Uznał, że wszystko,
co PiS robi, jest dobre dla Polski. Z takim nastawieniem Jarosław Sellin bierze
się za wypędzanie niemieckiego diabła z rynku medialnego.
Niegdyś
dziennikarz, potem stanął po drugiej stronie muru - został politykiem. Firmuje swoją twarzą zbliżającą się
„dekoncentrację mediów”. Ostateczny projekt nie jest jeszcze znany, ale podobno
już gotowy i lada dzień powinien się pojawić. Ma to być repolonizacja, reforma
niby na wzór francuski, ale nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o osłabienie
tych mediów, lokalnych i ogólnopolskich, które krytykują PiS. Mówi się
o ograniczeniu kapitału zagranicznego do 15-20 proc.
udziałów, pojawiają się sugestie, że powinny być zrewidowane koncesje na
nadawanie; mają być ograniczenia w posiadaniu jednocześnie gazet, portali i
stacji telewizyjnych. Bo, jak uważają politycy PiS, mimo całkowitego przejęcia TVP i zamianie jej w tubę partii rządzącej (i mimo skierowania
reklam państwowych spółek tylko do prawicowych gazet), na rynku medialnym
wciąż panuje „głęboka nierównowaga”. Tezy te są wypowiadane z całkowitą powagą.
- Kiedy zaszła zmiana w Jarku Sellinie?
Myślę, że jestem w stanie wskazać konkretny dzień - twierdzi Wojciech Szeląg, kiedyś kumpel z gdańskiej
opozycji, a potem z korytarzy Polsatu. Był koniec października 2005 r.
Pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji i poselski debiut Sellina. Szeląg
dostał wtedy esemesa o treści: „Zaraz głosujemy za wyborem Leppera na wicemarszałka.
Chyba się zrzygam”. - Ale zaraz potem tłumaczył już, że polityka to gra drużynowa
i nie można się wyłamywać. Z jednych celów warto rezygnować, aby osiągać inne,
ważniejsze - wspomina Szeląg.
1
Pierwszą pięciolatkę obecnego wieku Jarosław Sellin spędził w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Wybrany głosami AWS, robił tam za prawicową opozycję wobec panoszącego się z nadania SLD Włodzimierza Czarzastego. Afera Rywina zdemaskowała patologie ówczesnego układu medialnego, czyniąc media publiczne i hasło ich sanacji gorącym tematem politycznym.
„Jestem głęboko przekonany, że wcześniej czy
później wygram” - zapewniał Sellin w 2003 r. „Że już mnie tu, w Radzie, nie
będzie, ale na przykład idee, żeby odebrać politykom media publiczne i oddać
je środowiskom twórczym, dziennikarskim, biznesowym, prędzej czy później
wygrają. Jestem cierpliwy, mam 40 lat, do emerytury 25 lat, będę z satysfakcją
za jakiś czas obserwował zwycięstwo tej idei”.
Nie
musiał długo czekać. W 2005 r. został wiceministrem kultury w rządzie PiS
właśnie po to, aby egzorcyzmować upiory Rywina i Czarzastego. Napisał wtedy
nowelizację ustawy medialnej. Taką, jak sobie wymarzył. Z uczciwymi konkursami
stawiającymi szlaban dla politycznych drapieżców. Miała to być wielka nowelizacja.
Ale najpierw decyzją PiS poszła do Sejmu mała. Chodziło o zmniejszenie składu
KRRiT. Tylko po to, aby rozwalić kadencje i wprowadzić do Rady swojaków. A
potem prezes Kaczyński ogłosił koalicję z Samoobroną i LPR. Nowym sojusznikom
zależało zaś na własnych koloniach medialnych. Nowelizacja Sellina wylądowała
więc w koszu.
- Długo to odchorowywał. Uznał, że granica
kompromisu padła - opowiada znajomy
polityka. Po przegranych wyborach, w grudniu 2007 r., Sellin opuszcza PiS. Potem
wróci i już pozostanie.
2
„Wy znów strzelacie dlatego, że jesteście za rewolucją. A rewolucja - to przecież ma być przyjemność. A przyjemność nie lubi sierot w domu. Rewolucja - to dobra rzecz robiona przez dobrych ludzi” (Izaak Babel, „Konarmia”; kolejne cytaty także).
„Wy znów strzelacie dlatego, że jesteście za rewolucją. A rewolucja - to przecież ma być przyjemność. A przyjemność nie lubi sierot w domu. Rewolucja - to dobra rzecz robiona przez dobrych ludzi” (Izaak Babel, „Konarmia”; kolejne cytaty także).
Październik
2015 r. Sellin ponownie w szeregach obejmującego władzę PiS. Raz jeszcze
urządza sobie biurko w Ministerstwie Kultury. Co roku o tej porze spotykają
się w Gdańsku członkowie dawnej redakcji „Młodej Polski”. W rocznicę ukazania
się w 1989 r. pierwszego numeru pisma. Tygodnik wychodził raptem przez
kilkanaście miesięcy, ale był ważny. Pod skrzydłami Wiesława Walendziaka skupił
elitę młodych konserwatystów. Łączyła ich polityczna inicjacja w latach 80. w
Ruchu Młodej Polski. Oraz marzenie o harmonijnej syntezie tradycyjnej polskości
i katolicyzmu z demokracją i modernizacją. Drogi środowiska w późniejszych
latach mocno się rozeszły, co nie przeszkadza odnawiać corocznie dawną więź.
Jest wtedy dużo wina, politycznych dyskusji i kombatanckich wspominek.
Tamten
wieczór wypadł zaraz po zwycięskich dla PiS wyborach. Jarosław Sellin (w
„Młodej Polsce” był szefem działu politycznego) apeluje, aby nie bać się nowej
władzy. Deklaruje, że błędy z lat 2005-07 zostały przemyślane i tym razem
będzie inaczej. Spokojniej, bardziej odpowiedzialnie.
- Na
pewno mówił od serca. Ale ja nie miałem najmniejszych wątpliwości, że się myli.
I doszło potem do awantury - opowiada Jacek Bendykowski, który wspólnie z
Selimem zakładał w latach 80. katolickie stowarzyszenie Verbum, a dziś kieruje klubem PO w sejmiku pomorskim. Dodaje:
- Szkoda, że nikt nie nagrał tamtej dyskusji.
Wiele bym dał, aby puścić teraz Jarkowi jego własne słowa.
Pozostały
jednak publiczne wypowiedzi Sellina z tamtego czasu. Choćby o mediach
publicznych: „Nie dam sobie wmówić, że w Polsce nie ma ludzi o dużym
autorytecie ze świata kultury i mediów, które mogłyby mediami narodowymi
zarządzać i które cieszyłyby się autorytetem w większości społeczeństwa. (...)
Na pewno będziemy unikać sytuacji, że do tych władz zostają powołani politycy”.
Dwa miesiące później zaczęła się jednak w TVP epoka Jacka
Kurskiego. „Zmiany idą w dobrym kierunku” - orzekł
Sellin. I tako rzecze po dziś dzień.
W pierwszym roku „dobrej zmiany”
Sellin głównie „strzelał” w Muzeum II Wojny Światowej. Za to, że wystawa
niedostatecznie uwzględnia polski punkt widzenia i pomija fenomen AK. To
ostatnie było akurat nieprawdą. Niestety, dyplomowany historyk Sellin nie miał
jak tego sprawdzić, gdyż wystawy do dziś nie zobaczył. „Odzyskanie”
antypolskiej placówki ostatecznie odbyło się poprzez połączenie jej z Muzeum
Westerplatte. To dziecko Sellina, które nigdy nie wyszło z fazy embrionalnej.
Formalnie powołane u schyłku pierwszych rządów PiS i odpuszczone później za PO.
A teraz embrion połknął kolosa. W Gdańsku jednak pamiętają, że gdy rząd PiS
ogłosił ów plan, Sellin mocno się zmieszał i nawet ujawnił deficyt entuzjazmu.
Zaraz jednak otrzepał się, po czym ruszył z krucjatą przeciwko autorom
wystawy.
Dziś
jest twarzą zapowiadanej od dawna dekoncentracji mediów. Opowiada o antypolskich narracjach i niemieckich interesach, o
konieczności unarodowienia przekazu. Jest w propagandowej szpicy obozu władzy.
Jak mało kto potrafi zawrzeć partyjne przekazy dnia w eleganckich formach
retorycznych. Nie miewa choćby cienia wątpliwości. Każda inicjatywa PiS z
zasady służy Polsce. Nawet zawetowana reforma sądów, która podobnym dawnemu
Sellinowi refleksyjnym prawicowcom wybitnie nie przypadła do gustu.
Polemizującej
z nim w kwestii niemieckich reparacji Monice Olejnik potrafił powiedzieć, że
reprezentuje ona interesy Powiernictwa Pruskiego. Europejskim przywódcom wymyślał
od bankrutów. Władysława Frasyniuka nazwał „obrońcą barbarzyńców”. Uliczne protesty to
zazwyczaj „zadymy i awantury”.
3
|
„Utrapienie
tu u nas z okularami - w karby ująć
niepodobna. Człowiek uczony. z takiego duszę tu wytrząsną. Ale spróbuj tylko naruszyć damulkę, najbardziej niewinną
damulkę, wtedy dopiero będziesz miał mir u wojaków”.
Pisząc
„Konarmię”, Babel nieco tylko ubarwił swe doświadczenia z wyprawy u boku
Budionnego na reakcyjną Polskę w 1920 r. Nawróconego na rewolucję żydowskiego
inteligenta z Odessy w samym środku wojennego chaosu, otoczonego
zdemoralizowaną, łaknącą krwi hołotą. Jej popędy autor opisuje jednak z takim
entuzjazmem, jakby to były wyżyny ideologicznego wyrafinowania. Nie na wiele
się to wszakże Bablowi zdało. W Sowieckiej Rosji jego dziełko najpierw zrobiło
oficjalną karierę, ale potem Babel trafił na Łubiankę i już stamtąd
nie wrócił.
Metafora
Sellina jako pisowskiego Babla pojawiła się podczas jakiegoś towarzyskiego
spotkania w Gdańsku. Ponoć użył jej sam Walendziak, który w latach 90. patronował
karierze Sellina. Po „Młodej Polsce” zabrał go do Polsatu, potem na krótko
zrobił rzecznikiem rządu Buzka, wreszcie wylansował na członka KRRiT. Obecnie
jest ważną figurą w biznesowym imperium Zygmunta Solorza i odmawia komentarzy
politycznych. Choć niedawno uczynił wyjątek, składając podpis pod listem gdańskiego
środowiska RMP przeciwko reformie sądów. Inicjatywa wyszła od dawnego lidera
Ruchu Aleksandra Halla. Podpisali się niemal wszyscy ważni. Rzecz jasna poza
Sellinem.
Starzy
znajomi pytają, dlaczego tak bardzo się zmienił. Mówi się, że to przez Smoleńsk.
- Tam zginęli Aram Rybicki i Maciek Płażyński, bez których nie byłoby
naszego środowiska. Każdy z nas stracił tam kogoś ważnego. Nikt jednak nie
zareagował jak Jarek - opowiada Bendykowski. - Zaraz po katastrofie
oświadczył, że to wina Platformy. Nie mówił wprost, że był zamach, lecz
wyraźnie sugerował.
Inni
powiadają, że katastrofa była tylko pretekstem do zakończenia samodzielnej
przygody politycznej. Polska Plus, którą po odejściu z PiS zakładali wspólnie z
Kazimierzem Ujazdowskim, grzęzła w mule. Tyle że do PiS nie da się wrócić
inaczej, jak z piętnem zdrajcy. I trzeba wytrwale pracować, aby odpokutować
dawne grzechy. Ujazdowski tak nie chciał. Sellin podjął grę.
Koleżanka
Sellina z dawnej opozycji: - Być może on
naprawdę uwierzył w „dobrą zmianę” i wypiera to, co kłóci się z ideałem.
Inteligentom to się często zdarza. Choć nie wykluczam, że Jarek świadomie
konstruuje swoją spójność. Wielu naszych znajomych
uznaje za naturalne, że idąc w
politykę, człowiek zostaje zmuszony, by bronić każdej bredni, ale prywatnie
mruga potem okiem. Ale jest jeszcze taka możliwość, że on jest po prostu
ostrożny.
4
|
W stanie
wojennym trochę hipisował. Krótko kręcił się w zadymiarskim kręgu Grzegorza
Biereckiego, wtedy marksizującego aktywisty z NZS, potem twórcy SKOK, dziś
senatora PiS. Spotkani w stanie wojennym młodopolacy tworzyli zupełnie inny
świat. Tu się raczej czytało, niż rzucało kamieniami. I broń Boże żadnego
Marksa, lecz Dmowskiego bądź klasyków konserwatyzmu. Sellina fascynowały
amerykańskie ruchy pro-life.
A jednocześnie był oddanym
filosemitą.
Nie tak
pryncypialny ideowo jak koledzy. Wrażliwy, ze skłonnością do egzaltacji, nigdy
nie podnosił głosu. W 1990 r. wyznaje na łamach „Młodej Polski”: „Uchodzę w
redakcji za czołowego wałęsowca”. Lecz odżegnuje się od etosu Solidarności. „Co
dzisiaj znaczy to słowo - zaklęcie, doprawdy trudno powiedzieć”.
Krąg
Walendziaka marzył wtedy o „stronnictwie wielkiego
celu”, o którym pisał emigracyjny publicysta Wojciech Wasiutyński. Czyli o
wielkiej formacji prawicy stawiającej sobie cele chrześcijańskie i narodowe,
lecz odrzucającej ideowy brokat i czcze
uzurpacje. Przepojonej wspólnym duchem, a nie ślepą wiarą w przywódców.
Jarosława
Kaczyńskiego „Młoda Polska” więc nie ceniła. W relacji z kongresu założycielskiego
Porozumienia Centrum zauważano nadreprezentację gości z niemieckiej chadecji
(„W łonie tej partii tkwi bardzo silne lobby proniemieckie. Ogromne znaczenie
mają tutaj środki, jakie Niemcy oferują na rozwój partii, przede wszystkim na
wybory parlamentarne”). Krytycznie oceniano przywództwo Kaczyńskiego: „Więcej
tam było taktyk i gry politycznej niż ideowości, pragmatyzmu przeradzającego
się w oportunizm niż wartości chrześcijańskich. Jedno jest pewne: lider
zarządził, iż będzie to chadecja, wobec czego jest to chadecja”.
Sellin
o Kaczyńskim ćwierć wieku później: „Nauczyciel, mistrz, analityk, strateg”.
5
|
Jeszcze w
kampanii Andrzeja Dudy podkreślał otwartość PiS. Twierdził: „My chodzimy
wszędzie, nawet do mediów, w których wiadomo, że nie będziemy traktowani
łagodnie. Po drugiej stronie jest problem - politycy PO chodzą tylko do
zaprzyjaźnionych mediów, unikają tych trudnych”.
Tym
razem nie porozmawia jednak z POLITYKĄ. Nawet jeśli będzie to tekst o nim
samym. - Ale przeczytam - zapowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz