poniedziałek, 26 marca 2018

Wszystkie oszustwa Michała Dzięby



Oskarżał Rafała Trzaskowskiego, sam wyciągał pieniądze od przedsiębiorców. Historia o tym, jak idol prawicowych mediów Michał Dzięba nabrał dziennikarzy, polityków, biznesmenów i naukowców.

Szymon Krawiec

Kiedy w poniedziałek do kiosków trafi ten numer tygodnika „Wprost”, w centrum Warszawy ma ruszyć dwudniowy kongres organizowany przez Michała Dziębę.
   Dawny pracownik klubu parlamentarnego PO i były asystent ministra skarbu Aleksandra Grada stał się niedawno gwiazdą prawicowych mediów. Głównie dlatego, że oskarżył kandyda­ta na prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego o przyjęcie 150 tys. zł od znajomego lobbysty i zażywanie narkotyków. - To bzdury. Przygotowujemy pozew w tej sprawie - odniósł się do zarzutów poseł PO. Mimo to Dzięba robi zawrotną karierę. Trafia do programu w TV Republika. Radio Wnet robi z nim wywiad. Dwa tygodnie temu tygodnik „Sieci” przygotowuje okładkowy tekst bazujący na jego doniesieniach. Dzięba ostro komentował też w mediach ostatnie zmiany w KGHM Polska Miedź (w latach 2009-2011 zasiadał w radzie nadzorczej spółki z grupy, KGHM Metraco), gdzie zdymisjonowano prezesa. Zareagował na to były szef miedziowego koncernu Herbert Wirth, który napisał na Twitterze, że firma Quasar Energy Holding związana z Dziębą złożyła w 2011 r. czyli za jego prezesury, ofertę doradztwa dla KGHM wartą kilkaset tysięcy złotych. Pozostała bez odpowiedzi.
   Teraz poważne tarapaty może mieć sam Michał Dzięba. Według ustaleń tygodnika „Wprost” wyciągał on pieniądze od przedsiębior­ców na organizację dużego wydarzenia biznesowego - Kongresu Gospodarki Niskoemisyjnej i Elektromobilności. Na wydarzenie zaprosił czołowych polskich ministrów na czele z premierem Mateuszem Morawieckim. Twierdził, że imprezę objęły swoim patronatem trzy urzędy marszałkowskie. Kongres miał się odbyć w Pałacu Lubomirskich, gdzie mieści się prestiżowa siedziba Bu­siness Centre Club. Przy tym wszystkim Dzięba przedstawiał się jako szef Polskiej Izby Gospodarczej Elektromobilności - głównego organizatora imprezy. Oraz szef spółki o zbliżonej nazwie - Pol­ska Izba Gospodarki Niskoemisyjnej, która pobierała wpłaty za uczestnictwo w kongresie. Problem w tym, że te obydwa podmioty w rzeczywistości nie funkcjonują.

NUMER Z KONTEM
O całej sprawie poinformowaliśmy już w środę wieczorem na stronie internetowej Wprost.pl. Nie mogliśmy czekać z opublikowaniem artykułu do poniedziałku, kiedy pojawia się papierowa wersja tygodnika. Wszystko dlatego, żeby ostrzec innych przedsiębiorców przed wpłatami za udział w kongresie, który okazał się kłamstwem.
   Na stronie wydarzenia czytamy, że warszawska konferencja ma zainaugurować cykl 16 regionalnych konferencji. Celem jest zapoznanie świata biznesu, nauki i polityki z nowoczesnymi roz­wiązaniami z zakresu efektywności energetycznej, odnawialnych źródeł energii i gospodarki niskoemisyjnej.
   Głównym organizatorem kongresu jest Polska Izba Gospodarcza Elektromobilności. Jej prezesem tytułuje się Michał Dzięba. Jak ustalił „Wprost”, izba nie może jednak pro­wadzić legalnej działalności, gdyż Krajowy Rejestr Sądowy odesłał dokumenty i jej nie zarejestrował.
   Dzięba znalazł na to sposób. Wcześniej jego znajomy kupił zarejestrowaną już spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i ustanowił Dziębę jej prezesem. Przy okazji zmieniono też nazwę firmy - na Polską Izbę Gospodarki Niskoemisyjnej sp. z o.o. To nazwa tej spółki występuje też na stronie internetowej wydarzenia tuż przy numerze konta, na który należy przelać pieniądze, żeby w kongresie uczestniczyć. Dzięba każe sobie płacić 1230 zł za dwa dni i 615 zł za jeden dzień uczestnictwa. Chociaż w Kra­jowym Rejestrze Sądowym nie zarejestro­wano, że spółka zmieniła nazwę, to zgodnie z prawem może już używać nowej nazwy i przyjmować pieniądze na swoje konto. Na stronie czytamy, że spółka ma swoją siedzibę na warszawskiej Woli przy ul. Szańcowej. Pojechaliśmy na miejsce, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście tam działa. - Nigdy nie mieściła się u nas taka firma. Lokal stoi pusty i czeka na nowego lokatora - dowiedzieliśmy się od właścicieli nieruchomości.
   Dotarliśmy również do przedsiębiorców, którzy już wpłacili pieniądze, żeby wziąć udział w kongresie. - Porozmawiam z innymi, którzy tak jak ja zapłacili za udział. Jeśli ten kongres się nie odbędzie, to wynajmiemy wspólnie kancelarię prawną, która będzie domagać się zwrotu pieniędzy - mówi jeden z warszawskich przedsiębiorców. Pokasuje nam zaproszenie na imprezę wraz ze szcze­gółowym planem wydarzeń,

PREMIERA NIE BĘDZIE
Na kongresie miał się pojawić premier Mateusz Morawiecki wraz z czołówką ministrów: zdrowia, infrastruktury, środowiska, energii, nauki, infrastruktury i rozwoju. Do tego prezesi dużych spółek Skarbu Państwa i szefowie państwowych instytucji.
   - Zapłaciłem, bo liczyłem na ich udział - mówi jeden z rozmówców. Jednak na po­czątku ubiegłego tygodnia z planu imprezy nazwisko premiera już wygumkowano. Jego przemówienie miało otwierać całą imprezę. Zamiast niego pierwszym prelegentem został Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju. – W poniedziałek minister wybiera się w podróż do Londynu, którą planował już od dłuższego czasu, Na pewno nie weźmie udziału w tym wydarzeniu - mówi nam osoba z otoczenia ministra Kwiecińskiego. Jednak jeszcze w zeszły poniedziałek Kamila Papis, rzeczniczka kongresu, zapewniała nas, że minister Kwieciński jest na tej imprezie pewniakiem i potwierdził swój udział. Po nim miał występować Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club. Zadzwoniliśmy do niego w środę, żeby spytać, czy wie, że w programie imprezy jest jednym z prele­gentów. - Pierwsze słyszę, że mam być pre­legentem na takiej imprezie - skomentował krótko. Po tym jak w środę opublikowaliśmy w Internecie tekst o kontrowersjach wokół kongresu, nagle z planu wydarzenia usunięto nazwiska wszystkich gości.
   Dzięba chwalił się, że jego kongres objęły patronatem trzy urzędy marszałkowskie z województw: opolskiego, śląskiego mazowieckiego. Postanowiliśmy iść za ciosem i sprawdzić, czy to prawda. Marta Milewska z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego nie kryła zdziwienia. - Ni­gdy nie obejmowaliśmy takiego wydarzenia naszym patronatem. Nikt z organizatorów nie występował też do nas z wnioskiem w tej sprawie - mówi. Podobnie w województwie opolskim. - Nie wpłynął żaden wniosek o patronat nad tą konferencją, nie uczest­niczymy też w niej w żaden inny sposób.
Zwróciliśmy się do organizatorów o pilne usunięcie herbu województwa i informacji o patronacie ze strony konferencji - twierdzi Violetta Ruszczewska z gabinetu marszałka województwa opolskiego.
   Odkąd instytucje, na których patronaty powoływał się Dzięba, zaczęły u niego in­terweniować, ze strony konferencji zaczęły znikać logotypy. Kiedy zamykamy ten numer, wśród patronów honorowych wydarzenia wymieniano już tylko marszałka województwa śląskiego, chociaż i ten zaprzecza, żeby obejmował taką imprezę swoim patronatem. Herby dwóch innych województw zniknęły. Zniknęła też informacja o patronie strate­gicznym wydarzenia, jakim miała być Aka­demia Leona Koźmińskiego, - Wycofaliśmy patronat i naszych ekspertów, którzy mieli wystąpić, bo organizatorzy kongresu okazali się zbyt kontrowersyjni, Słyszałam zresztą, że kongres może się w ogóle nie odbyć - mówi Ewa Barlik, rzeczniczka prasowa uczelni.
- Dowiedzieliśmy się, że w organizację za­angażowany jest Michał Dzięba, który nie jest dla nas postacią wiarygodną - dodaje Barlik.

PAN POŻYCZALSKI
Jak to się stało, że przedsiębiorcy uwierzyli Dziębie i wpłacali pieniądze na zmyśloną imprezę? Ci, którzy mieli z nim styczność, opowiadają, że jest doskonałym uwodzicielem, - Potrafi czarować, manipu­lować, powoływać się na wpływy wśród najważniejszych polityków - mówi jeden z naszych rozmówców. Swój manipulatorski talent wykorzystał już w zeszłym roku. Wypożyczył luksusowy samochód z jednej z podwarszawskich wypożyczalni. Opowia­dał, że jest na fali, że rusza zaraz z dużym projektem i potrzebuje jakiegoś reprezentacyjnego auta, żeby wyglądać na poważnego inwestora. Wycelował w sportowy model Porsche Cayenne GTS wart ćwierć miliona złotych. Tb był listopad 2017 r. Auto miał oddać zaraz po sylwestrze, ale przedłużył umowę do końca stycznia tego roku. Za żaden miesiąc używania samochodu nie zapłacił. Zwodził właściciela wypożyczalni kolejnymi telefonami, że pieniądze są już w drodze, że zaraz wykona przelew na jego konto, Umówił Się na spotkanie, na którym miał oddać samochód i pieniądze za wy­pożyczenie. Właściciel firmy na spotkanie przyszedł, ale Dzięba już nie. Przedsiębiorca stracił cierpliwość. Skoro Dzięba nie chciał się z nim spotykać osobiście, to wystał pod jego mieszkanie swojego pełnomocnika, żeby odebrał mu samochód. Tb, co ujrzał na miejscu, przerasta wyobraźnię. Auto było zniszczone. W środku kompletny bajzel: zalana tapicerka, powyrywane przyciski, siedzenia przypalone papierosami. Karoseria wyglądała tak, jakby ktoś potraktował ją papierem ściernym. Dzięba tłumaczył, że lakier uszkodziły szczotki na myjni. Oddał kluczyki, ale bez dowodu rejestracyjnego, bo go zgubił. Właściciel wypożyczalni szacuje swoje straty na blisko 40 tys. zł. Mało tego. Zaczęły do niego spływać pi­sma od policji, która domaga się podania osoby, która użytkowała samochód, w czasie kiedy wypożyczał go Dzięba. Kierowca miał dwukrotnie ukraść tym samochodem paliwo na stacjach benzynowych.

PRZEDSIĘBIORCY KONTRA PEŁNOMOCNICTWA
Kiedy Dzięba jeździł wypożyczonym po­rsche, organizował Polską Izbę Gospodarczą Elektromobilności. Instytucję równie po­dejrzaną co sam kongres. W lutym Krajowy Rejestr Sądowy odmówił jej rejestracji. „Wprost” dotarł do dokumentów izby.
   Zebranie założycielskie odbyło się w styczniu w Warszawie. Wzięło w nim udział kilkudziesięciu biznesmenów dzia­łających w branży. - Nie znam Michała Dzięby, ale uznaliśmy, że taka izba to dobry pomysł. Mogłaby reprezentować naszą branżę - mówi Krzysztof Kochanowski, prezes zarządu Stowarzyszenia Polskiej Izby Magazynowania Energii.
   Do izby weszli nawet przedstawiciele spółek Skarbu Państwa. W tym PKP Informatyka i producent urządzeń telekomunikacyjnych Kolejowe Zakłady Łączności z Bydgoszczy. Na spotkaniu założycielskim przemawiał nawet dr hab. Bartłomiej Nowak, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, a jednocześnie szef rady nadzorczej gazowego potentata PGNiG. Jeszcze wtedy wierzył, że powołanie do życia takiej izby ma duży sens. - Stworzenie izby elektromobilności uważam za słuszny pomysł, biorąc pod uwagę, że to jest odpowie dni czas pod względem regulacyjnym oraz cywilizacyjnym - mówi.
   Ale samo walne zgromadzenie, na którym wybierano władze izby, przebiegało w kontrowersyjny sposób. - Dziwnie to wyglądało.
Przedsiębiorcy, którzy zebrali się na sali, nie mieli decydującego głosu. Większość w każdym głosowaniu miało dwóch mecenasów, którzy przynieśli po kilkadziesiąt pełnomocnictw różnych firm. To oni decydowali, jaki będzie skład rady izby i kto zostanie jej prezesem - mówi Marcin Piórkowski, przedsiębiorca, który był obecny na walnym zgromadzeniu.
   Część firm wycofało się z przedsięwzięcia. 30 stycznia rezy­gnację złożyły PKP Informatyka i Kolejowe Zakłady Łączności. Krajowy Rejestr Sądowy, przy zwrocie wniosku o rejestrację izby, zwrócił uwagę, że nie dołączono odpisów z rejestrów ewidencji założycielskich firm oraz pełnomocnictw do głosowania w imieniu poszczególnych założycieli. Mimo upływu czasu ponowny wniosek o rejestrację nigdy nie wpłynął. W ubiegły poniedziałek rezygnację złożył też dr hab. Bartłomiej Nowak. - Biorąc pod uwagę zamie­szanie i chaos co do osoby prezesa izby, podziękowaliśmy sobie za współpracę - tłumaczy.

HRABIA WYPRASZA
Jeszcze na początku ubiegłego tygodnia sami chcieliśmy się wy­brać na poniedziałkowy kongres. Zadzwoniliśmy do rzeczniczki wydarzenia i poprosiliśmy o akredytację. Po godzinie zadzwonił do nas Michał Dzięba i poinformował, że żaden dziennikarz „Wprost” nie zostanie wpuszczony na jego wydarzenie. I że nie życzy sobie, by nasi dziennikarze dzwonili do osób z jego otoczenia. - Jeżeli macie jakieś pytania, to wyślijcie je w trybie prasowym, ale i tak na nie nie odpowiem - wyjaśnia. -1 jeszcze jedno: nigdy do mnie nie dzwońcie - powiedział, rzucając słuchawką.
   W tej sytuacji postanowiliśmy dotrzeć do Dzięby osobiście. Pod warszawskim adresem Polskiej Izby Gospodarczej Elektromobil­ności nie znaleźliśmy żadnego szyldu. Sposobem udało nam się jednak wejść do biura izby. To pomieszczenie po nieistniejącym już laboratorium medycznym, z dużą liczbą starych sprzętów i kartonów. Nie wygląda jak funkcjonujące biuro jakiejkolwiek instytucji. Gdy mówimy, że jesteśmy z „Wprost”, Dzięba nie kryje irytacji. - Wypraszam was z tego pomieszczenia - mówi. I wzywa na pomoc mężczyznę, który towarzyszy mu w biurze. - To jest pan Krzysztof Sobański, pochodzi z rodziny hrabiowskiej. On wyprosi was z pomieszczenia - mówi Dzięba. Na wezwanie „pan Krzysztof” podchodzi do nas i każe nam wyjść. Mimo tych niesprzyjających warunków z Dziębą udaje nam się jednak chwilę porozmawiać.
   Przyznaje, że firmy tworzące izbę wpłacały po tysiąc złotych opłaty członkowskiej. - Jeśli ktoś będzie miał do nas roszczenia finansowe, to wszystko oddam - zapewnia. - Brak rejestracji w KRS wynika jedynie z drobnych uchybień formalnych. Nie ma żadnego oszustwa. Konferencja się odbędzie, mimo że instytucje wycofują patronaty. Boją się, bo wiedzą, że prowadzę działalność polityczną. Dziennikarstwo, które reprezentujecie, to szkoła Michnika. Pan Bóg spuści na was siarkę i ogień - dodaje.

PRZELEW. KTÓRY NIE DOSZEDŁ
Po publikacji naszego materiału w środę Dzięba wpadł w szał. Zaczął wysyłać e-maile w środku nocy, zapowiadał, że złoży pozew i do ostatniej chwili uspokajał wszystkich dookoła, że poniedziałkowy kongres na pewno się odbędzie. „Kongres oczywiście się odbędzie, panelistów będzie sporo więcej, niż zakładaliśmy, a gości ponad 200” - twierdził w ubiegły czwartek. Do czwartku, do godziny 14.00 miał też czas, że - by opłacić zarezerwowaną pod kongres salę w Business Centre Club. „Przelew właśnie wychodzi do BCC” - uspokajał na Twitte­rze. Wtedy internauci zaczęli domagać się, żeby wrzucił do sieci skan potwierdzenia przelewu. Dzięba na początku brnął w to, że zaraz udostępni potwierdzenie wpłaty, ale później wpadł na bardziej zaskakujący pomysł. „Mam wrażenie, że BCC udostępni nam salę za DARMO. Dziś rozmawiałem o tym z dyrektorem BCC, panem Świder­skim. BCC bardzo nam pomaga. Przeprosili za nieporozumienie”.
   Zadzwoniliśmy do Andrzeja Świderskie - go, dyrektora pionu handlowego w BCC. Przytoczyliśmy mu tę wiadomość Dzięby, na co Świderski wybuchł śmiechem. - De­likatnie mówiąc, to, co pisze w tej sprawie pan Dzięba, to duże nadużycie - odpowiada. Z racji tego, że Dzięba do czwartku nie zapła­cił za salę, BCC wysłało mu informację, że anuluje poniedziałkową rezerwację. Wtedy zaczął wypisywać do Świderskiego SMS-y z pretensjami. Groził nawet, że wytoczy BCC proces. W piątek, kiedy zamykaliśmy to wydanie „Wprost” Dzięba nagle poinformo­wał o tym, że kongres odbędzie się w innym miejscu. Według naszych informacji - przy ul. Foksal w Warszawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz