Andżelika
Możdżanowska odeszła z PSL. Mnożą się plotki na temat jej politycznej
przyszłości i awansów w ramach PiS. Ile w nich prawdy i co zamierza dalej?
Anna Dąbrowska
W
lipcową środę, dzień przed kulminacją protestów w obronie niezależnego
sądownictwa, Andżelika Możdżanowska położyła na biurko prezesowi PSL
Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi swoją rezygnację z członkostwa w partii. To
było krótkie spotkanie, bez wyjaśnienia z jej strony i bez proszenia, aby
została, z drugiej. Dziś jest posłanką niezrzeszoną. Postawiła sprawę krótko i
tak też skomentował ją na Twitterze szef ludowców „Dziękuję za wszystko, co
wspólnie zrobiliśmy w PSL. Życzę Ci jak najlepiej na nowej drodze. Powodzenia”.
Mnożą się spekulacje na temat tej nowej drogi. W klubie szok, bo jeśli odejdzie
choćby jeszcze jeden poseł, to stopnieje on do 14 ludowych szabel. To oznacza
degradację z klubu na koło poselskie, słabszą pozycję przy Wiejskiej, mniej
czasu w debatach parlamentarnych.
Jedni twierdzą, że PiS ją czymś za- szantażował i postanowiła zostać ich
cichym koalicjantem, inni, że obiecali ambitnej polityczce jakieś eksponowane
stanowisko. - Może to szantaż połączony z intratną propozycją? Czas ujawni
jej prawdziwe motywacje - mówi poseł PSL
Eugeniusz Kłopotek. Cały PSL z
uwagą obserwował już po jej odejściu, jak podnosi rękę w głosowaniach. Nie są
to jednoznaczne sygnały. Pięć dni przed rezygnacją, choć nie było zarządzonej
dyscypliny, głosuje razem z opozycją przeciwko zmianom w KRS. A po rezygnacji
wstrzymuje się od głosu przy ustawie o Sądzie Najwyższym. Jednak tego samego
dnia popiera wniosek opozycji o odroczenie posiedzenia. Wspiera rząd w sprawie
zmian w sądownictwie czy nie? - Uważam, że potrzebna jest spokojna rozmowa o
reformie sądownictwa. PiS podjął się wielkiego zadania. W głosowaniu nad SN
wstrzymałam się od głosu i cieszę się, że odeszłam przed tym głosowaniem z
klubu, bo byłabym nie fair wobec PSL - mówi Możdżanowska. Ale nie jest to
spójne z tym, że - jak twierdzi - „cieszy się z weta prezydenta” (do ustawy o
SN) i jest „przeciwna temu, by prokurator generalny Zbigniew Ziobro miał tak
wielką władzę nad sądami”. Kiedy wszyscy z PSL relacjonują w mediach
społecznościowych, że protestują przeciwko temu, co PiS chce zrobić z sądami,
ona milczy, ani jednego facebookowego posta, ani jednego tweeta. Wychodzi na
to, że trochę została w opozycji, a trochę z niej wyszła.
W PSL żałuj ą, że tak szybko i tak wiele dostała od partii. - Nigdy
nie była mocno zakorzeniona w ruchu ludowym, a bardzo szybko awansowała i
dostawała, co chciała. Nie czuła z nami silnego związku, dlatego tak łatwo jej
było zejść z naszego pokładu, tym bardziej że sondaże nie napawają optymizmem
- żali się poseł PSL. Ale prawda jest też taka, że i ona dużo dla ludowców zrobiła.
W partii przedstawił ją, związany z PSL od zawsze, Józef Racki, były
poseł kaliski. To był 2011 r., lokalne święto w Kępnie, na południu
Wielkopolski. - Andżelika była związana z lokalnymi mediami, siedzieliśmy
przy stole z europosłem Andrzejem Grzybem i powiedziała do nas, że PSL powinno
być bardziej dynamiczne, otworzyć się na młodych. Odparliśmy, że jak jest taka
mądra, to niech wystartuje w wyborach - wspomina Racki. Dziś mówi, że był
jej patronem. Mieli ze sobą dobry kontakt, teraz zamilkła. - Jestem w szoku,
mam nadzieję, że jakoś mi to wytłumaczy. To mnie zniechęca do promowania
nowych ludzi - mówi z rozżaleniem.
Znana i zaangażowana
W 2011 r. Możdżanowska zdecydowała,
że wystartuje do Senatu. Racki mówi, że chciała pracować na swój sukces, a
wynik w jednomandatowych okręgach do Senatu jest najlepszą miarą tego sukcesu.
36-letnia wtedy kandydatka zgarnęła ponad 36 tys. głosów, weszła do Senatu i
zapisała się do PSL. Nie mogli wyjść z zachwytu. Kępno pierwszy raz ma swojego
parlamentarzystę. Wywalczyła pieniądze na obiecywaną od ponad 20 lat obwodnicę
miasta. - Do każdej nawet najmniejszej miejscowości dotarła z plakatami, na
rynkach, w domach strażaka i domach ludowych spotykała się z ludźmi - mówi
Jerzy Bińczak, redaktor naczelny lokalnego „Twojego Pulsu Tygodnia”.
Michał Zaczyk, redaktor naczelny radia SUD i „Kuriera Lokalnego”,
opowiada, że Możdżanowska często opóźnia rozpoczęcie oficjalnych uroczystości,
bo zanim dotrze do pierwszego szeregu na krzesło wśród oficjeli, to najpierw
wita się ze wszystkimi: gospodyniami, strażakami, mieszkańcami. Pochodzi spod
Kępna, a zanim na dobre zajęła się polityką, to jej matka Krystyna Możdżanowska
już była radną. Dziś zasiada w zarządzie powiatu kępińskiego, jest związana z
PSL, ale już się plotkuje, że również odejdzie spod zielonego sztandaru. Córka
w Kępnie od dawna była znana i zaangażowana. I na tym budowała polityczny
sukces. Jej mąż prowadzi hurtownię, jest myśliwym i trzyma się z dala od
polityki.
Andrzej Stachowiak, przewodniczący Rady Miejskiej w Kępnie, radny od 7
kadencji, podkreśla, że w kampanii korzystała z dobrych relacji z mediami,
które tworzyła w mieście. - Postawiła na nogi popularne dziś w regionie
radio SUD i bezpłatny dwutygodnik „Kurier Lokalny". Dobrze żyje z
dziennikarzami, którzy chętnie ją promowali - mówi Stachowiak. Możdżanowska
dziwi się, że mówią - niej „była
dziennikarka”. - Jestem z wykształcenia ekonomistką i raczej byłam
odpowiedzialna za ekonomiczny rozwój tych mediów łącznie z założeniem jednego
z tytułów prasowych - mówi posłanka. Prowadziła jednak flagowy program
polityczny w radiu i rozliczała polityków z obietnic wyborczych.
Kiedy dostała się do Senatu, zrezygnowała z wszystkich funkcji w
mediach. Mówi, że z polityki nie ma już powrotu do mediów. - Jestem
politykiem zawodowym. Kiedy weszłam do Senatu, zamknęłam działalność
gospodarczą, przekazałam funkcję prezesa ze stowarzyszenia „Po prostu
pomagam", które stworzyłam, - zostałam
szeregowym członkiem.
Dobra zmiana pana Jarka
A w polityce - jak mówi - pomogła
PSL dostać się do Sejmu. Sondaże oscylowały wokół progu wyborczego. W 2015 r.
ówczesny prezes PSL Janusz Piechociński poprosił ją, aby stanęła na czele
sztabu wyborczego. - Wtedy byłam już ministrem w kancelarii premier Ewy Kopacz, odpowiadałam za kontakty
z parlamentem, za portal obywatel.gov.pl i rejestr Karty Polaka,
więc kampanią zajmowałam się po pracy, spałam po trzy godziny dziennie,
jeździłam po całej Polsce - opowiada
Możdżanowska. Zdobyła najlepszy wynik ze wszystkich posłów PSL, prawie 18 tys.
głosów. Ten wysiłek porównuje z miesięczną podróżą życia po Indonezji ze swoim
synem jedynakiem, studentem SGH. Piętnastokilowy plecak, buty trekkingowe,
zero makijażu, środkami publicznej komunikacji, czasami przeciekającą łódką. -
To była wielka lekcja pokory i doświadczenie tego, że mam w sobie wielkie
pokłady wytrzymałości - wspomina.
W partii dostawała wiele stanowisk. Eksponowali dynamiczną polityczkę. W
poprzedniej kadencji wywalczyła, by „matki pierwszego kwartału” zostały objęte
rocznym płatnym urlopem rodzicielskim. - Po spotkaniu z Donaldem Tuskiem w
tej sprawie ten miał zapytać ówczesnego szefa PSL Pawlaka, skąd wziął taką
pyskatą senatorkę - wspomina jeden z uczestników tego spotkania. Poszła do
prezydenta Komorowskiego prosić o weto w sprawie likwidacji przez Gowina
niewielkich sądów rejonowych. Uratowała wszystkie trzynaście w swoim okręgu.
W tej kadencji dostała wizytówkę wiceszefa klubu poselskiego, delegata
partii do Rady Służby Cywilnej i do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Nie na kredyt, bo mocno na to pracowała. Poprosiła o miejsce w komisji
śledczej ds. Amber
Gold. I też je dostała. Posłowie opozycji
mówią, że nie dała się poznać jako szczególnie wnikliwa śledcza i nie sprawiała
PiS kłopotów. Choć raz stwierdziła publicznie, że może Kaczyński powinien
stanąć przed komisją i powiedzieć, co wie o całej aferze.
Po odejściu z klubu będzie musiała oddać miejsce PSL w komisji. Ale jak
się dowiadujemy, relacje z PiS ma na tyle życzliwe, że szefowa komisji
Małgorzata Wassermann obiecała jej przeforsować przez Sejm jedno miejsce w komisji dla reprezentanta posłów
niezrzeszonych, a konkretnie dla Możdżanowskiej. I nie przeszkadzają temu
wcześniejsze wypowiedzi jej samej z mównicy sejmowej skierowane do rządzących:
„Sprowadziliście politykę do ustawiania stołków i z tego będziecie zapamiętani
przez historię”; „Ta ustawa (o mediach narodowych - red.) to kolejny dowód
zamachu na demokrację i, nie boję się użyć tych słów, zamachu na prawa
Polaków”; „Miała być dobra zmiana, a wyszło jak przy remoncie z firmą pana
Jarka czy pana Heńka, myślę, że pana Jarka”
(to przytyk do Kaczyńskiego - red.); „Czy naprawdę chcecie państwo, każda
posłanka i każdy poseł PiS, który w głosowaniu podniesie rękę (za ustawą o
prokuraturze - red.), być może do końca życia być utożsamiani z tymi, którzy
po 25 latach trójpodziału władzy doprowadzili do jednoosobowej dyktatury?”.
Znalazła się też na stworzonej przez środowiska pro-life czarnej liście posłów, którzy zagłosowali przeciwko dalszym
pracom nad ustawą zakazującą aborcji. Mówiła wtedy, że „ustawa zaostrzająca
prawo aborcyjne ubezwłasnowolniłaby kobiety”, ale w rozmowie z nami woli mówić
o oknach życia, które z jej inicjatywy zostały otwarte w jej rodzinnych
okolicach.
Czas pokaże, co się okaże
PiS, niepewny do końca kilkunastu
swoich posłów, kolportuje plotkę o szykowanych transferach z innych partii.
- Ja lubię mówić o faktach, na
dziś jestem posłanką niezrzeszoną -
stwierdza. Wielu przewiduje, że będzie niezrzeszoną satelitką, wspierającą w
głosowaniach partię Kaczyńskiego. Dwaj posłowie PiS, którzy dobrze ją znają,
mówią, że „Możdżanowska została wyjęta z opozycji”. Plotki o składanych jej propozycjach mnożą
się i wzajemnie wykluczają. Najpopularniejsza: wejdzie do kancelarii Szydło
i zajmie miejsce
Adama Lipińskiego, pełnomocnika rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego. Ona
sama zaprzecza.
Inny poseł PiS podsuwa, że Możdżanowska ma dobre relacje z Andrzejem
Derą, który zawiesił swoje członkostwo w partii Ziobry, dziś ministrem w Kancelarii Prezydenta, związanym z jej okręgiem wyborczym. - Słyszałem, że już
trwają rozmowy o jej przejściu do kancelarii. Dera zaprzecza i dodaje, że
ministerialnych miejsc w Pałacu nie ma tylu, aby obdzielić kolejne osoby. I
wreszcie inny poseł PiS, co potwierdza jej dobry znajomy z Kępna, twierdzi, że
Możdżanowska jako ekonomistka, z rozpoczętym doktoratem, pójdzie jesienią do
ministerstwa Morawieckego.
Sama zainteresowana bagatelizuje krążące pogłoski. Podczas ostatniego
dnia posiedzenia Sejmu w przerwach między głosowaniami, gdy tylko dyskutowała
w kuluarach z jakąkolwiek osobą, to pojawiały się plotki dotyczące transferu. A
to, że do Kukiza, że do koła Morawieckiego seniora albo do PiS.
- To wszystko plotki - zapewnia. W Kępnie zaś huczy, że z poparciem PiS wystartuje
w wyborach samorządowych, z szansą na stanowisko starosty albo burmistrza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz