Oskarżał Rafała
Trzaskowskiego, sam wyciągał pieniądze od przedsiębiorców. Historia o tym, jak
idol prawicowych mediów Michał Dzięba nabrał dziennikarzy, polityków,
biznesmenów i naukowców.
Szymon Krawiec
Kiedy w poniedziałek
do kiosków trafi ten numer tygodnika „Wprost”, w centrum Warszawy ma ruszyć
dwudniowy kongres organizowany przez Michała Dziębę.
Dawny pracownik klubu parlamentarnego PO i były asystent ministra skarbu
Aleksandra Grada stał się niedawno gwiazdą prawicowych mediów. Głównie dlatego,
że oskarżył kandydata na prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego o przyjęcie
150 tys. zł od znajomego lobbysty i zażywanie narkotyków. - To bzdury.
Przygotowujemy pozew w tej sprawie - odniósł się do zarzutów poseł PO. Mimo to
Dzięba robi zawrotną karierę. Trafia do programu w TV Republika. Radio Wnet robi z nim wywiad. Dwa tygodnie temu
tygodnik „Sieci” przygotowuje okładkowy tekst bazujący na jego doniesieniach.
Dzięba ostro komentował też w mediach ostatnie zmiany w KGHM Polska Miedź (w
latach 2009-2011 zasiadał w radzie nadzorczej spółki z grupy, KGHM Metraco),
gdzie zdymisjonowano prezesa. Zareagował na to były szef miedziowego koncernu
Herbert Wirth, który napisał na Twitterze, że firma Quasar Energy Holding związana z Dziębą złożyła w 2011 r. czyli
za jego prezesury, ofertę doradztwa dla KGHM wartą kilkaset tysięcy złotych.
Pozostała bez odpowiedzi.
Teraz poważne tarapaty może mieć sam Michał Dzięba. Według ustaleń
tygodnika „Wprost” wyciągał on pieniądze od przedsiębiorców na organizację
dużego wydarzenia biznesowego - Kongresu Gospodarki Niskoemisyjnej i
Elektromobilności. Na wydarzenie zaprosił czołowych polskich ministrów na czele
z premierem Mateuszem Morawieckim. Twierdził, że imprezę objęły swoim patronatem
trzy urzędy marszałkowskie. Kongres miał się odbyć w Pałacu Lubomirskich, gdzie
mieści się prestiżowa siedziba Business Centre Club. Przy
tym wszystkim Dzięba przedstawiał się jako szef Polskiej Izby Gospodarczej
Elektromobilności - głównego organizatora imprezy. Oraz szef spółki o zbliżonej
nazwie - Polska Izba Gospodarki Niskoemisyjnej, która pobierała wpłaty za
uczestnictwo w kongresie. Problem w tym, że te obydwa podmioty w rzeczywistości
nie funkcjonują.
NUMER Z KONTEM
O całej sprawie poinformowaliśmy
już w środę wieczorem na stronie internetowej Wprost.pl. Nie
mogliśmy czekać z opublikowaniem artykułu do poniedziałku, kiedy pojawia się
papierowa wersja tygodnika. Wszystko dlatego, żeby ostrzec innych
przedsiębiorców przed wpłatami za udział w kongresie, który okazał się
kłamstwem.
Na stronie wydarzenia czytamy, że warszawska konferencja ma
zainaugurować cykl 16 regionalnych konferencji. Celem jest zapoznanie świata
biznesu, nauki i polityki z nowoczesnymi rozwiązaniami z zakresu efektywności energetycznej,
odnawialnych źródeł energii i gospodarki niskoemisyjnej.
Głównym organizatorem kongresu jest Polska Izba Gospodarcza
Elektromobilności. Jej prezesem tytułuje się Michał Dzięba. Jak ustalił
„Wprost”, izba nie może jednak prowadzić legalnej działalności, gdyż Krajowy
Rejestr Sądowy odesłał dokumenty i jej nie zarejestrował.
Dzięba znalazł na to sposób. Wcześniej jego znajomy kupił zarejestrowaną
już spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i ustanowił Dziębę jej prezesem.
Przy okazji zmieniono też nazwę firmy - na Polską Izbę Gospodarki
Niskoemisyjnej sp. z o.o. To nazwa tej spółki występuje też na stronie
internetowej wydarzenia tuż przy numerze konta, na który należy przelać
pieniądze, żeby w kongresie uczestniczyć. Dzięba każe sobie płacić 1230 zł za
dwa dni i 615 zł za jeden dzień uczestnictwa. Chociaż w Krajowym Rejestrze
Sądowym nie zarejestrowano, że spółka zmieniła nazwę, to zgodnie z prawem może
już używać nowej nazwy i przyjmować pieniądze na swoje konto. Na stronie
czytamy, że spółka ma swoją siedzibę na warszawskiej Woli przy ul. Szańcowej.
Pojechaliśmy na miejsce, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście tam działa. - Nigdy
nie mieściła się u nas taka firma. Lokal stoi pusty i czeka na nowego lokatora
- dowiedzieliśmy się od właścicieli nieruchomości.
Dotarliśmy również do przedsiębiorców, którzy już wpłacili pieniądze,
żeby wziąć udział w kongresie. - Porozmawiam z innymi, którzy tak jak ja
zapłacili za udział. Jeśli ten kongres się nie odbędzie, to wynajmiemy wspólnie
kancelarię prawną, która będzie domagać się zwrotu pieniędzy - mówi jeden z
warszawskich przedsiębiorców. Pokasuje nam zaproszenie na imprezę wraz ze szczegółowym
planem wydarzeń,
PREMIERA NIE BĘDZIE
Na kongresie miał się pojawić
premier Mateusz Morawiecki wraz z czołówką ministrów: zdrowia, infrastruktury,
środowiska, energii, nauki, infrastruktury i rozwoju. Do tego prezesi dużych
spółek Skarbu Państwa i szefowie państwowych instytucji.
- Zapłaciłem, bo liczyłem na ich udział - mówi jeden z rozmówców. Jednak na początku ubiegłego tygodnia z
planu imprezy nazwisko premiera już wygumkowano. Jego przemówienie miało
otwierać całą imprezę. Zamiast niego pierwszym prelegentem został Jerzy
Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju. – W poniedziałek minister wybiera
się w podróż do Londynu, którą planował już od dłuższego czasu, Na pewno nie
weźmie udziału w tym wydarzeniu - mówi nam osoba z otoczenia ministra
Kwiecińskiego. Jednak jeszcze w zeszły poniedziałek Kamila Papis, rzeczniczka
kongresu, zapewniała nas, że minister Kwieciński jest na tej imprezie
pewniakiem i potwierdził swój udział. Po nim miał występować Marek Goliszewski,
prezes Business Centre
Club. Zadzwoniliśmy do niego w środę, żeby
spytać, czy wie, że w programie imprezy jest jednym z prelegentów. - Pierwsze
słyszę, że mam być prelegentem na takiej imprezie - skomentował krótko. Po tym
jak w środę opublikowaliśmy w Internecie tekst o kontrowersjach wokół kongresu,
nagle z planu wydarzenia usunięto nazwiska wszystkich gości.
Dzięba chwalił się, że jego kongres objęły patronatem trzy urzędy
marszałkowskie z województw: opolskiego, śląskiego mazowieckiego.
Postanowiliśmy iść za ciosem i sprawdzić, czy
to prawda. Marta Milewska z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego
nie kryła zdziwienia. - Nigdy nie obejmowaliśmy takiego wydarzenia naszym
patronatem. Nikt z organizatorów nie występował też do nas z wnioskiem w
tej sprawie - mówi. Podobnie w województwie opolskim. - Nie wpłynął żaden
wniosek o patronat nad tą konferencją, nie uczestniczymy też w niej w żaden
inny sposób.
Zwróciliśmy się do organizatorów o
pilne usunięcie herbu województwa i informacji o patronacie ze strony konferencji - twierdzi Violetta Ruszczewska z gabinetu marszałka województwa opolskiego.
Odkąd instytucje, na których patronaty powoływał się Dzięba, zaczęły u
niego interweniować, ze strony konferencji zaczęły znikać logotypy. Kiedy
zamykamy ten numer, wśród patronów honorowych wydarzenia wymieniano już tylko
marszałka województwa śląskiego, chociaż i ten zaprzecza, żeby obejmował taką
imprezę swoim patronatem. Herby dwóch innych województw zniknęły. Zniknęła też
informacja o patronie strategicznym wydarzenia, jakim miała być Akademia
Leona Koźmińskiego, - Wycofaliśmy patronat i naszych ekspertów, którzy mieli
wystąpić, bo organizatorzy kongresu okazali się zbyt kontrowersyjni, Słyszałam
zresztą, że kongres może się w ogóle nie odbyć - mówi Ewa Barlik, rzeczniczka
prasowa uczelni.
- Dowiedzieliśmy się, że w
organizację zaangażowany jest Michał Dzięba, który nie jest dla nas postacią
wiarygodną - dodaje Barlik.
PAN POŻYCZALSKI
Jak to się stało, że
przedsiębiorcy uwierzyli Dziębie i wpłacali pieniądze na zmyśloną imprezę? Ci,
którzy mieli z nim styczność, opowiadają, że jest doskonałym uwodzicielem, -
Potrafi czarować, manipulować, powoływać się na wpływy wśród najważniejszych
polityków - mówi jeden z naszych rozmówców. Swój manipulatorski talent
wykorzystał już w zeszłym roku. Wypożyczył luksusowy samochód z jednej z
podwarszawskich wypożyczalni. Opowiadał, że jest na fali, że rusza zaraz z
dużym projektem i potrzebuje jakiegoś reprezentacyjnego auta, żeby wyglądać na
poważnego inwestora. Wycelował w sportowy model Porsche Cayenne GTS wart ćwierć
miliona złotych. Tb był listopad 2017 r. Auto miał oddać zaraz po sylwestrze,
ale przedłużył umowę do końca stycznia tego roku. Za żaden miesiąc używania
samochodu nie zapłacił. Zwodził właściciela wypożyczalni kolejnymi telefonami,
że pieniądze są już w drodze, że zaraz wykona przelew na jego konto, Umówił Się
na spotkanie, na którym miał oddać samochód i pieniądze za wypożyczenie.
Właściciel firmy na spotkanie przyszedł, ale Dzięba już nie. Przedsiębiorca
stracił cierpliwość. Skoro Dzięba nie chciał się
z nim spotykać osobiście, to wystał pod jego mieszkanie swojego pełnomocnika,
żeby odebrał mu samochód. Tb, co ujrzał na miejscu, przerasta wyobraźnię. Auto
było zniszczone. W środku kompletny bajzel: zalana tapicerka, powyrywane
przyciski, siedzenia przypalone papierosami. Karoseria wyglądała tak, jakby
ktoś potraktował ją papierem ściernym. Dzięba tłumaczył, że lakier uszkodziły
szczotki na myjni. Oddał kluczyki, ale bez dowodu rejestracyjnego, bo go
zgubił. Właściciel wypożyczalni szacuje swoje straty na blisko 40 tys. zł. Mało
tego. Zaczęły do niego spływać pisma od policji, która domaga się podania
osoby, która użytkowała samochód, w czasie kiedy wypożyczał go Dzięba. Kierowca
miał dwukrotnie ukraść tym samochodem paliwo na stacjach benzynowych.
PRZEDSIĘBIORCY KONTRA PEŁNOMOCNICTWA
Kiedy Dzięba jeździł wypożyczonym
porsche, organizował Polską Izbę Gospodarczą Elektromobilności. Instytucję
równie podejrzaną co sam kongres. W lutym Krajowy Rejestr Sądowy odmówił jej
rejestracji. „Wprost” dotarł do dokumentów izby.
Zebranie założycielskie odbyło się w styczniu w Warszawie. Wzięło w nim
udział kilkudziesięciu biznesmenów działających w branży. - Nie znam Michała
Dzięby, ale uznaliśmy, że taka izba to dobry pomysł. Mogłaby reprezentować
naszą branżę - mówi Krzysztof Kochanowski, prezes zarządu Stowarzyszenia
Polskiej Izby Magazynowania Energii.
Do izby weszli nawet przedstawiciele spółek Skarbu Państwa. W tym PKP
Informatyka i producent urządzeń telekomunikacyjnych Kolejowe Zakłady Łączności
z Bydgoszczy. Na spotkaniu założycielskim przemawiał nawet dr hab. Bartłomiej
Nowak, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, a jednocześnie szef rady
nadzorczej gazowego potentata PGNiG. Jeszcze wtedy wierzył, że powołanie do
życia takiej izby ma duży sens. - Stworzenie izby elektromobilności uważam za słuszny
pomysł, biorąc pod uwagę, że to jest odpowie
dni czas pod względem regulacyjnym oraz cywilizacyjnym - mówi.
Ale samo walne zgromadzenie, na którym wybierano władze izby,
przebiegało w kontrowersyjny sposób. - Dziwnie to wyglądało.
Przedsiębiorcy, którzy zebrali się
na sali, nie mieli decydującego głosu. Większość w każdym głosowaniu miało
dwóch mecenasów, którzy przynieśli po kilkadziesiąt pełnomocnictw różnych firm.
To oni decydowali, jaki będzie skład rady izby i kto zostanie jej prezesem
- mówi Marcin Piórkowski, przedsiębiorca, który był
obecny na walnym zgromadzeniu.
Część firm wycofało się z przedsięwzięcia. 30 stycznia rezygnację
złożyły PKP Informatyka i Kolejowe Zakłady Łączności. Krajowy Rejestr Sądowy,
przy zwrocie wniosku o rejestrację izby, zwrócił uwagę, że nie dołączono
odpisów z rejestrów ewidencji założycielskich firm oraz pełnomocnictw do
głosowania w imieniu poszczególnych założycieli. Mimo upływu czasu ponowny
wniosek o rejestrację nigdy nie wpłynął. W
ubiegły poniedziałek rezygnację złożył też dr hab. Bartłomiej Nowak. - Biorąc
pod uwagę zamieszanie i chaos co do osoby prezesa izby, podziękowaliśmy sobie
za współpracę - tłumaczy.
HRABIA WYPRASZA
Jeszcze na początku ubiegłego
tygodnia sami chcieliśmy się wybrać na poniedziałkowy kongres. Zadzwoniliśmy
do rzeczniczki wydarzenia i poprosiliśmy o akredytację. Po godzinie zadzwonił
do nas Michał Dzięba i poinformował, że żaden dziennikarz „Wprost” nie zostanie
wpuszczony na jego wydarzenie. I że nie życzy sobie, by nasi dziennikarze
dzwonili do osób z jego otoczenia. - Jeżeli macie jakieś pytania, to wyślijcie
je w trybie prasowym, ale i tak na nie nie odpowiem - wyjaśnia. -1 jeszcze
jedno: nigdy do mnie nie dzwońcie - powiedział, rzucając słuchawką.
W tej sytuacji postanowiliśmy dotrzeć do Dzięby osobiście. Pod
warszawskim adresem Polskiej Izby Gospodarczej Elektromobilności nie
znaleźliśmy żadnego szyldu. Sposobem udało nam się jednak wejść do biura izby.
To pomieszczenie po nieistniejącym już laboratorium medycznym, z dużą liczbą
starych sprzętów i kartonów. Nie wygląda jak
funkcjonujące biuro jakiejkolwiek instytucji. Gdy mówimy, że jesteśmy z
„Wprost”, Dzięba nie kryje irytacji. - Wypraszam was z tego pomieszczenia -
mówi. I wzywa na pomoc mężczyznę, który towarzyszy mu w biurze. - To jest pan
Krzysztof Sobański, pochodzi z rodziny hrabiowskiej. On wyprosi was z
pomieszczenia - mówi Dzięba. Na wezwanie „pan Krzysztof” podchodzi do nas i
każe nam wyjść. Mimo tych niesprzyjających warunków z Dziębą udaje nam się
jednak chwilę porozmawiać.
Przyznaje, że firmy tworzące izbę wpłacały po tysiąc złotych opłaty
członkowskiej. - Jeśli ktoś będzie miał do nas roszczenia finansowe, to
wszystko oddam - zapewnia. - Brak rejestracji w KRS wynika jedynie z drobnych
uchybień formalnych. Nie ma żadnego oszustwa. Konferencja się odbędzie, mimo że
instytucje wycofują patronaty. Boją się, bo wiedzą, że prowadzę działalność
polityczną. Dziennikarstwo, które reprezentujecie, to szkoła Michnika. Pan Bóg
spuści na was siarkę i ogień - dodaje.
PRZELEW. KTÓRY NIE DOSZEDŁ
Po publikacji naszego materiału w
środę Dzięba wpadł w szał. Zaczął wysyłać e-maile w środku nocy, zapowiadał, że
złoży pozew i do ostatniej chwili uspokajał wszystkich dookoła, że
poniedziałkowy kongres na pewno się odbędzie. „Kongres oczywiście się odbędzie,
panelistów będzie sporo więcej, niż zakładaliśmy, a gości ponad 200”
- twierdził w ubiegły czwartek. Do czwartku, do godziny 14.00 miał też czas, że
- by opłacić zarezerwowaną pod kongres salę w Business Centre Club. „Przelew właśnie wychodzi do BCC” - uspokajał na
Twitterze. Wtedy internauci zaczęli domagać się, żeby wrzucił do sieci skan
potwierdzenia przelewu. Dzięba na początku brnął w to, że zaraz udostępni
potwierdzenie wpłaty, ale później wpadł na bardziej zaskakujący pomysł. „Mam
wrażenie, że BCC udostępni nam salę za DARMO. Dziś rozmawiałem o tym z
dyrektorem BCC, panem Świderskim. BCC bardzo nam pomaga. Przeprosili za
nieporozumienie”.
Zadzwoniliśmy do Andrzeja Świderskie - go, dyrektora pionu handlowego w
BCC. Przytoczyliśmy mu tę wiadomość Dzięby, na co Świderski wybuchł śmiechem. -
Delikatnie mówiąc, to, co pisze w tej sprawie pan Dzięba, to duże nadużycie -
odpowiada. Z racji tego, że Dzięba do czwartku nie zapłacił za salę, BCC
wysłało mu informację, że anuluje poniedziałkową rezerwację. Wtedy zaczął
wypisywać do Świderskiego SMS-y z pretensjami. Groził nawet, że wytoczy BCC
proces. W piątek, kiedy zamykaliśmy to wydanie „Wprost” Dzięba nagle poinformował
o tym, że kongres odbędzie się w innym miejscu. Według naszych informacji -
przy ul. Foksal w Warszawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz