Nieprawdy, półprawdy,
niedorzeczności i niekończące się samochwalstwo władzy. Dlaczego tak wielu
Polaków ani to drażni, ani żenuje; przeciwnie - wydaje się im podobać? Skąd ta
nieodporność na propagandę?
Każda
władza uprawia propagandy; dzisiejsza w Polsce tym się wyróżnia. że nie
ukrywa bynajmniej, iż robi to intensywnie, instytucjonalnie, za grube
pieniądze. Właśnie powołano tzw. zespół do spraw szybkiego reagowania na wpadki
wizerunkowe, czyli propagandowe pogotowie ratunkowe. A istnieje już przecież
potężna sieć „leczenia" Polaków i nie-Polaków z jakichkolwiek wątpliwości
co do wielkości naszego narodu oraz poczynań obecnej władzy - od Polskiej
Fundacji Narodowej (na której koncie z początkiem lutego figurowały 243 min zł
z daniny nałożonej na państwowe spółki) po media, przez nieuwagę nazywane? jeszcze niekiedy
publicznymi (w tym TVP,
zasilonej latem 2017 r. 800 min zł tzw.
pożyczki wprost z budżetu).
Dwa proroctwa
Polski zwrot polityczny 2015 r.
przyniósł wiele zdumień, jeśli chodzi o nasze społeczeństwo. Jednym z
najbardziej przykrych jest podatność zaskakująco dużej jego części na
propagandę. Dlaczego (wciąż) grubo ponad milion codziennych konsumentów
„Wiadomości” TVP1 nie dostrzega w nich manipulacji? A jeśli dostrzega, to
dlaczego jej ulega i na nią przystaje? jakiego
powodu toleruje „techniki perswazyjne służące rozpowszechnianiu stronniczych
idei i poglądów, nierzadko przy użyciu
kłamstwa i podstępu”, „zręczne posługiwanie się obrazami, sloganami i
symbolami, odwołującymi się do ludzkich uprzedzeń i emocji” w osławionych
paskach telewizyjnych albo na antysędziowskich billboardach?
Cytaty tu użyte pochodzą z definicji propagandy, zaproponowanej w 2001 r. przez amerykańskich psychologów Anthony’ego Pratkanisa i Elliota Aronsona w światowym bestsellerze
„Wiek propagandy". Książka powstała w czasach, gdy jeszcze nie istniały
pojęcia w rodzaju: Fake news (bzdury rozpowszechniane
głównie przez media społecznościowe), trolling (celowe
ośmiesza nie i obraża nie polemistów na lorach dyskusyjnych), agnotologia (kierunek badań demaskujący
celowe szerzenie ignorancji, podważanie prawd udowodnionych naukowo). Pozycja
jest jednak ustawicznie wznawiana, bo okazała się przenikliwa i prorocza, sugerując, że - po pierwsze - świat współczesny stał się rajem dla cynicznych
propagandystów, zimnych manipulatorów, podstępnych sprzedawców kiepskich
towarów, zgubnych idei i fałszywych przekonań. Homo sapiens w najmniejszym
stopniu nie uodpornił się na perswazyjne toksyny mimo krańcowych Orwellowskich
doświadczeń z totalitaryzmami.
Nasz gatunek wbrew swemu głębokiemu przekonaniu o zdrowym rozsądku i
sceptycyzmie, rosnącej wiedzy i umysłowemu
rozgarnięciu - pozostał wobec propagandy bezbronny niczym dziecko. I to bez
względu na wiek. pochodzenie społeczne, przekonania, a nawet wykształcenie. To
nie jest tak, że propagandowy przemysł na dostęp tylko do osobników o
niewydolnym intelekcie, rozchwianych emocjonalnie, uszkodzonych
osobowościowo. Przytłaczająca większość ludzi uważa siebie samych za wyjątkowo
samodzielnych w myśleniu (badacze nazwali to
efektem trzeciej osoby: „ja nie ulegnę wpływowi. choć inni mogą mu ulec”).
Niestety, fantastycznie zaprogramowany ludzki mózg dla skuteczniejszego funkcjonowania
został wyposażony w kilka bezpieczników. To przynajmniej trzy powszechnie znane
mechanizmy psychologiczne. na których żeruje dziś wszechpotężny świat
komercji, cyniczni pracownicy reklamy, pozbawieni etycznych zahamowań
specjaliści od piaru, gorliwie dyspozycyjni dziennikarze. A przede wszystkim
funkcjonariusze - jak się powiadało za komuny
- politycznego frontu propagandowego.
Trzy bezpieczniki
1 Pierwszy z tych bezpieczników służy
oszczędzaniu energii poznawczej. Jak to nazwała psychologia, człowiek z natury jest skąpcem poznawczym (ang. cognitive
miser). Ponieważ zdolność mózgu do przetworzenia wszelkich
docierających doń informacji jest ograniczona, często obieramy tzw. drogę
obwodową przyswajania nowych treści: upraszczamy złożone problemy, niejako
wrzucamy je na ruszt gotowych już schematów myślowych, emocji, uprzedzeń i
przekonań. Dziś oczekiwanie, że w bezprecedensowym natłoku informacji każdy
człowiek dokona głębokiego namysłu nad każdym pojawiającym się problemem, z
wykorzystaniem całego racjonalnego, analitycznego potencjału mózgu (czyli
drogi ośrodkowej), jest po prostu naiwne.
Toteż trudno się dziwić, że konsumenci rządowej propagandy łyknęli
sos, w jakim skąpano na przykład tzw. reformę sądownictwa. System demokratycznych
instytucji prawnych, ich wzajemnej, subtelnej równowagi, gwarancje politycznej
niezawisłości to zbyt trudna materia, by ją analizować za każdym razem, gdy
prokurator Piotrowicz wychodził na sejmową trybunę i ogłaszał, że jest wyrazicielem woli suwerena, któremu
polskie sądownictwo się nie podoba. Oszczędniej poznawczo jest przyjąć, że
wymiar sprawiedliwości był do tej pory ślamazarny i nie zawsze sprawiedliwy, że
kasta sędziowska się broni, że to może nawet postkomuna. Ośrodkowa droga co
prawda może prowadzić do wniosku, że burzenie kolejnych instytucji i oddanie
owego wymiaru w ręce jednego człowieka nic tu nie uzdrowi. Ale ścieżka
obwodowa wydaje się bardziej racjonalna, a na pewno wygodniejsza: ja się
zajmuję czym innym, nie będę teraz studiować prawa, dajcie im reformować, potem
się zobaczy, co z tego wyniknie.
2 Ludzkość
tkwi w przekonaniu, że jesteśmy istotami racjonalnymi. Psychologia prostuje: jesteśmy istotami skłonnymi do racjonalizacji swego postępowania
i sposobu myślenia. To kolejny bezpiecznik, który pozwala człowiekowi zachować
pozytywną samoocenę, warunek równowagi psychicznej. Jakkolwiek zatem ludzki
osobnik irracjonalnie postępuje, chce myśleć o sobie jako o człowieku rozsądnym. Oraz pragnie, by inni tak o nim
myśleli. Gdy odczuwa dysonans poznawczy (jak w 1957 r. Leon Festinger, klasyk
psychologii społecznej, nazwał sytuację, gdy rzeczywistość kłóci się z
przekonaniami), uruchamia rozmaite mechanizmy, by tylko nie przyznać się, że
błądził, wykazał głupotę czy naiwność. Unika zatem nieprzyjemnych informacji,
zniekształca je, zaprzecza, byle tylko zracjonalizować swoje przeszłe
postępowanie
Dlatego nic powinno dziwić, jak gładko poszła dymisja Beaty Szydło i
innych ministrów tamtego rządu, nie wywołując w dotychczasowych entuzjastach
pani premier szczególnego rozgoryczenia.
3 Trudność przyznania się do własnej ślepoty, głuchoty, a
czasem głupoty
to trzeci z psychologicznych
bezpieczników. Człowiek ogranicza swą samodzielność umysłową w grupie, bo
przynależność do stada i akceptacja przez nie jest dla osobników naszego
gatunku warunkiem sine qua non przeżycia. Liczne eksperymenty
psychologiczne dowiodły, że dla społecznej akceptacji jest w stanie powtarzać
za innymi bzdury, kłamstwa i robić rzeczy
niecne. Na dodatek kultura, w której żyjemy, nie toleruje błędów, traktuje je
jako porażki, a porażka jest bez mała grzechem. Lansuje natomiast osobniki,
które rzekomo znają się na wszystkim, gotowe są udzielać informacji i rad na
dowolny temat, skomentować każde wydarzenie. To liczni eksperci-celebryci, ale
też internetowe masy, ślące w świat co dnia miliardy objawień, zaczynających
się od słów: „Prawda jest taka, że...".
Nie powinno zatem zdumiewać, że propaganda rządowa tak łatwo poradziła
sobie ze zdyskredytowaniem KOD. przedstawiając go jako żałosny eksces
odspawanych od stołków elit, gardzących „naszą" grupą - prawdziwymi
patriotami. Kobiety leżące na drodze tzw. Marszu Niepodległości czy
występujące przeciw kibolom na jasnogórskich błoniach propaganda na swój
sposób odczłowieczyła - jako element obcy,
przynależny do grupy wrogiej, czyli agentki lewactwa, ideologii gender i generalnie larwy, które sanie do zadymy się pchały.
Niemal codziennie mamy kolejne przykłady tej manipulacji.
Cztery techniki
Jak widać, propaganda ma szeroko
utorowaną drogę do ludzkich umysłów. To też wbrew powszechnemu przekonaniu -
nie jest specjalnie wyrafinowaną sztuką. Wywieranie wpływu, by odbiorca
tendencyjnego komunikatu „dobrowolnie” przyjął podpowiadany punkt widzenia (a
to jest wszak cel ostateczny każdej propagandy), opiera się - zdaniem
Pratkanisa i Aronsona na czterech
banalnych technikach.
1 Pierwsza
to przeprowadzenie z odbiorcą swoistej gry
wstępnej, przejęcie Kontroli nad sytuacją i stworzenie odpowiedniej
atmosfery. Polega na wygłoszeniu kilku banałów w stylu: „Przecież każdy
wie...”, „Wszyscy uważają za oczywiste...
Mistrzostwo w takiej grze prezentuje Jarosław Kaczyński na
miesięcznicach smoleńskich; ma w repertuarze dziesiątki niedopowiedzeń,
„oczywistych oczywistości”; jest niezrównany w tworzeniu wieczornej atmosfery,
gdy ci stojący w prawdzie (lub zdążający ku prawdzie) oblężeni są przez „gorszy
sort”.
2 Drugi
krok ku propagandowej skuteczności to stworzenie
właściwego wizerunku nadawcy w oczach odbiorców. Powinien jawić się jako człowiek
sympatyczny, dobrze poinformowany, godny zaufania. Walny atak na elity sprawił,
że niewiele się ostało po dotychczas pewnych wyznacznikach autorytetu, jak
tytuł profesorski, doświadczenie na odpowiedzialnych stanowiskach, prestiżowy
zawód (lekarze czy prawnicy zostali przykładnie spostponowani), uznanie
międzynarodowe, zasługi w opozycji demokratycznej z czasów PRL Propagandyści
PiS, do niedawna funkcjonariusze partyjni, uczynili autorytetami samych
siebie. Mariusz Błaszczak, Joachim Brudziński, Patryk Jaki potrafią głosić
słowo na każdy temat i rządzić każdą sferą życia publicznego. Nie wydaje się,
by było im do czegoś potrzebne właściwe wykształcenie, doświadczenie,
eksperckie czy nawet publicystyczne wsparcie. Mają atest autorytetu. Obecnie
konkurują dwa ośrodki atestowania autorytetów: Nowogrodzka i Toruń. Bywanie z
o. Rydzykiem i ostentacja religijna wciąż mają
dużą moc sprawczą-część polskiego społeczeństwa nie jest w stanie podać w
wątpliwość intencji kogoś, kto jest przecież „jak ja: prawdziwym Polakiem i
prawdziwym katolikiem”.
3 Zasadnicze
znaczenie dla celności propagandy ma konstrukcja
komunikatu.
propagandysta skupia uwagę
odbiorcy na tym, na czym chce, a odwraca od meritum sprawy. Skuteczna taktyka
perswazyjna steruje wręcz myślami odbiorcy, zakłóca wszelkie wątpliwości.
Przy tym robi to żywo, sugestywnie, obrazowo. Najjaskrawszym wykwitem tej
techniki z ostatnich kilku miesięcy była reakcja telewizji publicznej na
protest lekarzy rezydentów. Niesławny „numer kawiorowy (użyto publicznie
prywatnego zdjęcia młodej lekarki z misji charytatywnej, twierdząc, że pochodzi
ono z egzotycznych wakacji) wydawał się czymś, co ostatecznie pogrąży w oczach
odbiorców propagandowy animusz TVP. Nic z tych rzeczy; niektórzy
ludzie i dziś, mimo względnej zgody zawartej przez lekarzy z nowym ministrem
zdrowia, powtarzają, że młodzi chcą zarabiać więcej od profesorów, jeździć na
Kanary i jeść kawior.
4 Skuteczny
przekaz wieńczy wzbudzenie emocji i podpowiedź,
jak sobie z nimi radzić. Propaganda nie może się obyć bez podsycania złości i
poczucia krzywdy, bez siania nienawiści i żądzy zemsty, bez wskazywania winnych
i zapowiedzi ich przykładnego ukarania. A
przede wszystkim - bez nieustannego wzbudzania lęku przed innymi. I zapowiedzi:
my wiemy, jak sobie z twoimi lękami poradzić: nie wpuścimy uchodźców,
powsadzamy aferzystów, nie poddamy się dyktatowi Uli i Izraela.
Wydaje się, że przy niedawnej nowelizacji ustawy o IPN propaganda rządowa
odniosła sukces absolutny - rezultat przerósł oczekiwania, publiczność tak
dalece utożsamiła się z punktem widzenia władzy, że sam prezes musiał wymyślić
dziwną metaforyczną frazę o diabelskich podszeptach. Czy przyszła mu na myśl refleksja,
że wzbudzona nagle fala antysemityzmu to efekt obrazu świata, jaki od lat
wtłacza do głów rodaków? To obraz upokorzonej i oblężonej, zewsząd atakowanej
„wyspy wolności". Obraz czarno-biały: my i oni. Wszędzie spiski, wszędzie
wrogowie, wszędzie podstępne knucia. To się utrwaliło w poznawczych drogach obwodowych
milionów Polaków i trudno ich będzie stamtąd zawrócić. Nie da się tego uczynić
bez podważenia ich samooceny, szacunku do samych siebie.
Jedna strategia
Propagandą posługiwali się wszyscy
władcy, od egipskich czy azteckich począwszy. Po raz pierwszy termin pojawił
się w uniwersalnym słowniku stosunkowo niedawno. W 1622 r., w reakcji na protestantyzm,
papież Grzegorz XV ustanowił Kongregację Rozkrzewiania Wiary (sacra Congregatio
dc Propaganda Fide).
Słowo od razu nabrało negatywnych konotacji w
krajach protestanckich; w katolickich było neutralnym synonimem nauczania,
kaznodziejstwa. Karierę zaczęło robić w czasie pierwszej wojny światowej, gdy
władze celowo stosowały nie do końca etyczne techniki wpływu, by wzmocnić
morale i patriotyzm żołnierzy. Totalitaryzmy XX w. uczyniły z propagandy narzędzie
władzy nad ludzkimi umysłami nie mniej skuteczne niż przemoc i terror.
Otumaniły propagandą miliony. Tzw. porządnych obywateli przeistoczyły w
szubrawców.
Oczywiście każda propaganda w końcu przestaje działać. Staje się - jak
w PRL - nieznośna, śmieszna i żałosna, zaczyna
być niewyczerpanym złożem pomysłów dla literatów i kabareciarzy. Ale też każda
propaganda zostawia ślady w umysłach tych, którzy byli na nią latami
wystawieni. Zwykle do końca, choćby skrycie, trzymają się swojej fałszywej
wiary. I uparcie usiłują przekazać ją następnym pokoleniom.
Co można zrobić dziś w Polsce, by choć część osób, które dały się
ponieść propagandowym omamom, oprzytomniała, zauważyła, jak bardzo
instrumentalnie jest traktowana? Kiepskim pomysłem jest tworzenie
kontrpropagandy; zwykle jest słabsza od oryginału. Odpowiedzią na propagandę
powinna być rozumna perswazja, rzeczowe, bezemocjonalne analizy, uparte
tłumaczenie spraw tak skomplikowanych, jak np. trójpodział i równowaga władz.
(I jakaś wizja przyszłości,
nieograniczająca się do lamentu, że tyle będzie do posprzątania po PiS).
Jednego zaniedbać na pewno nie wolno: dzieci. PiS konsekwentnie
realizuje swoją przedwyborczą zapowiedź w kwestii edukacji - będzie młodzież
poddawać propagandzie, nazywanej wychowaniem patriotycznym czy polityką
historyczną. Programy szkolne podsuwają już odpowiednich bohaterów i tę zgubną
czarno-białą wersję historii i teraźniejszości, w której pod kruchą dumą
narodową kryją się nasze wielowiekowe kompleksy, zamiatane pod dywan winy,
okrutne błędy królów, wodzów, liderów. Szkoła znów będzie chciała zwolnić
młodzież z samodzielnego myślenia, z kwestionowania „oczywistych
oczywistości”, z konieczności chodzenia wspomnianą drogą ośrodkową. Więc - jak
radzą Pratkanis i Aronson
- trzeba z dziećmi rozmawiać. Nie odcinać ich
od bzdurnej telewizji, nachalnej reklamy czy internetowych treści (bo i tak
gdzieś je one dopadną), ale wspólnie oglądać, pytać, rozmawiać, komentować.
Przypatrywać się przekazom i je wspólnie rozbierać na czynniki pierwsze.
Uczulać na komunały, slogany, gotowe formułki. Słowem, bezustannie trenować je
w radzeniu sobie z natłokiem informacji, z lawiną fake’ów, bredni, półprawd. Inaczej prawdziwy wiek propagandy
dopiero nastąpi.
Ewa Wilk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz