Nominaci
Zbigniewa Ziobry na prezesów sądów nie wytrzymują środowiskowej presji i
rezygnują ze stanowisk
Renata Grochal
Sędzia Grzegorz Gała ma 48 lat, od 21 lat
orzeka. Spotykamy się w Wydziale Karnym Odwoławczym Sądu Okręgowego w Łodzi,
gdzie na co dzień wydaje wyroki. Ostatnio - w sprawie łódzkiego drukarza,
który odmówił wydrukowania plakatu organizacji LGBT. Gała utrzymał wyrok
skazujący, uznając, że drukarz nie miał prawa odmówić świadczenia, do którego
jest zobowiązany, ale odstąpił od wymierzenia kary. Kasację od wyroku
zapowiedział minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Argumentował, że narusza
on konstytucyjną zasadę wolności sumienia. Po tym wyroku Gała z listów
przysyłanych do sądu dowiedział się, że jest lewakiem. Chociaż poglądy ma
konserwatywne.
Postawny mężczyzna
w granatowej marynarce z dumą pokazuje przypinkę sędziowskiego stowarzyszenia
Themis, do którego niedawno się zapisał. To jedna z dwóch - obok Stowarzyszenia
Sędziów Polskich Iustitia - organizacji sędziowskich, które twardo
sprzeciwiają się demolowaniu konstytucji przez PiS i podporządkowaniu sądów
ministrowi sprawiedliwości. Iustitia apelowała do sędziów, żeby nie obejmowali
stanowisk po prezesach i wiceprezesach odwoływanych wbrew opinii sędziów i bez
podania wiarygodnych przyczyn.
Z plakatu w jednym z gabinetów w łódzkim sądzie: „Wzywamy
władze państwowe do zaprzestania działań niszczących fundamenty demokratycznego
państwa prawa, podporządkowywania sądownictwa politycznym ośrodkom decyzyjnym
oraz do zakończenia kampanii pomówień przeciwko sędziom”.
RAJD SĘDZIEGO Z
WICEMINISTREM
Kilka tygodni temu podczas Zgromadzenia
Przedstawicieli Sędziów Okręgu Łódzkiego. Gała wraz z kilkudziesięcioma
sędziami zaprotestował przeciwko powołaniu nowego prezesa łódzkiego sądu
okręgowego Dariusza Limiery. Minister Ziobro wyznaczył go w miejsce odwołanego
Krzysztofa Kacprzaka. Stracił on stanowisko krótko po tym, jak Zgromadzenie
Przedstawicieli Sędziów przyjęło ostre uchwały wzywające sędziów do bojkotu
wyborów do nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Ich zdaniem jest ona
niekonstytucyjna. Tymczasem resort tłumaczył, że prezesa odwołano, bo procesy
w wydziale karnym sądu okręgowego się ślimaczą.
- Musiałem popatrzeć nowemu prezesowi w oczy i zapytać, czy
wie, że ustawa, na mocy której dostał stanowisko, narusza konstytucyjną zasadę
odrębności władzy sądowniczej od władzy wykonawczej, a to, co on robi, jest
nieetyczne. Powiedziałem mu w oczy to, co gryzie całe środowisko - opowiada
Gała.
- I co pan w tych
oczach zobaczył?
- Szczerze?
Zakłopotanie. Pan prezes nie do końca czuł, jaka jest atmosfera wokół jego
osoby - odpowiada mój rozmówca.
Sędziowie są
przekonani, że Limiera dostał stanowisko dzięki znajomości z wiceministrem
sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, któremu podlegają sądy. Obaj działali w
Iustitii, ale Piebiak został niedawno z niej wyrzucony, bo poparł ustawę,
która pozwala na czystki w sądach. Teraz wybiera do awansów w całym kraju
sędziów ze stowarzyszenia, żeby pokazać, że nie wszyscy w Iustitii są
przeciwko zmianom proponowanym przez Ziobrę.
- Prezes sam
przyznał, że razem z Piebiakiem jeździli na rajdy turystyczne. Zapytałem, czy
ta znajomość była jednym z kryteriów, które zdecydowały o jego wyborze.
Potwierdził, że to Piebiak zadzwonił do niego z propozycją - mówi Gała.
Sędziowie opowiadają, że Limiera pytany, czy będą postępowania dyscyplinarne w
związku z zarzutem przewlekłości postępowań w wydziale karnym, przyznał, że to
był tylko pretekst do odwołania Kacprzaka.
Gała: - Poprzedni
prezes stracił stanowisko, bo za dużo spacerował w lipcu. Przychodziliśmy na
łańcuch świateł, żeby zaprotestować przeciwko łamaniu konstytucji. Zresztą,
idąc na urlop, Kacprzak był już spakowany.
Z uchwały
zgromadzenia: „Wyrażamy sprzeciw co do odwołania w połowie kadencji, wbrew
opinii sędziów i bez wiarygodnego merytorycznego uzasadnienia, prezesa Sądu
Okręgowego w Łodzi Krzysztofa Kacprzaka”.
Limiera zaskoczony
oporem sędziów po kilku dniach zrezygnował ze stanowiska. Chcę z nim
porozmawiać, idę do wielkiego gmaszyska, w którym mieszczą się dwa sądy -
okręgowy i apelacyjny. Sędzia ma zwolnienie lekarskie. Na prośbę o kontakt nie
odpowiada.
Z oświadczenia
Limiery: „Nie chcę pogłębiać podziałów w środowisku sędziowskim”.
Wśród sędziów panuje przekonanie, że nowy
prezes nie wytrzymał środowiskowej presji. Kilku rozmówców podkreśla, że to
był sympatyczny, spokojny facet, biegał w maratonach. Ale - jak wielu innych -
w czystkach przeprowadzanych przez Ziobrę dostrzegł szansę awansu.
Minister
sprawiedliwości przez pół roku od wejścia w życie ustawy o ustroju sądów
powszechnych mógł odwołać prezesów wiceprezesów sądów bez uzasadnienia. Termin
upłynął 12 lutego. W tym czasie stanowiska przed upływem kadencji straciło 149
z 730 prezesów i wiceprezesów.
Prezes Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich Mariusz
Witkowski tak bardzo się spieszył, żeby objąć funkcję, że przyszedł do sądu w
sobotę o siódmej rano. Ale ochrona go nie wpuściła, mimo zapewnień, że
właśnie został nowym prezesem. Nie miał kto przeczytać faksu z nominacją, bo
sądy w sobotę nie pracują.
NOWY PREZES Z
DYSCYPLINARKĄ
W większości wypadków zgromadzenia sędziów podejmowały
uchwały w obronie odwołanych. W części sądów wciąż nie ma nowych prezesów, bo
nikt nie chce przyjąć stanowiska po odwołanym koledze. W Łodzi w czwartek
przed Świętami Wielkanocnymi Piebiak ma przedstawić sędziom nowego kandydata
na prezesa. Nieoficjalnie się mówi, że to będzie sędzia, który jest w ministerstwie,
ale kiedyś był związany z Łodzią.
Wśród nowo powołanych są nawet tacy, którzy mieli
postępowania dyscyplinarne, jak Ewa Majwald-Lasota, nowa prezes Sądu
Rejonowego w Rybniku. W 2010 roku została skazana za mobbing przez Sąd Apelacyjny w Katowicach. Jako przewodnicząca Wydziału
Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego w Rybniku „rażąco naruszyła obowiązki służbowe
poprzez uporczywe i długotrwałe nękanie i zastraszanie referendarza, powodując
jego poniżenie i zaniżenie oceny przydatności zawodowej, dopuszczając się
mobbingu”.
Według danych
Iustitii ze stanowisk zrezygnowało sześciu nowych prezesów sądów. Oprócz
łódzkiego sądu stanowiska opuścili prezesi sądów rejonowych w Żorach, Oleśnie,
Kluczborku, Poznaniu-Nowym Mieście, a także wiceprezes Sądu Okręgowego w
Poznaniu. Zdaniem prezesa Iustitii, sędziego Krystiana Markiewicza, nowi
prezesi rezygnują, bo ich koledzy nie akceptują tego, że objęli oni stanowiska
po sędziach odwołanych w trakcie kadencji.
- Zaczynają sobie zdawać sprawę, że może być im bardzo trudno
zarządzać sądem wbrew środowisku sędziowskiemu. Czasem to jest w ogóle
niemożliwe, bo na przykład kolegium sędziowskie może zablokować delegację
sędziego z rejonu do sądu okręgowego, nie wydając opinii - mówi Markiewicz.
Ale są i sędziowie bardzo uparci, jak prezes Sądu
Okręgowego w Krakowie Dagmara Pawełczyk-Woicka. To dobra znajoma ministra
Ziobry. Znają się jeszcze z podstawówki w Krynicy-Zdroju. Pawełczyk-Woicka
rozpoczęła urzędowanie od stwierdzenia, że system wymaga przewietrzenia, i od
razu weszła w ostry konflikt z kolegium sądu, bez którego praktycznie nie może
działać. Z kolegium zrezygnowało sześciu z ośmiu sędziów, bo nowa prezes odwołała
z funkcji rzecznika ds. cywilnych, sędziego Waldemara Żurka, byłego rzecznika
Krajowej Rady Sądownictwa, który wiele razy krytykował PiS.
Gdy Zbigniew Ziobro bez porozumienia z krakowskimi
sędziami odwołał Beatę Morawiec, dotychczasową prezes Sądu Okręgowego w
Krakowie, podobnie jak w Łodzi zaprotestowało zgromadzenie sędziów. Z jego
uchwały: „Podejmowane do tej pory przez władzę wykonawczą i ustawodawczą
działania wobec wymiaru sprawiedliwości prowadzą do jego destabilizacji, a
przede wszystkim do odebrania mu niezależności, zmierzając do podporządkowania
go czynnikowi politycznemu”.
PAWŁOWICZ PODNOSI
ADRENALINĘ
Sędzia Maria Motylska-Kucharczyk z wydziału karnego
łódzkiego Sądu Okręgowego przez osiem lat zasiadała w Krajowej Radzie
Sądownictwa i obserwowała działania polityków. Mówi, że każda władza miała pokusę
wpływania na wymiar sprawiedliwości, ale nigdy nie
zdarzyło się tak jawne łamanie konstytucji jak pod rządami PiS. Zawsze był
Trybunał Konstytucyjny, do którego można się było odwołać od głupich pomysłów
polityków, a dziś KRS wycofała wszystkie skargi z Trybunału, bo został
obsadzony przez PiS i stał się atrapą.
- Wśród sędziów nie ma poczucia rezygnacji, ale jest
przygnębienie, że każda kolejna „reforma” PiS jest niekonstytucyjna. Oni
walczą z sądami - mówi pani sędzia. Przyznaje, że ostatnie dwa i pół roku w KRS
wykończyło ją psychicznie.
- Po każdym wystąpieniu posłanki Pawłowicz czy posła
Piotrowicza tak nam adrenalina szła w górę, że trudno było wytrzymać. Tyle
było w tym napastliwości - opowiada. Jednak - dodaje - środowisko sędziowskie
się nie poddało. A uchwały podejmowane w sprawie odwołanych prezesów dały
sędziom poczucie, że ich głos ma znaczenie.
- Trzeba robić swoje. Pocieszające jest to, że na 10 tysięcy
sędziów tylko 18 zgłosiło się do nowej Krajowej Rady Sądownictwa, co było wotum
nieufności środowiska wobec wprowadzanych przez ministerstwo zmian - podkreśla
Motylska-Kucharczyk.
Na tym samym drugim piętrze łódzkiego sądu, w wydziale
cywilnym, pracuje 47-letnia sędzia Ewa Maciejewska, autorka uchwały
potępiającej przyjęcie stanowiska przez sędziego Limierę.
- Mówię koleżance, że musimy zabierać głos, bo jak nie, to
nas stłamszą. Ministerstwo chce mieć wpływ na obsadę prezesów sądów,
wiceprezesów, wizytatorów. Za chwilę będą wybory samorządowe. Przecież protesty
wyborcze rozpatrują sądy okręgowe. Oni chcą mieć wpływ na to, kto ma orzekać w
jakiej sprawie, tak samo jak układają składy w Trybunale Konstytucyjnym - podkreśla
sędzia.
Dodaje, że jest spora grupa sędziów, którzy nie chcą się
zgodzić na polityczne sterowanie sądami.
Ostre uchwały przeciwko ministerstwu to dla sędziów
zupełna nowość. Do tej pory wypowiadali się publicznie tylko w sprawach, które
prowadzili.
Część z nich trudno przekonać do
aktywności. Ale - jak mówi Maciejewska - coraz
powszechniejsza wśród sędziów jest świadomość, że trzeba dać społeczeństwu
sygnał, że nie godzą się na zło, które się dzieje.
- Sama orzekam od 20 lat, kocham tę pracę i nigdy nikt mi
niczego nie narzucał. Gdy teraz słyszę ten czarny PR, premiera polskiego
rządu, który mówi, że w sądach jest nepotyzm, korupcja, to krew się we mnie
burzy. Milczenie to przyzwalanie na zło - podsumowuje sędzia Maciejewska.
W OCZEKIWANIU NA
SZYKANY
Wielu sędziów się obawia, że w kwietniu, gdy
zacznie działać Izba Dyscyplinarna przy Sądzie Najwyższym, zaczną się szykany
wobec najbardziej niepokornych. Już dziś sędziowie, którzy narażą się PiS,
mają problemy.
Moi rozmówcy przywołują przypadek z Suwałk, gdzie powołany
przez Zbigniewa Ziobrę prezes sądu okręgowego polecił wszcząć postępowanie
dyscyplinarne wobec sędziego, który uniewinnił działaczy KOD oskarżonych o
zakłócenie otwarcia wystawy poświęconej generałowi Andersowi i przekazał
sprawę do ponownego rozpatrzenia. Gośćmi imprezy byli ówczesny szef MSWiA Mariusz
Błaszczak, a także Anna Maria Anders, senator PiS.
Dyscyplinarka dotyczy tego, że w innej sprawie wyznaczył
zbyt późno termin przesłuchania małoletniej dziewczyny napadniętej przez
20-letniego mężczyznę.
- To był pretekst. Chodziło o to, żeby ukarać sędziego, który
naraził się PiS. A przecież na każdego z nas można znaleźć haka - mówi mi
jeden z sędziów. Dodaje, że w takiej sytuacji jedynym sposobem obrony jest
solidarność sędziowska.
Dochodzi dziesiąta. Sędzia Gała zbiera się na rozprawę. Ma
do rozpatrzenia sprawę skomplikowanego wypadku drogowego. Dwa dni się
zastanawiał, jaki wydać wyrok.
- A może wy rzeczywiście jesteście nadzwyczajną kastą? -
pytam na koniec rozmowy.
- Nigdy się tak nie czułem. Jestem zwykłym liniowym sędzią,
nie pełnię żadnych funkcji - mówi Gała.
- Za poprzedniej władzy, gdy politycy mówili, że sędziowie
są świętymi krowami, bo mają immunitety, zastanawiałem się, dlaczego moje państwo
mnie nie lubi. Dziś się zastanawiam, dlaczego mnie nienawidzi - dodaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz