Transfery
w polityce nikogo już nie dziwią. Zazwyczaj przechodzi się z partii słabszej do
silniejszej lub ze słabnącej do rosnącej, często nagrodą jest stanowisko.
Niemało
można usłyszeć przy okazji transferów. Od Radosława Sikorskiego zachęcającego
do dorzynania watah, poprzez Michała Kamińskiego, Romana Giertycha, Ryszarda
Czarneckiego, Witolda Waszczykowskiego, Bartosza Arłukowicza, aż po uwiedzionego
przez PiS Jacka Saryusza-Wolskiego, który po wielu latach w PO oznajmił, że
woli banicję niż targowicę.
- Polityk nie bierze ślubu kościelnego z
partią, więc rozwód jest możliwy. Można to jednak robić w różnym stylu - ocenia jeden z weteranów polskiej polityki, sam zresztą
z transferowym epizodem w życiorysie.
Na
każdy szczyt, także szczyt koniunkturalizmu, można wytyczyć nową trasę. Trudno
się oprzeć wrażeniu, że w czasach „dobrej zmiany” jesteśmy w tej dziedzinie
świadkami rekordowych osiągnięć. I nie dotyczy to wyłącznie polityków.
„Nie należę też do ludzi typu Michał Kamiński
czy Bartosz Arłukowicz, którzy prawie co wybory zmieniają poglądy” - powiedziała o sobie Magdalena Ogórek w wywiadzie dla
„Frondy” w 2016 r. I da się ten cytat nawet od biedy obronić, bo doktor Ogórek
(jest przywiązana do tego tytułu) poglądy zmieniła raz, a porządnie.
Ogórek zwalcza postkomunę
Tuż przed wyborami 2015 r., gdy
nie wiadomo było, jaki rząd wyłoni się po wyborach, Ogórek w TVN24 na wszelki wypadek postawiła na trzy konie. „Kibicuję
wszystkim, bo każda ma trudno – powiedziała o Ewie
Kopacz, Beacie Szydło i Barbarze Nowackiej, której poświęciła sporo ciepłych
słów. - Trzymam kciuki za Joannę Muchę” - dodała
jeszcze.
Dzisiejsza
aktywność werbalna Ogórek, nie tak dawno kandydatki SLD na prezydenta, wprawia
w osłupienie nawet część prawicowej opinii publicznej.
Po
zwycięstwie PiS skleiła się z obozem rządzącym. Jest gwiazdą telewizji Jacka
Kurskiego: współprowadzi program (podobno satyryczny) „W tyle wizji” oraz
publicystyczny „Studio Polska”, a od niedawna także „O co chodzi”. Zawsze na
posterunku: gdy trzeba, weźmie w obronę Zbigniewa Ziobrę (przed Zofią
Romaszewską); gdy trzeba, zaatakuje opozycję (podjęła narrację PiS o „puczu”
przeprowadzonym jakoby przez PO i Nowoczesną w grudniu 2016 r.). Pozwoliła też
sobie zrobić zdjęcie jako wolontariuszka IPN na Łączce obok ludzkich szczątków.
Niektóre
teksty Ogórek wyglądają, jakby to ktoś nie na serio pisał, lecz parodiował
tępego działacza partyjnego. „Podróżujemy autem. Całą trasę przez Polskę
dziękowałam Bogu i Beacie Szydło za to, że nikt nam nie rzuca kamieniami w
samochód jak w Calais” - napisała na Twitterze, chwaląc rząd za niewpuszczanie
uchodźców.
Jeszcze
śmieszniej zrobiło się, gdy we wspomnianym „W tyle wizji” zaatakowała byłego
prezydenta, zwracając uwagę współprowadzącemu: „Ja bym wolała, byś określał
Kwaśniewskiego jako przedstawiciela głębokiej postkomuny. Mówmy tak, jak
jest”.
Na
nieszczęście Ogórek w intemecie nic nie ginie. Szybko przypomniany został spot
z 2011 r., w którym Aleksander Kwaśniewski stoi obok zachwyconej Ogórek i
zachwala ją jako kandydatkę na posłankę SLD z Rybnika. Nie wytrzymał też
dziennikarz „Gazety Polskiej” Grzegorz Wszołek, który na blogu wytknął Ogórek
koniunkturalizm i przypomniał, co nie tak dawno pisały o niej prawicowe
portale.
„Gra w serialach i parzenie kawy wychodziły
pani Ogórek całkiem nieźle. I pewnie byłoby lepiej dla Polski, gdyby na tym
poprzestała” - czytaliśmy we wPolityce.pl braci Karnowskich.
„Ogórek a la PRL. Ogórek ma związki
ze środowiskiem komunistów i postkomunistów” - to już niezalezna.pl.
Faktycznie,
atakowanie za „głęboki postkomunizm” Kwaśniewskiego to w przypadku Ogórek w
najlepszym razie objaw samobójczej brawury. Niemal całe zawodowe życie spędziła
w otoczeniu „głębokiej postkomuny”: w Kancelarii Prezydenta za Kwaśniewskiego,
w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych za rządów SLD, była sekretarką w klubie
Sojuszu, należała do sztabu Grzegorza Napieralskiego w wyborach prezydenckich
2010 r., przystała na ofertę Leszka Millera, by reprezentować SLD w 2015 r.
Jej mąż to były poseł SLD, który nie ubiegał się o reelekcję, gdy Antoni
Macierewicz umieścił go na swej sławnej liście.
Przemiana
Ogórek w radykalnego - jak z karykatury - prawicowca zdumiewa jej byłych
znajomych. - Jak chcę się zmobilizować do jakiegoś ostrego wystąpienia,
oglądam jej program - opowiada nasz rozmówca.
- Mam czasem wrażenie, że ktoś nam ją
podrzucił. Ona się zachowuje tak, jak sobie wyobraża, że prawica się zachowuje - twierdzi poseł PiS. To komentarz do antysemickiego
wpisu Ogórek na Twitterze, gdy zaatakowała Marka Borowskiego: „Czy oznaką
kręgosłupa jest zmiana nazwiska z Berman na Borowski?”. Senatora - byłego
polityka SLD zresztą - broniła m.in. posłanka PiS Joanna Lichocka, która napisała: „Pani Magdo, Marek Borowski
opowiadał publicznie o domu
i pochodzeniu, np. w moim tekście przed laty. Pani wpis nie jest celny, ani elegancki”.
Sam Borowski podsumował szarżę Ogórek tak: „nieszczęsna i głupiutka osoba,
która chce zrobić karierę”.
Zygzaków
Ogórek nie przeżyły jej przyjaźnie. - Jest mi przykro, gdy z pogardą
traktuje ludzi, o których kiedyś zabiegała. Widziałam, jak wyśmiewała w
telewizji wygląd pani prezydentowej Komorowskiej, słyszałam, co mówiła o
prezydencie Kwaśniewskim, a przecież kiedyś bardzo sobie ceniła bywanie w ich
towarzystwie. To nie jest Magda, jaką znałam - mówi jej była przyjaciółka
Katarzyna Piekarska.
- Czasy ewoluują dojrzewamy, zmieniamy
zapatrywania, weryfikujemy sądy. 100 lat temu, gdy kandydowałam z listy SLD, uważałam,
że wsparcie dwukadencyjnego prezydenta jest czymś dobrym. Ale to było zanim
Aleksander Kwaśniewski stał się memem. Poza tym, jak kandydowałam na
prezydenta, to liberalne media atakowały mnie za to, że nie jestem lewicowa. A
potem wajcha została przestawiona i jestem krytykowana za prawicowość - mówi Ogórek.
Przy
wolcie Ogórek blednie przemiana Aleksandry Jakubowskiej, byłej rzeczniczki
rządu SLD, która w tej kadencji potrafi udzielić wywiadu tygodnikowi „wSieci”
pod tytułem „Chyba jestem moherem”, gdzie krytykowała Czarny Protest. Albo
zganić Jacka Żakowskiego za udział w debacie SLD: „Trzeba się bić o wolność
słowa...,a w wolnych chwilach dorabiać u
kanapowych partyjek”.
- Nazwałbym tę postawę specyficznym
symetryzmem. Aleksandra została odrzucona przez warszawski salon, środowisko
„Gazety Wyborczej". W tym dopatrywałbym się źródeł jej dzisiejszych
poglądów - mówi ważny polityk SLD.
180 stopni Kika
Kazimierz Kik nie jest tak sławny
jak Ogórek, więc jego metamorfoza przebiega we względnej ciszy. Co nie znaczy,
że jest mniej spektakularna.
Kik to
politolog z dwudziestoletnim stażem w PZPR (aż do 1990 r.), były lektor KC
PZPR, były polityk SLD i mniejszych ugrupowań lewicowych. Bez sukcesu kandydował
z lewicowej listy do Parlamentu Europejskiego i z komitetu lokalnego do sejmiku
mazowieckiego. Za rządów PO-PSL częsty gość liberalnych mediów, członek
lokalnego komitetu honorowego PO w wyborach 2007 r.
„Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz dawno
powinni siedzieć. Za sponiewieranie godności
Rzeczypospolitej, za insynuacje polityczne, za niszczenie autorytetu najwyższych
instytucji państwa polskiego, za przyczynianie się do utraty wiarygodności
Polski w Europie” - wyliczał winy PiS w radiu TOK FM w 2012 r.
Dziś
sprawia wrażenie, jakby z prorządowej TV Republika
wychodził tylko po to, by wystąpić w prorządowej TVP Info.
Samokrytykę
złożył w „Rzeczpospolitej”: „Zacząłem podsumowywać efekty rządów PO i wyszło
mi, że albo jestem głupi, albo ślepy, popierałem władzę, która doprowadziła do
wyemigrowania prawie 3 mln Polaków, do opanowania polskiej gospodarki przez
obcy kapitał, do pojawienia się umów śmieciowych”.
Kik
zajmuje się na przemian obroną rządu i atakowaniem opozycji.
„Z podsumowania efektów naszej
transformacji wychodzi, że PO i jej poprzednicy to były rządy antynarodowe.
Dopiero PiS ma jakąś sensowną ofertę. Założenia programowe rządu Beaty Szydło są świetne, zarówno jeżeli chodzi o politykę
socjalną, jak i plan pobudzenia gospodarki” - mówił w cytowanym wywiadzie.
„Nie można kaprysić. Jest rząd, który jest
odpowiedzialny za państwo. Stawianie przeszkód jest antypaństwową działalnością.
Jeżeli opozycja nie ma władzy, ale chce utrudniać rządzenie, to odpowiedzmy
sobie na pytanie, co jest bardziej antypaństwowe” - głosił w TV Republika w styczniu 2016 r.
Precyzyjnie
wyłożył, dlaczego PiS walczy o kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym: „Żeby
wdrażać reformy, rządzący muszą mieć swój Trybunał”. Proste? Proste. Podobnie
jak jego przestroga przed PO i Nowoczesną: „Totalna opozycja musi się zmierzyć
ze swoją totalnością. Destrukcyjne izolowanie i negowanie wszystkich pomysłów
innych środowisk tylko dlatego, że nie są nasze, może prowadzić do autorytaryzmu. Strach będzie pomyśleć, co by było, gdyby
takie ugrupowania doszły do władzy”. Nie oszczędza swojej byłej partii. „SLD
był błędem, był symbolem zdrady” - ocenił w TV Republice.
- Jestem cały czas człowiekiem lewicy, do
żadnej partii już się nie zapiszę. Poprę każdy rząd, nawet diabła, jeśli będzie
działał na rzecz lewicy socjalnej. Na poparciu rządu PiS nic nie zyskałem,
odwrotnie - utraciłem wszystkie funkcje, bo świat nauki w 80 proc. opanowany
jest przez liberalny i lewicowy establishment - mówi Kik.
Podobną
drogą, choć z większą nieśmiałością, kroczy „specjalista od wizerunku” Norbert
Maliszewski. Za rządów PO był im raczej przychylny (drugi rząd Tuska po roku
oceniał na czwórkę z minusem), a Ewę Kopacz porównywał do Margaret Thatcher i chwalił jej rząd jako „drużynę osobowości”. Podkreślał
też słabości PiS „Mógłby jednak skorzystać na kryzysie, ale nie ma ludzi
znających się na gospodarce”.
Dziś
Maliszewski chętnie występuje w propisowskich mediach, by ich odbiorcom
tłumaczyć sukcesy PiS i klęski opozycji. „W Polakach narodziło się wrażenie,
że państwo z korupcją walczy. Widzi silne, kontrolujące państwo i słabą,
zdegenerowaną PO i słabe, lipne państwo. Silnym punktem PiS od dawna jest
skojarzenie tej partii z uczciwością” - mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
„Rząd PiS twardo negocjuje interesy z UE.
Straszenie wyjściem z UE te negocjacje osłabia” - powiedział w „Wiadomościach”,
krytykując Donalda Tuska.
Jeszcze
dzielniej rząd wspiera europeista Piotr Wawrzyk, za rządów PO-PSL ekspert
komisji ds. Unii Europejskiej. „Działania władz Unii wobec Polski nie mają charakteru
prawnego. Nie chodzi o ochronę unijnego prawa i zasad, ale o politykę. Mówiąc
wprost, Brukseli chodzi o to, by grillować rząd PiS tak, żeby zaczęli się od
niego odwracać wyborcy” - tłumaczył czytelnikom
„Super Expressu”.
Chwali
rząd: „PiS stara się rozwiązać konflikt wokół TK na gruncie politycznym (spotykając
się z opozycją) i merytorycznym (powołując zespół ekspertów)”, atakuje tych,
których PiS nie lubi: „Ideą rzecznika praw obywatelskich jest obrona zwykłych
obywateli, a w tym przypadku broni elit”.
Po
napadzie na Polaków w Rimini Wawrzyk napisał na Twitterze: „Czy to możliwe, że
szef tych bandytów z Rimini mógłby trafić do Polski w ramach relokacji, na
którą PO zgodziła się w 2015 r.?”.
Gimnastyka Mistewicza
Eryk Mistewicz, kolejny specjalista
od wizerunku, chętniej przyznaje się do współpracy z „wpływowymi politykami”
niż owi politycy z nim. Niezmienne pozostaje w
nim uczucie do władzy oraz porównywanie polityków polskich do francuskich.
Prześledźmy fakty.
Kampania
2007. Mistewicz w „Dzienniku”: „Patrząc, jak Jarosław Kaczyński jako jedyna
osoba w Polsce zna mapę drogową rozwoju sytuacji politycznej, a pozostali
uczestnicy tej politycznej wyprawy muszą co parę godzin nanosić kolejne wektory
na pulsującą i niezrozumiałą dla nich trasę przejazdu, rezerwować billboardy i
rezygnować, i znów rezerwować, uśmiecham się”. Tytuł artykułu - „Kaczyński jak
Sarkozy” - warto zapamiętać, bo po zaledwie
kilku miesiącach (i zwycięstwie PO) Mistewicz przestawił sobie zwrotnicę.
„Czyli Tusk jednak jest magikiem?” - pytał „Dziennik”, a Mistewicz odpowiadał:
„Przy zachowaniu wszelkich proporcji - porównywalnym z Nicolasem Sarkozym czy
Barackiem Obamą”. Pomysł sprowadzenia Pendolino nazwał „projektem Tusk Grande Vitesse (TGV)”.
Mistewicz
ciepło powitał także rząd Kopacz. „Było świetne - recenzował jej expose. - Przedstawiało obawy i oczekiwania przeciętnej ulicy. Ludzi, którzy chcą, żeby politycy
współdziałali, dobrze wykorzystywali fundusze unijne i dobrze zarządzali
wspólnotą tego, co jest do zrobienia, niezależnie od tego, z jakiej są partii -
komentował w TVP
Info. I dodał: „Wydarzył się pierwszy cud Ewy
Kopacz. To podejście Jarosława Kaczyńskiego do Donalda Tuska. Może być to
sygnał końca okresu postsmoleńskiego”.
Bez
specjalnego zdziwienia można więc odnotować, że po zwycięstwie PiS Mistewicz
znalazł ciepłe słowa o nowej władzy. „Coraz więcej Francuzów i osób studiujących
w Paryżu zazdrości nam tego, że to wy w Polsce chronicie tożsamość EUROPY”
- pisał na Twitterze. Albo: „Ależ nam świat zazdrości
tego spokoju i spokojnego rozwoju. Uśmiechniętego, spokojnego Week-Endu!”
(pisownia oryginalna).
Zachował
zwyczaj porównywania polityków polskich do francuskich. „Morawiecki jak Macron” - przekonywał w „Rzeczpospolitej”. Intencje miał pewnie
dobre, ale tu mógł akurat przeholować - prezydent Francji jest w PiS na czarnej liście.
Mistewicz
- jako „niezależny ekspert” wszedł do „Międzyresortowego Zespołu ds. Promocji
Polski za Granicą”. A jego Instytut Nowych Mediów dostał od MSZ 230tys. zł. Z
POLITYKĄ rozmawiać nie chciał.
Okno transferowe
A druga strona medalu? Nowe
środowisko, zwłaszcza w przypadku tych najbardziej spektakularnych zwrotów,
traktuje zwykle neofitów z nieufnością, co z kolei skłania ich do jeszcze
większej gorliwości. Często - jak w przypadku Ogórek - przeradza się to w
kabaret, bo zbyt wiele śladów poprzedniego życia zostaje w internecie.
- Po odejściu z partii kandydowałem z innej.
Spotykałem moich dawnych wyborców, od których słyszałem, że jestem na niewłaściwej
liście i nie mogą mnie poprzeć - wspomina
nasz rozmówca. - Porzuciłem moje plemię i nie znajdę nowego. Nigdzie nie
będę swój - dodaje inny były polityk.
Co
czeka bohaterów tego tekstu? Fotel wiceministra kultury dla Ogórek, może miejsce
na liście PiS do europarlamentu? Garść zleceń dla Mistewicza? Profesura dla
Kika?
Władza
potrafi nagrodzić, a szybujące notowania PiS dają nadzieję na kilka tłustych
lat. Czy to w mediach, czy to w polityce. Chwilę temu do klubu PiS przeszły
dwie byłe posłanki Kukiz’15 - jedna z nich wcześniej wykluczała ten kierunek - oraz była posłanka PSL Andżelika Możdżanowska.
„Fakt” poinformował, że kandydatką PiS na szefową Krajowej Rady Sądownictwa będzie
była minister sprawiedliwości w rządzie SLD Barbara Piwnik. Ciąg dalszy
nastąpi...
Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz