanie wojny z katechetką - przyznaje Ewa z
Warszawy, która należy do jednej z kilku facebookowych grup dla rodziców
nieposyłających dzieci na religię. - Szkoła też nie lepsza. Prywatna. Podobno
świecka. 13 sal lekcyjnych i 13 krzyży.
I ani jednego godła. W godzinach
lekcyjnych bal o tematyce religijnej, a na nim krzyżówki z wiedzy z Pisma
Świętego, piosenki kościelne itp.
- Czarę goryczy przepełniły u mnie scenki, które dzieci
odgrywały na tym balu. Na przykład taka: „jak wygląda dziecko wierzące, a jak
niewierzące”. Mój syn grał niewierzącego. Czyli w przeciwieństwie do reszty
uśmiechniętych i miłych dzieci musiał chodzić ze skrzywioną buzią, zgarbiony, z
rękami w kieszeniach - opowiada Ewa.
Wiedziała, że tego dnia w szkole odbywał się bal
przebierańców, więc sama pomogła synkowi - zgodnie z zaleceniami szkoły -
przebrać się za powstańca warszawskiego, choć w głębi serca Jaś marzył, żeby
być Batmanem. - Zabierając go ze szkoły, zapytałam, jak podobał mu się bal. Co
usłyszałam? „Smutno mi było, mamusiu. Wszystkie dzieci bawiły się z panią
katechetką w zgadywanki i krzyżówki religijne, a ja nic z tego nie rozumiałem.
Pani katechetka zorganizowała w końcu scenki z moim udziałem, gdzie grałem
chłopca, który olewa modlitwy i Boga” - opowiada Ewa.
Mało jej nie trafił szlag. Zdecydowała się napisać list
do dyrekcji placówki. „Czy nasz syn chodzi do szkoły katolickiej czy
świeckiej?” - zapytała. „Czy w Państwa szkole jest zachowana tolerancja i
szacunek dla dzieci z rodzin o innych wyznaniach, czy jest skierowana wyłącznie
dla rodzin katolickich?”.
Odpowiedzi do dziś nie dostała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz